Strony

Strony

wtorek, 2 sierpnia 2016

Podróże po Mazowszu: Przygoda w Wildze
    

   Jednym z najbardziej barwnych ptaków krajowych jest wilga. Nie łatwo ją zobaczyć, mimo iż w ciągu dnia jest bardzo ruchliwa, ale niemal zawsze - jakby na złość obserwatorowi - kryje się w gęstwinie listowia. Znacznie częściej można usłyszeć jej bardzo charakterystyczny głos, słynne melodyjne i fletowe nawoływanie "zofija zofija". Gdy zwiększa się wilgotność, wilgi zaczynają śpiewać, a na tej podstawie na wsi przepowiadany jest deszcz. Nie zawsze się sprawdza, ale to już zupełnie inna historia.
        Na Mazowszu wilgi bywają, wcale są liczne. Jest także  rzeka Wilga, a nad tą rzeką powstała w średniowieczu wieś Wilga, w położeniu, które rzece i wsi dało nazwę; jest ono albowiem wilgie, czyli "wilgotne".  Ale: w starych dokumentach nazwa występuje jako Wilka, Vilka lub Wilcza, albo Vylka. Więc może - jak w przypadku strugi Wilączy koło Sadownego - pochodzenie nazwy należy tłumaczyć tak: staropolskie wilać  znaczyło tyle, co kręcić się i mówiło się na przykład, że pies wila ogonem, czyli macha. Stąd  wniosek prosty: rzeczka się kręci, wije, macha ogonem. Lecz: czy to właściwe przypuszczenie etymologiczne? Czy nie powinno się poszukiwać początków tej nazwy w zagubionym w słownictwie ogólnym prasłowiańskim wjel, które w Polsce odnaleźć można w wielu nazwach obszarów podmokłych lub podmokłymi otoczonych, a taki jest również i tutaj. Dodajmy dla porządku, że w okolicach Garwolina, obok którego płynie, rzekę Wilgę zwano Garwółką. 

     Z miejscowością Wilga pierwszy raz zetknąłem się przed wielu laty. Na początku ostatniego ćwierćwiecza ubiegłego wieku, w roku 1976 wydawnictwo "Sport i turystyka" wydało drukiem kilkanaście tomików mojego przewodnika po podwarszawskich szlakach pieszych. Sporo wędrowałem przygotowując ten przewodnik, nie najgorzej wtedy poznałem podwarszawskie okolice. Jak wiadomo  „żaden sposób podróżowania nie nadaje się tak do szczegółowego poznawania zwiedzanej okolicy, jak wędrówka piesza - pisano w poradniku krajoznawstwa z roku 1919. - Piechur albowiem - pisano dalej - może wejść w daleko bliższą styczność i z ludnością, i z przyrodą, niż odbywający podróż jakim bądź innym sposobem, albowiem styczność ze zwiedzanym terenem jest odwrotnie proporcjonalna do szybkości ruchu.
    Wchodząc wówczas w tę bliższą styczność z Mazowszem, któregoś letniego wieczoru powracałem z penetracji okolicy do przystanku autobusowego w Wildze. Usłyszałem kościelny dzwon. Bił długo i nie było to zwoływanie wiernych na wieczorne nabożeństwo. Pośrodku wsi płonęły domy. Straż pożarna lała na nie strumienie wody z sikawki. Na słomianych dachach sąsiednich domów i stodół siedzieli okrakiem mężczyźni z wiadrami wody. Inni stali u ich stóp z kolejnymi wiadrami. Z płomieni wylatywały iskry i leciały nad wsią. Mężczyźni raz po raz  krzyczeli: idzie, idzie, idzie, przeszła... A jak nie przeszła, lecz zatrzymała się na  jeszcze się nie palącej strzesze, wtedy lano na nią wodę. Ulicą od kościoła szła gromada kobiet, niosły przed  sobą święty obraz,  błagalny śpiew kobiet mieszał się z nawoływaniami mężczyzn. Przystanek autobusowy był na przeciwnym krańcu wioski przed znajdującym się tam barem, bar był zamknięty.
    Spojrzałem na rozkład jazdy, do przyjazdu autobusu miałem jeszcze trochę czasu, usiadłem na ławeczce przed zamkniętym barem. Wtedy pojawił się koło mnie człowiek. Młody był, ręce miał pocięte świeżymi sznytami, śmierdział alkoholem. Objął mnie przyjacielsko ramieniem i zaczął opowiadać, widocznie miał taką potrzebę, na mnie ta jego potrzeba padła, więc nawijał do mnie jak do starego kumpla. Opowiadał, że jest z Karczewa, że właśnie wyszedł z więzienia, że przed dwoma laty pobił  się na weselu w Wildze i kilku weselnikom wsadził kosę pod żebra, bo on przyjechał tu do jednej dziewczyny, a oni go nie chcieli, bo dla nich to on był obcy. I cały czas w tym więzieniu to o jednym tylko marzył, że jak już wyjdzie, to przyjedzie tutaj do Wilgi, i tym tutejszym pokaże kto on naprawdę jest. Więc przyjechał dzisiaj i podpalił im dom. 

       W końcu nadjechał mój pekaes, ja wskoczyłem do autobusu, on stał na przystanku i kiwał mi przyjaźnie ręką, wieś wciąż się paliła...
   

Już w październiku na rynku księgarskim ukaże się kolejna moja książka, której edycję przygotowuje Wydawnictwo "Iskry". Książka nosi tytuł "Podróże po Mazowszu". Opowieść z Wilgi tam się znajduje. I jeszcze trochę innych opowieści. Zapraszam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz