piątek, 27 grudnia 2024

Przełom Golędzinowski na Wiśle w Warszawie

Mam ośmioro  siostrzenic i siostrzeńców, mieszkają na polskim Śląsku i w zagranicznym Londynie, Paryżu i Gandawie, a jeden nawet po sąsiedzku, na Żoliborzu. Jest i dziewiąty siostrzeniec i o nim teraz będzie.  To siostrzeniec  „przyszywany” –   jak mówi o sobie  Adam Wajrak.  Znamy go od małego, on też żoliborzanin, jak i ja, teraz już od lat mieszka w Teremiskach pośród Puszczy Białowieskiej. W pierwszy dzień Świąt Bożego Narodzenia zatelefonował stamtąd do swojego "przyszywanego" wujka. Jak co roku (chyba, że akurat jest w Arktyce, bo i tam bywa), złożył  życzenia świąteczne. Porozmawialiśmy przy okazji o tym i owym, przede wszystkim o przyrodzie, oczywiście.  Przygotowałem dla wujka niespodziankę – mówił mi Adam przez telefon  –   jest na you-tubie, zaraz wysyłam. Włączyłem  więc komputer, w środku czekał już na mnie list elektroniczny,  a w nim rzeczywiście wyjątkowy prezent pod choinkę:

„Kochany Wujku oto prezent prosto z Wisły  https://www.youtube.com/watch?v=yry4kzfmcfM  pozdrawiam i ściskam bardzo Adam.” Nie zdążył jeszcze wyłączyć telefonu po rozmowie, gdy  usłyszałem  jak mówił do jakiegoś Witka, pewnie był  u niego w gościach, że jak chce zobaczyć żubry, niech idzie za sąsiedzką stodołę, to je zobaczy, bo tam leżą dwa.
Adam te żubry sfotografował, a zdjęcie,   nie pytając autora o zezwolenie, ściągnąłem z jego facebooka. 

 

Wajrak (po prostu: Wajrak, imię bywa zbyteczne, Wajrak jest  jeden i niepowtarzalny) to teraz popularny pan dziennikarz „od dzikich zwierząt", wydający książki, na co dzień pisujący w Gazecie Wyborczej. Wciąż wspomina wycieczkę, na którą go zabrałem na rozlewiska Narwi i Wkry. Od tamtej wycieczki mówi do mnie „wujku” i uważam to za zaszczyt. Powtarza, że tam zaraziłem go chroniczną miłością do ptaków. Nasza siostrzenica, Magda, razu jednego spytała, czy może zabrać ze sobą kolegów z klasy. Oczywiście, dlaczego nie? Świetnie pamiętam tę wycieczkę. Nadrzeczne łąki zalane wodą. Uwijające się  nad  nimi podniecone wiosną ptactwo. Pikujące ku wodzie rozlewisk rybitwy czarne, tęsknie nawołujące się brodźce krwawodziobe, melancholijnie, fletowo pokrzykujące szlamiki oraz czajki, z krzykiem wywijające w powietrzu beczki, kozły i loopingi. Potem przeprawiliśmy się wynajętą łodzią na drugi brzeg, a tam latały i skrzeczały gromady czapli. Słońce świeciło, mój Boże, jakże wtedy było tam wspaniale !
Innym razem pojechaliśmy w kilka osób „na bobry”. Ostatnim pociągiem, wyjeżdżającym z Warszawy dojechało się wówczas pod Skierniewice, aby wysiąść z pociągu tuż przed północą i powędrować  kilka kilometrów do miejsca, gdzie na Rawce kolo Kamiona bytowały bobry. To było jedno z trzech pierwszych bobrzych stanowisk pod Warszawą., we wszystkich bytowały bobry introdukowane tj. przywiezione z północno-wschodniej Polski. Przez godzinę gaworzyliśmy sobie nad niewielkim ogniskiem, potem rozstawiłem towarzystwo na stanowiskach nad bobrzą rzeką, w odstępach, tak aby obserwator na obserwowaniu mógł się skupić, a nie rozpraszać np. rozmową z towarzyszącą mu osobą. Tylko Adam zobaczył płynącego bobra. Tuż przed świtem.

Usiadłem teraz przy komputerze, włączyłem urządzenie i kliknąłem ma podany przez niego adres. Z wielką frajdą obejrzałem filmik i posłuchałem Adamowego  komentarza, specjalnie dla mnie nagranego i to bezpośrednio z łódki, którą płynął  Wisłą. Zaliczał wtedy   wielodniowy spływ środkowym odcinkiem rzeki, na filmiku został utrwalony moment, gdy akurat przepływał przez Przełom Golędzinowski.  To takie miejsce na Wiśle, znajdujące się między Żoliborzem, a Golędzinowem, gdzie na dnie Wisły znajduje się wyraźny  próg, pełen kamieni, niektóre  pokaźnych rozmiarów. Dwa miesiące wcześniej, w czerwcu pokazałem mu ten przełom z brzegu, teraz doświadczał go na wodzie, kajak podskakiwał na falach, trzęsło jak należy.
To zdjęcie poniżej jest moje, telefonem pstryknięte, z żoliborskiego brzegu tego "przełomu". Na zdjęciu wyraźnie widać początek wspomnianego progu na dnie rzeki, poniżej już tańczące na kamieniach fale. Dla człowieka w łódce jest to lekkie wyzwanie, adrenalinka podskakuje.



Nie znającym tematu należy się kilka słów objaśnienia. Wcale często tam bywam nad Wisłą,  bardzo sympatyczny jest to spacer w stosunkowo bliskim sąsiedztwie naszego mieszkania na  Żoliborzu. Muszę tylko  sprzed domu pojechać autobusem linii 114, po kilku minutach jazdy wysiąść z niego w miejscu, gdzie ulica Krasińskiego się kończy na poprzecznej Wisłostradzie. Przez pół kilometra idę potem pieszo. Za  nadrzecznymi łęgami czeka na mnie królowa rzek polskich.  Jej widok w tamtym miejscu jest zawsze dla mnie radosnym zdumieniem. Chociaż po raz kolejny  go oglądam, wciąż go bisuję. Jakże mógłbym inaczej! Pół godziny po wyjściu z mieszkania jestem pośród natury w niezwykłym, przyrodniczym krajobrazie. Pośrodku lata zwłaszcza,  warszawska Wisła w tym miejscu jest  jak Dunajec w Nowym Sączu. Przy niskim, letnim poziomie wody powychodziły na wierzch kamienie. Siadam na długie minuty   na zwalonym przez bobry drzewie i słucham szumu wody,  przewalającej się przez kamienne szypoty.


Wajrak jak się patrzy; to autoportret z Wisły. Na dalszym planie jego kajak z łacińską nazwę wydry Lutra na burcie. Na facebooku znajduję Adamowy komentarz do jego wiślanego spływania po Wiśle: „Po tych dwóch tygodniach wodnej włóczęgi wiem, że Wisła tam gdzie nie dobrał się do niej człowiek ze swoimi ostrogami, regulacjami, spiętrzeniami jest cudem. Takim na miarę Puszczy Białowieskiej. To niesamowite jaki skarb mamy w naszej ojczyźnie i jak mało o nim wiemy, choć jest tuż obok, jest w środku naszego kraju. Jak to możliwe naprawdę nie wiem. Dalej dochodzę do siebie i myślę, że to jeszcze potrwa.”

Autocytat o wycieczkach z „wujkiem” odbywanych przez małoletniego Adasia jest w tym poście wzięty z mojej książki p.t. "Klangor i fanfary". W mojej  przedświątecznej poczcie elektronicznej znalazł się m.in. list od Tadeusza Nowakowskiego, który redagował mi tę książkę w Wydawnictwie Iskry: „Najserdeczniej pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego. Dajmy Świętom i Nowemu Rokowi szanse na pełne zaskoczenie dobrocią, łaskawością i nieoczekiwaną  szczodrością. Wszystkiego dobrego.”

Mądre, szczere i wyjątkowe to życzenia. jakże się nie dołączyć. Tak też i czynię: szczęśliwego Nowego Roku ! 

Post scriptum. Rzadko się spotykamy z Adamem. On pełen wigoru, mobilny. jak to młodzi, ja przez swój pesel z konieczności wyciszony. Gdy u progu lata mijającego właśnie roku 1924  zaraz po tym, jak pokazałem mu już Przełom Golędzinowski z żoliborskiego  brzegu, zanim się pożegnaliśmy, wraz z sympatycznym gronem towarzyszących nam zwiedzaczy rodzimych krajobrazów, na halbę piwa wstąpiliśmy do niewielkiej, plenerowej knajpki i tam daliśmy się sfotografować. Wydobyłem teraz to zdjęcie z archiwum. Jest okazja...

Zdrowia, szczęści, pomyślności!

...................................................................................................  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz