niedziela, 20 grudnia 2015

 
Były kiedyś śnieżne zimy na Mazowszu
Zima w Ponurzycy
…..............................................................
Bardzo niezimowa jest, jak dotąd, mazowiecka zima tego roku. Grudzień zmierza ku końcowi, Święta Bożego Narodzenia za pasem, a pogoda jest, jaka jest, każdy to widzi. Mrozu nie ma w ogóle, czasem jakiś przymrozek nocny się przydarzy i szron na kilka rannych kwadransów pobieli dachy. O śniegu tylko marzyć można. A przecież nie tak bywało i to wcale niedawnymi laty.
   Od wielu lat prowadzę notatnik, chętnie do starych w nim zapisków powracam. Teraz zajrzałem do nich, aby poszukać w nich zimy. Bardzo piękną zimę znalazłem w swoich zapiskach z roku 2009, w którym pod datą u 17 grudnia zanotowałem: wczoraj zaczęła się wyczekiwana zima. Prawdziwa i nieudawana. Dziś napadało sporo śniegu. Do ośmiu stopni poniżej zera. W nocy podobno ma być jeszcze zimniej. Chmurno, lecz ładnie, chociaż w mieście na ogół rzadko kiedy jest ładnie. Zimą na wsi jest trudniej żyć, lecz zima wiejska to jest dopiero zima. Zimę polską widzi się najlepiej, gdy opuści się wąwozy miejskich kamienic i wejdzie między polskie pola. Rozległe, zda się ciągnące się daleko, daleko, bez horyzontu.
    Pamiętam, że zawsze wielkie na mnie wrażenie czyniły opisy pogody, zaczynające każdą z części „Chłopów” naszego noblisty, Władysława Reymonta. I teraz po stosowny opis z owej arcypowieści sięgnąłem. Piękny on jest ten opis, cudownym polskim językiem jest to wszystko opowiedziane, dla wielu z nas, dzisiejszych, jest ten język językiem prawie obcym. Jak i takie zimowe krajobrazy, które Władysław Reymont urodziwą polszczyzną opowiedział...
    ...”przed samą świętą Łucją przyszła odmiana... A skoro jeno przedzwonili na południe, zmroczało się nieco i jął padać śnieg dużymi płatami, a sypał gęsty, bo wnet opierzył wszystkie drzewa i wyniosłości. Noc się rychlej zrobiła, ale śnieg nie przestawał, sypał coraz gęściej, suchszy nieco a sypki, i tak już przez całą noc padał.
   Na świtaniu było już śniegu na dobre trzy piędzie, do cna przyokrył kożuchem ziemię i przesłonił świat cały modrawą białością, a leciał wciąż, bez przestanku... Biaława ćma się czyniła, rosła, stawała; biały, migotliwy, niepokalany brzask sypał się by ta wełna najbielsza, najmiększa, najśliczniejsza; suły się gęstwą nieprzeliczoną by ta zamarzła poświata, jakoby wszystkie gwiezdne światłości, zakrzepły w szron i starte lotem podniebnym na proch, świat zasypywały, przysłoniły się rychło bory, przepadły pola, że ani okiem uchwycił, zginęły drogi, roztopiła się wieś cała i wsiąknęła w tę białość cudną, w ten oślepiający tuman, a w końcu nie było już dla oczów nic widne, prócz tych strug śnieżystego pyłu, spływającego tak cicho, tak równo, tak słodko, kiej te wiśniowe okwiaty w noc miesięczną.
     Chociaż po Mazowszu pałętam się już od wielu lat, raz tylko jeden udało mi się taki reymontowski pejzaż fotograficznie uchwycić. Jeszcze nie cyfrowo, lecz na błonie fotograficznej, ale już na japońskiej, nie dederowskiej, więc zdjęcia pyszne. Niedawno zaniosłem stary film z roku 1995 do skanowania. Są na nim moje fotografie z zimy, jaka mi się przydarzyła w okolicach mazowieckiej wioski Ponurzyca.
   To jedna z tych niewielkich wiosek na Mazowszu, wiosek śródleśnych, za górami, za lasami położonych, do których dotrzeć niełatwo. Od ponad czterdziestu lat odwiedzam tę Ponurzycę pośród lasów na południe od Otwocka. Nie dojeżdżają do niej autobusy, najbliższy przystanek kolejowy jest oddalony o kilka kilometrów leśnej wędrówki, a w tym lesie pełno gór piaszczystych i bagiennych torfowisk, nad głowami wędrowcy ponuro kruki kruczą i przenikliwie, niczym tolkienowskie Nazgule, nawołują się myszołowy. Samochodem dojechać też niełatwo, droga zawiła, a w zimie po kilkudniowych opadach śniegu Ponurzyca jeszcze bardziej oddala się od świata.
    Zimową wycieczkę sprzed dwudziestu lat wspominam jako nadzwyczajną. Tęsknię za jej powtórzeniem. Bywałem późniejszymi laty w Ponurzycy razy kilka, ale takiej zimy już nie dopadłem. Pewnie nigdy się już się tam dla mnie nie zdarzy.  Od kilku lat zim na Mazowszu już nie ma. Takich prawdziwych, śnieżnych zim. Jak ta w Lipcach, którą opisywał Reymont, i jak ta, którą dwadzieścia lat temu zdjąłem w okolicach Ponurzycy...


Zima w Ponurzycy. 18 grudnia 1995 r. Fot.L.Herz

2 komentarze:

  1. Szanowny Panie Lechosławie,

    Od kilku już lat zaczytuję się w Pana książkach i przewodnikach. Przepiękne opisy naszego Mazowsza, przyrody, zabytków, miejsc historycznych, a także miejsc zupełnie zapomnianych lub pomijanych przez turystów oraz historii związanych z tymi miejscami zainspirowały mnie do podążania wytyczonymi przez Pana szlakami i odkrywania Mazowsza, jego piękna, historii oraz tradycji. Do dnia dzisiejszego udało mi się odwiedzić już wiele miejsc opisanych przez Pana w książkach Klangor i fanfary oraz Wardęga, a przewodnik po Puszczy Kampinoskiej stanowi nieodłączną część kolejnych wędrówek po Puszczy. Serdecznie dziękuję za Pana ogromny wkład w popularyzowanie krajoznawstwa na Mazowszu.

    Z wyrazami wdzięczności

    Rodowity Mazowszanin

    OdpowiedzUsuń