czwartek, 12 maja 2016




Opowieść o konwaliach. 
Mówiła mi niedawno znajoma „pani od przyrody”, zawodowo oprowadzająca wycieczki szkolne po edukacyjnych szlakach Kampinoskiego Parku Narodowego, że miejskie dzieci mają z przyrodą ogromny kłopot i aż dziw że większość nawet nie słyszała o konwalii majowej; a przecież kwiaty konwalii noszono jako oznakę szczęścia i miłości, ofiarowanie konwalii swojej dziewczynie było znakiem oświadczyn.
  Właśnie w mazowieckich lasach zakwitają kobierce konwalii majowej. „Wątłe to takie, nerwowe, blade, chwiejne. Cała jej potęga – ten zabijający zapach, pieśń jej życia” notował Stefan Żeromski w młodzieńczych swoich dziennikach. W starożytności konwalia majowa zwana była: lilia convalium, co oznacza lilię, rosnącą w dolinach. Uważano ją za krewną lilii. W średniowieczu zyskała miano łacińskie: auricula cervi, łanie uszko. Jakoby ze względu na podobieństwo do ucha łani. Także w Polsce lud nazywał ją podobnie: łanka, łaniuszka, albo lanka, właśnie od tego ucha łani. Czy zwana jest tak nadal? Miejscami tylko i to tylko przez bardzo już wiekowych mieszkańców wsi.

    W pogańskich czasach była konwalia kwiatem bogini jutrzenki i wiosny. Na jej cześć urządzano zabawy, a jej kwiaty noszono jako oznakę szczęścia i miłości. Więdnące gałązki palono na stosie. We Francji dzień pierwszego maja był jej świętem, świętem przynoszącej szczęście - konwalii. "Wszyscy musieli mieć przypiętą gałązkę konwalii; kto mógł, dążył do pobliskiego lasu, zbierał jej kwiaty, przynosił do domu, urządzało się zabawy, przejażdżki zdobnymi w konwalie pojazdami" - pisał January Kołodziejczyk, zmarły w 1950 r. wybitny botanik, autor m.in. wydanej w roku 1922 cennej i dzisiaj książki "Rys florystyczny okolic Warszawy. I jeszcze jedną rolę obyczajową pełniła, a możliwe, że i pełni konwalia - wybawiała z kłopotu ludzi nieśmiałych, którzy nie są zdolni do wyznania słowami swoich uczuć. Przyjęcie przez kobietę gałązki konwalii lub nawet szpilki do jej przypięcia, oznaczało wzajemność lub dawało prawo do składania hołdów.

   Od czasów średniowiecza konwalia była również rośliną leczniczą, używaną nie tylko w ludowej medycynie. Stosowano ją w kroplach, a proces wytwarzania takich kropel był niezwykle skomplikowany. Leczono nimi serce, nerwice, drżączki, paraliże, także i zwykłe bóle głowy. Jest to roślina rzeczywiście lecznicza. W jej kwiatach są dwa składniki: stosowana przy chorobach żołądka konwalarina i skuteczna na niedomogi serca konwalamarina. Należy dodać jednakże, iż jest to ziele silnie trujące! Właściwość tę - jak podawał znakomity etnograf, Kazimierz Moszyński - wykorzystywały dziewczęta białoruskie i ruskie ...w celu poprawienia swojej urody. A moda była na urodę pyzatą, z rumieńcami jak malowanie. Dlatego też pocierały one swoje policzki korzeniami konwaliowymi, przedtem rozgryzionymi zębami na miazgę. Skutkiem szczypiącego działania skóra czerwieniała i policzki uzyskiwały pożądany kolor. 


    Ostatnimi laty w mazowieckich lasach jakby jest trochę więcej konwalii, a miejscami tworzą się ogromne nawet skupiska, szczególnie tam, gdzie lepsza jest ochrona prawna i skuteczniejsze leśne służby ochronne. Konwalia bowiem podlega ochronie! Zrywanie dziko rosnących kwiatów nie powinno mieć miejsca. Jeśli chce się być uczciwym wobec praktycznie bezbronnej przyrody, kupować powinno się wyłącznie konwalie wyhodowane w ogrodach. Gdybyż to jeszcze uczciwymi byli sprzedawcy konwalii, spotykani na ulicach naszych miast! 
Wszystkie fotografie konwalii autora tego blogu.
...........................................................
 
 Tekst tego postu jest w większości powtórzeniem tekstu, pomieszczonego w mojej książce „Klangor i fanfary”, wydanej nakładem wydawnictwa Iskry w roku 2012. Książki już dostać nie można, nakład jest wyczerpany, więc opowieść o konwaliach tutaj przypomniałem dla tych czytelników, którzy książki nie mają. Dopiero co byłem w lesie i po raz kolejny, jak każdego roku, zachwyciłem się konwaliami, właśnie się rzuciły do kwitnienia.  


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz