Nadzwyczajnie zwyczajny krajobraz
czyli tam, gdzie nie ma niczego do zwiedzania...
czyli tam, gdzie nie ma niczego do zwiedzania...
Na początku tegorocznego czerwca pojechałem
zobaczyć Mazowsze, do jakiego nie jeździ się turystycznie.
Gdzie w gruncie rzeczy niczego nie ma do zwiedzania. Krajobrazów do
oglądania też jakby nie ma. Tam, gdzie się wybrałem, leżą takie
sobie zwykłe mazowieckie ziemie, zamknięte w ramionach przez Mławę
wiodącej do Gdańska “siódemki” i prowadzącej przez Płock do
Torunia “dziesiątki”. I chociaż tam niczego nie ma do
oglądania, ja z rozdziawioną gębą jechałem malowniczymi drogami
o znakomitym asfalcie, a wokoło dawał się podziwiać „zdenudowany
obszar moreny dennej na wysoczyźnie lodowcowej”, krajobraz pyszny
w swojej zwyczajności. Piękne są tam ziemie, rolnicze i dostatnie,
rolnictwo trwa na tych ziemiach od stuleci, w tej okolicy wszystko
świetnie rośnie. Od wieków słynęły te okolice z ogórków,
potem przyszła moda na cebulę, ona trwa zresztą nadal i w sezonie
na poboczach szos handel cebulami odbywa się w najlepsze. Od kilku
dziesięcioleci okolica poczęła żyć z porzeczek i pełna jest porzeczkowych plantacji, nie brakuje też truskawek, akurat trwał na
nie sezon, dojrzewały jak opętane.
Dróg malowniczych na naszym nizinnym Mazowszu nie brakuje, można nimi jechać i jechać, nie spiesząc się, delektując się otaczającym krajobrazem. Stara to prawda, iż z autostrad i głównych szos nigdy kraju się nie zobaczy. Drogi takie służą szybkiemu przemieszczaniu się. Nie służą poznawaniu. Zrozumieli to obywatele innych nacji, choćby Anglicy, którzy wydają specjalne przewodniki po drogach prowincjonalnych, z którymi w ręku, krok po kroku, kilometr po kilometrze można zwiedzać to, co w Anglii jest najpiękniejsze, angielski countryside. Również Francuzi w najlepszych swoich przewodnikach, wydawanych przez Michelina, nigdy nie proponują jazdy autostradami, zawsze wąskimi szosami i drogami, gdzie ruch niewielki, a krajobraz w otoczeniu najbardziej urodziwy.
Jechałem sobie teraz takimi waśnie drogami przez naszą mazowiecką nizinność i wyjść z podziwu nad nią nie mogłem. Pogoda była pocztówkowa, pejzaż fotografowałem zapamiętale. Wiem, że się powtarzam, ale: czyż nie piękne to nasze Mazowsze?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz