Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Mazowsze. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Mazowsze. Pokaż wszystkie posty

piątek, 19 marca 2021

Frasobliwy...

......................................................................................................................................

 


Nie ulega wątpliwości, że rzeźbiony "świątek" Chrystusa Frasobliwego z przydrożnej kapliczki, jest jednym z symboli naszego, polskiego krajobrazu. W Polsce świątki kojarzą się przede wszystkim z tymi figurkami.

Przywołałem teraz Frasobliwego do swojego blogu, bo pora jest akuratna, zbliża się czas Wielkiego Tygodnia i coraz dramatyczniejsza jest pandemia, z jaką się zmaga świat, a żyć z nią coraz trudniej. Z racji swojego senioralnego wieku jestem już zaszczepiony i to dwoma dawkami, więc powinienem być o siebie spokojnym, ale mój lekarz powiada, że bezpieczny jestem tylko teoretycznie i uważać nadal muszę, również kaganiec na gębie nosić, dystans zachowywać i spotkań z nieszczepieńcami na wszelki wpadek unikać. I jak się tu nie frasować.  

Wróćmy jednak do Frasobliwego, bo o nim ma być w tym poście. Znawca folkloru, prof.Józef Grabowski pisał, że powtarzając w swoistej interpretacji spotykany w kościołach wzór nieludowy, artyści ludowi znaleźli własne rozwiązania formalne i nasilili go spotykanym jedynie u ludowych świątków wyrazem. Powstał więc  twór na wskroś ludowy i tak charakterystyczny, że może być w pełni uważany za symbol polskiej sztuki ludowej. To Polacy ponieśli swojego Frasobliwego na Litwę i z wygnańcami politycznymi przedostał się on do niektórych okolic Rosji.

Z różnych powodów stawiano kapliczki przy wiejskich drogach. Okazji bywało dość: pobożny uratowany od pioruna, od koni, które poniosły, w miejscu cudownego objawienia, dla ochrony przed powodzią, morem, zbójcami, wznosił kaplicę lub kapliczkę — pisał Aleksander Brũckner. Figury Matki Boskiej stawiano w podzięce za opiekę, albo po to, aby jej pomoc sobie zapewnić.  Święty Jan Nepomucen był stawiany przy brodach i mostowych przeprawach, strzegł od powodzi, ale i przed suszą również. Od pożarów był św. Florian, a św.Roch od zarazy, ale był też patronem urodzaju.

 


Ten  z powyższego zdjęcia znajduje się obok kościoła we wsi Jeruzal na skraju Puszczy Bolimowskiej. Widocznie dlatego, że pleban uznał, że go nie może zabraknąć obok świątyni we wsi Jeruzal. Jak powiadają ci, co się znają, z powodu upadku Jerozolimy rzeźbiony polski Chrystus się frasuje. Tutaj jest więc całkiem na miejscu, chociaż chyba z nim coś nie tak, ze wszystkich, jakie znam, jest to jedyny Frasobliwy  w rozmiarze XXL.

Z jakiego powodu pojawiał się na polskiej wsi kapliczny Chrystus Frasobliwy? I dlaczego ta  rzeźba została wzorcowym polskim świątkiem?  Myślę, że ten Frasobliwy jest po prostu jednym z nas, chociaż to Bóg, nasz pan i władca w koronie, ale w cierniowej. Jak i my umęczony, zatroskany. Bo my tacy jesteśmy w tej naszej ojczyźnie: umęczeni. Pańszczyźniani. Jak nie dziedzic i jego ekonom, to przemarsz wojsk, najeźdźca i okupant albo i władza zła, chociaż nasza. Zawsze jest  ktoś nad nami. W pobożnych kościelnych pieśniach słychać to nasze umęczenie, w słowach i melodiach.  Frasobliwy opuścił jednak polskie, wiejskie drogi. Spotkać go dzisiaj możemy w galeriach sztuki ludowej i muzeach, zawędrował w sąsiedztwo kościołów, na skraju wiejskich dróg spotkać go już bardzo, ale to bardzo trudno...  



W świetnym albumie Sztuka Kurpiów Jacka Olędzkiego z 1970 roku znalazło się to zdjęcie z  Puszczy Zielonej.  Kurpiowskie piaski były galerią sztuki - pisano. Często nie ustępującą uznanym ekspozycjom, tak jak w przypadku tego Chrystusa Frasobliwego z końca XIX w. przy drodze w Durlasach koło  Lelisa. Nieprzypadkowo użytkowe wytwory wiejskich bogorobów awansowały do miana sztuki dopiero w początkach XX w., gdy uczona sztuka stylowa "dorosła" do odchodzenia od realizmu. Frasobliwego z Durlasów rzeźbił legendarny Łukasz Raczkowski, którego dzieła zdobią najprzedniejsze galerie sztuki i kolekcje nie tylko w naszym kraju.

W tym obrazie z Kurpiów Zielonych jest zawarte to wszystko, o czym tutaj mówimy. Frasobliwy jest jednym z mieszkańców tej ziemi, który zatrzymał się na poboczu piaszczystej drogi (pamiętam z lat dawnych, że tam były wyłącznie piaszczyste drogi. Taką ziemię z Kurpiów zapamiętałem ze swoich pierwszych tam wypraw przed pięćdziesięciu laty. Pamiętam też takie pojedyncze stare sosny na skrajach wiosek, pozostałości ogromnej niegdyś puszczy, która miała nas strzec od północy przed najazdami sąsiadów z ziem nadbałtyckich). Na tym zdjęciu fotograf uchwycił klimat tamtego czasu. Przyznam się, że ze wzruszeniem się tej fotografii przyglądam.


Wiesław Myśliwski w jednym z numerów Twórczości pisał o kresie kultury chłopskiej.  Że z natury rzeczy kultura chłopska to kultura bytu i miejsca, zamknięta w kręgu człowiek – ziemia – przyroda. Że motywacją istnienia było jedynie trwanie i przetrwanie. Kultura chłopska – kontynuował pisarz -  „to kultura zgody z losem, afirmująca życie takie, jakie przypadło człowiekowi w udziale, odpowiadająca na pytanie, jak żyć, kiedy żyć się często nie dawało, jak odnaleźć pył swojego istnienia w chaosie wszechrzeczy, jak przemijać z pokorą. (...) Chrystus Frasobliwy, to arcydzieło polskiej sztuki przestrzennej, jest przecież chłopskiej proweniencji. To Bóg z chłopskiej doli, zatroskany jak chłop i bezradny jak chłop. Synteza losu, nie tylko rzeźbiarska forma. Kto ją pierwszy wyrzeźbił, składał Bogu w ofierze swoje poniżenie, swoją nadzieję”. Dzisiaj – konstatuje Myśliwski – Frasobliwy został „utowarowiony”, stał się przedmiotem handlowym, jako wyraz tzw. kultury ludowej, a owa kultura ludowa nie jest jednoznaczna z kulturą chłopską. 
 

Jakoś tak się ułożyło, że na naszym Mazowszu  nie ma zbyt wielu Frasobliwych. A stąd właśnie, z okolic Garwolina pochodzi znakomity, pełen wyrazu Chrystus Frasobliwy, który na dodatek jest najstarszym z przydrożnych, jakie się zachowały w Polsce. W roku 1650 umieszczono  go w kapliczce przydrożnej we wsi Anielów na poludnie od Garwolina.  Pierwsze informacje o tej wiosce pochodzą dopiero z lat osiemdziesiątych XIX wieku. Figura została wyrzeźbiona ponad trzysta lat wcześniej. Jak to się stało, że tam się znalazła? nie we wsi, lecz na odludziu? czy wtenczas było to odludzie?                     

Dopiero po II wojnie światowej odkryto wartość tej figury. Jak wiele innych zabytków sztuki na Mazowszu, tak i ten w czasie ich inwentaryzowania odkryły panie Izabella Galicka i Hanna Sygietyńska. W terenie, na miejscu w Anielinie jest dzisiaj kopia rzeźby, oryginał znajduje się w Muzeum Etnograficznym w Krakowie. Specjalnie tam pojechałem, aby rzeźbę zobaczyć i sfotografować. Jest wielką ozdobą tego muzeum, było nie było jest to najstarsza zachowana w Polsce drewniana kapliczka słupowa. Wyciosana jest w pniu, na frontowej ścianie umieszczono napis będący fragmentem popularnej do dziś pieśni suplikacyjnej: Święty Jezu, święty i mocny, święty a nieśmiertelny, zmiłuj się nad nami. 

Oryginalna rzeźba jest niepolichromowana, wykonana z surowego, spękanego przez lata drewna. Kopia z Anielowa w zasadzie jest wierna oryginałowi, ale nie wiadomo dlaczego pomalowano ją na różowo. Gdy dokładniej się przyjrzeć i porównać zdjęcia obu, na pierwszy rzut oka widać, że kopia wyrazu oryginału nie ma zupełnie.  W Anielowie też byłem, a jakże. Pośród zieleni mazowieckiego pejzażu nie najgorzej  tam wygląda ten na różowo pomalowany Frasobliwy. 

Inwentaryzacja krajoznawcza z czasów PRL odnotowywała  figury Frasobliwego w kilku wioskach Kurpiów Zielonych, we wsi Sul koło Kadzidła, w Brzozowym Kącie... Nie bylem tam całe lata, czy one tam jeszcze stoją? Dobrze byłoby wiedzieć. A były tam kapliczki z Frasobliwym przepiękne. Jak ta poniżej, ona jest z Gąsek koło Ostrołęki, sfotografował ją Jacek Olędzki i w czarno białej reprodukcji pomieścił w swoim albumie z 1970 roku.


Przyglądam się temu świątkowi w zachwyceniu. Kurpiowskim zwyczajem postać Frasobliwego jest obleczona w szatę jakby zakonną, w zakrywającą całe ciało suknię, inaczej niż na środkowym Mazowszu, gdzie Frasobliwy jest półnagi, odziany tylko w przepaskę biodrową, jak ten z Sierpca, ze zdjęcia zaczynającego ten blog, albo jak ten z Anielowa. Największe wrażenie w tej kurpiowskiej  rzeźbie robi na mnie twarz! Zwyczajna, kurpiowska i mazowiecka. Ot, usiadł sobie sąsiad przy drodze i się zadumał. Po prostu, zwyczajnie, jak każdy. Ten usiadł pod dachem pośród krajobrazu wiejskiego w kurpiowskich Gąskach. Taką twarz mógł wyrzeźbić naprawdę wielki artysta. Chociaż nie kończył żadnej szkoły, ani kursów. Jak i kowal, który tak pięknym krzyżem własnej, kowalskiej roboty, przyozdobił szczyt domku, skrywającego głównego kapliczki bohatera. Takie i jeszcze ładniejsze  żelazne krzyże były specjalnością Kurpiowszczyzny. 


Czasem, zupełnie przypadkowo, na Mazowszu wciąż można trafić na kapliczkę, w której skrywa się Frasobliwy. Najczęściej nie jest to żadne dzieło sztuki, ot taki sobie, najzwyklejszy wiejski Chrystus Frasobliwy. Jednego takiego sfotografowałem nie tak dawno we wnętrzu kapliczki na wschodnim Mazowszu.  Ileż ludzkich modlitw  unosi się wewnątrz tej kapliczki! Z każdym świętym obrazkiem związana jest jakaś intencja, podziękowania za okazane łaski, prośba o pomoc w strapieniu. Jaka kryje się za tym Chrystusem Frasobliwym? Dlaczego on się tutaj znalazł, kto go tutaj umieścił i dlaczego?  Tę kapliczkę trafiłem w okolicach Siennicy. Pstryknąłem zdjęcie i swoim małym fiacikiem pojechałem dalej. Nie zapisałem obok jakiej miejscowości ona kapliczka stoi. Nie mam zdjęcia całej kapliczki. Mam do siebie żal.

 

W całkiem sporej wielkości murowanej przydrożnej kapliczce we wsi Lesznowola koło Grójca znajduje się wnęka, a w niej skrywa zachwycający Chrystus Frasobliwy, skromny, taki jak należy. Jest na fotografii poniżej, nie moglem się mu oprzeć, na zdjęciu mieć  go musiałem. Kapliczka w której jest umieszczony, jest wysoką, kilkupiętrową budowlą, wystawioną w roku 1891 i najprawdopodobniej w intencji ustąpienia epidemii cholery; ustąpiła dopiero pięć lat po wystawieniu kapliczki. 

W wieku XIX kilka razy cholera nawiedzała Mazowsze, ostatnia w swoich końcowych latach, zabierała tysiące ofiar. W epidemiach powinniśmy więc być biegli. Dlaczego więc teraźniejsza zaraza tak bardzo  spokoju nie daje? Dziewiętnastowieczna cholera została w jednym z najbardziej popularnych polskich przekleństw: o żesz ty, cholero jedna. Ciekawe, jak wśród polskich przekleństw umości się koronawirus, albo covid. Ty, kowidzie jeden?

Na środkowym Mazowszu kapliczki z Frasobliwym stawiał czasem nie tzw. lud z potrzeby serca, ale dziedzic. Bo przy jego dworze ten symboliczny polski świątek być powinien i basta. Piękna latarniowa kapliczka z figurką Frasobliwego stoi w Żelazowej Woli. Wysiadający z aut i autokarów turyści pędzą do muzeum chopinowskiego, na kapliczkę mało kto zwraca uwagę. Obok dworu w Tułowicach wznosi się tamtej bliźniacza, obecny dziedzic jest artystą malarzem, odbudowywał z ruin zabytkowy dwór, urządzał okolicę jak trzeba, na szlachecką modłę, o kapliczkę zadbał, sam jest zresztą herbowym szlachcicem z dziada pradziada. 

Inny dziedzic Frasobliwemu kazał strzec skrzyżowania dróg w Pilaszkowie koło kampinoskiego Zaborowa; jest na zdjęciu powyżej. Kilka lat temu zbudowano rondo na tym skrzyżowaniu i w jej obecnym usytuowaniu – piszą autorzy tekstu na stronie internetowej pt. Wirtualne Muzeum Ożarowa Mazowieckiego – figura nie wygląda na uszanowaną ani jako obiekt kultu, ani jako leciwy obiekt malej architektury, ani jako ozdoba krajobrazu wsi mazowieckiej. Kapliczka pochodzi z lat 80-tych XIX wieku. Fundatorem był Teodor Ostrowski, o czym świadczy wyryty w kamieniu napis. Figura Chrystusa nie jest rzeźbą o szczególniejszych walorach artystycznych, to praca rzemieślnika, który obsługiwał także cmentarze. przecież jednak nie można jej odmówić wyrazu. 

   Ustawiono kapliczkę z Frasobliwym w parku otaczającym siedzibę Zespołu Pieśni i Tańca "Mazowsze" . Zapewne  to praca artysty, a nie wiejskiego świątkarza (chociaż kto wie, nie zasięgałem języka). Wyciosany w pniu, bardzo sympatycznie prezentuje się pośród parkowego otoczenia, przygląda się czasem mazowszańskiej młodzieży, prawie tuż obok są budynki w których zespołowicze mają swoje kwatery i tam są miejsca, gdzie ćwiczą. Park jest teraz otwarty dla zwiedzających, można się po nim przechadzać i przypatrywać miejscu, gdzie powstawała legenda Zespołu, jako najbardziej znanej wizytówki polskiej kultury ludowej. To wspaniałe, że nie zabrakło tu tej kapliczki. Przy mazowieckich drogach takich już nie spotkacie. Jedźcie więc, drodzy państwo, do Karolina koło Otrębusów! 

Niewiele dzisiaj przy wiejskich, mazowieckich drogach kapliczek z wprawiającymi w zachwyt rzeźbami Chrystusa Frasobliwego. Gdyby nie muzea, w których znalazły schronienie przed kradzieżą, nie mielibyśmy żadnej szansy o nich wiedzieć. Niektóre pozostały nadal na Mazowszu, jak te, a najbardziej ze wszystkich wstrząsający naturalizmem Frasobliwy, który znalazł schronienie  w Muzeum Diecezjalnym w Płocku. 

Albo ten  ze zdjęcia otwierającego post, Frasobliwy z sierpeckiego Muzeum Wsi Mazowieckiej, gdzie prócz drewnianych, wiejskich domostw, takich jakie się w każdym skansenie znajdować powinny, znajduje się również zachwycająca galeria sztuki ludowej. Frasobliwy z mazowieckiego Anielowa zawędrował do muzeum w Krakowie, a do muzeum etnograficznego w Toruniu  dzieło Józefa Soboty z Reguta (pisałem o nim m.in. w poście Lipa Czesława Łaszka). Takich wspaniałych rzeźb, całkowicie osobnych, niepowtarzalnych, ukazujących ogromny talent twórców, na pewno nie spotkamy już w przydrożnych kapliczkach mazowieckich...

 

    Na koniec chciałbym wspomnieć jeszcze o jednej rzeźbie z piękniejszych, rzeźbionych, kaplicznych figur Chrystusa Frasobliwego, którą oglądałem przy leśnej drodze o pół kilometra od Karczewa, jest współcześnie wykonana z drewna przez rzeźbiarza Stefana Lisowskiego z Góry Kalwarii. Na urokliwym obiekcie, nazywanym kapliczką leśnych rowerzystów, umieszczono tabliczkę z mottem: "W nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy; leśni rowerzyści". Bardzo to mądre zdanie. Wzruszające, że powstają takie rzeźby. Ta jest pełna wyrazu, zarówno tradycyjna, jak  i  nowoczesna w formie, jest po prostu świetna!  


.................................................................... 

  








wtorek, 7 stycznia 2020

O Mazowszu 
w kilku pytaniach i odpowiedziach

Kilka interesujących pytań na temat Mazowsza zadał mi Tomasz Leszkowicz z internetowego magazynu historycznego https://histmag.org. Być może moi czytelnicy nie trafili do tego blogu historycznego, tutaj więc, u siebie, w "Mazowszu z sercem" wszystko to podaję, kilkoma fotografiami tekst pytań i odpowiedzi ubarwiając. 


Wspomnienie wielkich chwil księstwa mazowieckiego: ruiny zamku w Czersku. Fot.L.Herz




- Mazowsze w średniowieczu posiadało swoją odrębność państwową, było "obok" Wielkopolski i Małopolski. Czy odrębność tę widać do dzisiaj?

Przez całe wieki Mazowsze było inne, niż reszta Polski. Decydował o tym przede wszystkim zamieszkujący je lud. Miał odrębną władzę, obyczajowość, ubiór, budownictwo. Ale krajobraz Mazowsza niewiele się różni od sąsiadujących z nim od zachodu Kujaw i Wielkopolski, Podlasia od wschodu.
Ta nizina to typowy rolniczy krajobraz kulturowy i oglądając te ziemie na satelitarnej mapie, łacno się o tym można przekonać, że taka sama gęsta siatka prywatnych własności polskich rolników znajduje się niemal wszędzie. Mazowsze było zawsze krainą rolniczą. Miast wielu tutaj nie było, mieszczaństwa prawie w ogóle. 


Całe wieki trwało to w stanie niemal niezmienionym i chyba odrębność polityczna książąt mazowieckich nie zaciążyła na tej ziemi, gdy władza książąt odeszła już w przeszłość. Jak i całej Europie, tak i tutaj wszystko tak naprawdę zaczęło się poważniej zmieniać dopiero pod koniec wieku XVIII. A gdy upadła Rzeczpospolita, Mazowsze znalazło się pod panowaniem rosyjskim i rosyjskość padła cieniem nie tylko na zewnętrznym obrazie Mazowsza, ale i na obyczajowości. Już niemal wiek temu odzyskała Polska niepodległość, a wciąż trwa to, co zaborcy po sobie pozostawili; różnice między Mazowszem, Wielkopolską i Małopolską są widoczne. Obyczajowość także jakby nieco inna. Poznaniak, Krakus i Warszawiak to trochę inne nacje.
Obie światowe wojny mocno nam krajobraz i obyczajowość przeorały, Polska Ludowa też sporo od siebie dołożyła,  unifikując krajobraz i ludzi. Drewniana  wieś odeszła w przeszłość w latach siedemdziesiątych poprzedniego wieku  i dzisiaj regionalna odrębność budownictwa wiejskiego widoczna jest już tylko w skansenach, a powszechny do niedawna eternit zastąpiły już dachówki i w nowo budowanych domach są takie same na całej polskiej ziemi. Komuna po miastach  pozostawiła nam w spadku  blokowiska, a po wsiach pegeerowskie bloki. Ale wciąż jeszcze czaruje niezwykłą atmosferą willegiatury zaludniona letniskowo (i to jeszcze przed 1939 rokiem) dolina Liwca koło Urli. Pól uprawnych jest jednak coraz mniej na Mazowszu, rolnictwo na lichych zwłaszcza glebach przestało się opłacać, pewnie dlatego z okien pociągu można zobaczyć coraz więcej nieużytków i wkraczające na nie forpoczty lasu oraz żerujące wśród nich stadka zgrabnych  saren i coraz liczniejsze dostojne żurawie. 


