wtorek, 24 listopada 2015


O kilka kroków od Warszawy: 
Kobyłka
...........................................................................................................................................

To jedna z tych miejscowości na podwarszawskim Mazowszu, których często się nie podejrzewa o to, że cokolwiek mogą zaoferować przybyszowi. Ba ! które z założenia wydają się być nie warte choćby jednej naszej chwili. I nawet nam nie przyjdzie do głowy, że możemy się mylić.     
 Z Warszawy do Kobyłki niedaleko, tylko kwadrans jazdy pociągiem z dworca Wileńskiego. Warszawianie Kobyłki prawie wcale nie znają. Z Warszawy do Kobyłki się albowiem nie jeździ,  ale z Kobyłki do Warszawy i owszem. Kobyłka z roku na rok  coraz bardziej staje się dzielnicą Warszawy, chociaż wciąż jeszcze miastem odrębnym, do Stolicy jeździ się nie tylko do pracy, także na zakupy, do kina lub na imprezę, aby pokosztować wielkiego miasta. A do Kobyłki jechać po co? Ano właśnie, jest po co i to nawet bardzo. I o tym jest ta krótka opowieść... 
  
Kobyła z Kobyłki stoi sobie pośrodku miasteczka. Fot.L.Herz
    Tak się tu ułożyło w tej okolicy, że miejscowościom chętnie nadawano tutaj zwierzęce nazwy. Najlepszymi tego przykładami są  Wołomin i Kobyłka. W Kobyłce, tak w każdym razie  chce tradycja, już w XII wieku odbywały się targi końskie. W dokumentach pisanych z roku 1415 wspominana była szlachecka wieś Targowa Wola lub Kobełka. Miała wielu właścicieli, m.in. Załuskich: biskup Marcin Załuski w 1731 roku lokował tam miasto Załuszczyn, a gdy się to nie powiodło, powrócono do starej nazwy.
   W latach 1782-94 założył w Kobyłce persjarnię Franciszek Selimand, wybitny artysta z Lyonu. W jego manufakturze produkowano pasy kontuszowe, Na takie pasy moda przyszła do Polski w 1 połowie wieku XVIII i zrazu je sprowadzano z Persji, zanim zaczęto produkować na miejscu, w Rzeczpospolitej. Noszony do kontusza pas orientalnej proweniencji był nieodzownym atrybutem ubioru polskiego szlachcica w drugiej połowie XVIII wieku.
     Kobyłka nie jest miastem urodziwym. Jest taka, jak większość podmiejskich suburbiów, dużo tam budownictwa jednorodzinnego, jedne domostwa niezbyt bogate, pobudowane metodą gospodarczą, własnymi rękami właścicieli, inne są pychą nabzdyczonymi willami, ale ulice zadbane,  a gdy dzień pogodny, całość prezentuje się wcale sympatycznie i  bezpretensjonalnie. Rozplanowanie ulic z trójkątnym rynkiem pośrodku osady pochodzi z wieku XVIII i tam znajduje się duma Kobyłki - późnobarokowy kościół. Tę świątynię najlepiej oglądać  w pełnym blasku słońca, gdy mazowieckie niebo wciąga na się niebieską suknię i jest prawie zupełnie tak, jak w słonecznej Italii.

Arcydzieło z Kobyłki

Kościół Św.Trójcy w Kobyłce, widok od południa. Fot.L.Herz
     Zadziwiający zabytek znajduje się w Kobyłce, jeden z tych obiektów, jakie składają się na bogactwo ziemi mazowieckiej, wciąż jakby nie dostrzegane, wciąż nie doceniane.  Twórcą tej  świątyni był biskup Marcin Załuski z wielce zasłużonej dla Polski rodziny. W wieku XVIII jako jedna z pierwszych w Europie i pierwsza w Polsce biblioteka publiczna dzięki ich staraniom powstała i pełniła rolę narodowej biblioteki. To co ocalało z grabieży, dokonanej przez carat oraz ze zniszczeń zadanych przez hitlerowców, stanowi zrąb dzisiejszej Biblioteki Narodowej. Marcin Załuski był sekretarzem królewskim, biskupem był także, na koniec został jezuitą. I co najważniejsze: pozostawił nam po sobie świątynię w Kobyłce, on był jej fundatorem. Budowę zaczął wenecjanin Guido Antonio Longhi w roku 1740, nieco ponad dwadzieścia lat później dzieło kończył Jakub Fontana, najbardziej polski architekt z zadomowionej u nas włoskiej rodziny architektów.    Historycy sztuki widzą w budowli wpływy włoskiego Piemontu i elementy typowe dla szkoły wileńskiej, w której zespoliły się pierwiastki zapożyczone z architektury włoskiej, austriackiej i architektury Wschodu oraz naszej rodzimej, polskiej.   

Fragment fasady północnej kobyłeckiej świątyni. Fot.L.Herz

     Patrząc na jego fasadę, na dekorację wież, na te wszystkie pilastry i kolumienki, na to całe bogactwo — o którym chciałoby się rzec, że jest wręcz rozpustne, gdyby nie niewłaściwość określenia w tym przypadku — nie można wyjść z podziwu dla twórców tego arcydzieła architektury.  Wnętrze jest równie zachwycające.
Wnętrze świątyni. Fot.L.Herz

  Imponująca główna nawa ma ściany rozczłonkowane przez wymyślne kątowe pilastry, wszystko wokół niej tańczy, a to skośnie ustawione, a to gnące się w wybrzuszeniach i spływach, a to przełamujące w gzymsach, wspinające po łukach arkad i kolebkowego sklepienia, fantazyjnie biegnące po kapryśnej linii otworów okiennych. Zaś w prezbiterium - szaleństwo rokokowe. Efektowna ambona i chrzcielnica oraz drewniane obudowy lóż dla zakonników po obu stronach. 
Tabernakulum głównego ołtarza. Fot.L.Herz




    Główny ołtarz ma kształt rozbudowanego tabernakulum z relikwiarzami, rzeźbami i płaskorzeźbami aniołów. W wymyślny i zarazem w całkowicie naturalny sposób ołtarz łączy się z polichromią, pokrywającą świątynię. Program teologiczny i malarski tej polichromii jest jasny i czytelny. Nad nawą główną sceny Triumfu i Adoracji Eucharystii z udziałem dziesiątków postaci z obu Testamentów. W bocznych nawach ściany pokryte są malowidłami przedstawiającymi życie Chrystusa. Na ścianie szczytowej, w apsydzie, widnieje scena Adoracji Dzieciątka i pokłonu pasterzy, a powyżej przedstawienie Trójcy Świętej. Na suficie, w kopułce prezbiterium koncertują anieli. A to  wszystko w oprawie iluzjonistycznie malowanej architektury. 





Późnobarokowa polichromia na sklepieniu została wykonana po 1742 r. Fot.L.Herz



    Ach, i jeszcze jedno, o czym zapomnieć nie można. Bazylika w Kobyłce została zbudowana w stylu późnego baroku. W wielu jej fragmentach to już jest rokoko. Jest to jeden z bardzo nielicznych przykładów rokoka na Mazowszu. Zachwycające są te rokokowe okienka z Kobyłki, jedne prawdziwe, inne blendowane, jeszcze inne iluzjonistyczne, pozorne. A, jak już tam będziecie, mili czytelnicy tego blogu, spojrzyjcie na inne detale, na przykład na wykrój ozdobnych ram obrazów, na kunsztownie wykonane zwieńczenia konfesjonałów... 



Piękno detalu kobyłeckiej świątyni. Fot.L.Herz
     Polichromia jest wszechobecna w kobyłeckiej bazylice.  Sklepienie nawy głównej oraz ściany prezbiterium po roku 1742 wymalował Grzegorz Łodziński, sceny z życia Chrystusa w bocznych nawach w latach 1754-62 malował najprawdopodobniej Ignacy Doretti.  Niedawno spod warstwy tynków wschodniej ściany  zostały odsłonięte freski Drogi Krzyżowej, są unikatowe, nie ma podobnych w Polsce. Nie wszystkie się zachowały, po przeciwnej stronie świątyni tylko niewielkie fragmenciki,  ale dobrze, że są przynajmniej te. Malowane na zewnętrznych ścianach świątyń sceny ze Starego i Nowego testamentu były dawnymi czasy podstawową lekcją religii dla przybywającego do kościoła ludu, zwłaszcza dla niepiśmiennego, ułatwiały kontakt z wiarą, pomagały w modlitwie.


Niektóre z zabytkowych fresków Drogi Krzyżowej na wschodniej ścianie świątyni. Fot.L.Herz




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz