piątek, 18 kwietnia 2025

Ocean zawilców w rezerwacie koło Mrozów... 

Od wielu lat swoich przyjaciół z turystycznych wędrówek zapraszam na wspólną wycieczkę w podwarszawskie okolice. Staram się  dobierać miejsca wycieczek do pory roku i prognozowanej pogody. Ostatnimi laty coraz z tym trudniej, klimat zaczął nam brykać niemożebnie, o śnieżnych zimach powoli zapominamy, lato bywa afrykańskie. Dawno tak nie musiałem główkować gdzie jechać teraz, w kwietniu roku 2025, pogoda na początku kwietnia zupełnie nie była zdecydowana. Akurat do swojego blogu Mazowsze z sercem wrzuciłem temat o ciągach słonek. Słonki w kwietniu ciągnąć poczynają. Komentarz pod moim internetowym tekstem pomieściła nieznana mi osobiście pani Małgorzata Szafrańska. Miły dla mnie ten komentarz, ale i cenny. A napisała tak:

Kampinoski Park Narodowy zrobił się ze swoimi zakazami skrzyżowaniem muzeum z ochronką dla przedszkolaków. Wobec tego przenoszę się coraz częściej do innych lasów - mniej utytułowanych, ale za to dostępnych. Robię to głównie dzięki nieocenionym książkom i innym pismom Pana, za co dozgonna wdzięczność. W przewodniku wydanym 24 lata temu napisał Pan, że na zawilce to tylko do Rudki Sanatoryjnej. Dziś wreszcie tam byłam. Człowiek wchodzi w te miliardy zawilców i przylaszczek, kamienieje ze zdumienia, a potem śmieje się i płacze równocześnie.”

Podpowiedziała mi więc temat kwietniowej wycieczki pani Małgorzata. Dawno w Mrozach nie byłem, w porze kwitnienia zawilców jeszcze dawniej, niż dawno, a więc – hajda na zawilce do Mrozów!

Nazwę miejscowości Mrozy etymolodzy wyprowadzają od nazwiska Mróz, ale tradycja miejscowa mówi o tym, że nazwę wieś wzięła od tego, iż zamarzli tutaj na śmierć żołnierze napoleońscy w czasie odwrotu spod Moskwy ostrą zimą 1812-13 r. Jest faktem, iż okolica charakteryzuje się swoistym mikroklimatem: chłodniejsze jest lato, a zimą śnieg zalega dłużej, niż w pobliskim Mińsku Mazowieckim, o Warszawie nie wspominając. 

W okolicach Mrozów dla przyrodoznawców najbardziej interesujący jest rezerwat przyrody "Rudka Sanatoryjna", w roku 1964 objęty ochroną dla ochrony urozmaiconego lasu z dorodnymi grądami. Wielkiej urody jest przedwiosenne runo, a w nim kwitną w  kwietniu zawilce. I po to tam się w kwietniu przejeżdża. Po ich widok !  

W opinii warszawskich turystów tutejsze przylaszczki i zawilce są nadzwyczajne, więc w porze, gdy rozkwitają, zapamiętali ich admiratorzy ze Stolicy od lat i co roku specjalnie tutaj przyjeżdżają, aby przebywać wśród tych kwiecistych kobierców. Chyba nigdzie indziej w stosunkowo bliskiej okolicy podwarszawskiej nie ma takiej ich ilości. Wespół z przyjaciółmi wędrowałem teraz przez ocean zawilcowy, a wszystko wokół było „na tak” i to z przytupem. Po kilkunastu dniach pogody zmiennej i kapryśnej, dręczącej suszą, potem zimnem, tej soboty jakby zupełnie o swoich kaprysach zapomniała. I w ten dzień nadzwyczajnie piękny, zapraszał las zupełnie inny, niż ten, jaki nas otacza w udomowionej, podwarszawskiej Puszczy Kampinoskiej, bo w innym siedlisku, na innych glebach urosły. I akurat tego dnia, w tę naszą sobotę wycieczkową, 12 kwietnia 2025 roku, swoją czarodziejską różdżką Pani Przyroda postanowiła zmienić nam na Mazowszu porę roku.

Wpisani w magiczny teatr przyrody byliśmy częścią tego spektaklu. Przedwiośnie przechodziło właśnie w pierwiośnie. Jak zaczną kląskać słowiki, będzie już wtedy pełnia wiosny. Ale to jeszcze nie ich czas. Drzewa witały się z błękitnym niebem hen! wysoko nad naszymi głowami, a ja prowadziłem przyjaciół przez zawilcowy kobierzec, ogromny, nie do ogarnięcia. Czyś nie byliśmy dziećmi szczęścia, mogąc przeżywać takie widowisko ?  

Już po wędrówce sięgnąłem do internetowej strony Narodowego Centrum Kultury, sporo ciekawych rzeczy o zawilcu się tam dowiedziałem. Że zwany gwarowo „zawiłkiem” lub „zajęczym maczkiem”, ma łacińską nazwę anemone, która jest zapożyczeniem ze starożytnej greki. Greckie słowo anemone pochodzi od anemos tj. ‘wiatr’. Anemony uchodziły za kwiatki delikatne, nietrwałe, łatwo targane przez byle wietrzyk, więc gubiły płatki. Polskie słowo zawilec pochodzi od dawnego imiesłowu (obecnie przymiotnika) zawiły, który i genetycznie i znaczeniowo może wiązać się zarówno z czasownikami zawinąć, zawijać, jak i z czasownikami zawiać, zawiewać. Zawiły oznaczało kiedyś (a i dziś w niektórych gwarach) ‘podatny na wiatr; wystawiony na wiatr’ – powiedzielibyśmy „zawiany”, gdyby to słowo nie miało zupełnie nieadekwatnych konotacji. Tak więc rodzimy zawilec może być dokładnym, dosłownym tłumaczeniem łacińskiego anemone i greckiego ανεμώνη. I jeszcze jedno wiedzieć powinniśmy: pełna, botaniczna nazwa popularnego zawilca o białych kwiatkach brzmi - zawilec gajowy. 

Ot, ciekawostka. Wiedzieć nie trzeba, ale się dowiedzieć – czemuż nie?

Przylaszczki pod Mrozami giną trochę wśród szalejących zawilców, chociaż nie są rzadkie i często rosną całymi gromadkami. W przeszłości była rośliną leczniczą, zbierały ją zielarki, współcześnie już nie, z powodu odkrycia właściwości toksycznych. Esencja z przylaszczki używana jest w homeopatii. Przylaszczki koło Mrozów rosną wszędzie, ale powiem uczciwie: najwięcej ich widziałem, tam gdzie rosną całymi połaciami, na zboczach wysoczyzny w pobliżu ujściowego odcinka doliny Skrwy Prawej na terenie Brudzeńskiego Parku Krajobrazowego koło Płocka. W sąsiedztwie Mrozów tak naprawdę w oczy rzucają się właściwie tylko przy najbardziej popularnej trasie, wiodącej przez rezerwat wzdłuż torów słynnego tramwaju konnego, łączącego Mrozy z sanatorium w Rudce. Tramwaj ten był ogromną atrakcją turystyczną jeszcze wiele lat po skończonej drugiej wojnie światowej. Dla niego specjalnie się przyjeżdżało na wycieczki z Warszawy. I teraz, choć kursuje tylko w dni świąteczne i tylko w letnim sezonie, zabytkowy wagonik ongiś konnego tramwaju, wciąż jest atrakcją dla turystycznych wycieczek. 

Ogólnodostępny teren tego sanatorium, które powstało na początku XX wieku, wciąż służy społeczeństwu, choć już nie jako sanatorium przeciwgruźlicze lecz jako Samodzielny Zespół Opieki Zdrowotnej im. dr Teodora Dunina w Rudce. W znacznej części zachowany w niezmiennym stanie, jest ważnym elementem kultury materialnej związanym z dziejami lecznictwa uzdrowiskowego w Polsce. Na jego terenie znajdują się też cenne zabytki przyrody. 


Na dziedzińcu sanatoryjnym można obejrzeć niezwykły pomnik przyrody: na zabytkowym, wysokim i potężnym dębie rośnie okaz chronionego bluszczu pospolitego, oplatającego pień dębu, a zakwitającego we wrześniu i październiku. To jedyna, najprawdziwsza krajowa liana. Prawnej ochronie gatunkowej podlegają wyłącznie kwitnące okazy, a zakwitają tylko stare osobniki i te są jeszcze rzadsze.

Sensacją przyrodniczą okolicy Mrozów jest jodła, na naszym Mazowszu zupełnie nieobecna, tutaj występująca na naturalnym, wyspowym stanowisku poza granicami swojego zasięgu. W sąsiedztwie głównej bramy do sanatorium, już na gruntach sanatoryjnych zobaczyć można zarówno podrost jodłowy, jak i najokazalszą z tamtych jodeł, uznaną za pomnik przyrody. Dopiero, gdy ustawi się obok postacie widać, jak drzewo to jest tęgie. 


Do Mrozów jeszcze w tym blogu powrócę na pewno. Bardzo są interesujące. No i jest tam jeszcze jedno drzewo, któremu należy się opowieść specjalna! To słynna Samotna Sosna w Gołębiówce. Teraz tylko jej zdjęcie z lat siedemdziesiątych XX wieku. 
 

 

środa, 2 kwietnia 2025

 


Długodzioba czarodziejka

Turyści i  spacerowicze nic o niej nie wiedzą. Może nie wszyscy, ale prawie. Niemal nikt jej nie widział. A jeśli nawet, najczęściej nie wiedział co zobaczył. Słonka jest ptakiem fascynującym i tajemniczym. Praktycznie tylko zapamiętali ptakolubcy wiedzą o jej istnieniu. Oraz myśliwi, ci przede wszystkim. Zawsze stanowiła albowiem podniecająco trudny cel łowiecki. Słonkę po wielekroć malowano, a swój pędzel dla jej wizerunku zatrudniali niejednokrotnie wybitni malarze. Na ostatnio prezentowanej w Warszawie wystawie biograficznej malarstwa Józefa Chełmońskiego mogliśmy oglądać słonkę na obrazie mistrza, którego reprodukcja otwiera ten post.

O słonce pisano, wiele pięknych zdań poświęcali jej świetni pisarze, a w sławnej powieści Józefa Weyssenhoffa "Soból i panna" w czasie polowania na słonki rozwija się flirt pary głównych bohaterów. Słonka nazywana jest czarodziejką długodziobą, a Julian Ejsmond pierwsze na słonki wieczorne polowanie na wiosennym ciągu nazywał pierwszą miłosną schadzką myśliwego z dziką przyrodą. Ci, którzy nie polują, rzadziej spotykają się ze słonkami i rzadko tych spotkań szukając, nie wiedzą co tracą, tracą zaś bardzo wiele.

Ptak ten w Polsce posiada trzy nazwy: słomki, słonki i słąki – pisał Leopold Pac-Pomarnacki w Łowcu polskim z 1935]r. – Pierwsza ma rzekomo pochodzić od wyrazy >słoma< i zdrobniała >słomka<, do której jest podobny dziób ptaka i stąd nazwa. druga - ma związek ze >słonkiem<, po zachodzie którego i przed wschodem zwierzyna ta odbywa swoje ciągi, i wreszcie trzecia, stara nazwa, najmniej odpowiednia, wznowiona przez Jana Sztolcmana, pochodzi od >łąki<, czyli jest to >ptak z łąki<"

Widuje się najczęściej tylko samce słonek w czasie lotów tokowych. W ciepłe i ciche wieczory, a w mniejszym stopniu również o świcie, rozpoczyna się "ciąg" słonek. Samce oblatują swój teren, ciągnąc powoli i równomiernie nad wierzchołkami drzew, najchętniej wzdłuż leśnych duktów i nad strumieniami, zazwyczaj trasą o kształcie trójkąta i długą na 5 km. W czasie lotu słonki wydają chrapliwy głos "chru chru chru", przeplatany wysokim w tonie "psip". Ponieważ trudno to ustalić, specjaliści nie są pewni czy ptaki chrapią dziobem, czy też w inny, mniej przyzwoity sposób. Po ciągu, na ziemi odbywa się spotkanie z samicą i właściwy akt miłosny.

Ptakiem rzadkim słonka nie jest, a jednak nie należy do tych, o których się mówi. Przez innych, niż myśliwi, jest nie zauważana. Skądinąd bardzo się o to stara, prowadząc skryty tryb życia i czyni to najpewniej słusznie, gdyż ma wielu wrogów, a spośród nich najważniejszym jest człowiek, który wycinając najbardziej przez słonkę lubiane lasy, pozbawia ją naturalnych ostoi, a przede wszystkim na nią poluje. "Ponieważ słonka nie dorównuje wagą gołębiowi domowemu, ubicie jej nie przynosi prawie żadnych zysków i myśliwi uprawiają polowanie na te ptaki jedynie ze względu na piękne przeżycia. Trzeba przyznać, że w cichy wieczór, bezpośrednio po zachodzie słońca, kiedy olchy przeglądają się w rozlanej wodzie, z daleka rozbrzmiewają pierwsze gwizdy kosa, ziemia pachnie, a lasem idzie pierwsze tchnienie wiosny, polowanie na słonki ma przedziwny urok" [Jan Sokołowski."Ptaki ziem polskich. 1973].

Wspominany już tutaj poeta i bard myślistwa, Julian Ejsmond, pozostawił  w polskiej literaturze najwspanialsze, jak dotąd, opisy spotkań ze słonkami.

"Jeżeli spojrzymy wstecz na wspomnienia nasze z ciągów słonek, to zachwyci nas przede wszystkim muzyczne piękno tych wspomnień ...Zięby, sikorki i drozdy śpiewaki żegnają pieśnią wieczorną słońce zachodzące za czarnymi borami. W gęstwinie drze się kraska, przelatując jak zielony duch leśny z drzewa na drzewo... Gdzieś w głębi puszczy szczeka zajadle urywanym głosem spłoszony kozioł...

Powoli cienie poczynają gęstnieć w dole. Czuby olch pociemniały na purpurowem tle zachodniego nieba. Umilkła pieśń melodyjna drozda... Wielki żuk przeleciał z brzękiem huczącym... I oto nagle w borze powstał głos cichy i nieuchwytny, jak złudzenie... To słonka zachrapała... Z ponad lasu między czarnemi wierzchołkami drzew dość szybko przeleciał ptak długodzioby sowim lotem, jak duch...

Kworr, kworr – pswt..."

Przeżyłem wiele spotkań ze słonkami. Polowałem na nią, tyle że bez myśliwskiej broni, ale w wielkie chęci uzbrojony. Poznałem słonkę w Puszczy Augustowskiej, zaprzyjaźniłem się z nią na Bagnach Biebrzańskich, w Puszczy Kampinoskiej została moim ptakiem domowym. Wiosennymi przedwieczorami okrążała polane, na której stała moja leśniczówka w Krzywej Górze, tuż przed zmierzchem wychodziłem na środek polany czekałem. Wpierw się ją słyszało, to charakterystyczne pochrapywanie (złośliwcy twierdzą, że pochrapuje zadkiem, nie pyskiem), potem dopiero widziało, przemykała nad głową, już jej nie było. A ja byłem szczęśliwy. Na ciągi słonek o przedwieczorze prowadziłem entuzjastów przyrody, najczęściej były to spotkania udane, bo wiedziałem już w jakim środowisku  mam na lecącą słonkę oczekiwać i znałem już jej zwyczaje i preferencje. A ptak w sumie niewielki, najwyżej 440 gramów wagi, rozpiętość skrzydeł wcale jednak pokaźna 55-60 cm,  dziób 7-8 cm długości.  

Gdyby ktoś z czytelniczek i czytelników tego tekstu chciał uczestniczyć w tym niezwykłym przyrodniczym misterium – zapraszam do Puszczy Kampinoskiej. Jest kilka miejsc, nad którymi mogą ciągnąć słonki. Przypominam jednak, że chcąc odnieść sukces, miejsce trzeba naprzód rozpoznać i zapewne nie raz jeden, czasem kilka kwietniowych wieczorów trzeba na to poświęcić. 


Przy cmentarzu w Palmirach są miejsca, gdzie można mieć szansę  na spotkanie ciągnącej słonki, na przykład nad Długim Bagnem, siedząc na ławeczce  za dużą mapą parku narodowego, o kilkanaście krok,ów od parkingu. A może i nad samym cmentarzem zobaczymy pochrapującą słonkę? Gdy zaś o Palmirach mowa, wspomnieć trzeba śródleśne torfowisko uroczyska Iwie, gdzie warto zasadzić się na żółtym szlaku od parkingu koło wsi Palmiry; poniżej jest takie miejsce na Iwiu, zdjęte w kwietniu 2023 r.

Myślę, że z dużym prawdopodobieństwem można zobaczyć słonkę ciągnącą nad innym szlakiem żółtym, oddalonym niespełna pół kilometra od parkingu koło wsi Truskaw, tam gdzie są bagienne obniżenia po obu stronach szlaku; zanim usypano wyższy teren pod drogę, tam turyści mieli zawsze kłopoty w mokrych latach. Miejsce niebrzydkie, bliskie, ale lepiej jest szukać słonek na ciągu jak najdalej od miasta, tak aby hałasy tego miasta nie były słyszane. W Puszczy Kampinoskiej na przykład koło kapliczki św. Teresy pod Bromierzykiem na przykład.  


Zalecam samotnicze zasadzanie się na słonkę. Oczekiwanie kwietniowym zmierzchaniem to uczestnictwo w tajemniczym teatrze przyrody, a samotność w tym mocno sprzyja. Nie przejmujecie się, że za pierwszym razem za późno się zorientujecie, że słonka już nad wami przeleciała, najczęściej usłyszycie ją już wtedy, jak się oddala. Ale czuwajcie, być może jeszcze powróci. Albo za jedną chwilę, albo dopiero po kilku minutach. Czuwajcie, bo kolejny raz tego wieczoru to się już nie zechce powtórzyć !


 ................................................