- Warszawa jest stolicą Mazowsza, ale gdyby miał Pan wskazać alternatywne "serce" tego regionu, to które miasto by Pan wskazał?

Płock, to oczywiste. Ze względu na swoje położenie, zabytki i historię,a  i to również, czym miasto jest nadal, żywym i prężnym ośrodkiem kulturalnym. Ma swój wyraz i dumę.  Jakże żałuję, że książęta mazowieccy nie wybrali na swoje centrum plemienne okolic ujścia Narwi do Wisły,  pięknie położone byłoby to miasto, dokładnie w samym środku regionu. Ale mazowieccy książęta  byli kłótliwi, za wielu ich było, każdy ciągnął w swoją stronę, jeden w stronę Płocka, inny ku Ciechanowu, jeszcze inny ku Czerskowi, albo Rawie. Tak to ci widocznie ci Piastowie mieli, nie tylko na Mazowszu, jak wiemy na Śląsku również. Mazowieccy Piastowie przynajmniej wyrwali przy Polsce.





Co łączy te miasta?  Od góry - Płock, Pułtusk, Mława, Łowicz, Mińsk Mazowiecki. Fot.L.Herz 

  - Mazowsze to Płock i Ciechanów, Ostrołęka, Rawa  i Łowicz. Czy jest coś, co łączy te miasta i miasteczka? 

Niekoniecznie. Nie ma w nich niemal niczego, co można by określić jako specyficzną "mazowieckość". Niemal każde z nich ma coś innego, inną szatę architektoniczna, inną duszę. Płock do Ciechanowa całkiem niepodobny. Mława, Grójec i Pułtusk są par excellence mazowieckie, choć każde jest inne; wystarczy pobyć w nich choćby chwilę i już się tę inność wyczuwa. Rawę i Łowicz przydzielono dzisiaj do województwa łódzkiego, stricte mazowiecka Łomża znalazła się w województwie podlaskim, zasię mazowieckie województwo wzbogaciło się o podlaskie Siedlce i historycznie małopolski Radom; na naszych oczach został dokonany kolejny zabór Polski i już pozostawia trwały ślad w ludzkiej świadomości. Opolszczyzna umiała wywalczyć swoją odrębność, w środkowej Polsce wyszło nam z tym nie najlepiej. Łowicz od lat ciąży ku Łodzi, mieszkańcy otaczających go księżackich wiosek - takie odniosłem wrażenie po licznych rozmowach z miejscowymi - nie czują specjalnego związku z Warszawą, chociaż ich ludowa kultura, stroje przede wszystkim, są tak mazowieckie, jak i mazowiecka jest Warszawa. Rawa Mazowiecka jest mazowiecka w nazwie,  a autobusowych kursów (połączeń kolejowych nie ma) jest stamtąd więcej do Łodzi, niż do Warszawy.

- Czy pojawienie się kolei na Mazowszu w XIX wieku  zrewolucjonizowało ten region?

Bezwzględnie tak. Niemal wszędzie tam, gdzie pojawiły się tory kolejowe w ślad za nimi szła zabudowa, tak mieszkalna, jak i przemysłowa. Droga Żelazna Warszawsko-Wiedeńska dotarła do Grodziska w 1845 roku i zanim zadomowił się w nim przemysł, Grodzisk Mazowiecki był letniskiem i uzdrowiskiem. Mało kto o tym pamięta, prócz grodziszczan oczywiście. Gdyby nie ta kolej żelazna nie byłoby mazowieckiego przemysłu, na przykład lniarskiej potęgi Żyrardowa, swoimi produktami obsługującej całą Rosję, aż po Ocean Spokojny.
W roku 1877  w kierunku Lublina ruszyła z Warszawy linia kolejowa, zwana Drogą Żelazną Nadwiślańską. Rozniosła się wtedy w Warszawie sława wspaniałego  mikroklimatu sąsiadującej z koleją okolicy. Letniskowa sława podwarszawskich okolic  tam się zaczęła, w Aninie, Radości, Otwocku. Tamte  letniskowe osiedla pośród rosnących na piaszczystych wydmach sosnowych borach wciąż trwają, zmienione dzisiaj w podmiejskie podwarszawskie osiedla sypialniane, złożone głównie z jednorodzinnych domów i willi.
Na wschodnich przedpolach Stolicy, za rogatkami warszawskiej Pragi, zbudowana w roku 1862 Droga Żelazna Warszawsko-Petersburska zaraz po uruchomieniu uruchomiła boom budowlany. Do Zielonki i Wołomina zrazu przybywali letnicy, bo okolica była ładna, lecz wkrótce potem zaroiło się od robotników, bo w Wołominie powstała huta szkła. A że gleby wokół kolei nie najlepsze, z czasem do osiedli koło kolei ściągnęli rolnicy, zmieniając się niebawem w nieznaną przedtem klasę społeczną, zwaną chłoporobotnikami. Nie tyko tam i nie tylko dawniej.
Kolej jest nadal motorem zmian. Exodus ludności wiejskiej ku kolei trwa nadal. Jednym z klasycznych przykładów tego zjawiska jest Osieck na południowo-wschodnim Mazowszu. Miał w przeszłości prawa miejskie, od dziesięcioleci jest już wioską, ale charakter miasteczka wciąż zachowuje. Jest rynek obszerny i ulice wychodzą z jego rogów jak trzeba, ale mieszkańców  ubywa. W 1997 roku miejscowy proboszcz, ks.Eugeniusz Matyska załamywał nad tym ręce. "Dzieci jest coraz mniej. Obecnie więcej umiera, niż się rodzi. Parafia się gwałtownie starzeje. Pełno domów już wymarłych. Wykupują je warszawiacy na domki wypoczynkowe na lato. Często młodzi ledwie pobiorą się, a już budują sobie domy w Pilawie lub w Celestynowie w zależności, z której strony mieszkają". Ta ucieczka ku kolei trwa nadal. Osieck powoli umiera. W weekendy do Osiecka nie dociera żaden autobus, do stacji kolejowej w Pilawie jest 10 km. Najbliższe taksówki są w Garwolinie.




Zmienia się wieś mazowiecka. Na dachach słoma, eternit, dachówki. Zdjęcia z lat 1994-2016. Fot.L.Herz

- Wiele dziś mówi się o tym, że wbrew "blaskowi Warszawy" Mazowsze to region biedny i wymagający pomocy. Czy zgodzi się Pan z tą opinią?

Od czasów budowy kolei terespolskiej - pisała mi niedawno znajoma, mieszkająca w Mrozach przy tej linii - wszyscy zapragnęli mieszkać jak najbliżej kolei, ale koniecznie na południe od niej. Tak więc tak położone  Podciernie, niedawno uboga wioseczka, teraz pysznią się potężnymi domiszczami, natomiast na północ od Mrozów i Kałuszyna, w  tej samej mniej więcej odległości od kolei, 5-10 km, krajobrazy są uroczo wiejskie i sielskie, wioski z rzadko rozrzuconymi chałupami, stare krzyżyki na rozstajach, bocianie gniazda, płoty ze sztachet, stare sady, polne drogi... I ani jedno przydrożne drzewo nie okaleczone piłą. Pewnie się tam żyje biedniej, ale może godniej?
Jechałem niedawno tą trasą. Prowadzi przez powszechnie uchodzące za ubogie tereny wschodniego Mazowsza. Nowoczesny podmiejski pociąg był naszpikowany elektroniką, a za jego oknami  widniał krajobraz pełen nasyconej deszczem zieleni, zaś pośród niego imponowała jednorodzinna zabudowa. W żadnym razie nie był to widok ubogiego, wschodniego Mazowsza. Wioski zmieniły się już w osiedla, a domy w nich porządne nad wyraz, nakryte dobrą dachówką, otoczone zadbanymi ogrodami, ogrodzone świetnymi ogrodzeniami. Polska jawiła się nam jako kraj może nie bogaty, ale bardzo dostatni. Ta dostatniość rzucała się w oczy. Jakoś nie bardzo ten widok kojarzył się nam z powszechnym, narzekaniem. Niedawno ze zdumieniem przeczytałem, że ok.70 % Polaków uważa się za szczęśliwych. Na tym jakoby biednym Mazowszu również. Zadziwiające.
Przecież jednak są okolice, w których żyje się niełatwo, są jeszcze części Mazowsza, które domagają się pomocy i wciąż szukają swojego sposobu na życie, bo gleby są kiepskie, rolnictwo sensu wielkiego nie ma, przemysłu w okolicy żadnego nie ma, do miasta daleko i publiczna komunikacja jest beznadziejna.

- Wycieczkę w które miejsce zaproponowałby Pan typowemu "warszawskiemu słoikowi" z innego regionu na "dobry początek" przygody z Mazowszem?

Według przeprowadzonych ostatnio badań zdecydowana większość tzw."słoików" przybyła do Warszawy z mazowieckiej prowincji. Swoją przygodę z Mazowszem zaczęli więc już w dzieciństwie, jakże swojakom tę prowincję pokazywać? Że: swego nie znacie? Albo że: najciemniej jest pod latarnią? Od czegoś jednak zacząć trzeba. Może więc zacząć od tego, czego na pewno obok siebie nie mieli. 






