Czyżyk na drogę
Autor
tej książki, p.Piotr Brysacz pochodzi z podlaskiego Zambrowa,
mieszka w świętokrzyskich Kielcach, rusza go Suwalszczyzna. Jest
dziennikarzem, wolnym strzelcem, autorem m.in. zbioru wywiadów
„Patrząc na Wschód. Przestrzeń, człowiek, mistycyzm”,
współorganizuje także wspólnie z Piotrem Malczewskim festiwal
literacki Patrząc na Wschód w Budzie Ruskiej nad Czarną Hańczą.
"Czyżyk
na drogę. Rozmowy o przyrodzie" jest zbiorem wywiadów o
przenikaniu się natury i kultury, o tym, czym jest natura, przyroda,
przestrzeń, krajobraz, jak wpływa na człowieka, czy krajobraz, w
jakim wzrasta się w dzieciństwie, ma wpływ na to, kim jesteśmy;
dlaczego, skoro wiemy, że natura jest elementem podstawowym dla
dobrego funkcjonowania, odwracamy się od tej natury… Rozmawiał
z Anną Kamińską, Adamem Wajrakiem, Adamem Robińskim, Krzysztofem
Czyżewskim oraz Stanisławem Łubieńskim, także i ze mną. Pytał
czym natura jest dla mnie, w jakim krajobrazie wzrastałem, na co
patrzyłem w dzieciństwie, czym mnie uwodzi krajobraz polski, jakie
są te spotkania…
Pytał
mnie m.in. Pan Piotr jaka
jest różnica pomiędzy „być” a „widzieć”? Odpowiedziałem
mu tak.
„Być”,
to stan bierny, niczego od nas nie wymaga, po prostu się jest...
Jest pan tu u mnie, siedzi pan na tym fotelu, i całe życie może
tak pan „prze-być”. „Widzieć” zaś, to wysiłek, widzieć,
to dostrzegać, być uważnym, wyczulonym, wrażliwym... Gdyby mnie
pan wsadził z zawiązanymi oczami do helikoptera i wyrzucił w
jakimś lesie podwarszawskim, to myślę, że potrzebowałbym
najwyżej pół godziny, żeby panu powiedzieć, gdzie jesteśmy. Bo
każdy las jest inny. Ba! Każde drzewo w tym lesie jest inne, każde
ma swoje własne cechy osobnicze, indywidualne oblicze, chociaż nam
się wydaje, że one wszystkie takie same, jak rosyjscy żołnierze
paradnym krokiem maszerujący na moskiewskim placu u stóp Kremla na
defiladzie. To trochę również tak, jak z Chińczykami. Dla nas
każdy jest żółty i ma skośne oczy, a przecież jazdy jest inny
na swój własny sposób. Podobno zresztą oni to samo mówią o nas.
Myślę
zresztą, że gdyby pan przypadkiem mnie zawiózł na przykład w
rejon Wykusu w Kieleckiem, to też bym wiedział, gdzie jestem.
Bardzo często tam jeździłem Wysiadałem z autobusu pośpiesznego
relacji Warszawa – Szczawnica gdzieś pod Suchedniowem i szedłem
w las. Zawsze tam jeździłem jesienią, bo w okolicach Warszawy nie
ma tych przepięknych, jesiennych kolorów lasów bukowych, na naszym
Mazowszu nie rosną albowiem buki, proszę pana...
Nas,
miastowych, ciągnie przede wszystkim do lasów. Od krajobrazu
leśnego jednak ważniejszy dla nas jest krajobraz otwarty, polny,
architekci krajobrazu mówią o takim: kulturowy. Ja to powtarzam do
znudzenia i powtórzę raz jeszcze: my swoją nazwę – Polska –
wywodzimy od pól, Polska, to nic innego jak kraj pól, nazwa
Mazowsze zaś to ojczyzna ludzi umazanych ziemią, utrudzonych pracą
na roli. Moje imię, Lechosław, wywodzi się od „leszków” –
tak nazywano ludzi mieszkających po lasach – albo od słowa
„lechy”, co oznacza skibę.
Jesteśmy
wszyscy z tych pól i z tego otwartego, polnego krajobrazu, z tych
łanów zbóż, zaoranej ziemi, z tych płaskich jak naleśnik łąk
na skraju lasu... To wszystko jeszcze do niedawna było w tym
mazowieckim pejzażu widoczne, ale to świat, który odchodzi... Bo
nie opłaca się uprawiać ziemi, siać i zbierać...
Miałem
szczęście – jako działacz ochrony przyrody – latać nad tą
mazowiecką ojczyzną helikopterem. Z lotu ptaka widać trzy
krajobrazy: Puszczę Kampinoską, z góry bardzo przeciętną, z
wydeptanymi przez łosie ścieżkami na bagiennych łąkach; widać też
fenomenalną Wisłę. Gdy człowiek spojrzy na nią z góry, to jeży
się przeciwko tym wszystkim pomysłom regulowania tej rzeki,
wpuszczaniu jej w kanał i grodzeniu zaporami. Z góry widać jeszcze
jeden krajobraz: takiego niechlujstwa nie ma chyba nigdzie na
świecie.
Polskie
gospodarowanie przestrzenią jest nadzwyczajnie okropne. Otoczenie
wielkich miast zwłaszcza, gdy patrzeć na nie z góry. Antoni Kroh,
pisarz, etnograf, wybitny znawca kultury ludowej, pisze w jednej ze
swoich książek, że w latach 70. XX wieku, gdy z polskiego
krajobrazu odeszła XIX-wieczna wieś, zaczął się jeden wielki
chaos, który trwa do dziś. To z góry doskonale widać: jakieś
Gargamele we wściekłych kolorach, stawiane jak i gdzie się komu
podoba...
Skąd
w nas takie bezguście szpecące polski krajobraz? Gdy przeczytałem
niedawno w „Gazecie Wyborczej”, że wielka pacyficzna wyspa
śmieci ma wielkość pięciu czy dziewięciu województw
mazowieckich, to się zacząłem zastanawiać, czy my w ogóle mamy
jakiekolwiek pojęcie o skali zbrodni, jakiej się dopuszczamy na
przyrodzie… Bo może się okazać, że jest już za późno, by się
nad takimi sformułowaniami zastanawiać…
To
dość trudna sprawa… Myślę, że naród polski nie kocha swojego
kraju, bo własnego mieszkania nie zaśmieca się tak strasznie jak
Polacy zaśmiecają swój kraj. Nad tym nieszczęsnym narodem trzeba
zacząć pracę od postaw. Kto to ma robić? Niewątpliwie: czas.
Przecież jednak trzeba mu w tym pomóc. Zacząć powinien telewizor
i ambona. Ba, trzeba by wpierw wyedukować i telewizje, i kaznodziei,
z biskupami zresztą włącznie. Papież Franciszek to wie, ale
wygląda, że tylko on jeden...
Ładnie
zrecenzował
książkę znakomity ptasiarz p.Arkadiusz Szaraniec w swoim blogu
„Plamka Mazurka”. „Czyżyk na drogę” to świetny tytuł
(choć w środku mało jest o ptakach), jakże trafny na cykl z
motywem podróży w tle i podtekście, także tym najgłębszym.
Teksty jak rzadko które nadają się do dziobania na wyrywki,
smakowania poszczególnych zdań, potem całości.
Wszyscy rozmówcy
poszukują, podróżują, dążą, „nosi ich” , a przy tym umieją
zauważyć wąską ścieżynkę, która wiedzie gdzieś w bok od
utartego szlaku, i co najważniejsze – pójść właśnie tamtędy.
Snują rozmowy o przyrodzie (taki jest podtytuł), ale – to jedyny
wspólny mianownik - żaden z nich nie jest profesjonalnym
przyrodnikiem z dyplomem renomowanej uczelni, choć stale mają do
czynienia z naturą, krajobrazem, lasem, polem, łąkami,
zagajnikami, strumykami, tym co rośnie, płynie, fruwa. To
pasjonaci, co się czuje od razu, po pierwszym dziobnięciu. I po
każdym następnym. Tylko taki ktoś może określić, że „widział
staw z ognistobiałym łabędziem”, a łąkę nazwać „przepastną”.
To
bardzo interesująca książka. Nie obłowi się jednak autor na niej, a może i poniesie straty. Nabyć ją można chyba wyłącznie przez
internet, np. przez www.sklep.magazynkontynenty.pl. Wydawca ma własną stronę internetową i jest obecny
na facebooku. Jakby co, wyguglujcie sobie te dwa słowa: paśny
buriat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz