wtorek, 12 stycznia 2021

Niezwykła chałupa z Rząśnika 



Ta chałupa, pobudowana w kurpiowskim stylu,  od roku 1929 stoi we wsi Rząśnik  na północnych obrzeżach Puszczy Białej. Stoi tam, gdzie ją postawiono, a nie w żadnym skansenie. To nadaje jej rangę szczególną. Stoi w otoczeniu współczesnej, dostatniej zabudowy wiejskiej. To dodaje jej jeszcze większej wartości.  Chałupę tę zbudował dla siebie cieśla Jan Zaręba po pierwszej wojnie światowej. Budynek jest konstrukcji sumikowo-łątkowej, ma 9,25 m długości, 4,4 m szerokości i 2,6 m wysokości. Jest typowy dla ostatniej generacji domów kurpiowskich.

Odwiedzałem ją kilka razy, pierwszy raz sfotografowałem tę chałupę w roku 1995, z tamtego czasu pochodzi to zdjęcie u góry. Ostatnio byłem obok niej tego roku, jesienią 2020. Chałupa trwa i ma się dobrze. Lepiej nawet jak wtedy, gdy ja oglądałem po raz pierwszy. Belki zostały oszalowane, pomalowane, ogrodzenie też nie to, co było i chałupa niby taka sama, a już inaczej wygląda, na pewno efektowniej, chociaż jednak...  Gdyby nie blacha na dachu, byłoby więcej niż nieźle. Jest jedną z bardzo już nielicznych chałup, zbudowanych w tradycyjnym stylu kurpiowskim we wsiach okolicznych. 

Miałem to szczęście, że mogłem jeszcze oglądać takie drewniane chałupy we wsiach pośród Puszczy Białej. Jeszcze pół wieku temu było ich niemało, na mapach turystycznych pod nazwami wiosek stawiano piktogram, oznaczający, że we wsi są zabytkowe budynki wiejskie. Teraz to z lupą w ręku trzeba ich szukać w terenie, a z oznaczań na mapach dawno już zrezygnowano. Śmierć przychodziła na te chaty w połowie lat siedemdziesiątych XX wieku, w ostatnich latach trzydziestu wioski wewnątrz Puszczy Białej niemal całkowicie pozmieniały swoje oblicze. 

Z tych, co jeszcze ocalały, rząśnicka chałupa jest najdorodniejsza. Rzadki to przypadek, aby jednej chałupie temat poświęcać. Jakiejś budowli sakralnej, okazałemu kościołowi albo pałacowi, to i owszem. Ale chałupie? A jednak tej chałupie trzeba się przyjrzeć ją  podziwiać. Tym bardziej, że nie znajduje się w żadnym skansenie. Stoi pośrodku długiej, dwustronnie zabudowanej ulicówki o siedemdziesiąt kilometrów od Warszawy. Przy tej ulicy jest domów kilkadziesiąt, a wszystkie współczesne, jakby dopiero co starannie zbudowane,  murowane, na ogół kryte świetną dachówką, a nie jakimś tam byle eternitem, otaczają je porządne ogrodzenia. Pośród tego wszystkiego, w tej dostatnio prezentującej się gminnej wsi w wyszkowskim powiecie, stoi ta chałupa. I jak się na nią patrzy, przed nią jedną, jedyną, ręce się same składają do oklasków.

 

Budownictwo ludowe mieszkańców nizinnych ziem polskich urodą i zmyślnością na ogół nie dorównuje wiejskiemu budownictwu z Karpat. Tak jakby zmysł estetyczny i uzdolnienia Mazurów z Mazowsza nie dorównywały Podhalanom. Widać tak być musi. Z mazowieckiego budownictwa ludowego najmocniej swoje indywidualne cechy miało to, co budowali dla siebie Księżacy z Łowickiego i Kurpiowie. 

Podhalanie wciąż budują w swoim stylu, acz teraz więcej w ich budynkach zakopiańszczyzny niż podhalańskości. Łowickie i kurpiowskie wsie już od dawna zatraciły swój charakter. Domy są wygodne, murowane, czasem bardzo okazałe, lecz nic nie mają wspólnego z tradycją. Ba! tak jak Kurpiowie, podobnie budowali mieszkańcy Podlasia, ale tam nadal można oglądać całe wioski w drewnianych, w starym stylu pobudowanych i obficie zdobionych chałupach. W powiecie hajnowskim stworzono nawet tzw.produkt turystyczny, nazwano go "krainą otwartych okiennic" i ludzie z całego świata przyjeżdżają, aby obejrzeć wieś o trudnej do wymówienia przez cudzoziemca nazwie: Trześcianka.  

W Zielonej Puszczy Myszynieckiej, najlepsze przykłady budownictwa spotkać można już tylko w skansenach w Nowogrodzie i w Kadzidle. Ostatnie dwadzieścia lat niemal ze szczętem wymiotły drewniane chałupy. Na Kurpiach Białych bardziej, niż na Zielonych, zanikły kurpiowskie obyczaje, chociaż czasem trafi się zespół ludowy, który tańczy i śpiewa po staremu, po swojemu, to w Obrytem, to w Pniewie, i jeszcze gdzie indziej sztuka ludowa tu i ówdzie egzystuje. Trwa też śladowo budownictwo, bo wciąż można zobaczyć chałupy zbudowane, jak tradycja nakazuje, jeno zbudowane przed wielu laty i dożywające ostatnich swoich dni, jedne w Porządziu, inne w Sieczychach,  przetrwały w Ochudnie, jeszcze inne w Białym Błocie lub Porębie Kocębach i w sąsiednim Udrzynku. Czeka je zagłada nieuchronna, obok wielu już zgromadzono  na nowe budowanie sterty cegieł lub pustaków. Mówiło się o skansenie w Popławach koło Pułtuska, jakoś nie wyszło. Kiedyś – tak mówiono – zabrakło woli politycznej. Dzisiaj się mówi, że brakuje pieniędzy. Woli też zresztą brakuje, nie tylko politycznej. 





Tak się kiedyś budowało, jeszcze się na trochę na takie budowanie załapałem. Na tych fotografiach udało mi się uchwycić szczyt w geometryczne wzory na budynku ze wsi Porządzie Góry, i w wyższej jego części motyw słońca z promieniami. A we wsi Dąbrowa Trzecie Pole ten motyw słońca jest już zgeometryzowany i nad tym drugim rogale, kończące deski wiatrownic, przytrzymujących strzechę  od zewnętrznych boków. To były malownicze wioski, trochę ich żal, nowe jest jakieś takie bez wyrazu. Warto jednak szukać po przysiółkach, koloniach pod lasem, tam jeszcze coś z dawnej atmosfery puszczańskiej wsi się ukrywa.

Zanim wymyślono rakotworczy eternit, którym epoka gierkowska w PRLu pokryła całą Polskę jak długa i szeroka, budynki wiejskie kryto przede wszystkim słomianą strzechą. Taka bardzo okazała strzecha jest na zdjęciu najniższym, to już nieistniejący dom we wsi Sadykierz koło Obrytego. Stał po drugiej stronie drogi obok kościoła. był przedwojennym dworem i to nie była zwykła chałupa, choć budynek nakrywała słomiana strzecha. Po wojnie służył jeszcze jako wiejska szkoła. Budynek stał jeszcze około roku 2000. Sfotografowalem go kilka lat wcześniej; zdjęcie jest poniżej. 

 

Dzisiaj rolnicy po wsiach nie budują domostw z drewna, pozostawiając tego rodzaju budowanie przybyszom z miasta, osiedlającym się na wsi po to, by wypoczywać i sadzić kwiatki, a nie siać i zbierać zboże. Drewniane jest dzisiaj droższe od murowanego,  budarzy też brakuje i nawet do stawiania letniaków sprowadza się cieśli z Podhala. Szkoda, bo chałupa kurpiowska była udanym tworem, zwracała uwagę doskonale wyważoną proporcją pomiędzy dwuspadowym dachem, a bryłą budynku. Najstarsze chaty nie miały fundamentów i stawiano je wprost na piasku. Później zrąb opierano na luźnych kamieniach lub podmurówce z kamieni. Ściany zrazu stawiano z ociosanych pni sosnowych, później wiązano z cieńszych belek, stosując konstrukcję sumikowo-łątkową, a jest to konstrukcja bardzo stara, znana m.in. z terenu Biskupina z wieków VII-XV przed n.e. Wobec rosnącej ceny drewna poczęto później stosować "sialunek", szalując, tj. obijając ściany pionowymi deskami z zewnątrz. 




Szczyt chałupy kurpiowskiej odróżnia ją od wszystkich innych w kraju i jeżeli np. na Mazurach zobaczy się podobny, nie ulega wątpliwości, iż został tam wprowadzony przez Kurpiów.  Przeciwnie, niż dwory szlacheckie, zawsze niemal stojące do drogi frontem, chałupy kurpiowskie były zwrócone do drogi szczytem. Dlatego też ten szczyt był bardzo ozdobny. Wierzchołek wieńczyły ozdobnie wycięte zakończenia desek "wiatrówek", tzw. rogale. "Śparogi" to określenie z Puszczy Zielonej, w Puszczy Białej nazywano je "rogalami". Były one ważnym elementem zdobnictwa, jak i nieco późniejsze "pazdury".

Rogale miały być może znaczenie kultowe, a swoim zasięgiem przekraczały granice Polski, sięgając Wielkorusi i Skandynawii. Różnorodność form rogali wynikała najczęściej z indywidualnej interpretacji motywów głów zwierzęcych i ptasich. Najpopularniejszym był motyw rogów baranich, także motyw końskich głów, niekiedy toporków. Rzecz charakterystyczna;
ze wszystkich elementów tradycyjnej chałupy kurpiowskiej z Puszczy Białej to był bodajże najpierwszy element, który zaniknął. Cały trójkąt szczytu, zwłaszcza część górną, pokrywano motywami geometrycznymi z niewielkich, heblowanych desek, pojawiał się też niekiedy motyw słońca. Również ozdobne bywały deski i belki konstrukcji, drzwi i okiennice, deski "kożuchowania" tj. okładzin węgłów chałupy, a wreszcie tak wspaniały element zdobniczy, jak gzyms nadokienny.   Różnorodność tego gzymsu, tzw. "koruny", była tak ogromna, że w jednej wsi o stu domach, żaden z motywów się nie powtarzał! Nigdy za mało ozdób - to było naczelne hasło snycerki, używanej w chałupie kurpiowskiej. 





Niezwykłość zjawiska, jakim była chałupa kurpiowska, podkreślony jest przez fakt, iż ten rodzaj budowania trwał niesłychanie krótko, właściwie zaledwie około pół wieku! Chałupy z połowy XIX wieku jeszcze nie miały ozdób. Bogate zdobienie tutejszych chałup zostało przejęte z rozwijającego się zdobnictwa miejskich domów drewnianych i drewnianych willi podmiejskich. Było to echo modnej na przełomie wieków XIX i XX  interpretacji budownictwa letniskowo uzdrowiskowego. Na zachodzie Europy styl ten znalazł najsilniejszy wyraz w pawilonach wystawy wiedeńskiej w 1873 roku i wystawy paryskiej w roku 1878. W Rosji carskiej pojawiło się dodatkowe natchnienie w specyficznym zdobieniu budownictwa ludowego. Zwłaszcza po zakończeniu I wojny światowej, gdy wiele wsi uległo zniszczeniu, pojawili się różni rzemieślnicy oferując usługi, przynosząc nową technikę i nowe wzory zdobnicze, a miejscowi fachowcy musieli się do tego dostosowywać. 




Chałupa rząśnicka ma niewątpliwie najbogatszy program zdobniczy w całym regionie — rzeźbione belki "szczytówki" i "opasia" i imponującą polichromowaną snycerkę. Są w tej chałupie „koruny" ozdobnych gzymsów, z symetrycznie rozmieszczonymi kogutkami i ukwieconymi gałązkami, inne nad oknem ściany szczytowej, inne ponad oknami frontowymi. Jest tutaj zdobione kożuchowanie węgła, a przede wszystkim ganek przyzbowy i drzwi wejściowe, rzeźbione i polichromowane. W stosunku do budowli pierwotnej brakuje zniszczonej już furtki ganku, która była utrzymana w tym samym stylu; widoczna ona jest w wydanej w roku 1972 książce Marii Żywirskiej „Puszcza Biała, jej dzieje i kultura”.


Po zakończeniu pierwszej wojny światowej w budownictwie ludowym nastąpiły wielkie zmiany z powodu zniszczenia wielu wsi. Jak pisał Przemysław Burchard, wtedy z różnych stron zbiegli się rzemieślnicy oferując usługi. Fachowcy ci przynieśli nową, jeszcze doskonalszą technikę budowlaną — i nowe wzory zdobnicze. Miejscowi rzemieślnicy musieli naśladować te wzory, by nie stracić chleba.  Niezwykle często tymi fachowcami byli cieśle i snycerze żydowscy, jak przez Burcharda wymieniony Jankiel Ogórek z Ciechanowca. Jan Zaręba z Rząśnika dobrze podpatrzył modne wzory. Proszę się przyjrzeć tym drzwiom, są niepowtarzalne, nigdzie indziej nie spotykane.  


Do tych wspaniałych drzwi Jan Zaręba dodał jeszcze jeden element: jest to biały orzeł, widniejący pośrodku urodziwej snycerki pod szczytem dachu przyzbowego ganku. Ten orzeł jest niewątpliwie wyrazem radości autora tej realizacji, radości z długo oczekiwanej niepodległości, którą przyniosły ojczyźnie rezultaty dopiero co zakończonej wojny. To również dowód patriotyzmu, tak mocno zakorzenionego wśród Kurpiów. Na coś więcej, niż tylko na oklaski zasługuje ta rząśnicka chałupa.  Czapki z głów, proszę państwa, tak przed budowniczym, jak i przed obecnymi gospodarzami tej chałupy. Bo ona wciąż jest zamieszkała.


 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


..............




sobota, 2 stycznia 2021


 

W wielkim księstwie chrobotkowym 
na mazowieckich piaskach

 


Naszła mnie ochota aby odwiedzić "wielkie księstwo chrobotkowe" w Puszczy Kampinoskiej.Pogoda zupełnie nie zimowa, ale smętna, szarobure chmury, w sam raz na  wędrówkę żółtym szlakiem przez karłowate bory sosnowe uroczyska Mosionka. Sto ileś lat temu rosły tam wiekowe sosny, które zostały wycięte w pień i sprzedane kupcom żydowskim, stąd też nazwa tej części sosnowego boru. Nazwa oczywiście w dobitny sposób zdradza pokłady pogardy, jaka tkwi w naszym narodzie, obdarzającym przedstawicieli obcych nacji określeniami o lekko obelżywym znaczeniu. Ciekawe, w Puszczy Kampinoskiej jest nie tylko Mosionka, jest także Kacapski Kanał, rzecz dziwna ale nie ma żadnej nazwy, która by się się łaczyła ze Szwabami...

Na ogołoconych z lasu wydmowych piachach posadzono sosnowe monokultury. I takimi je odziedziczył park narodowy, jak już całe uroczysko w jego władaniu się znalazło. Na pierwszy rzut oka żadna tam puszcza, ani z naszych marzeń romantycznych, ani z rzeczywistego wyglądu. Trzeba jednak przyznać, że pod względem krajobrazowym mają dużo specyficznego wdzięku.Mazowieckiego wdzięku, bym dodał.

Rosną tam  kostropate i karłowate, niekiedy wielopienne sosny i widać po ich prezencji, że toczyły ciężką walkę o życie na lotnych piachach wydmowych. Wiele z nich opanowanych jest przez nadrzewne porosty  i dla zwykłego turysty  są bardzo interesującym elementem oblicza takich drzewostanów. Sosnom towarzyszą brzozy, u ich stóp rosną kępy wrzosów, wszędzie ścielą się łany chrobotków reniferowych i płucnicy islandzkiej. 

Spotykałem łany chrobotków na piaszczyskach nadrzecznych, wyjątkowo urodziwe znajdują się w Puszczy Kurpiowskiej,  w borach koło Mińska Mazowieckiego jest go sporo, jeszcze więcej pod Warszawą w  Mazowieckim Parku Krajobrazowym koło Falenicy, a i w borach wokół Ponurzycy. W sosnowych borach Kampinoskiego Parku Narodowego dają się podziwiać w Opaleniu i na Łużach koło Wólki Węglowej, na Mosionce w sąsiedztwie Wierszy. Jest w tamtych borach i borkach zamknięty spory fragment historii Puszczy Kampinoskiej; czas rabunkowej gospodarki leśnej, głównie z czasu zaboru rosyjskiego, gdy wycinano co dorodniejsze, a sadzono co bardziej liche. Puszczy z naszych romantycznych wyobrażeń tam nie znajdziemy. Zobaczymy tam głównie to, co zostawił nam wiek dziewiętnasty. Przecież jednak tego krajobrazu lekceważyć nie można. Bo on jest nasz, własny, mazowiecki właśnie. 

Wszędzie tam na wydmowych piaskach  rozsiadły się tam łany chrobotka reniferowego.  Poniektórzy myślą, że to mech, inni mówią, że to  jest gatunek grzybów, a tak naprawdę ze względu na współżycie z glonami zaliczany jest do porostów. Jak zwał, tak zwał, malownicze toto jest bardzo.  Chrobotek reniferowy bardziej niż w Polce jest liczny w krajach północnych, w  Finlandii, Norwegii, Szwecji, tam jest go więcej, niż mnóstwo. W Skandynawii chrobotki są lubianym jedzonkiem reniferów, stąd i nazwa. Renifery też  u nas też żyły, ale wtedy gdy Polska nie była jeszcze Polską, przy końcu epoki lodowcowej.

 

Na południe od Otwocka, na torfowisku Całowanie są wydmy koło niewielkiej wioski o nazwie Pękatka i tam archeolodzy odnaleźli ślady osady łowców reniferów sprzed około 13 tysięcy lat. Lądolód, zalegający wówczas ten fragment ojczystej ziemi, który dzisiaj nazywamy Mazowszem, właśnie począł był ustępować ku północy. Krajobraz Mazowsza tamtych czasów przypominał tundrę, a na pastwiskach tej tundry, wśród traw i krzewów pasły się dzikie renifery. Przez kilka stuleci od połowy X tysiąclecia p.n.e. do schyłku IX tysiąclecia p.n.e., Mazowsze było krainą zamieszkaną okresowo przez koczownicze grupy łowców reniferów. Gdy lądolód począł się wycofywać na północ, klimat się tutaj wyraźnie ocieplił, na północ Europy podążyły również renifery, a w ślad za nimi koczownicze plemiona myśliwych. 

W swojej książeczce „Mazowsze nieznane” Zdzisław Skrok pisał pięknie o tych łowcach reniferów z Całowania. Że istnieją przesłanki, pisał, iż nasi przodkowie tę ziemię z żalem  opuszczali. Oto nad jeziorem Onega odkryto  cmentarzyska tych łowców, przybyłych tam z tych terenów. Że to te same plemiona, zaświadczały odkryte tam przedmioty, identyczne tylko tam i tutaj. Wszystkie ciała zostały złożone w ziemi głowami w jednym kierunku. Nie ku wschodowi, ku północy, lecz w kierunku Mazowsza, krainy szczęśliwej, którą opuścić musieli, a za którą – jak widać – tęsknili. Dla nas dzisiejszych świadomość tego jest niezwykle podniecająca.

Żeby zobaczyć żywe renifery trzeba dzisiaj podjąć podróż na północ Skandynawii. Renifery tam zawędrowały, chrobotki z nami pozostały i chociaż tak maleńkie, są ogromnym zabytkiem. Czapki z głów przed chrobotkami, szanowni państwo! Reniferów już na chrobotkowym posiłku na terenie dzisiejszego Mazowsza nie spotkamy, ale korzystające z chrobotków polskie sarny i owszem.

Nie ulega wątpliwości, że korzyści z nich przyroda ma wcale sporo. Leśne porosty i mchy przyczyniają się do utrzymywania wilgotnego mikroklimatu w lasach, gromadząc podczas opadów atmosferycznych w swoich plechach wodę, a następnie ją uwalniając w suche dni. Tym samym zapewniają stałość warunków mikroklimatycznych na terenach leśnych. A że rosną często gęsto w takich suchych, monokulturowych borach, egzystujących na piachach, czyż trzeba tłumaczyć, że są nie tylko piękne, ale i praktyczne?

 




















To także jest Puszcza Kampinoska, choć nie tak sobie prawdziwą puszczę wyobrażamy.