Długie sioło w Puszczy Białej
Dawno mnie tam nie było. Włóczyłem się u stóp Gorców i Pienin, po Puszczy Augustowskiej, na Suwalszczyźnie, trochę zaniedbałem lubiane Mazowsze. Ale wróciłem pod koniec sierpnia i przy pierwszej okazji pojechałem tam, gdzie bywać lubię. Do Puszczy Białej. Do Długosiodła. A bez samochodu dojechać tam niełatwo. A bez internetu nie można się dowiedzieć jak dojechać. Skąd odchodzą autobusy w Warszawie. Kiedy jest powrót, o tym informacji nie znalazłem nawet na przystanku w Długosiodle. Interweniowałem w tej sprawie w gminie, może juz jest informacja, oby była, bo wstyd.
Długosiodło znajduje się na północnych krańcach Puszczy Białej, otoczone jest lasem. Blisko 40. lat temu zaprojektowałem szlaki, wiodące z Długosiodla w te lasy. Zobaczyłem je odnowione. Szedłem teraz nimi, są w dobrym stanie. I to cieszy.
Skąd taka nazwa - Długosiodło? Stanisław
Kącki z Kornacisk, zwany w Długosiodle „Dziadkiem”, opowiadał
mi przed ćwierćwieczem taką oto opowieść. Było to bardzo dawno
i wtedy z Broku, gdzie mieli letnią rezydencję, wyruszyli biskupi na łowy w puszczy. No i
zabłądzili. Gdy wreszcie znaleźli się nad czystą wodą
śródleśnej strugi, postanowili zatrzymać się na odpoczynek, a
miejsce to na pamiątkę swojego błądzenia nazwali „Długie nie
zdejmowanie siodeł”. Później pobudowali w lesie kaplicę, żeby
w czasie łowów mieli gdzie msze odprawiać. Potem przy wpisywaniu w
kronice miejsca ustawienia kaplicy, skrócono nazwę na Długie
siodło, a jeszcze potem na Długosiodło.
Leśnik Jan Suder z
Długosiodła, którego przed blisko 40. laty odwiedziłem, nazwę wiązał w swojej opowieści również z
rycerzami (lecz już nie z biskupami z Broku), którzy miejsce popasu
nazwali tak dlatego, iż długo w siodłach siedzieli. Opowiadał
też, że w głębi lasu spotkali owi rycerze chłopca. Zdziwieni tym
spotkaniem, jako że wiele godzin jeżdżąc po puszczy nie widzieli
żadnej osady, spytali go skąd on jest? Chłopak nie umiał
odpowiedzieć. – No dobrze, rzekli rycerze. – W takim razie
powiedz, jak długo szedłeś tutaj od swego domu. Od kiedy kur piał
– odpowiedział chłopak. Na to roześmieli się rycerze i ziemię
nazwali Kurpiami.
To
było naprawdę bardzo dawno, a przecież odległe echa tego
wydarzenia wciąż jeszcze słychać w okolicy. Opowieści o
rycerzach łączą się w tych legendach z opowieściami o biskupach
płockich, do których przez wieki należała Puszcza Biała.
Prasłowiańskie słowo „sedlo”
i staropolskie „siodło” znaczyło
tyle, co osiedle lub wieś. Że zaś wieś rozciągała się wzdłuż
dolinki strugi i była długą, więc i takie też Długosiodło
zapisano w dokumentach na początku XIII w. W 1262 roku ruszyła na
Mazowsze kolejna wyprawa litewska i bardzo mocno dała się księstwu
we znaki. W Jazdowie wzięto do niewoli i ścięto księcia
Siemowita, najstarszy syn Konrad dostał się do niewoli. Rozwój
Mazowsza został zahamowany na długie lata. Mimo tej klęski jednak
Mazowszanie się nie poddali. Pod wodzą wojewody Niemierzy
zaatakowali wojska litewsko-ruskie właśnie pod Długosiodłem.
Długosiodło
niejeden raz było świadkiem walk ciężkich i krwawych. Te starsze
pozostały w legendach, jak choćby w tej o Dziewczych Górach, jak
zwane są piaszczyste wydmy paraboliczne, porośnięte sosnowym borem
i ciągnące się na blisko trzy kilometry na wschód od osady.
Powiadają, że góry te stąd się tak nazywają, iż tutaj właśnie
zapadły się pod ziemię dziewczęta kurpiowskie, uciekające przed
napastującymi je żołnierzami szwedzkimi, w ten sposób ratując
swój honor i swoje dziewictwo.
Co
kilka lat jestem w Długosiodle, przyjemna to wieś, ale jakiś czas temu wydała mi się jeszcze przyjemniejsza. Było to wtedy, gdy zobaczyłem
malowane w kwiaty domy i bardzo ładnie wyglądały takie domy,
których ściany obite były drewnianymi deskami, a na nich
namalowano malwy.
Niewiele
już pozostało kwiatów, w jakie malowane były domy w Długosiodle.
Czas zatarł farbę. Szkoda. Malunki na nich wyrastały z ducha
malarstwa Chagalla. Jeden z domów był pomalowany na niebiesko, na
szczycie piętrowej kamienicy, tuż nad zawieszonym na balkonie
szyldem z napisem "zakład pogrzebowy", unosił się anioł
w błękitnej szacie, z rozwianymi jasnymi,słowiańskimi włosami.
W reku trzymał wianek z polnych kwiatów. Na wysokości parteru
wymalowano słoneczniki, duże i uśmiechnięte.
Tylko
te domy, drewniane w większości, pozostały po tutejszych Żydach.
Kiedy pierwsi z nich pojawili się w Długosiodle, tego nie wiadomo,
na pewno mieszkali już we wsi pod koniec wieku XVIII. Ale pod
koniec lat siedemdziesiątych XIX wieku z handlu czerpało zyski
jedynie 15 Żydów, natomiast dla 653 osób pochodzenia żydowskiego
podstawą utrzymania była praca na roli. Długosiodło wyróżniało
się pod tym względem z pośród innych osad na ziemiach polskich.
Malowidła
na długosiodlańskich domach były dziełem malarki, Małgorzaty Ewy
Czernik. Wyczytałem w jednej z recenzji, pomieszczonych w
internecie, że dla tej artystki jakby za ciasna jest rama czy
płaszczyzna obrazu, więc wychodzi często poza nie. Czasem tworzy
instalacje przestrzenne, wielkoformatowe freski, projekty
scenograficzne, jest także performerką. To co robi, robi nie na
pokaz, nie dla artystycznej prowokacji, lecz na żywo dla ludzi i z
ludźmi! Inni epatują widza rozprutymi brzuchami lalek, czy
rozpiętymi na krzyżu męskimi genitaliami, ona namalowała na
ścianach długosiodlańskich domów wielkie anioły.
Rozmawiałem
z nią. Opowiadała o swojej przygodzie z Długosiodłem. Zaproszona
tu do przygotowania wystawy, poświęconej powieści "Chłopi",
poprosiła mieszkańców wsi o zebranie starych, autentycznych
przedmiotów codziennego użytku, które posłużyły jej do
wykreowania wystawy. Ludzie przynosili przeróżne rzeczy, były np.
maselnice, cebrzyki, dawny stół i taboreciki, ona z beczki do
kiszenia zrobiła rzeźbę, w której siedziało licho lipieckie i
grzeszne dusze, wykorzystałam też stary, drewniany płot, na którym
wyrosły malowane przez nią malwy. Młody człowiek zrobił jej
najprawdziwsze duże, dwuskrzydłowe wrota z desek i belek, na
żelaznych zawiasach, ona te odrzwia pomalowała, zmieniając je w
"Niebiańskie Wrota". Wokół stanęło jeszcze 40
złocistych snopów prawdziwego zboża i tak utworzył się
słoneczny, żywy krąg, wysypany jeszcze kwieciem zebranym przez
miejscowe dzieci. Tak to w Długosiodle połączony został Reymont
ze świętem dziękczynienia za plony, czyli tradycyjnymi dożynkami.
W
akcji artystycznej pani Małgorzaty uczestniczyli niemal wszyscy
mieszkańcy Długosiodła, od dzieci po dziadków i babcie, każdy z
wiankiem na głowie, a ona była ubrana w suknię długą do ziemi, w
kolorach tęczowych, uszytą przez tamtejszą krawcową. Przed
"Niebiańskimi Wrotami" stał cebrzyk z wodą i dużą
chruścianą miotłą, którą wszystkich kropiono. Kto się poczuł
czysty mógł wejść do świętego kręgu. I nagle, zupełnie
spontanicznie utworzył się łańcuch splecionych rąk wokół
wielkiego złocistego kręgu i wszyscy zaczęli się kręcić
delikatnie w rytm żywej muzyki.
Opowiadała
artystka: co poniektórzy bardzo się wzruszyli kiedy mówiłam -
poczujmy tę chwilę tu i teraz, jesteśmy razem, połączeni
trzymamy się za ręce, osoby przypadkowe i nieprzypadkowe, ta chwila
ma znaczenie - i widać było emocje, wzruszenie, co już się działo
jakby poza mną, co przekroczyło moje oczekiwania.
Niestety, czas zatarł kolorowe malunki na długosiodlańskich domach. Jeszcze tu i tam trwają, ale to już nie to, co kiedyś. Sfotografowałem je w roku 2012. Czyż nie były cudowne?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz