czwartek, 11 sierpnia 2016


Podróże po Mazowszu:na dworcu w Wyszkowie
    

Nowoczesna droga szybkiego ruchu z Warszawy do Białegostoku  omija miasto Wyszków, forsując Bug po nowym, autostradowym moście. Kiedyś jeździło się przez miasto. teraz cały ruch tranzytowy Wyszków omija. Od dawna już nie ma też dworca autobusowego przy wyszkowskim przyczółku starego mostu drogowego. Tam przez wiele lat powojennych koncentrowało się życie miasta, tam była poczekalnia  i bar w którym czasem coś zjeść się dało, pasażerowie dalekobieżnych autobusów do Suwałk, Białegostoku, Giżycka wyskakiwali tam na moment, aby na dalszą drogę nabyć u sprzedawców pyszne, wyszkowskie drożdżówki. Teraz autobusy dalekobieżnych linii pospiesznych zatrzymują się w środku miasta obok kościoła, ale większość wjeżdża w miasto, gdzie stają obok dworca kolejowego. Pociągi kursują teraz rzadko,  wyręczają je najczęściej busy linii prywatnych,  do Warszawy są często. Za jagodziankami trzeba się nachodzić. Baru sensownego brak. Czynnej toalety odnaleźć się nie daje.
     Którejś jesieni, gdzieś tak na początku wieku dwudziestego pierwszego, późnym wieczorem wracałem do Warszawy z wędrówki pieszej po Puszczy Białej. Przesiadkę miałem w Wyszkowie. Wyszkowski dworzec autobusowy wyglądał ponuro, zapadał już zmrok, było pusto. Przyjeżdżały i odjeżdżały jakieś autobusy. Rozkłady jazdy się nie zgadzały, inne godziny odjazdów wypisano na dworcowej tablicy rozkładów, inne widniały na tabliczkach przy stanowiskach odjazdowych, zajeżdżały też pozarozkładowe autobusy-widma. Na jednym z peronów stało dwóch bełkocących pijaczków. Nagle pojawił się trzeci. Ni stąd ni zowąd, zaczęła się bójka. Ci pierwsi dwaj powalili tego trzeciego, potem leżeli wszyscy, tłukli się nawzajem, a pasażerowie oczekujący na swoje autobusy patrzyli na to obojętnie. Ja także. Jak inni. Nie ruszyłem się ze swojej ławeczki. Patrzyłem.
     Wtedy pojawiła się grupa młodzieży. Kilku wygolonych osiłków i chmara dziewczyn. Dziewczyny na widok bójki zaczęły podskakiwać i piszczeć, ogoleni niespiesznie zbliżali się do bijących się. Obserwowali. Powoli zajmowali stanowiska. Jak stado wilków, zbliżające się do ofiary. Wreszcie przystąpili do akcji. Owi  pierwsi dwaj pijaczkowie, którzy zaczęli bójkę, rychło zorientowali się w niebezpieczeństwie. Zaczęli uciekać. Ogoleni dopadali ich kolejno. Wpierw jednego. Potem drugiego. Powalali swoje ofiary na ziemię. Leżących kopali. Gdzie popadnie. Potem zadowoleni, z podniesionym wyraźnie poziomem adrenaliny w organizmach, powrócili  do tabunu swoich dziewcząt, obłapili poniektóre i wspólną gromadą znikli, zagłębiając się w swoje miasto.
    Podjechał wreszcie mój autobus. Śmierdział piwem i papierosami. W całkowitej ciemności  przywiózł mnie na istniejący jeszcze wówczas brudny warszawski dworzec, utopiony w  chaosie kramów największego bazaru w Europie.  
    Ot, zebrało mi się na takie wspomnienie... 

1 komentarz:

  1. Ostatnim dworcem który ma w sobie tą "dzikość" lat 90-tych to Warszawa Zachodnia.
    Zmieniają się zaskakująco też te przystanki mniej ważne, na uboczu. W poniedziałek wsiadałem do autobusu na pętli w Kampinosie. Zmieniło się wszystko, a Kampinosu unikałem przez lata właśnie ze względu na kiepskie połączenie z Warszawą. Teraz po przesiadce w Lesznie jest komfortowo i można bez przeszkód robić tury "w poprzek" puszczy.

    Z pozdrowieniami

    Michał Pietrzak

    OdpowiedzUsuń