środa, 27 kwietnia 2016

Miasteczko Biała Rawska
    Była połowa kwietnia. Niebo  niebieskie, chmurki po nim płynęły białe, a krajobraz mazowiecki dekorowały kwitnące na biało tarniny, widoki były przyjemne. Pojechałem w odwiedziny do miasteczka, w którym tylko raz byłem, na dodatek tylko przejazdem i do tego dawno temu. Niewiele z tamtego pobytu utrwaliło się w mojej pamięci. Miasteczko Biała Rawska jest niewielkie, niespełna 3,5 tysiąca mieszkańców, usadowiło się na Wysoczyźnie Rawskiej nad dopływem Rawki, rzeczką Białką. 


Wszystkie fotografie z Białej Rawskiej. Fot.L.Herz
   Spodobała mi się ta mazowiecka Biała Rawska, administracyjnie przypisana do województwa łódzkiego, a nie mazowieckiego. Ale to najprawdziwsze Mazowsze, niemal sam środek Ziemi Rawskiej, w czasach Księstwa Mazowieckiego w Rawie była stolica województwa. Gdy razem ze stołeczną swoją Rawą cale to województwo znalazło się w Koronie, rawski zamek został królewskim więzieniem dla więźniów stanu, potem przechowywano tam skarb królewski. Zanim najważniejszą została na tej ziemi Rawa, najważniejszą była właśnie Biała. Ale to bardzo dawne czasy. Biała została Białą Rawską dopiero  w końcu XIX wieku, do tego czasu Biała była tylko Białą. W latach międzywojennych zdecydowanie używano już nazwy Biała Rawska, ale czasem także nazwy Biała Mazowiecka. 
Od lat szukam atmosfery małego miasteczka na Mazowszu, po to i tutaj przyjechałem. Niełatwo mi idzie to szukanie. Kilka jednak takich miasteczkowatych miasteczek znalazłem, więcej ich na wschodnim Mazowszu. W zachodniej części naszego regionu miasteczka są inne, niektóre zaczęły się już stroić, pysznić swoją urodą, taką jest na przykład Warka, ale Warka to już bardziej miasto, a nie miasteczko, niewielkie co prawda, ale miasto, w którym wokół rynku stoją domy piętrowe. Biała Rawska jest głównie parterowa, to jest jej walor, nadaje wdzięk miasteczku.  Gdyby usunąć z okolic rynku szyldy nad sklepami i pajęczynę oplatających rynek drutów telefonicznych i przewodów elektrycznych, byłby to całkiem przyzwoity, naturalny plener do filmu o akcji z końca XIX wieku.
    Mazowieckie miasteczka nigdy nie były skończoną całością, nigdy nie były miasteczkami do podziwiania, o ich wyglądzie decydowała codzienność, a ona była na ubogim Mazowszu taka, jaka była, miasteczka tutejsze nigdy nie pyszniły się bogactwem, stan mieszczański prawie nie istniał, mieszczaństwo w Polsce nigdy nie odgrywało takiej roli jak na Niderlandach lub w Niemczech, to i miasteczka były odbiciem tego stanu rzeczy. Zakładane w średniowieczu, swój złoty okres przeżywały w wieku XVI, na Mazowszu istniało wtedy coś około setki miast, ale na dobrą sprawę większość z nich była więcej wsią, niż miastem, chociaż wiele całkiem przyzwoite miało założenie urbanistyczne, często z porządnym rynkiem pośrodku. Biała również i to jest wciąż widoczne znakomicie. Ale, że wojen Polsce los nie szczędził, więc  grasujące po polskich nizinach obce wojska rabowały, niszczyły, paliły jak popadnie. Było co palić, bowiem domostwa wystawiano niemal wyłącznie drewniane. Takimi miasteczkami nasza polska ziemia była tak usiana, że najdalej mieszkający chłop, wyszedłszy z domu o świcie, mógł powrócić z jarmarku wieczorem. Z biegiem lat część miast traciła znaczenie na rzecz sąsiednich. Wreszcie nadszedł carski ukaz z 1869 roku i wszystkie osady, które miały mniej niż trzy tysiące mieszkańców, na mocy ukazu miastami już być przestały. Są wciąż jeszcze na Mazowszu takie osady, które mają charakter po części wsi, po części miasta. Małe mazowieckie miasteczka, najczęściej mocno doświadczone przez historię.
    W wieku XIX masowo zaczęli się w nich osiedlać Żydzi, którzy przejęli praktycznie cały handel, po to zresztą byli sprowadzani przez właścicieli miasteczek, tak też było i tutaj, oni mieli się zająć handlem, co czynili zresztą bez większego oporu ze strony polskich mieszkańców miasteczka, do handlu się właściwie zupełnie nie garnących. Jeśli walec wojny nie zniszczył ze szczętem ich architektury, obraz dzisiejszych miasteczek jest więc najczęściej obrazem takiego miasteczka, zwykłego  żydowskiego sztetł, w każdym razie takie one są te miasteczka  w sąsiedztwie placów rynkowych. Stoją tam parterowe na ogół domki i domy, rzadziej drewniane, głównie murowane, niektóre jeszcze z wieku XIX, inne późniejsze, ale na ogół również sprzed wojny, niemal wszystkie ze sklepami od frontu, już nie żydowskimi, a polskimi, niewiele wśród nich sklepów z artykułami spożywczymi, te wyniosły się do przeróżnych biedronek i żabek.  Taka jest też i Biała Rawska.
    Odwiedziłem to miasteczko w końcu kwietnia, słoneczko wiosenne już przygrzewało, pogoda była bardzo fotograficzna, a że dzień słoneczny, kolorowe tynki domów wokół rynku bardzo miasteczko ubierały. I chociaż na pewno nie jest Biała Rawska miasteczkiem do turystycznego podziwiania za pieniądze, czuło się, że jest dla przybysza miasteczkiem pełnym empatii, chociaż kawiarenki żadnej dla przejezdnych nie zaoferowało, tylko ławeczki na zieleńcu, urządzonym pośrodku dużego placu rynkowego o wydłużonym kształcie.


    Po jednej stronie rynku wznosi się okazały i nadzwyczajnie fotogeniczny murowany budynek o barokowej sylwetce, z łamanym, polskim dachem. Jak mnie poinformował miejscowy historyk, p. Grzegorz Pazura, budynek ten powstał w roku 1922 dla straży pożarnej, na górze była sala przeznaczona na cele kulturalne, na dole remiza. Była też wieżyczka obserwacyjna, ale w czasie odbudowy po II wojnie światowej już nie powróciła. Od straży pożarnej budynek dzierżawi dzisiaj Urząd Miasta. Na parterze jest biblioteka, górę zajmuje fundacja „Generator Kultury”, dawniej tam było kino „Przedwiośnie”, ale już go nie ma, bo a po co dziś w małym miasteczku kino, skoro i tak każdy ma w domu telewizor.    Niestety, nie jest znany projektant budynku, a szkoda, bowiem bardzo korzystnie się ten budynek prezentuje, a do tego ma wartość historyczną i zabytkową. Rok 1922, jako rok budowy, wskazuje też na styl architektoniczny: polski styl narodowy. Ten styl był jednym z przejawów dążeń narodu pozbawionego samodzielnego bytu państwowego do samookreślenia. Po roku 1918 propagowała go administracja państwowa nie tylko w Polsce, ale także poza jej granicami, jako pewien symbol - znak naszego kraju. 
      Styl narodowy kształtował się jako styl rodzimy, identyfikujący się z polskością, nawiązujący do dorobku przeszłości, do tradycji ludowych i motywów prasłowiańskich, zwłaszcza w architekturze i rzemiośle artystycznym. Próby stworzenia takiego stylu podejmowane były w Polsce od lat osiemdziesiątych wieku XIX do dwudziestolecia wieku XX. W czasie zaborów, zwłaszcza w ostatnich ich dziesięcioleciach, straż pożarna, albo towarzystwo gimnastyczne w Galicji,  były praktycznie jedynymi polskimi, a więc narodowymi organizacjami, które mogły przechowywać “polskość”. Zasłużyła bialska straż na taki neobarokowy budynek. Polskość flankowała bialski rynek: z jednej strony rynku czuwał nad mieszkańcami  kościół, z drugiej pilnowała ich straż pożarna, czyż to nie wspaniałe? Takie mnie myśli naszły na bialskim rynku.



Chodziłem po miasteczku, fotografowałem, była niedziela, miasteczko wyludnione, trwała właśnie niedzielna msza  w górującym nad miasteczkiem zabytkowym kościele, wzniesionym po drugiej stronie rynku. Okolica była zastawiona samochodami, którymi przyjechali ci, co w okolicy są naprawdę majętni, sadownicy ze wsi okolicznych, sady są bogactwem tej okolicy, są ogromne, jabłka przede wszystkim w nich rosną.  Także piękne dziewczyny. Jedna z nich stała na dziedzińcu przed kościołem, na samym końcu dziedzińca, tuż za bramą, stała samotna, z dala od innych, którzy nie weszli do wnętrza świątyni i uczestniczyli w nabożeństwie na odległość. Zadbana fryzura,  pełny make-up na twarzy, zgrabnie uszyty kostium, pantofle na niebotycznie wysokich obcasach. Była bardzo piękną młodą kobietą i aż się prosiło, by ją sportretować, nie miałem jednak odwagi fotografowaniem naruszyć jej samotności.  Kim była? Dlaczego stała na zewnątrz kościoła, w oddaleniu od innych? temat na literackie opowiadanie.
    Jest Biała Rawska jednym z najstarszych miast na Mazowszu, w drugiej połowie XIII wieku siedzibą kasztelanii. Nie od razu Biała miała przymiotnik „Rawska” w swojej nazwie. Pod koniec XV wieku uzyskała prawa miejskie, to było między 1472 a 1498 rokiem. Zawsze do kogoś należała. Zrazu była własnością książęcą, w roku 1295 książę Bolesław I za uratowanie mu życia podczas najazdu wroga nadał osadę kasztelanowi Wawrzyńcowi, potem była własnością biskupią od połowy XVIII wieku , aż do 1879 roku, wreszcie została posiadłością Leszczyńskich, możnej rodziny z Wielkopolski. Miasteczkiem prywatnym być przestała w zasadzie dopiero po ostatniej wojnie. 


    W połowie XIX wieku na najwyższym wzniesieniu stanął romantyczny zamek, postawiony dla Aleksandra Michała Filipa Leszczyńskiego z Leszczyn hrabiego Beliny. Sędzia pokoju okręgu rawskiego, deputat szlachty, dziedzic dóbr i miasta, niemal całe swoje życie związał ze swoją Białą Rawską. Gdyby nie wojny napoleońskie, w których uczestniczył czynnie, i gdyby nie to, że w jakiś sposób musiał jednak zdobyć generalskie szlify, w jego życiu najważniejsza zdawała się właśnie  Biała. Tutaj przyjął chrzest, w wieku 58 lat tutaj został pochowany w roku 1856, żył zaledwie 58 lat, spoczął nieopodal swojego zamku, w kościele św. Wojciecha w Białej Rawskiej.
    Franciszek Maria Lanci projektował ten neogotycki, romantyczny zamek, on takich romantycznych budowli nastawiał trochę, czasem w całości, czasem starsze ozdabiając detalem.  Ten zadomowiony w Polsce włoski architekt był bardzo płodnym artystą. Naliczyłem się blisko czterdzieści jego realizacji przez lat czterdzieści; solidna firma.  Historię architektury traktował jako inspirację do własnych projektów, a nie jako katalog detali do wielokrotnego użytku, stosowanych w architekturze eklektyzmu – piszą o nim w encyklopediach. Średniowieczny zamek w Będzinie uczynił jeszcze bardziej średniowiecznym, kościołowi w mazowieckim Chotomowie nadał rys neogotyku angielskiego,  na zlecenie Edwarda Raczyńskiego zaprojektował królewską Złotą Kaplice w katedrze poznańskiej, pracował dla Potockich w Wilanowie i w Warszawie, zaprojektowałby pewnie jeszcze więcej, ale zaczął tracić wzrok. Zamek w Białej Rawskiej jest bardzo twarzowy i naprawdę romantyczny, nawet teraz, gdy podniszczony wciąż czeka na swoje lepsze dni. On się pewnie doczeka, ja chyba już nie. 
    Architekt Lanci wydaje się być najsławniejszą osobistością w historii, jaka była związana z Białą. Współcześnie najsławniejszym i do tego tutaj urodzonym, co miało miejsce w roku 1977, jest popularny Pudzian, czyli Mariusz Pudzianowski, mistrz sportów walki and 5 x World's Strongest Man, jak pisze o sobie na swojej stronie internetowej. Ma firmę transportową w swojej Białej, na burtach wielkich ciężarówek  namalowano sylwetkę ich potężnego właściciela.
    W parku koło zamku kwitły żółte forsycje i magnolie w kolorze lila. Rośnie w tym parku sporo drzew zabytkowych, wśród nich pięćsetletni dąb szypułkowy, ma blisko 7,5 m obwodu, zwą go „Dębem  Napoleona”, bo sam Cesarz  miał jakoby pod nim odpoczywać w czasie swojego dramatycznego odwrotu spod Moskwy. Z internetu dowiedziałem się o tym dębie już po powrocie do domu, w Białej jakoś go nie zobaczyłem. Szkoda. Zdjęcie z tym dębem chętnie bym włożył do swojej galerii portretów najdostojniejszych dębów mazowieckich. 
Wszystkie fotografie w tym poście: L.Herz

wtorek, 19 kwietnia 2016




Skarby  mazowieckiej  przyrody:
największy głaz na Mazowszu, drugi w Polsce
- Głaz  Mszczonowski  w  Zawadach

Imponujący zabytek przyrody nieożywionej znajduje się w Zawadach koło Mszczonowa. Ukryty jest w kępie drzew i krzewów, rosnących o kilkaset metrów od miejsca, w którym trasa centralnej magistrali kolejowej krzyżuje się z dwujezdniową szosą katowicką. Mszczonowski zabytek jest głazem i to jakim! Zwłaszcza, gdy pamięta się o tym, że ziemia mazowiecka jest krainą piaskowych wydm, wtedy bowiem ranga głazu pod Mszczonowem rośnie. Na ten potwornie duży monolit o obwodzie czterdziestometrowym natrafiono tuż pod ziemią. W głąb dokopano się tylko trzech metrów, ile głazu jeszcze pod ziemią pozostało — jak dotąd nie wiadomo. 
Fot.L.Herz: 17 kwietnia 2016 r.
      Zaraz po odkryciu znaleziska lud okoliczny natychmiast rzucił się na głaz, zrazu traktując go tak, jak przyrodę na ogół się traktuje, całkowicie utylitarnie. Próbowano więc głaz rozbijać, odłupywać, kruszyć. Z tego, co odłupać zdołano, zbudowano schody w okolicznych miejscowościach. Gdy wreszcie uznano głaz prawnie za zabytek, już mocno był naruszony. I nawet wtedy okazało się, iż nadal poraża swoim ogromem, swoją niezwykłością, kształtem. Jest to drugi co do wielkości głaz w Polsce, pierwszym jest Tgrygław koło Tychowa na Pomorzu.

     Geolodzy stwierdzili, iż nie jest on typowym głazem narzutowym, że ta skała jest całkowicie odmienna od innych głazów pochodzenia skandynawskiego. Gdy poczęto głaz badać, stwierdzono, iż jest drobnoziarnistym piaskowcem, który — zapewne — został oderwany od macierzystego podłoża, być może gdzieś nad Pilicą. Stamtąd przywlókł go lądolód w to miejsce, gdzie teraz się znajduje, pozostawiając nam na pamiątkę. Że został głaz "porwany" przez lądolód, stąd go też ów głaz fachowcy nazywają – porwakiem.


Fot.L.Herz: 17 kwietnia 2016 r.

     O Głazie Mszczonowskim i ja pisałem, zrobiłem to w swojej książce „Klangor i fanfary” (Iskry, 2012). Przez lata mocno zmieniło się jego otoczenie, wyrosła centralna magistrala kolejowa tuż obok niego, pozmieniał się nieco system dróg w okolicy, a trafić do głazu nie jest łatwo, zupełnie brak informacji. Aż dziwno. Tak szacowny i tak rzadki pomnik przyrody i zupełnie, ale to zupełnie nie wyeksponowany? Może i dobrze. Byle kto do tego głazu nie dotrze. Jednak tabliczka ze stosownym napisem by się zdała, a na pewno choćby skromna, ale ważna, z białym narodowym orzełkiem i napisem: pomnik przyrody.   
       Współczesne zdjęcia nie są w stanie pokazać ogromu głazu, głaz znajduje się na dnie dołu, który wykopano, chcąc się do niego dostać. Z biegiem lat wszystko to obrosło krzewami, dominuje wśród nich śliwa tarnina, wiosną ślicznie kwitnie i pachnie rozkosznie, ale zobaczenia głazu w całej jego okazałości nie ułatwia. Jak to wszystko wyglądało pokazuje archiwalne zdjęcie J.Bułhaka, które zostało opublikowane w książce-albumie Krzysztofa Jakubowskiego "Skalne zabytki" (Wyd. Geologiczne,1971); reprodukcja poniżej. 



     Aby głaz zobaczyć w naturze, w jego oglądaniu oglądającym należałoby jednak pomóc: powinno się wyciąć krzewy, obrastające głaz ze wszystkich stron i zasłaniające nań widok oraz utrudniające dojście do głazu, należałoby również  zbudować okrążający głaz pomost widokowy, wykonać ścieżkę dojściową od parkingu i przede wszystkim ten parking zrobić należy. Ale kto to powinien zrobić? Burmistrz Mszczonowa od dawna słynie z wyjątkowych talentów organizacyjnych. Pobliski Mszczonów ma doskonałe termy i hotel ma elegancki, głaz dla mszczonowskich gości byłby świetnym celem wycieczkowym. Więc może Mszczonów?

wtorek, 12 kwietnia 2016

Co zostawiły po sobie carskie konie?
Dziwne losy świdośliwy spod Bolimowa

Kwitnie świdośliwa pod Bolimowem. Fot.L.Herz

    Rośnie wśród lasów koło Bolimowa roślina taka, co to świdośliwa wielkokwiatowa się nazywa. Zakwita w drugiej połowie kwietnia i bardzo ubarwia wiosenną Puszczę Bolimowską. W przedziwny sposób tutaj przywędrowała. Miało to miejsce w czasie I wojny światowej, wtedy, kiedy  wojska niemieckie podjęły próbę zatrzymania prącej na Łódź armii rosyjskiej.   
   Na przełomie 1914 i 1915 roku trwały siedmiomiesięczne walki pozycyjne nad rzeką Rawką koło Bolimowa. Niemcy kilkakrotnie podejmowali próby sforsowania Rawki, do historii przeszedł śmiercionośny atak gazowy pod Bolimowem, ofiary po obu stronach liczono w tysiące. W okolicznych wsiach i pośród lasów znajdują się żołnierskie mogiły, największa z nich zwana jest Mogiłą Bolimowską i jest na skraju lasu na gruntach wsi Joachimów-Mogiły. W sąsiedztwie ogromnego żołnierskiego mauzoleum rośnie owa świdośliwa w podszyciu ładnego starodrzewu dębu szypułkowego.
Mogiła Bolimowska. Świdośliwę widać, kwitnie za mogiłą. Fot.L.Herz

    To właśnie żołędzie tego gatunku służyły kilkaset lat temu do zakładania pierwszych w Europie plantacji leśnych. Lasy dębowe sadzono jednak nie z myślą o późniejszym pozyskiwaniu drewna, albowiem drewna wtedy było jeszcze w bród. Sadzono je z myślą o pozyskiwaniu żołędzi, które stanowiły podstawę paszy dla wieprzów. Wartość dąbrów mierzono liczbą świń, które las mógł wyżywić! Właściciel lasu często udzielał określonym osobom pozwolenia na „gajenie się na żołędź”, tj. zbierania określonej ilości żołędzi przez określony czas. Niekiedy takie „gajenie się” było zastrzeżonym od lat przywilejem np. miejscowego proboszcza. Mieszkańcy wiosek za prawo zbierania żołędzi lub wypasania trzody chlewnej w lasach musieli opłacać „żołędne”.

Świdośliwa wielkokwiatowa co to dzięki carskim koniom przybyła pod Bolimów. Fot.L.Herz.
     Wczesną wiosną niemal wszędzie w okolicy w dolnym piętrze lasu zakwita świdośliwa.  Na świecie występuje około  25 gatunków świdośliwy. Świdośliwa wielkokwiatowa spod Bolimowa jest mieszańcem, a „rodzicami” są gatunki sprowadzone do Europy z Ameryki Północnej. To duży krzew, czasem nawet drzewko, dosięgające trzech metrów wysokości. Ma niewielkie wymagania siedliskowe. Młode pędy są omszone i po roztarciu zapachem przypominają migdały. Gładkie liście są  z wierzchu ciemnozielone, a spodem jasne, jesienią ładnie się przebarwiają na czerwono.      Dzięki świdośliwowym kwiatom  nadzwyczajny jest wiosenny obraz okolicznego lasu, są te kwiaty białe lub kremowe. Owoce dojrzewają pod koniec czerwca. Przypominają jagody, są granatowe, miękkie i soczyste, o słodkawym smaku. Że są bogate w cukry i witaminy, ci, co wiedzą jak to robić, używają ich jako dodatku do kwaśnych przetworów, a napar i nalewkę z kwiatów jako lek wzmacniający serce i obniżający ciśnienie krwi.
   Po co akurat tutaj i tylko tutaj sadzono świdośliwę? Otóż, jak powiadają w okolicy i bardzo jest to prawdopodobne, świdośliwy tutaj nie sadzono, ona zasiała się i rozsiała sama za sprawą carskich koni. W czasie I wojny światowej armia carska przywiozła z sobą duże ilości owoców świdośliwy, którymi to owocami karmiono żołnierskie konie. Co tu mówić, w okropnie prozaiczny sposób zagościła świdośliwa do lasów pod mazowieckim Bolimowem. 
Wiosenne kwiecie naszej bohaterki spod Bolimowa.  Fot.L.Herz
     PS. Obstawiam niemal każdą kwotę, że nikt z czytających ten blog, świdośliwy pod Bolimowem na żywo nie oglądał, a na dodatek świdośliwy kwitnącej. Droga do niej opisana została w 1.wycieczce z sercem w wydanym przez oficynę wydawniczą >Rewasz< przewodniku "Bolimowski Park Krajobrazowy". Nie tylko dla tej świdośliwy przewodnik ten polecam.

wtorek, 5 kwietnia 2016

Gdzie się urodził generał Dwernicki ?
 
Ogromny dąb w Cyganówce koło Wilgi. Fot.L.Herz
    W Cyganówce koło mazowieckiej Wilgi, rośnie ogromne drzewo: Dąb Dwernickiego ma ponad 6 metrów obwodu w pierśnicy, jest pomnikiem przyrody, wyrósł przy dworze, po którym już nie ma śladu, na umieszczonej przy nim tablicy jest napis, kłóry głosi, że "Tu urodził się Józef Dwernicki (1779-1857), generał w Powstaniu 1830/31, zwycięzca bitwy pod Stoczkiem i Nową Wsią". 
    Wincenty Pol w wierszu „Krakusy” złożył hołd generałowi i jego żołnierzom: 
           "Grzmią pod Stoczkiem armaty, 
           Błyszczą białe rabaty, 
           A Dwernicki na przedzie 
           Na Moskala nas wiedzie."
    Józef Dwernicki urodził się w roku 1779, ale czy tutaj, w tej mazowieckiej Cyganówce nad Wilgą? Niektóre źródła podają, że w Balinie, rodzinnym jego majątku na Podolu. Na pomniku Dwernickiego we Lwowie umieszczona jest inskrypcja, podająca miejscowość Zawale jako miejsce urodzenia generała. Encyklopedia PWN podaje, że urodził się w Warszawie. Daty wszędzie są te same. Dodajmy, że nad rzeką Wilgą koło Cyganówki jest wioska Stoczek, ale to nie pod tym Stoczkiem walczył generał Dwernicki i nie pod nim grzmiały armaty. Upamiętniony bitwą Stoczek (z przymiotnikiem Łukowski w nazwie) znajduje się nie nad Wilgą, lecz nad Świdrem, ale takoż na Mazowszu.  
     Gdzie się urodził generał Dwernicki naprawdę? Dręczył mnie ten Dwernicki z Cyganówki nad Wilgą, nie pasował mi tutaj, więc sięgnąłem do historii jego rodziny. I cóż tam wyczytałem? Otóż, wyczytałem, że  Dwerniccy pochodzili z Podola, że żyli na tamtej ziemi od końca XVIII wieku aż do wybuchu II wojny światowej w 1939 roku, zamieszkując w okolicach Kamieńca Podolskiego, a następnie w rejonie Buczacza. W drzewie genealogicznym rodziny przy nazwisku ojca generała, Faustyna Walentego Dwernickiego, jest informacja: właściciel Balina, Balinówki, Cyganówki i Słobódki w województwie podolskim. A więc: nie z Cyganówką z Mazowsza wiązać się powinno nazwisko Dwernickiego, lecz z Cyganówką z Podola. A przyszły generał nie przyszedł na świat w żadnej z obu Cyganówek, encyklopedyści polscy mają najpewniej rację: on urodził się w Warszawie.
     Inna sprawa: w jaki sposób legenda o nim tutaj zawędrowała? Kiedy się pojawiła? Jeśli ktoś wie, bardzo proszę o wiadomość.  Bardzo, ale to bardzo proszę.