Dwa mazowieckie hity: Żelazowa Wola i Kampinoski Park Narodowy. Fot.L.Herz

Na początek polecam wycieczkę do muzeum w domu urodzenia Fryderyka Chopina w Żelazowej Woli i potem odwiedziny w sąsiadującym z nią  Kampinoskim Parkiem Narodowym; w Granicy koło Kampinosu jest wygodny leśny parking, interesujące puszczańskie muzeum w plenerze (w l.2019-20 częściowo w remoncie i przebudowie) i są trasy  przechadzkowe, a dużej urody żółto znakowany szlak dla pieszych po godzinie wędrówki wśród starych sosnowych borów doprowadza od Granicy do zabytku przyrody i historii, do wiekowego Dębu Powstańców Styczniowych.    

wtorek, 31 lipca 2018

Magellan na Mazowszu
Na majowych Warszawskich Targach Książki, które od kilku lat odbywają się na Stadionie Narodowym, spotkało mnie wyróżnienie honorową Nagrodą Magellana, powstałą z inicjatywy magazynu literackiego "Książki". Wręczał mi tę nagrodę dyrektor Targów (800 wystawców, 100 tys. zwiedzających). Jak pięknie napisano mi w dyplomie: „za kolekcjonowanie piękna polskiego krajobrazu, rozbudzanie wrażliwości i zachęcanie do pielęgnowania w sobie uważności”. Ubiegłymi laty nagroda trafiała m.in. do Olgierda Budrewicza, Elżbiety Dzikowskiej, Marka Kamińskiego, Wojciecha Karpińskiego, Andrzeja Stasiuka, Moniki Witkowskiej, Martyny Wojciechowskiej, Michała Książka. Podróżowali oni po dalekim świecie, na biegunach bywali, zdobywali Koronę Ziemi. Że w tym roku padło na faceta od Mazowsza, więc może ta nasza podwarszawska ziemia mazowiecka także warta grzechu podróżowania. 


wtorek, 8 grudnia 2015


Tu i tam to i owo 
dla pamięci fotograficznym aparatem zdjęte
  ................................................................................................................
 
Zimę tego grudnia mamy bezśnieżną, temperatury znośne, pogoda jednak raczej mało jest sympatyczna, czasem wieje, a mglistość zdarza się często ogromna, dzień wstaje późno, zmierzch zapada za wcześnie, więc jak nie trzeba, to z domu wychodzić się nie chce. Nadszedł czas sięgania po wspomnienia czasu letnich wędrówek. 
Wędrując tu i tam po Mazowszu, fotografuję to i owo, czasem z premedytacją obiekt fotografowany wybieram, a czasem pstrykam zdjęcie pod wpływem impulsu, bo mi się po prostu podoba. Przez większość mojego życia nie wolno było fotografować w muzeach, teraz to się odmieniło, tyle że lamp błyskowych używać nie wolno, ale i tak nie są już one potrzebne, albowiem współczesny sprzęt fotografujący jest niezwykle czuły i pozwala na robienie zdjęć bez błysku nawet w nieoświetlonych  wnętrzach. Więc fotografuję, a później oglądam sobie te zdjęcia na ekranie monitora w domowym komputerze i jest mi dobrze, bo nie wychodząc z domu obcuję ze sfotografowanym pięknem.

Fot.1-Otwock Wielki.. Fot.L.Herz

   Ten blat zabytkowego stolika (Fot.1) sfotografowałem w muzeum wnętrz, znajdującym się w Otwocku Wielkim, a będącym oddziałem warszawskiego Muzeum Narodowego. Zanim powstał powszechnie znany Otwock, rozbudowany pośród sosnowych borów nad Świdrem przy linii kolejowej z Warszawy do Dęblina, istniał inny Otwock i ten inny dał nazwę stacji, wokół której wyrosło zrazu letnisko, a potem miasto. Tamten starszy Otwock nazwano Otwockiem Starym, albo Wielkim i ta druga nazwa jest teraz upowszechniona.
     W Otwocku Wielkim, który jest wciąż wsią i raczej  niedużą, chociaż przymiotnik w jej nazwie na co innego wskazuje, znajduje się Pałac Bielińskich, jeden z najcenniejszych zabytków późnego mazowieckiego baroku,  zbudowany w latach 1693-1703, zapewne wg projektów Tylmana z Gameren, a w połowie wieku XVIII przebudowany przez Jakuba Fontanę.
     Otwockie muzeum wnętrz jest  znakomite i piękne rzeczy w nim się znajdują.  Fotografując ten blat zabytkowego stołu nie zapisałem niestety tego, co fotografuję, czego żałuję. Mocno mi ten kolorowy obrazek  przypominał zapamiętane z przeszłości "Huśtawkę" Jean-Honoré Fragonarda,
dzieło  francuskiego malarza epoki rokoka. Listownie zapytałem panią kustosz otwockiego muzeum czy podążam dobrym tropem. Niebawem odpisała mi, iż stolik jest w muzeum depozytem Potockich z Krzeszowic, a wykonanie jego określa się na 2 połowę XIX wieku; forma i dekoracja są inspirowana rokokiem. Sugerowała mi pani kustosz, iż może lepiej napisać, że motyw zaczerpnięty, a całość w duchu... i  że to dziełko inspirowane jest „Huśtawką” Nicolasa Lancerta  (1690-1943), który w latach 1735-40 namalował aż trzy Huśtawki. W momencie wykonywania stolika znany był także i pewnie bardziej uznany obraz Jeana-Honorégo Fragonarda, czy choćby freski Norblina w pałacu natolińskim. 
Fot.2-Warka. Fot.L.Herz
     Te dwie zgrabne, pozłacane figurynki dwóch pięknych dam w antycznym stylu (Fot.2) sfotografowałem w innym muzeum, mieszczącym się w Pałacu Pułaskich w Warce. W roku 1747 w tym pałacu urodził się Kazimierz Pułaski, bohater narodu polskiego i amerykańskiego, w roku  1779 zginął bohaterską śmiercią pod Savannah. Muzeum wareckie jest poświęcone nie tylko Kazimierzowi Pułaskiemu, ale i innym wielkim Polakom, którzy zaznaczyli się w dziejach Stanów Zjednoczonych: wielkiej aktorce Helenie Modrzejewskiej, znakomitemu pianiście Ignacemu Paderewskiemu, naczelnikowi Tadeuszowi Kościuszce i jego adiutantowi, świetnemu historykowi Julianowi Ursynowowi Niemcewiczowi. 
     Wnętrza pałacu wareckiego są stylowe i urządzone historycznymi meblami i obrazami. Trudno się z nimi rozstawać, wnętrz tego muzeum opuszczać się nie chce. Będąc tam ostatnio, jak każdy współczesny turysta to i owo fotografowałem. To urocze zdjęcie z Warki przedstawia górną część zegara, a ten zegar na kwadratowej podstawie jest wykonany z brązu, brązu złoconego i czarnego marmuru, a pochodzi z Francji, początek XIX wieku. Piękny detal, nieprawdaż?
Fot.3 - Węgrów. Fot.L.Herz
      Z Węgrowa jest zdjęcie kolejne (Fot.3) i jest to fragment fresku w jednej z dwóch węgrowskich świątyń, w których znajdują się  ogromne, imponujące malowidła ścienne. Na freskach tych tłoczą się tłumy świętych i anioły wyciągają z czyśćcowych płomieni dusze w nich pokutujące; to typowe dzieła na zamówienie, powstałe w okresie kontrreformacji.  Węgrowskie malowidła wykonał jeden z  najwybitniejszych artystów z Włoch, jaki przywędrował na Mazowsze.
     Michelangelo Palloni z Toskanii urodził się w Campi nieopodal Florencji w dzień św. Michała Archanioła, w dniu 29 września 1642 roku i od świętego archanioła wziął imię. Początkowo pracował w Italii, a do  Rzeczypospolitej Obojga Narodów został sprowadzony w 1674 roku przez magnacką rodzinę Paców, wykonując  freski w kościołach fundowanych przez jego mecenasów na terenie Wielkiego Księstwa Litewskiego, najprzedniejsze w kościele na Antokolu, a bardzo wspaniała to świątynia, jak mało która. 
     W roku 1684 Palloni przeprowadził się do Warszawy. Jan III zatrudnił artystę  przy dekoracji Pałacu Wilanowskiego, na zlecenie prymasa Michała Stefana Radziejowskiego Palloni  wykonał malowidła w Łowiczu, a najwięcej pracował dla Jana Dobrogosta Krasińskiego w Warszawie i w jego prywatnym mieście, w Węgrowie.
      Palloni był  najznakomitszym freskantem, działającym w Polsce w dobie baroku, nie ulega to żadnej wątpliwości. Znakomite dzieła po sobie pozostawił na Mazowszu, w granicach Polski tylko tutaj, dla mieszkańców mazowieckiej ziemi to  zaszczyt. Molto grazie, messer Michelangelo.  

     
Fot.4-Mława. Fot.L.Herz


     Na zakończenie tej opowieści przenieśmy się teraz  znacznie głębiej w czas przeszły. Tę prehistoryczną urnę (Fot.4) sfotografowałem w muzeum w Mławie. Jest to tzw. urna twarzowa. Zwyczaj zdobienia zdobienia zawierających prochy zmarłego urn wizerunkami twarzy ludzkiej jest bardzo stary, korzeniami sięga starożytności. Na terenach polskich pojawił się na Pomorzu, w  początkach VI stulecia p.n.e. Tam wykształciła się wtedy nowa kultura, którą archeolodzy nazwali kulturą pomorską, a urny twarzowe to najbardziej charakterystyczny, zachowany zabytek kultury pomorskiej. 
     Bardzo twarzowa jest ta urna twarzowa, wykopana przez współczesnych na jednym z prastarych cmentarzysk na Ziemi Zawkrzeńskiej. W swojej prostocie i elegancji jest wyjątkowo fascynująca i – nie bójmy się tego tak nazwać – bardzo piękna. Czy zmarły, gdyby ten swój wizerunek zobaczył, byłby z niego zadowolony? To już zupełnie inna inszość. 

Prawidłowe odpowiedzi na quiz primaaprilisowy z roku 2016: 1c,2c,3b,4b,5c.