Przygoda krajoznawcza: Lipa Czesława Łaszka.
To świetne zdjęcie jest z portalu ndl.Celestynów
Ta
ogromna lipa drobnolistna jest
pomnikiem przyrody i Ozdobą Mazowieckiego Parku Krajobrazowego. Z
Celestynowa idzie się do niej 5 km, zrazu niebieskim szlakiem do wsi
Regut, a od Żółwiowego Stawu dalej prosto ku południowi. Drzewo
jest oznaczone na mapie tego parku wydawnictwa Compass, można ją
znaleźć na internetowej mapie Googli, trzeba tylko wywołać nazwę
wsi Regut i z niej powędrować ku południowi drogą gruntową.
Drzewo jest w wieku ok.400 lat i ma charakterystyczny, mocno
rozgałęziony pień, nie przypominam sobie innego zabytkowego,
wiekowego drzewa o podobnym wyglądzie na Mazowszu. Rośnie na
prywatnej działce leśnej p. H. Szuchnika, w pobliżu Maćkowej
Strugi w uroczysku Majdan, pośród sosnowego boru, na stoku wydmy o
dość łagodnym nachyleniu. Obwód pnia wynosi 820 cm, a wysokość około 19 metrów.
Wyjątkowo urodziwa jest ta pozostałość dawnej Puszczy Osieckiej, której starodrzewy zostały tak dokładnie wyrąbane, że pozostał po nich tylko potężny dąb w Górkach koło Osiecka i właśnie ta lipa. Chwalą ją w Internecie, pisząc, że wrażenie robi nie tylko obwód pierścienicy jak i kształt pnia, który daleko odbiega od typowego dla drzew walca, sprawiając przy tym wrażenie drzewa wyciągniętego wprost z baśni. Niełatwo trafić do tego drzewa, które nosi imię wieloletniego wojewódzkiego konserwatora przyrody na Mazowszu, Czesława Łaszka.
Jego imię
zyskał też Mazowiecki Park Krajobrazowy, w którym ta lipa rośnie.
Park został utworzony z jego inicjatywy. Zmarł 28 czerwca 2000 r.,
przeżywszy niepełne 70 lat. Został pochowany na Cmentarzu
Powązkowskim w kwaterze nr 28c. Nawet nie ma swojego hasła w Wikipedii
ten najlepszy konserwator przyrody w historii Mazowsza. I ja nigdy nie zrobiłem mu zdjęcia, chociaż dziesiątki razy się widywaliśmy, zarówno w terenie i na różnych konferencjach. Muszę więc skorzystać tutaj z fotografii dość kiepskiej technicznie, ściągniętej ze strony internetowej parku, który nosi jego imię.
Był mazowszaninem z krwi i kości, urodził się w Mińsku Mazowieckim i dla mazowieckiej przyrody okazał się być darem niebios. Doprowadził do powstania nie tylko tego parku, także i innych, jego dziełem jest również kilkadziesiąt rezerwatów przyrody i dziesiątki pomników przyrody. On także ratował Las Bielański od rozcięcia trasą Wisłostrady bo i taki pomysł był mocno forsowany przez władze. Bardzo pana Czesława brakuje, a właśnie szykuje się kolejna autostrada, tę również, jak koło radości, chcą prowadzić w bliskiej okolicy, przecinać ma ten park właśnie.
Tak już jakoś jest, że cele swoich wędrówek umieszczamy najczęściej w podwarszawskich fragmentach Kampinoskiego Parku Narodowego. Nie tylko teraz, w czasie pandemii, wędrujemy koło Izabelina, Truskawia, Wólki Węglowej, tam najchętniej. I ja często gęsto ulegam tej pokusie, skądinąd nawet jestem autorem przewodnika po tamtej okolicy, ale – przyznam się bez bicia – zawsze mnie pociągał teren mniej znany, rzadziej uczęszczany. Na przykład okolice Celestynowa i Ponurzycy, której poświęciłem cały rozdział w jednej ze swoich książek. Najpiękniejszą ze swoich zimowych wycieczek po Mazowszu odbyłem w jej krajobrazie.
Aż trudno mi uwierzyć, że w swoim archiwum nie mam wciąż jeszcze fotografii Lipy Czesława Łaszka. A tyle razy tam łaziłem, szlaki projektowałem, wycieczki prowadziłem, samojeden się tam błąkałem, bo przecież lubię tę okolicę. A przy tej lipie z aparatem fotograficznym mnie nie było. Zdjęcia jej nie zrobiłem. Po prostu: krajoznawcza porażka.
W Regucie, jako pierwszej miejscowości w starostwie osieckim, zmieniono mieszkańcom pańszczyznę na czynsz. Dzisiaj obok wsi śmigają samochody tranzytową szosą nr 50, zasuwają nią ogromne ciężarówki, a szykuje się tuż obok jej śladu nowy ślad dwujezdniowej, szerokiej na sto metrów autostrady A-50. Zapewne wyrosną koło niej wysokie ekrany, zbuduje się nad autostradą szerokie przejście dla zwierząt. Tak to nasza cywilizacja sobie poczyna, jeden jej element wymusza następny, nieuchronnie kończy się krajobraz sielski i anielski w okolicach Warszawy. Co będą z tego mieli mieszkańcy wioski Regut? Niewiele dobrego będą mieli. Co pan na to, panie Czesławie?
W czasie pierwszych swoich odwiedzin tej wioski zobaczyłem niewielkie, skrzynkowe kapliczki, przybite do drzew. W wnętrzach znajdowały się sceny Ukrzyżowania, postacie były przedstawione bardzo prymitywnie, wręcz symbolicznie. Bardzo mnie ujęła wtedy ich symboliczna prostota. Znacznie później dowiedziałem się z lektur, że reguckie kapliczki są dziełami Józefa Soboty (1984-1979). Był miejscowym rolnikiem, podejmował się też różnych zajęć sezonowych, pracował w lesie, w tartaku. Z powodu wypadku na wiele lat stracił czucie w nogach. Nie umiał czytać i pisać, prawie osiemdziesięcioletni począł rzeźbić wierząc, że wyzdrowieje realizując wolę Bożą, przekazaną mu we śnie przez anioła. Warunkiem było rozwieszenie i ustawienie we wsi, w której mieszkał, kilku kapliczek. Takich, jak ta poniżej.
Kapliczka Józefa Soboty z Reguta.
Dziś jego dzieła znajdują się u prywatnych kolekcjonerów, m.in. u prof. Mariana Pokropka, który w swojej książce "Życie i twórczość rzeźbiarska Józefa Soboty" odkrył go dla miłośników sztuki ludowych prymitywistów. Prace artysty można też oglądać w muzeach etnograficznych, np. w Toruniu lub Krakowie. A sam Sobota, wskutek wielu pomyślnych zbiegów okoliczności i pomocy ludzi z miasta, którzy dostrzegli i zachwycili się jego sztuką, wrócił do zdrowia. Rzeźbienie do końca życia było jego wielką pasją.
Cztery lata temu, gdy o pandemii nikt z nas jeszcze nie myślał wtedy, że coś takiego może się zdarzyć, a więc dwa lata temu, listopadową sobotą zawędrowałem do dawno nie odwiedzanego Reguta. Nim wszedłem do wioski zatrzymałem się z przyjacielem na chwilę odpoczynku nad Żółwiowym Stawem wśród sosnowych borów na południe od wioski. Opowiadałem przyjacielowi o moim spotkaniu z kapliczkami Józefa Soboty. Potem, w naszej wędrówce ku stacji w Celestynowie, mijając boisko Reguckiego Klubu Sportowego "Bór", wyasfaltowaną ulicą Turystyczną weszliśmy do wsi Regut. Przy pierwszym domu po lewej stronie drogi, zobaczyłem przybitą do drzewa niewielką szafkową kapliczkę, a w niej scenę Ukrzyżowania, dzieło Józefa Soboty. Kilka miesięcy potem znalazłem się w etnograficznym muzeum na krakowskiej Wolnicy i tam przyglądałem się uważnie jednej z jego kapliczek. Ta, która w Regucie jeszcze przetrwała (chwała tym, co o to zadbali!) jest niemal tamtej bliźniaczą.
Niby niczego wielkiego nie odkryłem, przecież jednak w Regucie zawrzała we mnie z radości krew krajoznawcy. Kto wie, czy nie największe wrażenie czyni na mnie załamująca ręce w smutku i rozpaczy postać Matki Boskiej, której świętość rzeźbiarz podkreślił absolutnie niebanalnie przedstawionymi promieniami, okalającymi postać. Absolutnie doskonały przykład sztuki naiwnej. Jak mówi encyklopedia PWN, najważniejszą cechą sztuki naiwnej jest szczerość i prostota wypowiedzi plastycznej. Nie usiłuje zbliżyć się do uznanych wzorów artystycznych, lecz odnajduje własny sposób przedstawiania świata.
Wpuściłem opowieść o kapliczkach Józefa Soboty do swojego internetowego blogu i doczekałem się komentarza. "Pan Józef Sobota ma w pewnym sensie następcę – napisał mi w blogu nieznany z nazwiska HobbyHouse.pl. – Od kilku lat wokół Ponurzycy pojawiają się nowe kapliczki. Rzeźbione w jednym kawałku drewna. Przeważnie Chrystus Frasobliwy. Widać, że wykonane tymi samymi rękami. Znalazłem już około dziesięciu, m.in. przy Lipie Łaszka, nad Maćkową Wodą i nad Ślepotą".
Wiem teraz, że czeka na mnie kolejna przygoda, trzeba pójść w tamte strony, sfotografować tę lipę, poszukać tych wszystkich rzeźbionych Frasobliwych. Bardzo mi brakuje Lipy Łaszka w swojej fototece. Bardzo chętnie poszukałbym sobie w terenie onych Frasobliwych. Wrócę tam chętnie, to przecież i moje lubiane strony, oby tylko sił starczyło. Nie wiem więc, czy prędko tam pójdę, jeśli w ogóle pójdę, bo mój pesel właśnie zaczął mi mocniej dawać się we znaki. W tej sytuacji liczę na Was. Przygoda krajoznawcza na Was czeka. Co Wy na to?
Jak będę miał wolny dzień, to poszukam tego drzewa i kapliczek. Lubię takie wyzwania 🙂
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPanie Lechosławie, dziękuję za wspomnienie mnie na blogu. Bardzo mi miło. Nazywam się Dawid Król. Od kilkunastu lat wędruję szlakami, które Pan wyznaczał w Mazowieckim Parku Krajobrazowym i odkrywam własne ścieżki. Od kilku lat zapraszam przyjaciół i znajomych na jedno- lub kilkudniowe wędrówki krajoznawcze po okolicy. Prowadzę też na Facebooku nieoficjalną stronę poświęconą Mazowieckiemu Parkowi Krajobrazowemu i grupę dyskusyjną łączącą już 1000 sympatyków MPK. Nie udało mi się znaleźć kontaktu do Pana więc proszę o wiadomość na mail kroldawid@wp.pl to z przyjemnością przekażę więcej bieżących informacji m.in. o nowych kapliczkach w Ponurzycy.
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za inspirację. W ostatnią niedzielę trafiłem bez problemu (drogowskaz ze ścieżki od Żółwiego Stawu). Przy okazji podjechałem również do dębu.
OdpowiedzUsuńPanie Lechosławie, czytam Mazowsze z Sercem już od kilku lat, i chciałbym Panu bardzo podziękować. Pierwszy raz trafiłem na tego bloga przed objazdem zabytkoznawczym po Mazowszu (jestem studentem historii sztuki z Dolnego Śląska) chcąc dowiedzieć się czegoś o tym regionie, ponad mój skromny wcześniej stan wiedzy o nim. Dzięki Pana artykułom pojechałem na Mazowsze świadomie, a ponadto, rozbudziły one we mnie chęć do dalszego poznawania tej jakże fascynującej krainy.
OdpowiedzUsuńPana artykuły uczą dostrzegać niezwykłość w rzeczach na pozór zwyczajnych, zwracają uwagę, że nie trzeba jechać w najbardziej znane i turystyczne rejony świata, by doświadczyć piękna - że wspaniałe i interesujące miejsca, przyroda, zabytki - są także blisko, często poza głównymi szlakami. Bardzo lubię tego typu podejście do świata, i bardzo za nie dziękuję.
Panie Lechosławie. Wczoraj byłam przy Lipie i zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Widziałam także kapliczkę Jezusa Frasobliwego. Jest to magiczne miejsce, drzewa liściaste i wzniesienie tworzą czarodziejski, lekko mroczny klimat. Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńZe śladów obok drzewa widać, że tam prawie nikt nie bywa. I bardzo zresztą dobrze, zwłaszcza dzieci lubią się drapać po drzewach, a ja nie wiem, czy staruszka to by wytrzymała. I nagle, jednego dnia, taki tłok pod tą Lipą. I ja obok niej byłem tego samego dnia. Serdeczności! Lechosław Herz
OdpowiedzUsuń