Strony

Strony

piątek, 17 października 2025

              Polski Gaudi, czyli desant z Krakowa         w Bartnikach

Ten kościół jest dobrze widoczny z okien pociągów na linii z Warszawy do Skierniewic.  Na skraju Puszczy Bolimowskiej, po północnej stronie torów wznosi się ten jednonawowy kościół św. Antoniego z Padwy z wieżą z czerwonej cegły. Znajduje się w Bartnikach, ale parafia jest radziwiłłowska, sąsiedni Radziwiłów jest ważniejszy, ma nawet stację kolejową. Od 1920 r. parafia jest powierzona Zgromadzeniu Zmartwychwstania Pana Naszego Jezusa Chrystusa. W Bartnikach znajduje się nowicjat polskiej prowincji tego Zgromadzenia, które w roku 1836 założył w Paryżu Bogdan Jański. zmarły w 1840 r. w Rzymie, urodzony  w 1807 r. w Polsce polski działacz Wielkiej Emigracji, założyciel Zgromadzenia Zmartwychwstania Pańskiego oraz Sługa Boży Kościoła katolickiego.  Powszechnie uważany za  „apostoła emigracji” przyjaźnił się z Adamem Mickiewiczem. Po śmierci Jańskiego jego uczniowie w niedzielę wielkanocną 1842 roku, złożyli pierwsze śluby zakonne w katakumbach św. Sebastiana w Rzymie.

Świątynię w Bartnikach ufundowali Feliks i Emilia Sobańscy z nieodległego stąd Guzowa, a wybudowana została w latach 1905-1907 według projektu Teodora Talowskiego (1857-1910). To świetny artysta, ale poza Krakowem praktycznie nieznany. Dzieła tego architekta charakteryzowała indywidualność i niecodzienność, jak określają to nam współcześni jego koledzy z branży. To prawda, projektów Talowskiego nie sposób jednoznacznie zaklasyfikować, powszechnie zaliczany jest do nurtu eklektycznego, badacze podkreślają także widoczną w jego budynkach „estetykę malowniczości” oraz ekspresjonizm i symbolizm. Obdarzony fantazją malowniczo zestawiał asymetryczne bryły, urągając wszelkiej harmonii, akcentował różnice faktur i dążył do wydobycia maksimum ekspresji z wyolbrzymionego detalu i ornamentu. Dzięki talentowi i wielkiej fantazji stworzył własny oryginalny język form z pogranicza obumierającego historyzmu oraz rodzącej się secesji i modernizmu. Nie da się zapomnieć jego projektu kamienic krakowskich, stworzył ich tam szesnaście, wśród nich a najsłynniejszymi są „Dom pod pająkiem” i "Pod Śpiewającą Żabą"; warto się wybrać w ich poszukiwaniu w czasie swojego pobytu w grodzie Kraka. Zaprojektował 70 kościołów, do tego liczne kaplice, grobowce, pałace, dwory i wille, szpitale, wszystko głównie na terenie Galicji. 

Niektórzy skłonni byliby nadać mu przydomek "polskiego Gaudiego". Światowej kariery nie zrobił. Kościół w Bartnikach jest bodaj jedynym jego dziełem na Mazowszu. 


Warto przyjrzeć się fasadzie. Jest kulisowo dostawiona do ściany wieży i oszkarpowana.  Na tympanonie napis: ‘Przyjdź królestwo twoje” i zwieńczenie w formie uskokowego szczytu, zdobione płaskorzeźbą przedstawiającą scenę chrystologiczną, ilustrującą słowa: „Co jest cesarskie oddajcie cesarzowi a co Boże Bogu” (Mat. 22, 15-22). Nad tympanonem widnieje kolista rozeta, ponad którą w niszach ustawiono figury Chrystusa i Madonny. Ciąg wyobrażonych na fasadzie przedstawień kończy potężny krucyfiks, który jest repliką dzieła Wita Stwosza z kościoła Mariackiego. Krucyfiks ten umieszczono na tle ostrosłupowego okna. Całość zwieńczona została uskokowym szczytem przysłaniającym daszek wieży o hełmach na kalenicy oraz flankowaną parą ośmiobocznych wieżyczek o hełmach zakończonych gotyckimi kwiatonami. Bardzo jest to wszystko interesujące. 


       Podczas I wojny światowej w 1914 roku, gdy wrogie sobie armie rosyjska i niemiecka zatrzymały się na siedem miesięcy nad Rawką i Bzurą, wszystkie wioski okoliczne zostały zniszczone. 28 czerwca 1915 roku Rosjanie, opuszczając pozycje nad pobliska Rawką, chcieli zburzyć wieżę kościelną, szczęśliwym jednak trafem, walczący w armii rosyjskiej Polak, płk Pawłowski, przekonał dowództwo, aby od tego zamiaru odstąpiono. 

Pierwszy raz zobaczyłem ten kościół w roku 1968, dawno temu, czasem myślę, że nadto dawno. Był czas wielkanocny, pojechałem pociągiem na pieszą wycieczkę do Puszczy Bolimowskiej. Zanim wsiadłem w pociąg powrotny na stacji w Radziwiłłowie, wszedłem do tej niezwykłej świątyni. W wnętrzu  stała straż przy symbolicznym grobie Chrystusa, pełniło ją czterech umundurowanych członków miejscowej ochotniczej straży pożarnej w wypucowanych, złotych kaskach pożarniczych na głowach. Stali poważni i dumni z tego swojego stania. Szedłem potem ścieżynką wzdłuż torów do oddalonej o kilkaset metrów stacji. Zobaczyli mnie rówieśni mi miejscowi i zaczęli rzucać we mnie kamieniami, którymi obsypane były tory kolejowe. Zobaczyli "cudaka" z plecakiem (mało kto z takim czymś chodził wtedy po wioskach polskich nizin, Mazowsze tym również różniło się wtedy od Małopolski) to i rzucali, a co mieli sobie odmawiać. Udawałem, że to mnie nie dotyczy. Choć raz czy dwa razy trafili w plecak, szedłem szparko i  konsekwentnie przed siebie, a oni rzucania zaprzestali, biec im się za mną nie chciało. 

Jakiś czas potem znowu jechałem pociągiem w tamte strony. Pociąg minął stację Radziwiłłów, więc przyssałem się do szyby okna, za którym miał się ukazać widok tego kościoła, ale wzrok zatrzymał się na moment na budce dróżnika, którą właśnie pociąg mijał. Była to zwykła budka pomieszczeniem wewnątrz i z balkonikiem, na który - gdy przejeżdżał pociąg - wedle dawnego, kolejowego zwyczaju wychodził dróżnik z chorągiewką w ręce, aby tak zapewnić kierującego pociągiem, że wszystko jest w porządku i przejazd jest bezpieczny. Teraz to pewnie już jest całkiem inaczej, elektronika steruje wszystkim, ale kiedyś taki dróżnik z chorągiewką to był widok budujący i powszechny. A co zobaczyłem, upewniłem się w tym, gdy wracałem tą samą trasą. Nie przeoczyłem się. Budka była niechybnie używaną, a balkonik dość dokładnie zabezpieczony od zewnątrz mocno naciągniętą metalową siatką. Czyżby przed czyimiś kamieniami?  Lata cale mnie tam nie było. Zajrzałem właśnie na mapę internetową, zobaczyłem zdjęcie tego miejsca, budki dróżnika na nim już nie ma.. 

Nie tylko w interesującą architekturę i piękne krajobrazy  obfituje życie wędrowca. W okolicy Bartnik jest ich też trochę, to fragment o wiele większej całości,  dość akuratnie opisałem tę okolicę  w przewodniku "Puszcza Bolimowska.Wycieczki z sercem", którego II wydanie ukazało się w r.2023. W przewodniku są i takie propozycje krajoznawczych celów, jak ta z okolicy Bartnik. Trafić tam nie łatwo, warto przedtem zasięgnąć języka u tutejszych. Na pn.zach. od kościoła znajduje się na skraju lasu mogiła, w której spoczywa młody praktykant leśny; jak opowiadają miejscowi, w 1922 roku młodzieniec zastrzelił się z powodu nieszczęśliwej miłości. Przed śmiercią prosił, aby go pochować w tym właśnie miejscu. Przy mogile świerk zasadzony po jego śmierci, spore już osiągnął rozmiary, jest stuletni. Ten post wpuszczam  do swojego blogu niedługo przed listopadowymi świętami zmarłych. Może zechce ktoś skorzystać  z tej blogowej podpowiedzi i w tej właśnie, listopadowej porze, powędruje w tamte okolice, aby zapalić światełko znicza przy tej leśnej mogiłce...


.................................................................. 


 

sobota, 4 października 2025

Potężny dąb w Śladowie

Większość z tych, co to są przekonani, że świetnie znają Puszczę Kampinoską, nie była zapewne nigdy w Śladowie. To niewielka wioska, położona nad Wisłą na północno-zachodnim krańcu podwarszawskiej Puszczy, w otulinie Kampinoskiego Parku Narodowego. Powiadają, że nazwa ta to stąd się wzięła, że tu sporo po sobie śladów pozostawił Władysław Jagiełło. Istniał już albowiem ten Śladów w XV wieku, a od końca XVIII w. przez sto pięćdziesiąt lat mieszkali w niej także koloniści „olenderscy”. Kilka powodów jest, aby Śladów odwiedzić. Przede wszystkim trzeba zobaczyć imponujący  pomnik przyrody, dąb szypułkowy o nazwie „Obrońca” . To potężne drzewo ma 6 metrów obwodu na wysokości piersi. Pośród zabytkowych drzew  nie ma sobie równych  w całej Puszczy Kampinoskiej i jej otulinie. 


  Rośnie na terenie jednego z gospodarstw śladowskich, dla gospodarzy jest drzewem domowym,  jednym z mieszkańców siedliska. Jest bardzo wiekowym drzewem. Miejscowi dają mu osiemset lat. Zapewne aż tylu nie ma, pamięta na pewno wiele. Nazwano go Obrońcą dlatego, że we wrześniu 1939 r., gdy w czasie działań wojennych płonęła sąsiadująca z nim stodoła, on własną piersią powstrzymał pożar przed przeniesieniem się na pozostałą część wsi. Ślady ognia są nadal widoczne na pniu od wschodniej strony.  
 
 
W pobliżu, na wale przeciwpowodziowym nad Wisłą, wznosi się w Śladowie smukły  obelisk.  Pod nim też stanąć się powinno. Upamiętnia dramatyczne wydarzenie z czasów wojny. W dniu 18 września 1939 r., w czasie ataku na pozycje broniącego się tutaj oddziału polskiego hitlerowcy użyli miejscowej ludności jako żywej zasłony. Żołnierze polscy, nie chcąc zabijać cywilów, poddali się do niewoli. Niemcy wszystkich wymordowali. Zginęło 252 żołnierzy oraz 106 osób cywilnych, wśród nich kobiety i dzieci. Uratowali się tylko dwaj mężczyźni. Jeden skrył się w wodzie, w której przeleżał dziewięć godzin, a następnie przepłynął rzekę, drugi ocalał, przyciśnięty trupem swego brata. 
 Od pomnika należy przejść nad brzeg Wisły. Po drugiej stronie rzeki widać zabytkowe opactwo w Czerwińsku z jego dwoma wieżami z czerwonego granitu. Górują nad okolicą od 1117 roku. Swoje lata mają!  
 


Nieopodal dębu, zaledwie kilkaset metrów od niego, wiódł ku rzece szlak wojsk jagiełłowych ku niezwykłemu na owe czasy mostowi drewnianemu, zbudowanemu przez mistrza Jarosława pod Kozienicami i spławionemu tutaj na łodziach. Pod murami opactwa i we wsiach sąsiednich chmara luda kłębiło się wonczas, wiele było tam rycerstwa ze wszystkich stron potężnego królestwa, a i z krajów sąsiednich siła. Wszyscy przygotowywali się na wielką wojnę z Krzyżakami, na którą król ich miał prowadzić. Tym mostem przejeżdżał król po wielekroć, tam i z powrotem, dudniły kopyta jego konia po drewnianym moście, gdy do puszczy na łów spieszył, boć myśliwiec był z niego zawołany, a że zapasy mięsiwa dla ogromnego wojska były nieustannie potrzebne, rozbrzmiewała puszcza od gwaru łowców królewskich. 

W pobliskiej Puszczy Kampinoskiej trzy potężne dęby zwano Jagiellonami, dwa nadal jeszcze żyją (chociaż na pewno nie pamiętają Jagiełły, oba mają zaledwie po ok.350.lat). Okazalszy nosi teraz nazwę Dębu Kobendzy, to nazwisko inicjatora powołania parku narodowego w tej puszczy. Widać na tym zdjęciu, że pień dębu ciągnie ku górze, ku światłu, korona tego drzewa zaczyna się wysoko nad ziemią. Wyrastał bowiem pośród wysokich drzew, wśród starodrzewu, musiał walczyć o to swoje królewskie życie wśród drzew mu wzrostem mu rówieśnych. Obrońca ze Śladowa wzrastał w terenie bezleśny, śladowanie go zaakceptowali, uznali za swojaka, ba! przynosił im dumę, był ich! Wiec rozrósł swoją koronę nad wyraz szeroko. Czapki z głów, proszę państwa. 

Taka to okolica wokół tego stareńkiego dębu we wsi Śladów na kampinoskim Powiślu. Ot, niewielki zakątek naszej ojczyzny. A jest w nim wszystko. I uroda naszej mazowieckiej ziemi, kawał jej historii i dramatyzm jej dziejów, i jej chwała. Obrońcy trzeba się pokłonić nisko i z szacunkiem, gdy go się odwiedzi. Potem zaś należy pójść ku pomnikowi i  nad brzeg Wisły, aby spojrzeć na wieżyce czerwińskiego opactwa na drugim brzegu rzeki. W pogodne niedziele niesie się po wodzie głos wiernych, śpiewających stare, kościelne pieśni w wiekowej bazylice. Zanim Śladowianie zbudowali własnym sumptem kaplicę, niedzielne msze odbywały się w tym drewnianym domu, widocznym na zdjęciu, w izbie za tymi oknami.   

PS. Całkiem niedawno, staraniem Muzeum Ziemi Sochaczewsikej i Pola Bitwy nad Bzurą ukazała się książka Sebastiana Tempczyka „Śladów – historia (nie)znana”.  Można ją  kupić w Muzeum Ziemi Sochaczewskiej.  

.........................................................................................