Polski Gaudi, czyli desant z Krakowa w Bartnikach
Świątynię w Bartnikach ufundowali Feliks i Emilia Sobańscy z nieodległego stąd Guzowa, a wybudowana została w latach 1905-1907 według projektu Teodora Talowskiego (1857-1910). To świetny artysta, ale poza Krakowem praktycznie nieznany. Dzieła tego architekta charakteryzowała indywidualność i niecodzienność, jak określają to nam współcześni jego koledzy z branży. To prawda, projektów Talowskiego nie sposób jednoznacznie zaklasyfikować, powszechnie zaliczany jest do nurtu eklektycznego, badacze podkreślają także widoczną w jego budynkach „estetykę malowniczości” oraz ekspresjonizm i symbolizm. Obdarzony fantazją malowniczo zestawiał asymetryczne bryły, urągając wszelkiej harmonii, akcentował różnice faktur i dążył do wydobycia maksimum ekspresji z wyolbrzymionego detalu i ornamentu. Dzięki talentowi i wielkiej fantazji stworzył własny oryginalny język form z pogranicza obumierającego historyzmu oraz rodzącej się secesji i modernizmu. Nie da się zapomnieć jego projektu kamienic krakowskich, stworzył ich tam szesnaście, wśród nich a najsłynniejszymi są „Dom pod pająkiem” i "Pod Śpiewającą Żabą"; warto się wybrać w ich poszukiwaniu w czasie swojego pobytu w grodzie Kraka. Zaprojektował 70 kościołów, do tego liczne kaplice, grobowce, pałace, dwory i wille, szpitale, wszystko głównie na terenie Galicji.
Niektórzy skłonni byliby nadać mu przydomek "polskiego Gaudiego". Światowej kariery nie zrobił. Kościół w Bartnikach jest bodaj jedynym jego dziełem na Mazowszu.
Warto przyjrzeć się fasadzie. Jest kulisowo dostawiona do ściany wieży i oszkarpowana. Na tympanonie napis: ‘Przyjdź królestwo twoje” i zwieńczenie w formie uskokowego szczytu, zdobione płaskorzeźbą przedstawiającą scenę chrystologiczną, ilustrującą słowa: „Co jest cesarskie oddajcie cesarzowi a co Boże Bogu” (Mat. 22, 15-22). Nad tympanonem widnieje kolista rozeta, ponad którą w niszach ustawiono figury Chrystusa i Madonny. Ciąg wyobrażonych na fasadzie przedstawień kończy potężny krucyfiks, który jest repliką dzieła Wita Stwosza z kościoła Mariackiego. Krucyfiks ten umieszczono na tle ostrosłupowego okna. Całość zwieńczona została uskokowym szczytem przysłaniającym daszek wieży o hełmach na kalenicy oraz flankowaną parą ośmiobocznych wieżyczek o hełmach zakończonych gotyckimi kwiatonami. Bardzo jest to wszystko interesujące.
Pierwszy raz zobaczyłem ten kościół w roku 1968, dawno temu, czasem myślę, że nadto dawno. Był czas wielkanocny, pojechałem pociągiem na pieszą wycieczkę do Puszczy Bolimowskiej. Zanim wsiadłem w pociąg powrotny na stacji w Radziwiłłowie, wszedłem do tej niezwykłej świątyni. W wnętrzu stała straż przy symbolicznym grobie Chrystusa, pełniło ją czterech umundurowanych członków miejscowej ochotniczej straży pożarnej w wypucowanych, złotych kaskach pożarniczych na głowach. Stali poważni i dumni z tego swojego stania. Szedłem potem ścieżynką wzdłuż torów do oddalonej o kilkaset metrów stacji. Zobaczyli mnie rówieśni mi miejscowi i zaczęli rzucać we mnie kamieniami, którymi obsypane były tory kolejowe. Zobaczyli "cudaka" z plecakiem (mało kto z takim czymś chodził wtedy po wioskach polskich nizin, Mazowsze tym również różniło się wtedy od Małopolski) to i rzucali, a co mieli sobie odmawiać. Udawałem, że to mnie nie dotyczy. Choć raz czy dwa razy trafili w plecak, szedłem szparko i konsekwentnie przed siebie, a oni rzucania zaprzestali, biec im się za mną nie chciało.
Jakiś czas potem znowu jechałem pociągiem w tamte strony. Pociąg minął stację Radziwiłłów, więc przyssałem się do szyby okna, za którym miał się ukazać widok tego kościoła, ale wzrok zatrzymał się na moment na budce dróżnika, którą właśnie pociąg mijał. Była to zwykła budka pomieszczeniem wewnątrz i z balkonikiem, na który - gdy przejeżdżał pociąg - wedle dawnego, kolejowego zwyczaju wychodził dróżnik z chorągiewką w ręce, aby tak zapewnić kierującego pociągiem, że wszystko jest w porządku i przejazd jest bezpieczny. Teraz to pewnie już jest całkiem inaczej, elektronika steruje wszystkim, ale kiedyś taki dróżnik z chorągiewką to był widok budujący i powszechny. A co zobaczyłem, upewniłem się w tym, gdy wracałem tą samą trasą. Nie przeoczyłem się. Budka była niechybnie używaną, a balkonik dość dokładnie zabezpieczony od zewnątrz mocno naciągniętą metalową siatką. Czyżby przed czyimiś kamieniami? Lata cale mnie tam nie było. Zajrzałem właśnie na mapę internetową, zobaczyłem zdjęcie tego miejsca, budki dróżnika na nim już nie ma..
Nie tylko w interesującą architekturę i piękne krajobrazy obfituje życie wędrowca. W okolicy Bartnik jest ich też trochę, to fragment o wiele większej całości, dość akuratnie opisałem tę okolicę w przewodniku "Puszcza Bolimowska.Wycieczki z sercem", którego II wydanie ukazało się w r.2023. W przewodniku są i takie propozycje krajoznawczych celów, jak ta z okolicy Bartnik. Trafić tam nie łatwo, warto przedtem zasięgnąć języka u tutejszych. Na pn.zach. od kościoła znajduje się na skraju lasu mogiła, w której spoczywa młody praktykant leśny; jak opowiadają miejscowi, w 1922 roku młodzieniec zastrzelił się z powodu nieszczęśliwej miłości. Przed śmiercią prosił, aby go pochować w tym właśnie miejscu. Przy mogile świerk zasadzony po jego śmierci, spore już osiągnął rozmiary, jest stuletni. Ten post wpuszczam do swojego blogu niedługo przed listopadowymi świętami zmarłych. Może zechce ktoś skorzystać z tej blogowej podpowiedzi i w tej właśnie, listopadowej porze, powędruje w tamte okolice, aby zapalić światełko znicza przy tej leśnej mogiłce...
..................................................................