poniedziałek, 19 grudnia 2016


Zima w Ponurzycy

   Na tegoroczne święta Bożego Narodzenia powinienem w tym blogu opublikować post pasujący do tych świąt, najlepiej zimowy, a jeszcze lepiej żeby był on aktualny, ale jakoś śniegowi nie śpieszno na Mazowsze tej zimy. Wygląda na to, że na  zimę zimową jeszcze będzie trzeba nieco poczekać. A tak w ogóle, to marnie bywa ostatnimi laty ze śniegiem na Mazowszu. Wszak jednak bywały śniegi zawzięte. Zapuszczałem się wtedy na podwarszawską mazowiecką prowincję i z radością cieszyłem śnieżnym krajobrazem. Miejsc zimowo malowniczych jest sporo wokół Warszawy, a do najładniejszych należą zimowe krajobrazy okolic Ponurzycy. Sporo o tej wiosce pisałem, w mojej ostatniej książce cały rozdział tej wiosce poświęciłem. Fragmenty jego teraz w tym blogu pomieszczam, zachęcając do lektury całości w książce. Tam jednak  nie ma zimowych fotografii z Ponurzycy. Więc one niech się znajdą tutaj, w tym blogu. Wybrałem do tego postu fotografie z jednego dnia zimowego w roku 1995. Nigdy przedtem, ani potem, takiej zimy tam nie przeżywałem. Dzień zrazu chmurny, tuż przed zmierzchem wypiękniał. Dobrze mi wtedy było w Ponurzycy.

   Ponurzyca  jest wioską rzuconą w mazowiecki, leśny krajobraz, za górami, za lasami położoną, dotrzeć do niej niełatwo.  Od ponad czterdziestu lat ją  odwiedzam. Nie dojeżdżają do niej autobusy, najbliższy przystanek kolejowy jest oddalony o kilka kilometrów leśnej wędrówki, a w tym lesie pełno gór piaszczystych i bagiennych torfowisk, nad głowami wędrowcy ponuro kruki kruczą i przenikliwie, niczym tolkienowskie Nazgule, nawołują się myszołowy. Samochodem dojechać też niełatwo, droga zawiła, a w zimie  po kilkudniowych opadach śniegu Ponurzyca jeszcze bardziej oddala się od świata.


 
Ciągnie mnie tam ogromnie. Niby blisko od miasta, a daleko, bo wioska zagubiona pośród lasów i okoliczny krajobraz  jakiś taki nie całkiem tradycyjnie mazowiecki, tu przypomina odległą tajgę, tam jest pogarbiony i rozfalowany całkiem nie podwarszawsko, strumyki przez ten krajobraz płyną, tu i tam widnieją głazy polodowcowe, piaszczystych wydm też nie brakuje, po lasach kryją się torfowiska o magicznej prezencji, łosie po mokradłach kroczą dostojnie, przy drogach i dróżkach, na wiejskich i leśnych rozdrożach i przydrożach moc kapliczek strzeże Ponurzycę przed czartami, bo miewały one tutaj swoje interesy i jak zwykle szło im o ludzkie dusze.

   Ponurzyca wioską jest niewielką, lecz rozległą, to kilka kolonii, rzuconych w krajobraz mazowieckiego lasu. Jest wymarzonym terenem dla badań krajoznawczych, etnograficznych, kulturowych, mogłaby być świetnym  tematem niejednej pracy naukowej.  Nawet tego, dlaczego wieś Ponurzycą nazwano, nie wiadomo dokładnie. Czy dlatego, ze ten odludny, leśny krajobraz ponuro się przedstawiał tym którzy tu jako pierwsi zamieszkali? A może dlatego, że  wieś ukryta jest "po norach",  w zagłębieniach terenu ładnie tam ukształtowanej krawędzi polodowcowej równiny, opadającej ku dolinie Wisły blisko czterdziestometrowym skłonem. Jak na Mazowsze wysokość to wcale znaczna.
     Z kilku miejsc na grzbiecie skarpy widać oddalone o kilka dobrych kilometrów wieże zamku książąt mazowieckich w Czersku, podobno nawet pałac kultury w Warszawie jest stamtąd widoczny. Z roku na rok na tej skarpie coraz mniej miejsc, z których to widać, jeszcze przez wiele lat po skończonej wojnie niemal cała skarpa była bezleśna, to można zobaczyć na mapach z tamtego czasu. Gdy w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku projektowałem szlaki turystyczne dla tej okolicy, szlak wzdłuż tej skarpy był bardzo widowiskowy, dzisiaj większość jego trasy wiedzie młodymi sosnowymi borkami, które w Ponurzycy bezpardonowo wkroczyły na tereny porolne.     

     Ponurzyckie Góry są porozcinane dolinkami,  płyną nimi wąskie strumyczki o czystej wodzie i piaszczystym lub żwirowym dnie. Najładniejsza struga nosi nazwę Ślepota i malowniczo pośród wzgórz meandruje. Jest jeszcze Maćkowa Woda, która często wysycha, ale jak o przedwiośniu płynie, to na całego, tworząc miniaturowe wodospadziki. Pośród pól i na przydrożach tkwią polodowcowe głazy, są i piaszczyste wydmy, osiągające niekiedy znaczne rozmiary. Ogromne tutaj bogactwo krajobrazów. Bo to i uprawne pola, chłopskie borki, olszynki i brzezinki, ale i niemal puszczańskiego charakteru wilgotne i bagienne bory, będące pozostałościami historycznej Puszczy Osieckiej.

     Pojawiam się tam od ponad czterdziestu lat i przynajmniej raz w roku. Fascynująca jest obserwacja następujących w okolicy przemian cywilizacyjnych.  Część wsi  znajduje się akurat we wczesnym stadium przepoczwarzania się. Malownicza polska wioska, jaką pamiętam sprzed ćwierćwiecza, zawsze była wioską ubogą, wokół laski i piaski,  marnej klasy grunty rolne. Domy były tam drewniane, ale o dobrych proporcjach, ubogie, ale wydawały się być na miejscu, nieźle wpisane w krajobraz. Minęły lata i stoją tam teraz domostwa murowane, zbudowane tzw. metodą gospodarczą, przez właścicieli i osoby zaprzyjaźnione. Jeszcze tu i tam widnieją drewniane stodoły kryte strzechą, ale długo już nie pożyją. 


     Na opuszczone tereny porolne wkraczają sosnowe samosiejki, lasu coraz więcej i bardzo brakuje polnych enklaw wśród lasu. Rolnictwo w Ponurzycy przestało się  opłacać. Za wiele roboty, za mało zysku. Większość gruntów rolnych zalesiono. Z roku na rok więcej tu lasów. Ich fragmenty czynią wrażenie nawet na wyrafinowanych smakoszach przyrody. Najbardziej wartościowe są znajdujące się pośród tych lasów wysokie torfowiska. W okolice Ponurzycy chętnie prowadzę swoich gości, którym chcę pokazać zaczarowany, pełen ciszy, spokoju, tchnący dziwną melancholią świat. I samotnie też wcale często wędruję w tamte strony. Może kiedyś się tam spotkamy? Może akurat będzie to dzień zimowy, śnieżny jak należy, malowniczo malowniczy.