Strony

Strony

sobota, 4 listopada 2017


Żyrardów da się lubić                   
Krótka opowieść o niezwykłym mieście
..................................................
                                                                                
       Za co lubię Żyrardów? Jestem z zamiłowania krajoznawcą, a dla takiego jest  to miasto łakomym kąskiem. Niepospolita jego uroda zupełnie przeczy powszechnie przyjętym kanonom piękna. Gdy historia rodziła na Mazowszu kapitalizm, jej dziecięciem jednym z najpierwszych i najważniejszych był Żyrardów. Ma fascynującą historię, która pozwala na poznanie okresu w dziejach Mazowsza niesłusznie pomijanego. Znacznie mniej interesujące kompleksy urbanistyczno architektoniczne np. w Niemczech, pokazywane są jako wielkie atrakcje turystyczne. A u nas nie za bardzo. Chociaż... powolutku, krok po kroku, zmierza ku temu także i Żyrardów, którego główną atrakcją jest unikatowa urbanistyka i architektura miasta.  Dodajmy: miasta żyjącego, żywego, zamieszkałego, pełnego ludzi.        
         Pośród wielu elementów, które przyczyniły się do powstania Żyrardowa właśnie w tym, a nie w innym miejscu, zdecydowały warunki naturalne: rzeczka o sporej ilości wody, niesionej przez cały rok oraz sąsiedztwo lasu, dostarczającego drewna na opał. Gdy w  końcu wieku XVIII dotarła do Polski fala zainteresowań przemysłem, nie ominęła również naszej części kraju. W Królestwie Polskim, już pod berłem carów, zainteresowanie przemysłem włókienniczym było powszechne.  Jednym z pionierów kapitalizmu w Polsce był Henryk Łubieński, założyciel wielu zakładów przemysłowych, m.in. cukrowni w Guzowie i współzałożyciel Towarzystwa Wyrobów Lnianych „Karol Scholtz i Współka”. Łubieński, w roku 1829 przywiózł na swoje ziemie nad Pisią wybitnego francuskiego fachowca, nazywał się  Philippe de Girard,  wynalazcę maszyny do przędzenia lnu. Od słów do czynów była droga niedługa, już w roku 1833 ruszyła fabryka. Na cześć jej dyrektora technicznego od początku zwano ją Żyrardowem (początkowo niekiedy jeszcze pisano tę nazwę: Girardów). 
      W roku 1857 żyrardowskie zakłady nabyli Karol August Dittrich i Karol Hielle. Pierwszy pochodził z Lipska, drugi z Czech, polecali ich bankierzy wiedeńscy i berlińscy. Zaczął się złoty okres Żyrardowa, który wkrótce praktycznie zmonopolizował produkcję lniarską w Królestwie Polskim. Surowiec sprowadzano z Rosji. Rosja była też w drugiej połowie XIX wieku głównym odbiorcą gotowych wyrobów, a żyrardowskie zakłady miały liczne sklepy i magazyny, np. w Moskwie, Petersburgu, Kijowie, Odessie, Saratowie, w dalekim Astrachaniu, Taszkencie i w Gruzji oraz w stosunkowo nieodległym Berdyczowie.      
       Przeminęła już dawno potęga fabryki w Żyrardowa, lecz wciąż  nad miastem dominuje jej ogromny kompleks, powoli przystosowując się do nowej roli, jaka wyznacza jej historia. Wciąż stoi dawna przędzalnia, zbudowana w roku 1844 wedle projektu Jana Jakub Gaya. Był jednym z pierwszych w Polsce przedstawicieli historyzmu w architekturze. Jego dziełem jest najbardziej - wypisz, wymaluj - florenckiego renesansu w Warszawie: kamienicy przy Bednarskiej przy rogu Krakowskiego Przedmieścia. Najbardziej znanym jego dziełem jest monumentalny spichrz w Modlinie, ze wspaniałym neorenesansowym portalem. Dzisiaj to wszystko to już przeszłość. Pozostały mury. 
      W Żyrardowie zachował się jeden z najlepszych polskich przykładów zespołu urbanistyczno-architektonicznego z okresu rewolucji przemysłowej i burzliwego okresu rozwoju kapitalizmu. Zabytkowa zabudowa jest zachowana w około 95%. Są to budynki murowane, z czerwonej cegły, budynki fabryczne i mieszkalne, , szpital i trzy kościoły są z tej cegły również. Także siedziba władz miejskich i resursa, klub w którym spotykała się żyrardowska społeczność.  
           Miasto zostało tak zaprojektowane, że wyróżniały się trzy strefy urbanistyczne. Pierwszą była fabryka, trzecia przeznaczona była dla robotników, natomiast drugą zamieszkiwali właściciele, kierownictwo zakładów i urzędnicy. Budynki dla urzędników sąsiadowały z pałacykiem właścicieli i fabryką; i tu i tam było blisko. Kadrę tworzyli cudzoziemcy  i oni byli ewangelikami. Postawiono dla nich kościół ewangelicki. Robotnicy byli katolikami, ich kościół pobudowano pośrodku dzielnicy robotniczej. Wprzódy był to kościół pod wezwaniem św.Karola Boromeusza, zbudowany w latach 1882-96, o lombardzkim typie fasady. Potem powstała okazalsza świątynia, kto wie czy nie najlepsze dzieło Józefa Piusa Dziekońskiego. W stylu gotyku niemieckiego zaczęto ją stawiać w pierwszym roku wieku XX. Otaczająca świątynię dzielnica robotnicza zabudowana jest niskimi domami z czerwonej cegły, nakrytymi niskimi, dwuspadowymi dachami o wydatnych okapach, a bardzo często obok nich stoją murowane i drewniane budynki gospodarcze. Trudno w to uwierzyć, ale tutaj zachowało się 130 domów mieszkalnych, 19 usługowych i ponad 60 gospodarczych, i to w niezłym stanie technicznym. Doprawdy, zjawisko niezwykłe. Całość wygląda  jak żywa dekoracja do filmu z tamtego okresu. Smętnie się prezentują przy robotniczych domach sprzed stu lat  wybudowane w sąsiedztwie współczesne wielopiętrowe bloki mieszkalne nie prezentują się jako czołowe osiągnięcia urbanistyczno architektoniczne Polski Ludowej. 

 Miasto z cegły o ceglastym kolorze. 
Fotografie autora











        Po drugiej wojnie światowej Żyrardów przeżywał drugi w swojej historii okres prosperity, będąc znaczącym ośrodkiem przemysłowym, zatrudniającym ponad 10 tysięcy osób. Komunistyczni ekonomiści w czasach Peerelu uczynili z miasta flagowy okręt uspołecznionej gospodarki. W mieście zaczęło brakować mieszkań dla robotników. Atrakcyjne warunki ściągnęły do miasta kilkanaście tysięcy nowych mieszkańców. Tu i tam wyrosły blokowiska.
         Po roku 1989 zaczęły się polskie przemiany i wszystko zaczęło się psuć. W roku 1997, po 180 latach pracy gigantyczna fabryka zbankrutowała. W ślad za nią padały kolejne zakłady przemysłowe, dające pracę mieszkańcom. Mieszkańcy stracili pracę. Miasto zostało dotknięte kryzysem bezrobocia i ubóstwa.  Żyrardów musiał zacząć przystosowywać się do nowej sytuacji. Po upadłym przemyśle pozostały pofabryczne budynki i tysiące rąk bez pracy. Żyrardów z swoją  architektoniczną spuścizną szuka nowej szansy.  Czy ją potrafi złapać za rogi? Wydaje się, że jest na dobrej drodze. 

              

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz