sobota, 11 czerwca 2016

Nadzwyczajnie zwyczajny krajobraz
czyli tam, gdzie nie ma niczego do zwiedzania... 
        
   Na początku  tegorocznego  czerwca pojechałem zobaczyć Mazowsze, do jakiego nie jeździ się turystycznie. Gdzie w gruncie rzeczy niczego nie ma do zwiedzania. Krajobrazów do oglądania też jakby nie ma. Tam, gdzie się wybrałem, leżą takie sobie zwykłe mazowieckie ziemie, zamknięte w ramionach przez Mławę wiodącej do Gdańska “siódemki” i prowadzącej przez Płock do Torunia “dziesiątki”. I chociaż tam niczego nie ma do oglądania, ja z rozdziawioną gębą jechałem malowniczymi drogami o znakomitym asfalcie, a wokoło dawał się podziwiać „zdenudowany obszar moreny dennej na wysoczyźnie lodowcowej”, krajobraz pyszny w swojej zwyczajności. Piękne są tam ziemie, rolnicze i dostatnie, rolnictwo trwa na tych ziemiach od stuleci, w tej okolicy wszystko świetnie rośnie. Od wieków słynęły te okolice z ogórków, potem przyszła moda na cebulę, ona trwa zresztą nadal i w sezonie na poboczach szos handel cebulami odbywa się w najlepsze. Od kilku dziesięcioleci okolica poczęła żyć z porzeczek i pełna jest porzeczkowych plantacji, nie brakuje też truskawek, akurat trwał na nie sezon, dojrzewały jak opętane. 

    Dróg malowniczych na naszym nizinnym Mazowszu nie brakuje, można nimi jechać i jechać, nie spiesząc się, delektując się otaczającym krajobrazem. Stara to prawda, iż z autostrad i głównych szos nigdy kraju się nie zobaczy. Drogi takie służą szybkiemu przemieszczaniu się. Nie służą poznawaniu. Zrozumieli to obywatele innych nacji, choćby Anglicy, którzy wydają specjalne przewodniki po drogach prowincjonalnych, z którymi w ręku, krok po kroku, kilometr po kilometrze można zwiedzać to, co w Anglii jest najpiękniejsze, angielski countryside. Również Francuzi w najlepszych swoich przewodnikach, wydawanych przez Michelina, nigdy nie proponują jazdy autostradami, zawsze wąskimi szosami i drogami, gdzie ruch niewielki, a krajobraz w otoczeniu najbardziej urodziwy. 
    Jechałem sobie teraz takimi waśnie drogami przez naszą mazowiecką nizinność i wyjść z podziwu nad nią nie mogłem. Pogoda była pocztówkowa, pejzaż fotografowałem zapamiętale. Wiem, że się powtarzam, ale: czyż nie piękne to nasze Mazowsze?

Zupełnie jak w Toskanii. Na Mazowszu Płońskim na początku czerwca. Wszystkie fotografie: L.Herz



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz