wtorek, 25 marca 2025

 Nad Liwcem, w Budzieszynie i Mokobodach

Na pograniczu Mazowsza i Podlasia, nad rozgraniczającym je w tamtych stronach Liwcem, znajduje się Budzieszyn. Niepozorne w gruncie rzeczy miejsce pośród pól, ale tam właśnie  bije silne źródełko o cudownych właściwościach, do którego od setek lat pielgrzymują ludzie, aby tam zakosztować źródlanej wody, która przywraca zdrowie.


Z miejscem tym związane jest pewne zdarzenie z pogranicza historii i legendy.  
Dla rozległej okolicy na pograniczu mazowiecko podlaskim od dziesiątków lat jest to wydarzenie ważne. A dla krajoznawcy takiego jak ja, zajmującego się krajoznawstwem od lat, takie,  osadzone w krajobrazie i historii  zdarzenia, to sama radość. Powiada tradycja, że przed wiekami w tym właśnie miejscu, wybranym zapewne z powodu tego źródła dobrej wody, obozowali rycerze mazowieccy w czasie walk z Jaćwingami.  W Budzieszynie wszystko to jest dokładnie opisane na umieszczonych tam tablicach.


Dla rozległej okolicy na pograniczu mazowiecko podlaskim od dziesiątków lat jest to wydarzenie ważne. Ja zajmuję się krajoznawstwem od lat, a dla krajoznawcy takie,  osadzone w krajobrazie i historii  zdarzenia, to sama radość. Powiada tradycja, że przed wiekami w tym właśnie miejscu, wybranym zapewne z powodu tego źródła dobrej wody, obozowali rycerze mazowieccy w czasie walk z Jaćwingami. 

Pewnej nocy, gdy rycerstwo posnęło spokojnie, niczego złego się nie spodziewając, pod obóz zakradli się wojownicy jaćwiescy. Zwycięstwo Jaćwieży byłoby pewne, gdyby nie obraz, który blaskiem swoim Mazowszan obudził. A przedstawiał ten obraz Matkę Boską. I zbudziła śpiących, którzy porwali za broń i atak odparli. Miejsce, na którym stał obóz,  nazwano Zbudzisyno, potem używano nazwy Budzisyno, wreszcie ostał się Budziszyn (lub jak mówią niektórzy Budzieszyn). Tą ostatnią nazwą poczęto z czasem określać także i obraz, który został umieszczony w kościółku. W 1458  roku nawet erygowano tutaj parafię, pomimo braku wiosek w najbliższym sąsiedztwie. W roku 1646 parafię przeniesiono do pobliskich Mokobodów.

Kto chce wierzyć, niech wierzy, kto wątpi, proszę bardzo, ale jako się mówi, tradycji lekceważyć nie należy, nawet wybitni historycy wiedzą o tym.  W Budzieszynie krajobraz pełen jest głębokiej wiary i religijnego kiczu, przecież jednak nie pozbawionego ludowego wdzięku.   Bo i prawda, wdzięczne to wszystko. Na swój sposób - dodajmy. Czy jesteśmy w stanie to docenić, my, ludzie małej wiary, przybywający tu z dużego miasta, pełnego grzesznej świeckości?  Przybyłem, zobaczyłem, obfotografowałem. Pogodę trafiłem nie najlepszą, nad krajobrazem niebo wisiało szare i bez wyrazu. Dzień był powszedni, a Budzieszyn opustoszały, prócz mnie z żoną żadnej żywej duszy. I żadnej magii miejsca. Tylko  te gipsowe aniołki i strzegący polskich pól święci, których nie umiałem nazwać, i źródełko pitnej, uzdrawiającej wody oraz Chrystus w kilku postaciach. 



Jak to jest, że  na naszej, polskiej i słowiańskiej ziemi są takie plemiona, takie społeczności, których przedstawicie, czego by się nie dotknęli, to natychmiast zamieniają to w prawdziwą sztukę. Jak Podhalanie. No i patrzę teraz na te sfotografowane gipsowe święte postacie z Budzieszyna nad Liwcem i tak sobie myślę... Zapewne to samo, co i wy, moi czytelnicy. No właśnie...  

 

W  parafialnym kościele w pobliskich Mokobodach  jest jak relikwia przechowywany malowany na desce obraz Matki Boskiej z Dzieciątkiem, zwanej Budzieszyńską, ozdobiony artystycznie wykonaną sukienką i obramowany piękną, rokokową ramą, umieszczony w bocznym ołtarzu barokowym. Obraz ten jest datowany na okres po połowie XVI wieku, ale według tradycji  pochodzi jakoby z wieku XII. On to pierwotnie znajdował się w drewnianym kościółku stojącym w Budziszynie oddalonym o dwa kilometry na północ od Mokobodów. Od początku był ten obraz otaczany wielką czcią, „gromadził pielgrzymów, notowano łaski, ofiarowywano wota", jak to notują kronikarze.

Dla uczczenia Konstytucji 3 Maja rozpisany został konkurs architektoniczny, pierwszy tego typu w Polsce. Tematem był wotywny kościół Opatrzności, który miał stanąć na warszawskim Ujazdowie. Nastał wtedy taki czas dla kraju, że realizacja projektu w Warszawie nie była już możliwa. Zwycięzca konkursu, którym został Jakub Kubicki, skorzystał zatem z zaproszenia starosty drohickiego i prezesa Sądu Apelacyjnego w Warszawie Jana Onufrego Ossolińskiego, właściciela Mokobodów nad Liwcem. 


Pierwotny projekt architekt nieco uprościł i zmniejszył do jednej czwartej. Budowa trwała od 1798 do 1818 r. Powstał kościół zbudowany na planie zbliżonym do kwadratu, o wnętrzu zakomponowanym na kształt krzyża greckiego, o prostej, eleganckiej formie. Ossoliński miał powody, aby w swoich Mokobodach stawiać kościół, którego projekt miał taką właśnie proweniencję. Musiała to być świątynia godna obrazu, który miał być jego ozdobą. 

Chociaż to ta sama parafia i ci sami jej pasterze pieczę sprawują nad oboma sanktuariami,  świątynia z Mokobodów to zupełnie inny świat, który zdaje się nie mieć  niczego wspólnego z Budzieszynem, są jakby z zupełnie z innych parafii. No cóż, zadziwiającym bywa nasz polski, katolicki świat......

To fakt.Z Budziszyna trzeba się przenieść teraz do niedalekich Jarnic, znajdujących się naprzeciw zamkowej ruiny w Liwiu. Stoi tam drewniany kościółek, o którym legenda mówi, iż przypłynął Liwcem. To jedna z tych legend, które legendą są nie do końca. Sądzić bowiem należy, iż kościółek rzeczywiście przypłynął Liwcem z Mokobodów, rozebrany dla transportu. W Mokobodach już nie był potrzebny,  deska po desce w Jarnicach na nowo został  złożony.  


Jarnice są miejscowością, z którą niejedna legenda jest związana. Jak ta choćby mówiąca o rycerzach szwedzkich, którzy śpią pośród pobliskich pagórków nad rzeką, a którzy wstaną wtedy, gdy król szwedzki Karol Gustaw powróci tu po swój zgubiony kapelusz. Wtedy rozgorzeje bój krwawy i od krwi poczerwienieją wody Liwca. Takich legend w okolicy pełno. Legend mocno wiążących się z historią. Wszak to w pobliskim Węgrowie jest w farze słynne Lustro Twardowskiego, które obejrzeć przyjechał sam Napoleon, a że je znieważył, tnąc szpicrutą, zgodnie z przepowiednią wojnę z Moskalami przegrał potem sromotnie. Hitler też chciał zobaczyć to lustro. Zobaczył i każdy wie, jak skończył. Ale to już zupełnie inna historia...

...........................................................

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz