Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Pomnik przyrody. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Pomnik przyrody. Pokaż wszystkie posty

środa, 3 marca 2021


Przygoda krajoznawcza: Lipa Czesława Łaszka.

 

To świetne zdjęcie jest z portalu ndl.Celestynów


Ta ogromna lipa drobnolistna jest pomnikiem przyrody i Ozdobą Mazowieckiego Parku Krajobrazowego. Z Celestynowa idzie się do niej 5 km, zrazu niebieskim szlakiem do wsi Regut, a od Żółwiowego Stawu dalej prosto ku południowi. Drzewo jest oznaczone na mapie tego parku wydawnictwa Compass, można ją znaleźć na internetowej mapie Googli, trzeba tylko wywołać nazwę wsi Regut i z niej powędrować ku południowi drogą gruntową. Drzewo jest w wieku ok.400 lat i ma charakterystyczny, mocno rozgałęziony pień, nie przypominam sobie innego zabytkowego, wiekowego drzewa o podobnym wyglądzie na Mazowszu. Rośnie na prywatnej działce leśnej p. H. Szuchnika, w pobliżu Maćkowej Strugi w uroczysku Majdan, pośród sosnowego boru, na stoku wydmy o dość łagodnym nachyleniu. Obwód pnia wynosi 820 cm,  a wysokość około 19 metrów. 

Wyjątkowo urodziwa jest ta pozostałość dawnej Puszczy Osieckiej, której starodrzewy zostały tak dokładnie wyrąbane, że pozostał po nich tylko potężny dąb w Górkach koło Osiecka i właśnie ta lipa.  Chwalą ją w Internecie, pisząc, że wrażenie robi nie tylko obwód pierścienicy jak i kształt pnia, który daleko odbiega od typowego dla drzew walca, sprawiając przy tym wrażenie drzewa wyciągniętego wprost z baśni. Niełatwo trafić do tego drzewa, które nosi imię wieloletniego wojewódzkiego konserwatora przyrody na Mazowszu, Czesława Łaszka.

Jego imię zyskał też Mazowiecki Park Krajobrazowy, w którym ta lipa rośnie. Park został utworzony z jego inicjatywy. Zmarł 28 czerwca 2000 r., przeżywszy niepełne 70 lat. Został pochowany na Cmentarzu Powązkowskim w kwaterze nr 28c. Nawet nie ma swojego hasła w Wikipedii ten najlepszy konserwator przyrody w historii Mazowsza. I ja nigdy nie zrobiłem mu zdjęcia, chociaż dziesiątki razy się widywaliśmy, zarówno w terenie i na różnych konferencjach. Muszę więc skorzystać tutaj z fotografii dość kiepskiej technicznie, ściągniętej ze strony internetowej parku, który nosi jego imię. 

Był mazowszaninem z krwi i kości, urodził się w Mińsku Mazowieckim  i dla mazowieckiej przyrody okazał się być darem niebios.  Doprowadził do powstania nie tylko tego parku, także i innych, jego dziełem jest również kilkadziesiąt rezerwatów przyrody i dziesiątki pomników przyrody. On także ratował Las Bielański od rozcięcia trasą Wisłostrady bo i taki pomysł był mocno forsowany przez władze. Bardzo pana Czesława brakuje, a właśnie szykuje się kolejna autostrada, tę również, jak koło radości, chcą prowadzić w bliskiej okolicy, przecinać ma ten park właśnie.

Tak już jakoś jest, że cele swoich wędrówek umieszczamy najczęściej w podwarszawskich fragmentach Kampinoskiego Parku Narodowego. Nie tylko teraz, w czasie pandemii, wędrujemy koło Izabelina, Truskawia, Wólki Węglowej, tam najchętniej. I ja często gęsto ulegam tej pokusie, skądinąd nawet jestem autorem przewodnika po tamtej okolicy, ale – przyznam się bez bicia – zawsze mnie pociągał teren mniej znany, rzadziej uczęszczany. Na przykład okolice Celestynowa i Ponurzycy, której poświęciłem cały rozdział w jednej ze swoich książek. Najpiękniejszą ze swoich zimowych wycieczek po Mazowszu odbyłem w jej krajobrazie.

Aż trudno mi uwierzyć, że w swoim archiwum nie mam wciąż jeszcze fotografii Lipy Czesława Łaszka. A tyle razy tam łaziłem, szlaki projektowałem, wycieczki prowadziłem, samojeden się tam błąkałem, bo przecież lubię tę okolicę. A przy tej lipie z aparatem fotograficznym mnie nie było. Zdjęcia jej nie zrobiłem. Po prostu: krajoznawcza porażka.

Dawno mnie nie było w tamtych stronach. Ostatnim razem pod koniec listopada 2017 roku, wędrowałem wtedy z Grzegorzem. Dwie godziny w pociągach tam i z powrotem, cztery w terenie, w sam raz na krótkie dnie przedzimia. Gdy szukałem tras do wyznakowania w tej okolicy, w połowie lat siedemdziesiątych XX wieku zawędrowałem do wsi Regut w regionie kołbielskim. Słownik geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich, wydawany w latach 1880–1902, podaje w tomie IX hasło Regut, albo Regały. Ta druga, wcześniejsza chronologicznie forma nazwy wiąże się z faktem, że to była wieś królewska. Regut powstał w XVI wieku i należał wtedy do starostwa osieckiego, to była królewszczyzna. Według zapisków z 1660 roku Regut został całkowicie spalony podczas wojen szwedzkich. 

W Regucie, jako pierwszej miejscowości w starostwie osieckim, zmieniono mieszkańcom pańszczyznę na czynsz. Dzisiaj obok wsi śmigają samochody tranzytową szosą nr 50, zasuwają nią ogromne ciężarówki, a szykuje się tuż obok jej śladu nowy ślad dwujezdniowej, szerokiej na sto metrów autostrady A-50. Zapewne wyrosną koło niej wysokie ekrany, zbuduje się nad autostradą szerokie przejście dla zwierząt. Tak to nasza cywilizacja sobie poczyna, jeden jej element wymusza następny, nieuchronnie kończy się krajobraz sielski i anielski w okolicach Warszawy. Co będą z tego mieli mieszkańcy wioski Regut? Niewiele dobrego będą mieli. Co pan na to, panie Czesławie?

W czasie pierwszych swoich odwiedzin tej wioski zobaczyłem niewielkie, skrzynkowe kapliczki, przybite do drzew. W wnętrzach znajdowały się sceny Ukrzyżowania, postacie były przedstawione bardzo prymitywnie, wręcz symbolicznie. Bardzo mnie ujęła wtedy ich symboliczna prostota. Znacznie później dowiedziałem się z lektur, że reguckie kapliczki są dziełami Józefa Soboty (1984-1979). Był miejscowym rolnikiem, podejmował się też różnych zajęć sezonowych, pracował w lesie, w tartaku. Z powodu wypadku na wiele lat stracił czucie w nogach. Nie umiał czytać i pisać, prawie osiemdziesięcioletni począł rzeźbić wierząc, że wyzdrowieje realizując wolę Bożą, przekazaną mu we śnie przez anioła. Warunkiem było rozwieszenie i ustawienie we wsi, w której mieszkał, kilku kapliczek. Takich, jak ta poniżej.

 

Kapliczka Józefa Soboty z Reguta.

Dziś jego dzieła znajdują się u prywatnych kolekcjonerów, m.in. u prof. Mariana Pokropka, który w swojej książce "Życie i twórczość rzeźbiarska Józefa Soboty" odkrył go dla miłośników sztuki ludowych prymitywistów. Prace artysty można też oglądać w muzeach etnograficznych, np. w Toruniu lub Krakowie. A sam Sobota, wskutek wielu pomyślnych zbiegów okoliczności i pomocy ludzi z miasta, którzy dostrzegli i zachwycili się jego sztuką, wrócił do zdrowia. Rzeźbienie do końca życia było jego wielką pasją.

Cztery lata temu, gdy  o pandemii nikt z nas jeszcze nie myślał wtedy, że coś takiego może się zdarzyć, a więc dwa lata temu,   listopadową sobotą zawędrowałem do dawno nie odwiedzanego Reguta. Nim wszedłem do wioski zatrzymałem się z przyjacielem na chwilę odpoczynku nad Żółwiowym Stawem wśród sosnowych borów na południe od wioski. Opowiadałem przyjacielowi o moim spotkaniu z kapliczkami Józefa Soboty. Potem, w naszej wędrówce ku stacji w Celestynowie, mijając boisko Reguckiego Klubu Sportowego "Bór", wyasfaltowaną ulicą Turystyczną weszliśmy do wsi Regut. Przy pierwszym domu po lewej stronie drogi, zobaczyłem przybitą do drzewa niewielką szafkową kapliczkę, a w niej scenę Ukrzyżowania, dzieło Józefa Soboty. Kilka miesięcy potem znalazłem się w etnograficznym muzeum na krakowskiej Wolnicy i tam przyglądałem się uważnie jednej z jego kapliczek. Ta, która w Regucie jeszcze przetrwała (chwała tym, co o to zadbali!) jest niemal tamtej bliźniaczą.

Niby niczego wielkiego nie odkryłem, przecież jednak w Regucie zawrzała we mnie z radości krew krajoznawcy. Kto wie, czy nie największe wrażenie czyni na mnie załamująca ręce w smutku i rozpaczy postać Matki Boskiej, której świętość rzeźbiarz podkreślił absolutnie niebanalnie przedstawionymi promieniami, okalającymi postać. Absolutnie doskonały przykład sztuki naiwnej. Jak mówi encyklopedia PWN, najważniejszą cechą sztuki naiwnej jest szczerość i prostota wypowiedzi plastycznej. Nie usiłuje zbliżyć się do uznanych wzorów artystycznych, lecz odnajduje własny sposób przedstawiania świata.

Wpuściłem opowieść o kapliczkach Józefa Soboty do swojego internetowego blogu i doczekałem się komentarza. "Pan Józef Sobota ma w pewnym sensie następcę – napisał mi w blogu nieznany z nazwiska HobbyHouse.pl.  –  Od kilku lat wokół Ponurzycy pojawiają się nowe kapliczki. Rzeźbione w jednym kawałku drewna. Przeważnie Chrystus Frasobliwy. Widać, że wykonane tymi samymi rękami. Znalazłem już około dziesięciu, m.in. przy Lipie Łaszka, nad Maćkową Wodą i nad Ślepotą". 

Wiem teraz, że czeka na mnie kolejna przygoda, trzeba pójść w tamte strony, sfotografować tę lipę, poszukać tych wszystkich rzeźbionych Frasobliwych.  Bardzo mi brakuje Lipy Łaszka w swojej fototece. Bardzo chętnie poszukałbym sobie w terenie onych Frasobliwych. Wrócę tam chętnie, to przecież i moje lubiane strony, oby tylko sił starczyło. Nie wiem więc, czy prędko tam pójdę, jeśli w ogóle pójdę, bo mój pesel właśnie zaczął mi mocniej dawać się we znaki. W tej sytuacji liczę na Was. Przygoda krajoznawcza na Was czeka. Co Wy na to?

 

sobota, 22 czerwca 2019

Rósł sobie dąb w Natolinie

Dąb Mieszko w Natolinie przed pożarem.
Pośrodku upalnego lata, jakie spadło na Polskę tegorocznym czerwcem,  pod osłoną nocy z niedzieli na poniedziałek, 17 czerwca nieznany sprawca podpalił dąb Mieszko z ulicy Nowoursynowskiej na warszawskim Natolinie. Paliła się głównie martwa część dębu. Przez cztery godziny gasili ogień strażacy, zaczęli o 3 w nocy, skończyli o 7-ej rano.
    Przez wiele lat ten najstarszy mieszkaniec Warszawy nie był celem turystycznych wędrówek. A rósł przecież na szlaku o ogromnych walorach historycznych, wiodącym z  Warszawy na południe wzdłuż krawędzi doliny nadwiślańskiej. Słownik geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich w tomie VI z roku 1885 o dębie nie wspominał, chociaż mówił o tym, że pałac w Natolinie jest celem wiosennych i letnich wycieczek z Warszawy. 
    Wydany w roku 1961 przewodnik "Województwo warszawskie" dla ludzi mojego pokolenia był niemal biblią krajoznawczo turystyczną, ale niewiele miał do powiedzenia o tym ogromnym drzewie. Za zabudowania wsi Wolica - napisali autorzy przewodnika - z prawej strony mijamy stary dąb, a po lewej  pomiędzy drzewami prześwituje biel natolińskiego pałacu. I dalej jest opis rezydencji, ale już ani słowa o zabytkowym parku, licznych tam zabytkowych drzewach, przyrodzie. Tylko ten "stary dąb". I to wszystko. Zaskakajująco mało...
     A przecież natoliński olbrzym to niewątpliwie najpotężniejsze drzewo w Warszawie, a na Mazowszu drugie co do wielkości po Upartym Mazurze spod Młocka (jest w tym blogu, warto zajrzeć do postu o nim). Gdy w latach 1972–1974 dąb w Natolinie przeszedł konserwację, umieszczono po niej tabliczkę informacyjną na drzewie: Dąb Mieszko I Ostaniec Puszczy Mazowieckiej wiek około 1000 lat.   Zapewne dlatego, że tak oceniano wiek drzewa, tak go nazwano. Być może wtedy, ale nie wiem jednak, kiedy i kto jako pierwszy nazwał ten szypułkowy dąb  imieniem pierwszego władcy Polski. Późniejsze badania wykazały, że drzewo jest młodsze. Ile ma lat naprawdę?
     Nigdy nie był drzewem bardzo wysokim. Cała jego energia poszła w szerokość. Wydaje się, że rósł wśród otwartego krajobrazu, a nie w lesie, że w swoich młodych latach nie musiał walczyć o światło z rówieśnikami.
Cezary Pacyniak (Najstarsze drzewa w Polsce. Przewodnik. Wydawnictwo PTTK Kraj, Warszawa 1992) podawał 836 cm dla obwodu pnia, wysokość 16 metrów, a wiek oceniał na 591 lat (co znaczy, że  w roku 2019 madrzewo lat 618).  W różnych źródłach podawano różny obwód jego pnia, na tablicy informacyjnej umieszczonej przy dębie przez Biuro Ochrony Środowiska Urzędu m.st. Warszawy widnieje informacja o obwodzie, wynoszącym 864 cm.  
    Stan zdrowia dębu od dawna we wszystkich źródłach określano jako fatalny, także w rejestrze polskich drzew pomnikowych.W pozbawionym niemalże kory pniu znajduje się ogromna betonowa plomba, a jedyny żywy konar trzyma się prawdopodobnie tylko dlatego, że jest podparty metalowym wspornikiem, zaś martwe konary spięto wieloma linami. Mimo wszystko jednak Mieszko nadal jakoś się trzymał. Co więcej, robi on ogromne wrażenie swoją monstrualną posturą z ogromnym pniem i potężnymi konarami. Nie ukrywajmy jednak, że nie jest to drzewo specjalnie urodne, jak np. sławny Bartek ze świętokrzyskiego Zagnańska.  Mieszko I ma skręcony w dolnej części pień, niską o nieregularnym układzie koronę o średnicy 12 m, którą w górnej części opinają stalowe linki.
        Jeszcze w roku 1994 dąb miał zieloną koronę. Trzy lata później już tylko jedna czwarta korony była ulistniona. W 2015 wykonano kolejną konserwację podczas której m.in. zbudowano całkowicie nowe podpory i założono pasy podtrzymujące koronę dębu. Przed pożarem zaledwie  jeden konar był  zdrowy, ten podtrzymywany przez stalowe podpory.
 
Zdjęcie wykonane przez Straż Pożarną w czasie akcji gaśniczej


     Przy końcu tegorocznego maj odwiedziłem Kadyny na   Wysoczyźnie Elbląskiej. Rośnie tam Dąb Bażyńskiego,  najtęższy dąb szypułkowy w Polsce. Jest siedemsetletnim olbrzymem o obwodzie 1003 cm. On też ma ogromną dziuplę, już przed stu latu była, nie jest zacementowana, robi wrażenie.Słownik Geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich z 1884 roku tak go opisywał: “dąb, zapewne więcej niż 1000 lat liczący, w obwodzie ma stóp 80. Do spróchniałego wnętrza prowadzą drzwi pod kluczem, niby do pokoju oświetlonego. Stoi stół we wnętrzu i 4 osoby wygodnie mogą się zmieścić." Podobno miesciło się w dziupli 11 żołnierzy w pełnym umundurowaniu, z plecakami i bronią.  Korona drzewa, wciąż zdrowa, mnogie gałęzie i liście wydaje.”
       Dąb z Natolina, jak się zdaje,  nie ma swoich legend. Wydaje się, jakby zupełnie nie interesował znakomitych właścicieli i gości Natolina. Natomiast Kadyny zebrały sporo legend i opowieści, są rajem dla szperacza krajoznawcy.  Gdy właścicielem majątku w Kadynach był ostatni cesarz niemiecki Wilhelm II, w cieniu dębu przechadzali się wraz z cesarzową Augustą Wiktorią, a obok nich wnuk Ferdynand z księżniczką rosyjską Kirą i najznamienitsi goście z całej Europy. Na zlecenie cesarza wybudowano stróżówkę, w której umundurowany strażnik dbał o bezpieczeństwo drzewa. 
        Po drugiej wojnie światowej drzewo  dostało imię lokalnego bohatera narodowego Jana Bażyńskiego, dawnego właściciela Kadyn. Jan był rycerzem i politykiem, dzięki któremu znaczne obszary Prus przyłączone zostały za panowania Kazimierza Jagiellończyka do Korony. Dąb rośnie w bezpośrednim sąsiedztwie dość ruchliwej szosy. Dzisiaj nie czasy cesarskie, specjalny stróż drzewa nie chroni...

Dąb Bażyńskiego w Kadynach.


       A tak na marginesie pożaru Mieszka z Natolina. Takie widno czasy nastały. W blasku reflektorów, na oczach telewizyjnych kamer i tysięcy ludzi zabija się prezydentów miast, dźgane są nożami niewinne dziewczynki, podpala się bezbronne, stare dęby, a susza wielka i męczący upał dręczą naszą ziemię, takie to bowiem czasy nastały, coś się czai niechybnie w powietrzu...