Od autora
Na mazowieckiej nizinie. Okolice Polesia na Powiślu Kampinoskim. Fot. L Herz |
Zapewne nigdzie indziej w Polsce nie można tak bardzo dotknąć
Polski, jak na Mazowszu. Krajobraz tej części naszego kraju jest chyba ze
wszystkich najbardziej polskim. Tu jest wszystko, co w krajobrazie polskim być
powinno, przede wszystkim jednak pola uprawne, one tam graja rolę główną.
Pamiętajmy, iż od pól wzięła Polska swą nazwę, a mazowieccy Mazurzy od umazania
rąk pracą na roli. To jest nasz pejzaż, krajobraz narodowy.
Mazowsze to ziemia prawdziwie magiczna. Nie wszyscy o tym wiedzą,
a ci co nie, nie wiedzą ile tracą. Niezwykła
historia, intrygujące zabytki, zajmujący
ludzie. sławili tę ziemię wielcy poeci i dobre pędzle ją malowały. Gdy opuści się główne szosy i
zejdzie się z utartych tras, można tutaj zobaczyć miejsca i obiekty fascynujące,
na dodatek pośród zadziwiająco bogatej przyrody, a jak się zdaje, większość z
nas nawet nie podejrzewa Mazowsza o taką przyrodnicza rozpustę.
Nazbyt
często lekceważone, zasługuje Mazowsze na bliższą przyjaźń. Umie się za nią
odwdzięczyć. Do osób mu przyjaznych prawdziwie uśmiecha się i pokazuje im
miejsca wyjątkowe i czułości oczekujące. W gruncie rzeczy Mazowsze jest
zapoznane. „Zapoznany” to wyraz już dziś przestarzały i zapewne dlatego używany
w błędnym znaczeniu, choćby jako - zapomniany. Warto zatem zapamiętać, że zapoznany
to - niedoceniony,
nieuznany. Ten wyraz pochodzi od jednego z nieużywanych już dziś znaczeń słowa
zapoznawać, czyli: nie doceniać wartości czegoś. Tak jak zdarza się zapoznany
twórca, zapoznany poeta, pisarz, malarz, tak i jest z zapoznanym
Mazowszem. Poświęciłem mu kawał swego życia i nie żałuję tego czasu.
Do wspólnej wędrówki po Mazowszu w tym krajoznawczym blogu serdecznie wszystkich zapraszam.
Do wspólnej wędrówki po Mazowszu w tym krajoznawczym blogu serdecznie wszystkich zapraszam.
Pejzaż mazowiecki ma wiele naturalnego piękna przyjaznego
człowiekowi środowiska przyrodniczego. Wbrew pozorom ten typowo nizinny
krajobraz jest bardzo urozmaicony. To młody krajobraz, został ukształtowany
dopiero kilkanaście tysięcy lat temu. Są tutaj polodowcowe równiny, są
wysoczyzny, ubierają krajobraz doliny
kilku dużych rzek i dziesiątek rzeczek mniejszych, małych i całkiem maleńkich,
są nawet jeziora, wąskie, rynnowe, zgoła
niemazowieckie. Natura rzuciła na tę ziemię trochę piasku, a wiatr usypał z
niego wcale wysokie wydmy. Mazowsze jest ziemią rozległych łąk nadrzecznych i
uprawnych pól, a jej wielką ozdobą są pozostałości ogromnych
dawniej puszcz mazowieckich.
W
przeszłości Mazowsze było ziemią
sarmackiej szlachetczyzny, której wizerunek skreślili pamiętnikarze
swoich epok, Jan Chryzostom Pasek i ks.Jędrzej Kitowicz. W języku łacińskim opiewali tę ziemię
Sebastian Klonowic i Maciej Sarbiewski. Było Mazowsze ziemią wielkich polskich
romantyków: Fryderyka Chopina, Cypriana Norwida i Zygmunta Krasińskiego. Pisał
swoje poezje "lirnik mazowiecki", Teofil Lenartowicz. Odkryli
mazowiecki pejzaż artyści malarze, a najsłynniejsze obrazy zostawił po sobie
Józef Chełmoński. Najwybitniejsi z polskich literatów w realiach mazowieckiej
ziemi osadzali swoje poezje, nowele i powieści: Maria Konopnicka, Henryk
Sienkiewicz, Władysław Reymont, Stefan Żeromski, a później Władysław Broniewski
i Jarosław Iwaszkiewicz.
„Piasek, Wisła i las – pisał Kamil Baczyński. - Płasko, daleko -
pod potokami szumiących gwiazd, pod sosen rzeką”. Przedziwna to ziemia, to
nasze Mazowsze. Niezwykła historia, zadziwiająco bogata przyroda, intrygujące zabytki, zajmujący
ludzie. Wsie księżackie, siedzące wśród żyznych pól wokół Łowicza. Leśne
plemiona Kurpiów na nieużytkach nad Szkwą, Rozogą i Omulwią. Potomkowie drobnej
szlachty zagrodowej i plemion rusińskich, które przed wiekami przybyły na kresy
mazowieckie. Dwory i pałace mazowieckich Krasińskich i litewskich Radziwiłłów.
Mogiły i cmentarze mieszkających tu przez dziesiątki lat Szkotów, Niemców,
Holendrów i Żydów. Owocowe sady, lasy i puszcze, przydrożne wierzby i stare
legendy. Miejsca, gdzie obozowali łowcy reniferów przed dziesięcioma tysiącami
lat i gdzie przed ponad dwoma tysiącami celtyccy przybysze wypalali żelazo.
Mazowsze znajduje się pośrodku Polski. Prawie pośrodku Europy, bo
w sąsiadującej od zachodu Ziemi Łęczyckiej (przez jakiś czas także części
Mazowsza) jest miejscowość Piątek, niemal tuż za mazowiecką granicą, i w tym
Piątku jest środek Europy, nawet oznaczony został pomnikiem, ustawionym na
rynku. Rdzenni mieszkańcy Mazowsza to Mazurzy. Mazur to nazwa tańca, polskiego
tańca. Mazurzy z Mazowsza to plemię zaradne, pracowite i ekspansywne, a
przedstawiciele licznej tu drobnej szlachty i wiejski lud w ciągu wieków
kolonizowali kraje sąsiednie m.in. Podlasie, Litwę, a nawet część Ukrainy oraz
zaludniali północne pojezierza, które od nazwy Mazurów z Mazowsza wzięły nazwę:
Mazury. Mazowieckie mazurki rozsławił w świecie Fryderyk Chopin, urodzony w
mazowieckiej Żelazowej Woli.
O
wdzięku mazowieckich nazw
Skuły,
Kuły i Musuły są całkiem niedaleko od Warszawy, tak się nazywają trzy wioski w
pobliżu Grodziska Mazowieckiego. Wędrowanie palcem po mapie Mazowsza jest
wędrówką pełną tego rodzaju nazw. Niekiedy zabawnych, czasem zdumiewających,
zazwyczaj zupełnie niezrozumiałych, budzących zaciekawienie: skąd leż taka
właśnie nazwa znalazła się w środku Polski.
Na
przykład Ścięgiel i Wyrzęgi koło Chorzeli. Obierwia, Charciabałda i Bandvsie nieopodal wioski Wach
na Kurpiach. A przecież kolo lednorożc:a
położona jest wioska Szla, zaś koło
Jaciążka są Szlasy. Wręcz nieprawdopodobnie brzmi nazwa wioski w pobliżu Ciechanowa - Rzy. W tej nazwie należy czytać każdą literę
z osobna ! Bardziej na wschód od
niej można odnaleźć na mapie Baczę Suche
i Baczę Mokre, położone nie lak daleko od wiosek Wyrzyki Stare i Wyrzvki Nowe.
Są na Mazowszu Piski i Żochy, a obok nich Stylągi nad rzeką Orz. Rąbież i
Patory leżą nad rzeczką Soną, a przy źródłach Pelty wznoszą się zabudowania
wioski Laguny. Natomiast Nuna leży blisko Chrcynna, obok którego widnieją też
Krzyczki-Żabiczki.
Rzeki
i rzeczki mazowieckie są pełne urody. Nazwy maja równie urodziwe. Czyż nie jest taką nazwą Skrwa (jest Skrwa Prawa i jest Skrwa Lewa)?
Albo Wkra lub Orz i Orzyc, czy też na
ten przykład Pisia (są dwie Pisie, jedna to Pisia Gągolina, a druga to Pisia
Tuczna). Jest Mrowa, Słudwia i Mołtawa, także jest Śmirdziucha, i Cedron jest również. Spotkamy
na Mazowszu rzeczkę Rządzę i strugi Struga, Fiszor, Wilączę i Bojewkę. Koło wsi
Wilga uchodzi do Wisły rzeka Wilga, a struga Wilżanka do Bugu wpada niedaleko
Kamieńczyka, Korczunek i Wężyk są pod Skułami, przez Parysów płynie Rydynia,
przez Podgórze rzeczka Ryksa (która tworzy tam imponująco głęboki wąwóz wśród
lasu), Ślepota płynie w Ponurzycy, Bełch obok Osiecka, jest także Prut (ale bez
Czeremoszu) w Puszczy Białej.
Cudowne mazowieckie nazwy! Wioska Łazdyń i wioska Chobot. Pięknie
położone Rażnv, nieco mniej interesująco Kuty i Kutyski, Paczuski i Jaźwie.
Niedaleko tych trzech wiosek z tytułu tego rozdziału są Opypy i Many. W Manach
kręcono serial „Złotopolscy”. Obcokrajowcom można polecić z czystym sercem
wędrówkę do wsi (uwaga korekta!) Czrzaszew, w pobliżu której nie tak daleko do
wsi Strzvbogi i dalej nieco do Opożdżewa. Przy tych nazwach miano
wioski Gójszcz wydaje się już być łatwą do wymówienia dla cudzoziemca, przybywającego gdzieś z zachodniej części
Europy. Wielu działkowiczów dojeżdża do swoich ogródków, altanek i domków koło
wsi Szczaki, a wstyd powiedzieć, iż pod Ostrołęką są także Pierdoły, zaś jedno
ze znanych uroczysk kampinoskich nazywane jest Dupne.
[Ten tekst jest fragmentem wydanej przez Wydawnictwo Iskry w r.
2012 mojej książki „Opowieści z
Mazowsza. Klangor i fanfary”.]
Uroda Mazowsza
Wisła na Urzeczu koło Konstancina. Fot. L. Herz |
Łąka pełna maków. Fot. L. Herz |
Puszcza Zielona koło Myszyńca. Fot. L. Herz |
Gotycki kościół w Dziektarzewie nad Wkrą. Fot.L.Herz |
Rezerwat Dąbrowa Łącka na Pojezierzu Gostynińskim |
.....................................
Mazowiecka Opinogóra bywa nazywana gniazdem romantyzmu. Jest tam nawet jedyne w
Polsce muzeum romantyzmu. Z Opinogórą wiąże się nazwisko Zygmunta
Krasińskiego, jednego z czwórki polskich wieszczów. Nie w Opinogórze się urodził, lecz w Paryżu. A
jednak mazowiecką była gleba, na której wzrastał i gdzie
dojrzewała jego natchniona poezja. Żył niedługo. Czterdzieści
siedem lat. Jak się urodził, tak i umarł w Paryżu. Został pochowany w swojej Opinogórze. Ona była jego "rajem swobody i uciech dziecinnych", później
świadkiem jego nieudanego małżeństwa z woli ojca.
Dzisiejsza Opinogóra jest dobrze utrzymanym zespołem zabytkowym. Licznie odwiedzana ma znaczenie niepospolite, szczególnie dla miłośników literatury i architektury. Jest także miejscem bardzo romantycznym, świadkiem wydarzeń i dramatycznych przeżyć. Aż trudno uwierzyć w to wszystko, co tutaj miało miejsce, gdy przechadzamy się po alejkach tonącego w ciszy opinogórskiego parku, wśród kolorów mazowieckiego "babiego lata".
Dzisiejsza Opinogóra jest dobrze utrzymanym zespołem zabytkowym. Licznie odwiedzana ma znaczenie niepospolite, szczególnie dla miłośników literatury i architektury. Jest także miejscem bardzo romantycznym, świadkiem wydarzeń i dramatycznych przeżyć. Aż trudno uwierzyć w to wszystko, co tutaj miało miejsce, gdy przechadzamy się po alejkach tonącego w ciszy opinogórskiego parku, wśród kolorów mazowieckiego "babiego lata".
Zameczek (albo jak kto woli: pałacyk) opinogórski. Arcydzieło bez dwóch zdań. |
Na
wierzchołku pagórka stoi romantyczne cacko - neogotycki zameczek.
Budowla bardzo niewielka i zgrabnie zakomponowana. Dzięki opadającym
spod jej stóp stokom i dzięki cokołowi, na jakim ją postawiono,
również dzięki smukłej wieży o czterech kondygnacjach, budowla
nadspodziewanie urasta. Budowano zameczek dosyć długo, ukończono w
roku 1843. Przez wiele lat usiłowano przypisać projekt autorstwu
Villet-le-Duca. Rzeczywisty twórca jest nieznany, był jednak
niewątpliwie artystą przednim.
Zameczek
nakazał postawić generał Wincenty Krasiński. Jako
prezent z
okazji synowskiego ślubu z Elizą z Branickich, przez ojca wybraną synowi
żoną. Ślub odbył się w roku 1843. Unieszczęśliwił ten ślub kilka osób:
męża, żonę, potem także trójkę ich dzieci. Ojciec i teść był z siebie
zadowolony. Wincenty Krasiński był postacią
nieprzeciętną. O takich dziś mówi się, że są kontrowersyjni.
Wierny napoleończyk, potem adiutant carski, wreszcie gorliwy
wykonawca woli cara Rosji. Życie swoich bliskich meblował wedle
własnych zamiarów, tworząc podwaliny dla swojej dynastii.
Fałszował nawet historyczne fakty: nakazał Horacemu Vernet
namalować obraz z sobą na pierwszym planie po zwycięstwie pod
Somosierrą, gdzie w istocie go nie było. Kopia obrazu wisi dzisiaj
w zameczku.
Eliza |
Delfina |
Syn
był posłuszny. Kochał jednak inne. Przedtem romansował z Joanną
Bobrową, żoną bogatego ziemianina z Ukrainy i matką dwóch córek.
"Mogłem być z tobą na ziemi szczęśliwy,/ Mogłem uwierzyć,
że tu czasem wiosna"... Bobrową Zygmunt poróżnił z jej
mężem, unieszczęśliwił, wtrącił w melancholię. Potem poeta
szalał za Delfiną Potocką: "I ja też miałem Beatricze
moją!". Egzaltowana piękność przez jedenaście lat zajmowała
myśli poety, zresztą nie tylko jego, bowiem uchodziła za
najbardziej adorowaną kobietę w kręgach arystokracji Francji i
Włoch. Ojca to drażniło. Ojciec miał tego dość. Na dodatek
ojciec nie wierzył w syna - poetę: "Co znaczy, że ma
imaginacją, dowcip, naukę, ale za grosz nie ma zastanowienia ani
rozsądku". I żeby jeszcze umiał wybrać sam dla siebie
kobietę. Przecież wszystkie one były odeń starsze!
W
posiadanie Opinogóry wszedł generał w 1811 r. Zygmunt urodził
się rok później. Opinogórę generał otrzymał od cesarza
Francuzów, Napoleona Bonaparte. W podzięce za zasługi. Matką
chrzestną Zygmunta została Maria Walewska. Miała na sobie
empirową, stosowną do epoki romantyzmu, zwiewną suknię i
wyglądała prześlicznie. Gdy nastąpił kres epoki epoki
napoleońskiej i Polska znalazła się pod władzą Rosji, Wincenty
Krasiński natychmiast dostosował się do sytuacji. Zwrócił się
do cara. Car donację potwierdził. Oczywiście, w nadziei na
generalskie posłuszeństwo. Miał je jak w banku. Już przedtem, bo
od 1659 roku, niegrodowe starostwo opinogórskie było w rękach
rodziny Krasińskich. Tylko do trzeciego rozbioru Polski. Generał,
odzyskawszy majątek dla rodziny, teraz całe swoje życie
podporządkował Opinogórze. To dla niej był gotów na wszystko.
Lecz wedle prawa był tylko dzierżawcą. Walczył więc o to, "ażeby
nie został zniszczony owoc prac i zabiegów". Do tego był mu
potrzebny posłuszny syn. Syn miał gospodarować w ordynacji
opinogórskiej. Ku chwale rodu. Tak bowiem on, ojciec, postanowił.
Po
Wincentym Krasińskim została Opinogóra. To niemało. Po
nieszczęśliwej Elizie, żonie nie kochanej, pozostały opasłe tomy
fascynującej korespondencji. Więcej pozostało po Zygmuncie. To z
"Irydiona" są te wieszcze słowa: "O myśli moja, ty
przetrwałaś wieki!". W poezjach Krasińskiego jest bardzo
wiele z tego, co tutaj miało miejsce. Tutaj przecież poeta cierpiał
obciążony brzemieniem dziedzictwa, a jak pisał prof.Juliusz
Kleiner, "nie tylko fizycznego... lecz moralnego, historycznego,
które kazało misję pełnić potomkowi wielkiego rodu, a
jednocześnie powikłało mu żywot beznadziejnie straszną przemianą
ojca i ojcu temu dało wobec syna niby rolę przeznaczenia". W
rękach Krasińskich była Opinogóra aż do drugiej wojny światowej.
Alejkami
opinogórskiego parku trzeba przechadzać się wolno. Tutaj, jak
bodaj nigdzie indziej na mazowieckiej równinie, architektura i jej
zabytkowa wartość, obrazy na ścianach w zameczku, jakieś
przymglone tremo w empirowej ramie w korytarzu - to wszystko staje
się li tylko dekoracją antycznej tragedii. Przez jednostkowe losy
bohaterów ukazują sie losy ich ojczyzny, koniec świata szwoleżerów
i tego, którego przedstawicielami są bohaterowie tego dramatu. I to
jest również oblicze polskiego romantyzmu. Już nie romantyczności.
W tej opinogórskiej dekoracji dramat rozgrywał się o rozmiarach
ajschylosowych. Czy było to znamię epoki? Czasów?
Nagrobek matki: arcydzieło wykute w marmurze z Karrary |
W kościelnej nawie opinogórskiego
kościoła znajduje się nagrobek matki, Marii z Radziwiłłów
Krasińskiej. W karraryjskim marmurze został wyrzeźbiony przez
włoskiego artystę Luigi Pampilioniego. Postać umierającej jest
przedstawiona w klasycyzującej formie. Matka spoczywa na rzymskim
łożu, przy którym klęczy dziesięcioletni Zygmunt. Na jego głowie
w geście błogosławieństwa spoczywa matczyna ręka. Poeta wierzył,
że matka - w chwili śmierci kładąc rękę na jego czole -
przekazała mu dar wieszczy. Scena ta znalazła odbicie w tekście
"Nie-Boskiej komedii" na początku drugiej części
dramatu.
W podziemnej krypcie opinogórskiego
kościoła umieszczone są trzy płyty z brązu, wykonane w roku 1877
według projektu Franceschi'ego. Na jednej z nich wyryto scenę z
"Nie-Boskiej komedii", na drugiej z "Irydiona",
na trzeciej z "Przedświtu". W krypcie tej i on sam
spoczywa. Pochowany został tutaj, a nie w Paryżu, jak urodzony na
mazowieckiej ziemi Fryderyk Chopin. I nie na Wawelu, jak Adam Mickiewicz i Juliusz Słowacki.
Kościół w Opinogórze o wyrazie antycznej świątyni. W podziemiach jest grób poety. |
Doskonale klasyczną fasadą z portykiem o czterech kolumnach imponuje opinogórski kościół. Powstał na początku ostatniej ćwierci wieku dziewiętnastego, twórcą projektu był Wincenty Rakiewicz. Gdy patrzeć na świątynię od frontu, wydaje się być antyczną budowlą przeniesioną na polską równinę, aby stanąć u stóp opinogórskich pagórków. Tutaj, w tej antycznej dekoracji późnego klasycyzmu, po rozegranym dramacie pozostały ciała bohaterów. Tylko to je różni od leżących na scenie ciał aktorów pod koniec spektaklu, że ten dramat nie był fikcją. Oni nie żyją naprawdę. I rąk do oklasków złożyć jakoś nie sposób.
Opinogóra wydaje mi się na podobieństwo sceny romantycznego dramatu, jeden z rozdziałów swojej "Wardęgi" jej poświęciłem, pisałem tam, że tutaj, jak bodaj nigdzie indziej na mazowieckiej nizinie, architektura i jej zabytkowa wartość, stają się dekoracją antycznej tragedii. Że przez jednostkowe losy bohaterów ukazują się losy ich ojczyzny, koniec świata szwoleżerów i tego, którego przedstawicielami są bohaterowie tego dramatu. W opinogórskiej dekoracji dramat rozgrywał się o rozmiarach ajschylosowych. Nie ma już śladu po dworcu myśliwskim książąt mazowieckich, w którym w połowie wieku XV zmarł Bolesław IV, książę warszawski, czerski, zakroczymski, ciechanowski i łomżyński, a któremu krzyż piaskowcowy postawił w opinogórskim parku generał Wincenty Krasiński. Nie ma już pałacu, w którym generał mieszkał z rodziną, na jego miejscu stoi dwór, dla Krasińskich został zaprojektowany w 1908 roku, stanął dopiero sto lat później, chwała tym, co pomyśleli iż stanąć wreszcie powinien. Stoi oficyna neogotycka, szczęśliwie przywrócona do właściwego wyglądu po nieudanych przekształceniach.
Nieopodal oficyny znajduje się "ławeczka miłości", kamienna pamiątka
postawiona przez Amelię Załuską. Jest to jeszcze jedna bohaterka tego,
co tutaj się rozgrywało. Kochał się w niej młodziutki Zygmunt. Zwierzał
się jej jego ojciec: "chce być tylko pismakiem", pisał. Czy go kochała?
Była mu wierną na swój sposób. Na pewno była mu przyjazną. "Niech moja
pamięć zawsze ci będzie miła"; taki napis kazała wyryć na ławeczce. Jak
przystało na odtwórczynię jednej z ról, Amelia również pozostała w
opinogórskim kościele. Konstanty Laszczka rodem z mazowieckiego Makówca,
w roku 1899 wyrzeźbił w białym marmurze jej nagrobną płytę.
W dworze jest ekspozycja dziewiętnastowiecznego malarstwa epoki romantyzmu, dużo obrazów z warszawskiego Muzeum Narodowego, sporo siakich takich, kilka świetnych, dwa prawie arcydzieła. W oficynie ekspozycja związana z dziejami Krasińskich. Wokół park w barwach jesieni. Opinogóra dzisiejsza jest wspaniale utrzymanym obiektem, nic ino brawa bić. Inteligentnie jest pomyślana. Zjeżdżają wycieczki licealistów, którzy romantyzm przerabiają, opowiadała nam pani przewodniczka, że nudzą się tutaj setnie.
Odwiedziłem niedawno Opinogórę. Cały dzień tam spędziłem, a i tak, jak mi się później zdawało, byłem za krótko, aby w pełni rozsmakować się w jej krajobrazie i atmosferze. Nie pierwszy raz tam byłem. Nie ostatni. W Opinogórze bywać się powinno. Wiele jest po temu powodów...
W dworze jest ekspozycja dziewiętnastowiecznego malarstwa epoki romantyzmu, dużo obrazów z warszawskiego Muzeum Narodowego, sporo siakich takich, kilka świetnych, dwa prawie arcydzieła. W oficynie ekspozycja związana z dziejami Krasińskich. Wokół park w barwach jesieni. Opinogóra dzisiejsza jest wspaniale utrzymanym obiektem, nic ino brawa bić. Inteligentnie jest pomyślana. Zjeżdżają wycieczki licealistów, którzy romantyzm przerabiają, opowiadała nam pani przewodniczka, że nudzą się tutaj setnie.
Z muzeów w Opinogórze. Jak inne zdjęcia, tak i te: autora |
Odwiedziłem niedawno Opinogórę. Cały dzień tam spędziłem, a i tak, jak mi się później zdawało, byłem za krótko, aby w pełni rozsmakować się w jej krajobrazie i atmosferze. Nie pierwszy raz tam byłem. Nie ostatni. W Opinogórze bywać się powinno. Wiele jest po temu powodów...
Ten drewniany dwór jest pobudowany w barokowym i bardzo polskim stylu. Jest
kilka takich w Polsce, z tych najpiękniejszych tylko jeden jest na
Mazowszu, niemal tuż koło Warszawy. Niezwykła sprawa. Znajduje się we
wsi Brześce, położonej na Urzeczu, w dolinie Wisły na południe od
Wilanowa i Obór. Nazwa tej wsi pochodzi najpewniej od określenia >brzeście<,
oznaczającego zbiorowisko brzostów tj. wiązów górskich, gatunku niegdyś
popularnego w Polsce. W nizinnej Wielkopolsce rośnie ich trochę,
utworzono dla nich rezerwaty, na nizinnym Mazowszu są bardzo rzadkie.
Jeden rośnie niedaleko od dworu w Brześcach, widać go z dworskiego
tarasu, znajduje się na przeciwnym brzegu wiślanego starorzecza i
wyróżnia się budową korony.
Brześce to stara wieś szlachecka, rozbudowała się przy ważnym trakcie,
który łączący Warszawę z Czerskiem. W wieku XV Brześce były siedzibą
Brzeskich, a najstarsze znane wzmianki z roku 1401 dotyczą Wszebora,
podsędka, podkomorzego i sędziego ziemskiego czerskiego. W wieku
osiemnastym właścicielem wsi został żyjący w latach 1731-1800 Jan Kanty
Fontana z rodziny spolonizowanych architektów włoskich. W roku 1769
został uhonorowany przez króla szlachectwem. W pierwszych latach
panowania Stanisława Augusta pełnił funkcje burgrabiego zamku
warszawskiego i do niego należało administracyjne kierownictwo prac
restauracyjnych na zamku. Powierzano mu też prace w ogrodach oraz przy
niewielkich budowlach w Ujazdowie i Łazienkach. Brześce wybrał na
wiejską rezydencję dla siebie i na starszych zapewne fundamentach po
1784 roku wybudował tutaj dwór. Różne były potem koleje majątku i
różnych miał właścicieli. Po 1945 roku w dworze przez długie lata
gospodarował PGR.
Dwór w Brześcach jest jednym z najdoskonalszych polskich dworów drewnianych w sarmackim typie, jest barokowo-klasycystycznym budynkiem o znakomitych proporcjach, z wysokim, łamanym dachem i z frontowym ganeczkiem nakrytym dwuspadowym daszkiem, wspartym na kolumienkach. Ten dwór jest typowym sarmackim dworem polskim i takie dwory były niegdyś trwałym elementem polskiego pejzażu. Taki dwór opisywał go Adam Mickiewicz w >Panu Tadeuszu<, niektórzy twierdzą, że Mickiewicz pisząc o Soplicowie miał przed oczami dwór w Mereczowszczyźnie koło Nowogródka, w którym urodził się Tadeusz Kościuszko. Był czas, iż takich dworów były w Polsce tysiące.
Drewno jako budulec było nader często wykorzystywane, a najbardziej najtrwalsze gatunki tj. modrzew i sosna. Często dwory tynkowano, co miało znaczenie konserwacyjne i ocieplające. Kolumnowy portyk pojawił się dopiero w 2 połowie wieku XVIII, stopniowo wypierając drewniany ganek ze słupkami. Portyk z kolumnami był symbolem statusu społecznego, bowiem ganki miały przecież i chałupy chłopskie. Na szczególną uwagę zasługuje dach łamany, zwany polskim, gdyż poza naszym krajem występuje niezwykle rzadko. Taki dach ma dwór w Brześcach. W odróżnieniu od dachu mansardowego ma dwie równolegle do siebie płaszczyzny, górną i dolną. Dachy były kryte najczęściej gontem, rzadziej dachówką, najuboższe słomianą strzechą. Ten dwór jest usytuowany „na godzinę jedenastą”, dzięki czemu wszystkie strony domu miały słońce o pewnej porze dnia; dwory z czołem na pełne południe nie mogły go mieć w tylnych, ku czystej północy zwróconych pokojach.
Dwór polski był siedzibą rodu, ostoją rodziny, jądrem domowego ogniska. Pisał Wespazjan Kochowski: Tu ociec z dziady, krewnych gromady / I mali wnukowie / dzieciństwa doszli, tu w zgodzie ośli / Przy swej starszej głowie. Dawnymi czasy Polak patrzył krzywym okiem na inne budynki, prócz drewnianych. Szlachta polska ze swoimi pojęciami i tradycjami rdzennie słowiańskimi, murów nienawidziła, budując wszystko z drewna i słomy oraz wierząc głęboko w szkodliwość murów dla zdrowia.
Drewniana Polska niemal do szczętu spłonęła od ognia i wojen. Nie zachował się żaden z dworów sięgających poza wieki XVI i XVII.
Stosunkowo liczna reprezentacja dworów z wieków XVIII i XIX oszpecona jest przez późniejsze przeróbki. Wokół Warszawy drewnianych budowli dworskich jest jeszcze mniej, niż winnych regionach kraju. W tej szczególnie sytuacji dwór w Brześcach urasta do rangi zabytku najwyższej klasy. Jest świadectwem siły polskiej tradycji, budownictwa całkowicie indywidualnego, niespotykanego w innych częściach Europy, jedynie na ziemiach Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Jakże silna musiała to być kultura, skoro Włoch z pochodzenia, signore Fontana taki właśnie dom mieszkalny dla siebie i swojej rodziny pobudował.
Dwór w Brześcach jest jednym z najdoskonalszych polskich dworów drewnianych w sarmackim typie, jest barokowo-klasycystycznym budynkiem o znakomitych proporcjach, z wysokim, łamanym dachem i z frontowym ganeczkiem nakrytym dwuspadowym daszkiem, wspartym na kolumienkach. Ten dwór jest typowym sarmackim dworem polskim i takie dwory były niegdyś trwałym elementem polskiego pejzażu. Taki dwór opisywał go Adam Mickiewicz w >Panu Tadeuszu<, niektórzy twierdzą, że Mickiewicz pisząc o Soplicowie miał przed oczami dwór w Mereczowszczyźnie koło Nowogródka, w którym urodził się Tadeusz Kościuszko. Był czas, iż takich dworów były w Polsce tysiące.
Drewno jako budulec było nader często wykorzystywane, a najbardziej najtrwalsze gatunki tj. modrzew i sosna. Często dwory tynkowano, co miało znaczenie konserwacyjne i ocieplające. Kolumnowy portyk pojawił się dopiero w 2 połowie wieku XVIII, stopniowo wypierając drewniany ganek ze słupkami. Portyk z kolumnami był symbolem statusu społecznego, bowiem ganki miały przecież i chałupy chłopskie. Na szczególną uwagę zasługuje dach łamany, zwany polskim, gdyż poza naszym krajem występuje niezwykle rzadko. Taki dach ma dwór w Brześcach. W odróżnieniu od dachu mansardowego ma dwie równolegle do siebie płaszczyzny, górną i dolną. Dachy były kryte najczęściej gontem, rzadziej dachówką, najuboższe słomianą strzechą. Ten dwór jest usytuowany „na godzinę jedenastą”, dzięki czemu wszystkie strony domu miały słońce o pewnej porze dnia; dwory z czołem na pełne południe nie mogły go mieć w tylnych, ku czystej północy zwróconych pokojach.
Dwór polski był siedzibą rodu, ostoją rodziny, jądrem domowego ogniska. Pisał Wespazjan Kochowski: Tu ociec z dziady, krewnych gromady / I mali wnukowie / dzieciństwa doszli, tu w zgodzie ośli / Przy swej starszej głowie. Dawnymi czasy Polak patrzył krzywym okiem na inne budynki, prócz drewnianych. Szlachta polska ze swoimi pojęciami i tradycjami rdzennie słowiańskimi, murów nienawidziła, budując wszystko z drewna i słomy oraz wierząc głęboko w szkodliwość murów dla zdrowia.
Drewniana Polska niemal do szczętu spłonęła od ognia i wojen. Nie zachował się żaden z dworów sięgających poza wieki XVI i XVII.
Stosunkowo liczna reprezentacja dworów z wieków XVIII i XIX oszpecona jest przez późniejsze przeróbki. Wokół Warszawy drewnianych budowli dworskich jest jeszcze mniej, niż winnych regionach kraju. W tej szczególnie sytuacji dwór w Brześcach urasta do rangi zabytku najwyższej klasy. Jest świadectwem siły polskiej tradycji, budownictwa całkowicie indywidualnego, niespotykanego w innych częściach Europy, jedynie na ziemiach Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Jakże silna musiała to być kultura, skoro Włoch z pochodzenia, signore Fontana taki właśnie dom mieszkalny dla siebie i swojej rodziny pobudował.
Post scriptum. Ten dwór nie jest ogólnodostępnym obiektem do zwiedzania, jak np.Wilanów lub Nieborów. Jest
własnością prywatną i jak mnie poinformowano odzyskał go potomek
ostatnich właścicieli. Z internetu wiem, że istnieje Fundacja Dwór i
Folwark w Brześcach. W ostatnią
sobotę wrześniową bez przeszkód z zewnątrz dwór podziwiałem i
fotografowałem. Zajrzałem nawet do wnętrz, były w trakcie remontu,
nieumeblowane. Przypuszczam jednak, że niedługo już podejść do dworu nie
będzie można.
w Dolinie Dolnego Bugu na wschodnim Mazowszu
Wiosenne rozlewiska w dolinie Bugu. Fot.L.Herz |
Znowu tam byłem. Bywam tam niemal nieustannie. Zostawiłem tam sporo serca, to i powracam. Wiosną najbardziej. Dolina Dolnego Bugu należy do najładniejszych fragmentów Mazowsza. Ja szczególniejszą estymą obdarzam jej fragment powyżej Wyszkowa, w górę biegu rzeki. Krajobraz tam jest taki, jakim być powinien. Tam wszystko zdaje się być na miejscu. To harmonijny krajobraz kulturowy, w którym dzieła natury wcale nieźle i z pewnym szacunkiem zostały zagospodarowane przez człowieka. Korespondują tam ze sobą nie najgorzej rzeka i jej rozlewiska i starorzecza, nadrzeczne łąki, otaczające je dwie puszcze, Kaminiecka na południu i Biała na północy, wioski i obok nich osiedla domków letniskowych, tubylcy i letnicy, i dzikie ptactwo, którego tam nie brakuje i moc ornitologicznych rarytasów się lęgnie. Opowiadać o tym wszystkim mógłbym bez końca, jako rzekłem albowiem, odwiedzam tę część Mazowsza często i zawsze z zachwytem.
Nie ulega wątpliwości, iż dopiero świadomość związku krajobrazu z historią i rozwojem duchowym człowieka nadaje mu szczególnego uroku i stanowi o pełni naszego doznania. Inaczej mówiąc – dopiero wtedy, gdy zaludniamy jakiś obszar wspomnieniem dziejów, które na nim się toczyły, zaspokajamy nigdy nie nasyconą potrzebę refleksji.
Obserwować to można we wszystkich liczących się w Europie obszarach szczególnej ochrony przyrody, w parkach narodowych i krajobrazowych lub parkach natury, jak nazywa się je w krajach Zachodniej Europy. Na pewno mniejszą rangę miałyby polskie Tatry i Park Tatrzański bez Podhala, bez Góralszczyzny i tłumu zakochanych w nich artystów o ceperskim rodowodzie. Czy można podobnie mówić o nadbużańskiej okolicy Mazowsza? Zapewne nie, ale przecież i ona ma swoje atuty, których lekceważyć nie można.
Tutaj chcę opowiedzieć o trzech ważnych, chociaż niewielkich w gruncie rzeczy zabytkach, jakie znajdują się w tej nadbużańskiej krainie. To trzy rzeźby niepospolitej wartości. Sfotografowałem i oto są. Jak znajdziecie czas, popróbujcie zobaczyć je na miejscu. Madonna Tronująca z Poręby i Tron Łaski z Prostyni są we wnętrzach kościołów, Nepomucen spod Sadownego znajduje się w zabytkowej brogowej kapliczce. Podróż ku nim przez otaczający krajobraz też warta jest grzechu.
(ok.1360 r.)
We wsi Poręba w Puszczy Białej znajduje się niezwykłe dzieło w miejscowym kościele parafialnym. Jest nim najstarsza drewniana rzeźba epoki gotyku na Mazowszu, pochodzi z około 1360 roku.
Królem Polski był wówczas Kazimierz Wielki. W maju 1350 roku Litwini wtargnęli na Mazowsze i dokonali tam wielkich zniszczeń (m.in. spalili Warszawę i Czersk). Poręba znajdował się wówczas w księstwie mazowieckim, panował w nim wówczas Siemowit III, syn Trojdena I. O rzeźbie świat dowiedział się dopiero po sześciuset latach, w roku 1973.
Odkryły tę rzeźbę Izabella Galicka i Hanna Sygietyńska, nieocenione znawczynie sztuki na Mazowszu, to one jako pierwsze obwieściły światu rangę wielu dzieł, których znaczenie same odkryły (one odnalazły na strychu w Kosowie Lackim obraz El Greca!), także i rzeźby z Poręby, publikując jej pierwszy opis w Biuletynie Historii Sztuki w roku 1975.
Madonna przedstawiona jest na tronie, artysta nadał jej hieratyczną pozę, na ustach ma zastygły „archaiczny uśmiech”, dekoracyjnie, malowniczo ułożone fałdy szaty opadają ku ziemi, wychyla się spod nich typowo średniowieczny spiczasty pantofelek. Na prawym kolanie Matki stoi Dzieciątko, odziane w długą szatę, podtrzymywane matczyną ręką, w drugiej matczynej ręce znajduje się przyłożone do serca królewskie jabłko. Jezusek lewą swoją ręką położył pieszczotliwie na matczynej głowie, uśmiecha się uśmiechem dziecka, które zdaje sobie sprawę z powagi chwili.
Można przypuszczać, iż rzeźba pierwotnie była umieszczona w postawionym w roku 1638 drewnianym kościele, poprzedniku obecnego murowanego, który został zbudowany dopiero w drugiej połowie wieku XVIII. Gdy ten murowany pobudowano, rzeźba stała się niemodna, powędrowała więc do akurat postawionej kapliczki. Czy rzeczywiście tak było? tego nie wiem. Powróciła do parafialnego kościoła dopiero po drugiej wojnie światowej, wtedy, gdy proboszczem miejscowym był ks. Jerzy Dąbrowski, a do Poręby zawitały inwentaryzujące zabytki sztuki na Mazowszu dwie panie.
Matka Boska tronująca znajduje się w bocznej kaplicy kościoła, na prawo od głównego ołtarza. Została umieszczona w drewnianej szafie o otwartych szeroko drzwiach, w które wkomponowano misternie wyrzezane dwie nadokienne "koruny", jakie dawnymi czasy ozdabiano okna drewnianych chałup w kurpiowskim stylu, z których słynęła okolica porębiańska, a do dzisiaj zachowały się już tylko bardzo nieliczne.
Mieszkańcy okolicy zupełnie nie poczuwają się do żadnych związków z Kurpiowszczyzną, a przecież są w dużej części potomkami osadników z Puszczy Myszynieckiej, przez Załuskich sprowadzonych do Puszczy Białej w XVIII wieku. Jeszcze w niepodległej Polsce po 1920 roku mówiło się o tym regionie: Kurpie Puszcza Biała. Biografka tej okolicy, świetna pani etnograf, Maria Żywirska tak ich nazywała, o nich mówiła, o nich pisała. Pamiętam sąsiadującą z Porębą wioskę Udrzynek z szeregiem kurpiowskich chałup. jedna w drugą były znakomitymi przykładami drewnianej architektury o kurpiowskim rodowodzie. To było bardzo niedawno, zaledwie czterdzieści lat temu. Ale już wtedy czułem, że miejscowi wstydzą się swojego kurpiowskiego rodowodu. W gruncie rzeczy jakby mieli rację o tyle, że nazwa >kurpie< oznaczała kiedyś plecione z łyka lipowego łapcie, a takie nosili Puszczacy, ludzie ubodzy, a więc bogatsi od nich rolnicy od tych kurpi na nogach, tych co je nosili, Kurpiami nieco pogardliwie przezywali.
Tron Łaski z Prostyni
(1460 r.) |
Bardzo ładna okolica ta dolina Bugu koło Prostyni. Tam wiosną po niebie wędrują twarzowe chmury, a zieleń jest bujna i przyjazna. W maju na otaczających wioskę łąkach rozkwitają łany mniszków, nad nimi kwilą czajki, słychać zewsząd tęskne pokrzykiwania kulików i dzwonienia krwawodziobców, bliżej wsi przepiórki krzyczą swoje "pójdźcie żąć, pójdźcie żąć", nad przybrzeżnymi partiami jeziora Bużysko hałasują krzykliwe rybitwy czarne, na wodzie kołyszą się milczące łabędzie, a ze wszystkich stron słychać rozkoszne żabie koncerty.
Nad okolicą góruje prostokątna wieża modernistycznego kościoła w Prostyni. Ten kościół powstał po roku 1945.W krajobrazie okolicy tej nadbużańskiej wioski jest ciałem zdecydowanie obcym. Widoczny jest z bardzo daleka, oglądałem go ze szczytu triangulacyjnej wieży, stojącej o w odległości 25 km od niego na wydmie nad Mostówką koło Wyszkowa. Jest to nieco zmieniona wersja projektu drugiej, niezrealizowanej Świątyni Opatrzności w Warszawie, której autorem był Bogdan Pniewski. Skąd się wzięła tutaj ta dziwna świątynia? No cóż, był do zagospodarowania projekt, a wieś dopiero co straciła swój kościół, który spłonął podpalony przez hitlerowców w roku 1944. Stał w miejscu strategicznym, wystawiony na widok z każdej strony, aż się prosił aby go zniszczyć.
We wnętrzu kościoła, w dość pretensjonalnej współczesnej oprawie, znajduje się największy skarb wioski i jeden z największych skarbów ziemi w tej książce opisanej. Tron Łaski jest wykonaną z drewna lipowego figurą Trójcy Świętej, umieszczoną w głównym ołtarzu. Rzeźba jest niewielka, ma nieco ponad metr wysokości, przedstawia Boga Ojca, obejmującego rozłożonymi rękami ramiona krzyża z krzyżowanym na nim Synem, a na szczycie krzyża znajduje się gołębica Ducha Świętego. Być może jest to dzieło z warsztatu Wita Stwosza, niektórzy przypuszczają, że wyszło spod ręki samego mistrza, zostało wykonane około roku 1460. Powiada się, że podarował ją nowo założonej parafii bp Paweł Holszański. W tamtych czasach Prostyń przynależała do Litwy i do diecezji w Łucku, a żyjący w latach 1490-1555 Paweł Algimunt Holszański herbu Hippocentaurus był nie tylko biskupem, również i księciem litewskim.
Biskupi dar przybył tutaj najpewniej na płynącej Bugiem łodzi, ale lud ubrał ten fakt w piękną legendę, podle której figura przypłynęła z powodziowymi wodami Bugu, utknęła w nadbużnych zaroślach i tam jako pierwsze zobaczyły ją prostyńskie kozy. Czy dlatego szeroko zasłynęła chlebowa figurka kozy, od lat niezmiennie sprzedawana na tutejszych odpustach? A może dlatego, że po powstaniu styczniowym pod pozorem handlu kozami przychodziło na tutejsze odpusty wielu unitów? Kozy prostyńskie są wypiekane z twardego ciasta. Tutejsze gospodynie przygotowują je tradycyjnie od setek lat. Mam taką jedną kozę w swoim domu, miło na nią spoglądać. Szymon Kobyliński, znakomity rysownik i gawędziarz przedni, miał swój drugi dom nad Liwcem w Gniazdowie. Każdego odwiedzającego go nowego gościa obdarowywał jedną taką kozą. Kupował je na odpuście na zapas, kopami.
Nepomucen spod Sadownego
(XIX w.) |
Święty Jan Nepomucen, którego figury stawiano przy brodach i mostowych przeprawach, strzegł od powodzi, przed utonięciem, ale i przed suszą również. Jan Nepomucen nazywał się Jan Welflin i pochodził z miejscowości Pomuk, był czeskim kanonikiem, który w roku 1393 został na rozkaz króla Wacława IV pojmany, torturowany, a następnie zrzucony do Wełtawy z mostu Karola w Pradze. Przyczyną jego śmierci było jakoby to, iż nie chciał zdradzić tajemnicy spowiedzi królewskiej małżonki, którą niezrównoważony i chory na umyśle król podejrzewał o zdradę. Kanonizowano męczennika dopiero w roku 1729. Jego figura - jako że zginął w wodach rzeki - stawiana była zazwyczaj u brodu, nad stawkiem lub sadzawką obok kościoła. Miała za zadanie strzec przed powodziami oraz przynosić potrzebne deszcze w czasie suszy. Niekiedy jego figury osiągały znaczne rozmiary, czasem nawet wielkości naturalnej, podobna znajduje się nieopodal Sadownego. Wykonywane były często z drewna dębowego, a koszt ich wykonania musiał być znaczny. Jacek Olędzki przypuszczał, iż „istnieje wiele powodów, aby sądzić, że były to rzeźby zamawiane u specjalistów przez ogół mieszkańców wsi".
Ów czeski święty został z czasem także i polskim świętym, często spotykanym również i w mazowieckim krajobrazie. Figury świętego są zwieńczeniem kapliczek słupowych drewnianych lub murowanych. Niekiedy figury skrywają się w cieniu namiotowych daszków, przykrywających kapliczki brogowe lub zrębowe. Zrósł się Nepomucen z naszym pejzażem, stał jego częścią nierozerwalną, elementem nieodzownym. Nawet zyskał to pieszczotliwe, jakby spoufalające imię "Nepomucka".
Z pośród wielu figur tego świętego na Mazowszu szczególniejszą przyjaźnią darzę jedną, tę która znajduje się w brogowej kapliczce koło Sadownego. Kilka kilometrów na zachód od sadowieńskiego kościoła, przy lokalnej szosie do Zarzetki i Brzuzy stoi w pobliżu przepustu nad uregulowaną Bojewką, zwaną też Zbożową Strugą, drewniana zrębowa kapliczka brogowa, wewnątrz której umieszczona jest naturalnej wielkości drewniana figura św.Jana Nepomucena odznaczająca się wysokim poziomem artystycznym, zapewne pochodząca spod dłuta kogoś, którego rzeźby zamawiane były do kościelnych ołtarzy, nie do przydrożnych kapliczek.
Być może więc pierwotnie rzeźba znajdowała się w sadowieńskim kościele, ale potem, gdy wyposażano świątynię w aktualnie modne stylowo ołtarze i towarzyszące im rzeźby, ta akurat została zesłana nad Bojewkę. Dobrze się tu czuje, to widać. Okoliczni mieszkańcy opowiadają, że podczas powodzi, często występujących tu przed budową wałów ochronnych, figura była zabierana przez wodę, a jednak Nepomucen zawsze wracał sam na swoje miejsce. Ostatni raz miało się tak zdarzyć całkiem niedawno, bo w 1979 lub 1981 r. legenda ta, rozpowiadana w okolicy, jest o tyle interesująca, iż rzeczywiście w tym mniej więcej czasie Święty opuścił kapliczkę na czas jakiś, rzeźba została bowiem poddana konserwacji. Ta kapliczka ma ogromną ilość wdzięku i jest nie najgorzej wkomponowana w okoliczny krajobraz, ona po prostu jest jego częścią.
Kapliczka spod Sadownego w Dolinie Dolnego Bugu. Fot.L.Herz |
Leszku, jesteś pewnie jak to napisałeś "dinozaurem" krajoznawstwa, ale jesteś też ciągle nowatorem jako promotor mazowieckich krajobrazów i Mazowsza w ogóle. Dziękuję Ci za Twoją pasję i wytrwałość i za to, że dzielisz się swoja wielką wiedzą i zapałem z innymi. Ludzie częściej wolą wybrać się na zagraniczną wycieczkę, niż poznać to, co tuż obok daje wytchnienie i może zauroczyć. Ale masz rację do tego trzeba szczególnej wrażliwości i przede wszystkim chęci. Sama wracając z zagranicznych wojaży spoglądając na nasze polskie, mazowieckie krajobrazy doceniałam jakby bardziej ich wartość polegającą głownie na ich różnorodności i pięknie po prostu. Niedawno przyjmowałam rodzinę ze Śląska. zaprosiłam ich na spływ Pilicą, na spacer po udostępnianej ścieżce po rezerwacie przyrody "Modrzewina" i w inne zakątki (kwitły wtedy kosaćce żółte). Byli zachwyceni, zrobili dużo zdjęć i jak myślę wywieźli piękne wrażenia.Ten blog to wspaniały pomysł. do zobaczenia na mazowieckich ścieżynkach.
OdpowiedzUsuńDziękuję za bloga! Wartościowy i fantastycznie napisany. Mam 22 lata i wraz z moimi znajomymi odkrywam uroki Mazowsza. Dla Krakusów ta kraina ma w sobie jakąś barwną egzotykę. Podczas podróży autostopowych poznałem Niemcy i większość krajów Środkowej Europy, ale genius loci Mazowsza ciągle zachwyca.
OdpowiedzUsuńCzytam z zachwytem wszystko o Mazowszu.Prowadzę małe biuro podróży od 23 lat. Jeżdżę po Polsce z dziećmi i młodzieżą podziwiając wszystko co piękne.W pewnym momencie na podstawie tych obserwacji i porównań nasunęło mi się takie podsumowanie: Mazowsze pozostaje daleko w tyle za innymi regionami jeżeli chodzi o wiedzę o swoim regionie, tworzenie nowych atrakcji turystycznych, znajomość gwary.Uciekamy z Mazowsza jak najdalej jakby tu nie było nic interesującego. A nie jest to prawda,ale niestety trzeba samemu wyszukiwać to co jest atrakcyjne na Mazowszu, co jest już samo w sobie bardzo interesujące.Postanowiłam zostać Babą Mazowiecką i promować klimaty kultury wsi mazowieckiej. Bardzo lubię te zajęcia a dzieci są bardzo zaangażowane i chłoną przekazywane w zaskakujący sposób informacje. Ale Baba kojarzy się nie najlepiej : stara baba, Baba Jaga więc kiedy odkryłam w historii Mazowsza postać smoka- wywerny, którą książę czerski postanowił umieścić w swej pieczęci zdecydowałam się zostać Smoczycą Mazowiecką i dzięki tej postaci promować Mazowsze i jego historię. Nawet specjalnie prowokuję opinię, określając wawelskiego smoka jako nieco skundlonego w porównaniu z naszym. Nasz "ma rodowód, papiery" i istnieje w heraldyce, na sztandarach księcia Janusza pod Grunwaldem a teraz w herbach kilku powiatów. Organizuję autorską wycieczkę Szlakiem Smoka Mazowieckiego. Dzieci przebierają się w stroje, które dla nich przygotowałam, następnie losują kartki z numerami i imionami kolejnych książąt z linii Piastów Mazowieckich, poznajemy informacje o nich. Dziewczęta losują równoległe numery innego koloru i poznają którego księcia została żoną. Na zamku w Czersku ( infrastruktura pożal się Boże:dwa toj-toje i "psia buda do sprzedawania biletów) organizuję spotkanie ze znakomitym rekonstruktorem p. Damianem Dębskim a na koniec dzieci odnajdują skarb księcia mazowieckiego, którego pilnuje Smok (jak żywy)Mazowiecki. Tak żałuję, że inne regiony potrafią tworzyć marki turystyczne, a my ciągle tylko narzekamy, że nic się nie opłaca.Marzy mi się wielka atrakcja turystyczna w postaci "Jaskini Smoka Mazowieckiego" z niespodziankami jak z filmu o Indiana Johnsie: ze zjeżdżalniami grawitacyjnym, escape-roomami, dźwiękami, hologramami. Wiem, że kiedyś to się spełni.
OdpowiedzUsuńPanie Lechosławie szukam źródła informacji, którą umieścił Pan w Przewodniku o KPN (wczesne lata 90). Mianowicie chodzi o informację, że nazwa wsi Truskaw pochodzi od owoc runa leśnego.
OdpowiedzUsuńPolecam moją książkę "Pod ożywczym drzew cieniem", tam znajdzie Pan informację, której Pan szuka. Albo mój przewodnik "Puszcza Kampinoska", w mijającym właśnie 2017 roku było już czwarte wydanie. A swoją drogą, leniuch z Pana, samemu też by warto pogłówkować jak znaleźć odpowiedź na dręczące pytania. To nie jest wcale trudne, zapewniam. Szczęśliwego Nowego Roku życzę !
Usuń:) Dziękuję za szybką odpowiedź i wskazówki. Szukałem wyłącznie w Internecie. Znalazłem kilka stron powielających informację, że nazwa wsi Truskaw pochodzi od "trusk" - owoc runa leśnego (m.in. www.gmina.izabelin.pl, www.wikipedia.org, www.izabelin.net). Sprawdzałem znaczenie tego wyrazu w m.in. słowniku języka polskiego i słowniku staropolskim Polskiej Akademii Nauk i niestety znaczenie tego słowa było "tłumaczone" jako szmer, szelest, a nie owoc runa leśnego. Takie zastosowanie wyrazu "trusk" znajduje się również na Pańskim blogu w dziale "O mnie", gdzie używa Pan go w odnalezionym przeze mnie "tłumaczeniu": >>słyszymy "trusk" czyli szelest podszytu<<.
UsuńPozdrawiam serdecznie i również życzę Szczęśliwego Nowego Roku.
W książce "Kampinoski Park Narodowy Tom III Dzieje Puszczy Kampinoskiej i okolic część pierwsza" Praca zbiorowa pod redakcją naukową prof. dr. hab. Piotra Matusaka, Izabelin 2005, znalazłem ciekawą informację na temat Truskawia. "W 1417 r. opat czerwiński Stanisław sprzedał sołectwo w Borzęcinie wraz z dwiema włókami wolnymi od świadczeń szlachcicowi Michałowi z Rokitek za 60 kop groszy.Ważnym składnikiem tej włości stał się także młyn zwany Truskawie, który dał początek osadzie nazywanej dziś Truskaw. Jest on poświadczony w 1450 r., został wybudowany niewiele wcześniej, na podstawie ugody z 1437 r. zawartej przez Andrzeja opata czerwińskiego z Piotrem Prusinem z Lupkowa (Lipkowa)." Być może nazwa Truskawia nie pochodzi od "trusk" rozumianego jako owoc runa leśnego, a od odgłosu ("trusk" rozumiany jako szmer/szelest) jaki wydawał ten młyn (Truskowie).
UsuńJakaś hipoteza to jest. Ale czy młyn wodny szeleści? szemrze? A czy zlekceważyć można to, co napisał autorytet, czyli prof. Bruckner?
UsuńLH
Panie Lechosławie, dziękuję za Pańskie książki. Widać, że Pan i Mazowsze byliście sobie przeznaczeni. Ziemia ta znalazła w Panu odkrywcę swoich - często ukrytych - zakątków, ciekawych ludzi z nią związanych i wspaniałej przyrody. Pan z kolei czerpie z niej inspirację, chroni jej bogactwa i opisuje nam tę krainę wspaniałym językiem. Życzę Panu jeszcze wielu oczarowań na mazowieckich szlakach. Katarzyna Duczmal
OdpowiedzUsuńZa dobre słowa dzięki serdeczne! Lechosław Herz
OdpowiedzUsuńProszę bardzo!
OdpowiedzUsuńPanie Lechosławie, czy pamięta Pan, gdzie fotografował tą piękną łąkę maków ?
OdpowiedzUsuńByłabym bardzo wdzięczna za podpowiedź :)
--> https://4.bp.blogspot.com/-5i_OQ_NDGC8/VQaxqPjlE9I/AAAAAAAAAJk/Cz9e47Ip-ps/s1600/03.Uroda%2BMazowsza.%2B%C5%81%C4%85ka%2Bpe%C5%82na%2Bmak%C3%B3w.%2BFot.L.Herz.tif
To było pod Kazuniem, ale dawno temu, od dawna tam już takiego pola maków się nie zobaczy, na tej łące wyrosły jakieś magazyny, to blisko trasy ekspresowej, handlowe miejsce, takie są w cenie. No i nie już tam tych maków. Ale radzę pojeździć drogami koło Habździna. Są lata, ze tam się zdarzają. No i oczywiście pod Monte Cassino. Ale to już nie Mazowsza i o dziwo też pięknie... Pozdrawiam. LH
UsuńDziękuję za odpowiedź 😁
UsuńZauważyłem w tym przepięknym tekście błąd merytoryczny. Takie przynajmniej odnoszę wrażenie.
OdpowiedzUsuńW początkowej części artykułu znajdujemy informację, że "w Piątku jest środek Europy". Z tego co wiem, za środek Europy przyjęto wg. Sobiekrajskiego w 1775 roku Suchowolę, leżącą 50 km na północ od Białegostoku, natomiast w Piątku stoi pomnik poświęcony "geometrycznemu środkowi Polski" znajdującemu się w tej miejscowości. W praktyce jednak nie jest to środek geometryczny, a centroid, i wypada 6 km na zachód, ale to już zupełnie inna historia.
Łączę wyrazy szacunku
Wspaniały blog, właśnie go odkryłam. Od paru lat mieszkam w Warszawie i zwiedzam Mazowsze- jest cudowne. Pochodzę z Poznania i Wielkopolski, momentami czuję sie tu jak za granicą, ale myslę, że pokocham Mazowsze. Dziękuję za te wpisy, bardzo mi pomogą planować wycieczki.
OdpowiedzUsuń