Nad podwarszawską Wisłą
...wąska drożynka wyprowadziła mnie nad Wisłę. I
to było to. Pejzaż, który powinno się oglądać, klęcząc. Piękno w postaci
najdoskonalszej. Napatrzyć się nie mogłem. Rzeka płynęła dostojnie, szeroka,
dzień ofiarował mi pogodę idealną, urlopową, wakacyjną. Owiewał mnie wietrzyk,
na niebieskim niebie płynęły białe obłoki cumulusów, rozmawiałem z tym
krajobrazem, zwierzałem się rzece ze swoich smutków i radości.
Wkładam ten post do blogu miesiąc później. Jest już wrzesień, zimno jak nie wiadomo co, wietrzność jest ogromna, a wiatr dokuczliwy niemożebnie, niebem gnają jak zwariowane ciemne chmury, dopiero co przeleciała ulewa nad moim miastem, jesień pokazuje mi swoje nie najlepsze oblicze. A ja wspominam sierpniowy dzień na podwarszawską Wisłą. Teraz dopiero widzę jakim był dla mnie darem....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz