Piękną, kolorową mieliśmy tego roku na Mazowszu. Jak oszalały biegałem w poszukiwaniu barw jesiennych. Wszystko, co dobre, zawsze trwa niedługo. Tak i z tą jesienią było. Od wielu lat chodzę mazowieckimi ścieżkami i na ogół wiem gdzie i kiedy zajść tam, gdzie należy, gdy nadchodzi na to pora najwłaściwsza. Na Mazowszu niemal nie ma klonów, to nie W Kanadzie barwiące się purpurowo klony nadają wyraz jesiennemu krajobrazowi. Na ziemi mazowieckiej nie ma lasów klonowych. Lasy bieszczadzkie płoną jesiennymi bukami, ale nie mazowieckie. Mazowsze leży poza obszarem
naturalnego występowania buka, więc jest tutaj rzadkością. Na Mazowszu bukowy
drzewostan znam tylko z okolic Lipiec Reymontowskich, sfotografowałem go w jego najdorodniejszej szacie, jest na pierwszych dwóch zdjęciach pomieszczonych poniżej. Ale przecież i bez udziału buków mazowiecka przyroda potrafi sypnąć nam złotem przed oczami i stajemy wówczas w zachwyceniu, oniemiali, z otwartymi szeroko gębami. Stanąłem tak właśnie wędrując w Puszczy Kampinoskiej najpierw zielonym szlakiem im.Wojciecha Jastrzębowskiego i kilka dni później, gdy obfotografowywałem
zupełnie inaczej się prezentujący las uroczyska Opaleń w tej samej puszczy. Jest tam moc czerwonego dębu, on tam najbardziej bił kolorem po
oczach.
Strony
▼
Strony
▼
poniedziałek, 29 października 2018
piątek, 5 października 2018
W jabłonnym krajobrazie.
Na początku października poszedłem między sady jabłonne na Ziemi Grójeckiej, bardzo chciałem sobie je obejrzeć i obfotografować, a przy okazji odwiedzić kilka zabytków, z którymi straciłem kontakt (Nowa Wieś, Gołębiów, Rytomoczydła), a w latach siedemdziesiątych XX wieku prowadziłem do nich opisy nieoznakowanych szlaków w przewodniczku z cyklu „podwarszawskie szlaki piesze”.
Jeszcze
w początkach wieku XX wioski na południu Mazowsza były biedne, tak
samo jak i w innych regionach ziemi mazowieckiej. Wszystko zaczęło
się już w niepodległej Polsce. Popularyzacja ogrodnictwa
włościańskiego szybko wydała owoce. Idea była taka: każdy chłop
powinien mieć przy domu sad owocowy, on miał zapewnić rodzinie
dostatek, a wykształcenia dzieciom. I tak południowe Mazowsze
stało się sadowniczą potęgą. Grójeckie uważano za polską
Kalifornię, odwiedzał sadowników spod Grójca prezydent Ignacy
Mościcki.
Dzisiaj
region grójecki jest największym regionem produkcji sadowniczej w
Polsce. Prawie połowa wszystkich zbiorów jabłek w Polsce stąd
pochodzi. Dzięki tym sadom mazowieckim Polska należy do czołówki
europejskich producentów jabłek i zajmuje czwartą pozycję po
Włoszech, Francji i Niemczech. Polska jest największym producentem
koncentratu jabłkowego w Europie. Jeśli z czymś chciałoby się
porównywać krajobraz sadów południowego Mazowsza, to krajobraz
francuskich winnic.
Pojechałem
z Warszawy pociągiem, tam
i z powrotem prawie trzy godziny
jazdy. Wysiadłem na przystanku w Gośniewicach, ani
jednego domostwa w zasięgu wzroku, na południu pola, na północy
las. Po 20 kilometrach pieszej wędrówki powracałem z Michalczewa. Dojście do stacji
prowadziło mnie asfaltową ulicą wśród eleganckich willi i domów, przed którymi
strzyżone trawniki, krasnoludki i domowe zwierzęta z gipsu oraz
japońskie sosny na japoński sposób strzyżone, a jeden budynek o ścianach
obłożonych w kolorowy wzorek z porcelitowych talerzy, elegancko, bez dwóch zdań.
Świeciło
słońce, ale wietrznie było i średnio przyjemnie, więc cieszyłem się
na poczekalnię w budynku stacyjnym. Niestety, na klucz zamknięta. Za
budynkiem zamknięta Toytoyka w kolorze niebieskim, na niej kłódeczka w
kolorze złotym. Na peronie przeciąg, żadnego schronienia, żadnej wiaty,
wiało jak wszyscy diabli. Pociąg przyjechał punktualnie.
Post scriptum. Wille michalczewskie są imponujące. A jeszcze niedawno mieszkano w ogaconych, drewnianych chałupach. Kilka takich stoi w okolicy, czekają rozbiórki. Jedną z nich sfotografowałem w Nowej Wsi. Tempora mutantur, proszę państwa...