środa, 26 maja 2021

Wielki las w Wielgolesie
   

  Na początku tegorocznego maja pojechałem do Wielgolasu w Puszczy Białej. Do dziś pamiętam jakie wrażenie wywarł na mnie tamtejszy las, gdy go po raz pierwszy zobaczyłem, a było to prawie pół wieku temu. W latach siedemdziesiątych projektowałem szlaki turystyczne w tamtej puszczy. Wtedy serce  mi silniej dla tego lasu zabiło. To i wracam tam co lat kilka. Ostatni raz byłem w Wielgolesie dziewięć lat temu, w kwietniu. Długo mnie tam nie było, za długo...

  Rosną tam sosny ogromne, kłaniają się niebu, a gdy się do nich podchodzi, wtedy kolana same z siebie zginają się do uklęknięcia. Dla ochrony tych sosen w roku 1981 powołano rezerwat przyrody, nosi nazwę " Wielgolas" i jest to fragment lasu naprawdę wielkiego, chociaż nieduży obszar zajmuje, zaledwie 6.73 ha. Niektóre z rosnących tam sosen zdają się nie mieć  sobie równych na podwarszawskim Mazowszu. Gdyby nie ochrona rezerwatowa, nie zobaczyłbym tych 210-letnich sosen. 

     

         Zawsze starałem się odróżniać bór od lasu i w swoim pisaniu o przyrodzie  przypominałem, że w borach najwyższe piętro tworzą drzewa iglaste, a w lasach liściaste. Tutaj to się zupełnie nie zgadza. Chociaż w górnym piętrze dominują sosny, w żadnym wypadku nie jest to bór. Te drzewa rosną na siedlisku lasu świeżego, tu powinien rosnąć typowy subkontynentalny grąd, czyli las dębowo grabowy.

         Potężne sosny w rosnące w rezerwacie, dożywają już swojego kresu i może będą jeszcze żyły lat kilkadziesiąt i  raczej już mniej, niż więcej lat im pozostało. Żyć mogą nawet lat 400, ale takie przypadki zdarzają się wyjątkowo. Najstarsza polska sosna pospolita dosięga właśnie lat 350.  Ile jeszcze lat żyć będą tutejsze?  I co będzie tu rosło potem? Gdy umrą naturalną śmiercią sosny ostatnie, będzie to zupełnie inny las. Niemal zupełnie nie ma tu podrostu sosnowego. Sosny się tutaj nie odnawiają!        

        Jest to jeden z najstarszych fragmentów Puszczy Białej ten rezerwat. Niedaleko stamtąd, przy granicach Pułtuska rośnie typowy mazowiecki bor sosnowy w rezerwacie Popławy, od tego w Wielgolesie starszy o trzy lata. W dokumentach powołujących ten  rezerwat napisano, że jest to drzewostan o cechach zespołu naturalnego,  dwupiętrowy drzewostan z sosną w górnym i grabem w dolnym piętrze, bogatym podszytem i bogatym nie zniekształconym runem, a zbiorowiskiem panującym w rezerwacie jest grąd Tillo-Carpinetum, w którego runie występuje rzadki gatunek turzycy orzęsionej (Carex pilosa). 

        Można wnosić, że te olbrzymie, iglaste drzewa, dzisiaj nadające wyraz rezerwatowi, zostały zasadzone w miejscu, w którym -  być może -  przedtem  sosny nie rosły. Rósł zapewne liściasty grąd dębowo-grabowy.   Te olbrzymie iglaste drzewa, dzisiaj nadające wyraz rezerwatowi, zostały tu zasadzone. Przypadkiem? W niższym pietrze grabów i dębów jest moc, sosen żadnych! Może one tylko czekają, aż sony umrą i wtedy dopiero przystąpią do tego, do czego zostały powołane: do rośnięcia w górę, ku niebu. Ciekawe: czy pozostawi się los tego rezerwatu naturze, gdy nie będzie tu już głównego przedmiotu ochrony?


 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

    W uroczysku Wielgolas leśnicy zachowali sporo okazałych dębów, a niektóre z nich są prawdziwie imponujące, np. zespół trzech dębów, chronionych jako zbiorowy pomnik przyrody, można je zobaczyć tuż przy drodze w bliskim sąsiedztwie wsi Gładczyn  Rządowy, fragment jest na powyższym zdjęciu. I one mogą mieć po lat trzysta. Uświadamiają patrzącemu jak wspaniałym i jak wielkim mógł być ten las okoliczny.   

        Jest jeszcze jeden dąb, rośnie pojedynczo, blisko południowej granicy rezerwatu, przy szerokiej leśnej drodze gospodarczej, ale już poza rezerwatem, po drugiej stronie tej drogi. Nie mierzyłem go, tak na oko ten olbrzym ma co najmniej 450 cm obwodu w pierśnicy i blisko 30 metrów wysokości, a wydaje się być drzewem zdrowym i na schwał.Fotografowałem go z daleka i z bliska, z ustawionym obok przyjacielem, aby zobaczyć przez porównanie, jak ten dąb jest potężny. Dopiero na zdjęciu zobaczyłem, jak bardzo przewyższa okoliczny drzewostan, też zresztą swoje lata mający, bo ponad 80-letni. Jakże piękny tu kiedyś las musiał rosnąc i jak dobrze, że gospodarze tego lasu zostawili dla nas przynajmniej te kilkanaście dębów, mamy co podziwiać! 

    W okolicy Wielgolasu, w otoczeniu czerwono oznakowanego szlaku turystycznego rosną lasy o zupełnie innym charakterze, niż w bliskich okolicach Warszawy, niż innych częściach Puszczy Białej. Znacznie tutaj mniej litych sosnowych borów. Zwraca uwagę siedliskowy typ lasu, zwany lasem świeżym, sporo też lasu wilgotnego, uwagę zwracają stare przestoje dębowe. Drzewa imponują rozmiarami, niektóre objęto ochroną jako pomniki przyrody. Są nie tylko atrakcyjnym urozmaiceniem krajobrazowym, lecz przede wszystkim ostoją ptaków "dziuplaków", które chętnie zakładają gniazda w dziuplach starych drzew. Pozostawianie takich drzew w lesie należy do obowiązków leśnika.             


Za każdym razem moich  bytności w Wielgolesie starałem się odwiedzić także sąsiadujący z rezerwatem zabytkowy dąb. Ogromny, z powodu swojego kształtu przez lud okoliczny zwany Krzywielcem, albo Krzywulcem. Piękne, pociągające urodą i swoim niezwykłym kształtem było to drzewo. Często nie dawał się podejść, bronił do siebie dostępu, można go było fotografować tylko z oddali. Na tym zdjęciu powyżej lepiej go  widać na odbiciu w wodzie... To zdjęcie jest sprzed dziewięciu lat. Wiosna tegoroczna jest także mokra, wciąż pada, pojawiły się już komary i zapowiada się, że w tym roku nam nie odpuszczą i wędrowanie wśród lasu może być katorgą, a nie przyjemnością. W lasach Wielgolasu  zastałem dużo wody. Ale dębu się tak już nie sfotografuje...

 

Powyżej portret Krzywielca, jaki znalazłem na internetowej stronie z Pułtuska. Ja nie mam takiego własnego zdjęcia tego dębu w całości. Oczywiście, że zależało mi na sportretowaniu tego dębu, ale jakiś zły duch stawał mi wciąż  na przeszkodzie, gdy przychodziłem do niego. Dobrego zdjęcia zrobić nie mogłem. Pech? Może i tak, a może rzeczywiście duch drzewa miał mi coś za złe. A to aparat fotograficzny odmówił mi posłuszeństwa, a to pogoda była fatalna, więc poszedłem teraz ku niemu, kałuże wiosennej wody sforsowałem, aby wreszcie spełnić swoją powinność i zrobić upragnione zdjęcie. Zastałem kolosa powalonego. 


    To kolejny okaz zabytkowego drzewa, który umarł na moich niemal oczach; po Opalonym Dębie na kampinoskim uroczysku Żurawiowe, po Sośnie Powstańców w Górkach, Jagiellonie przy Kacapskiej Drodze, po cudownej lipie z Puszczy Białej, którą zdążyłem uchwycić na okładkę przewodnika po Puszczy Białej, po stareńkim grabie w Narcie, a on umarł dopiero co niemal...


        Dąb został wpisany na listę pomników przyrody w roku 1974,  miał w obwodzie na wys.130 cm miał 570 cm, wysoki był na 25 metrów. Był już od kilku lat martwy gdy poprzednio go odwiedzałem w roku 2012. Pomyśleć: tyle teraz wody w tym lesie wokół niego, trudno było dojść suchą nogą, a on umarł w wieku lat około trzystu pięćdziesięciu  w roku 2004 i to z powodu suszy ogromnej, jaka wtedy u nas panowała. Przewrócił się dopiero pod koniec grudnia 2016 roku. Dziewięć lat temu jeszcze stał, fotografowałem go z kłopotami, zbliżała się akurat burza, niebo już było zaciągnięte, zaczynał padać deszcz, towarzyszący mi koledzy pozakładali na siebie przeciwdeszczowe peleryny, a ja, żeby zdjąć Krzywielca musiałem używać lampy błyskowej z powodu tej zapadłej ciemności.

        Nie słyszałem o żadnych legendach, podaniach i klechdach, związanych z tym dębem. Ale dla naszego ludu dąb, to dąb, to potęga i obiekt szacunku. Dęby szanowano od prawieków. Te najwspanialsze, największe, zanim zaczęto nazywać je pomnikami przyrody,  miały status drzew świętych. W Polsce ochrona prastarych drzew była obrzędową.   Wydany w roku 1343 w czasach panowania Kazimierza Wielkiego Statut Wiślicki, przewidywał znaczne kary w naturze za kradzież drewna w lesie lub "ścinanie drzew z pszczołami". Władysław Jagiełło w Statucie Wareckim nakazał zanotować: "Jeśliby kto wszedłszy w las, drzewa które znajdują się być wielkiej ceny jako jest cis albo im podobne podrąbał, tedy może być pojman."

        Sięgnąłem teraz po  prozę Juliana Ejsmonda, po jego Żywoty drzew, bardzo mi jakoś do tego miejsca te Żywoty pasują. Pięknie  pisał i tak jakby o którymś z tych ogromniastych dębów z Wielgolasu w Puszczy Białej...

      

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

„Był w nim głos i ludzkich spraw dawnych i nowych pełnych chwały i pełnych żałości... - A choć bujnie żył tylko słońcem i chwilą, radując się po roślinnemu zdrowym krążeniem soków i smakowitą wilgotością gleby ? W nieśmiertelnej pieśni jego koronnych liści pozostało coś i z owego poszeptu świętych borów, w których  przed tysiącem lat wybujał jego pradziad...  Szum drzewa był tą skarbnicą, w którą idący czas rzucał coraz to nowe dni, smutne i promienne. Coraz to nowy dźwięk przybywał do tej odwiecznej pieśni dębu, coraz to nowy ton wzbogacał mowę drzewa... Ale jeden smutek, dawny jak samo drzewo, towarzyszył mu wiernie... Wszystko bowiem dokoła niego mijało. Lasy ginęły... „

     Teoretycznie Krzywielec mógł  dożyć 1200 lat. Umarł w wieku lat około trzystu. Dlaczego? A bo tak mu się przytrafiło. Jak ludzie, tak i dęby żyją różnie, raz dłużej, a raz nie. Teraz zobaczyłem żałosny strzęp dawnej wielkości, ogromne, leżące truchło, które sfotografować się nie daje w żaden sposób w całości. Tyle razy tu byłem, a żadnego przyzwoitego zdjęcia Krzywukcowi nie zrobiłem. I już nie zrobię, niestety. Miejmy nadzieję, że wkrótce zostanie okryty ciepłą kołderką z mchów i porostów – wyczytałem o nim takie zdanie w pułtuskim periodyku. Nie sądzę, abym to zobaczył, nie wydaje mi się, że jeszcze kiedyś przyjadę odwiedzić  Krzywielca.  Chociaż kto wie, wszak tak pięknie jest w tej okolicy, w samym środku regionu, który romantycznemu poecie zawdzięczają nazwę  Kurpie Gocie. 



    Wioski w tej okolicy przenikają się z puszczą, tworzą niezwykła mozaikę krajobrazów. W XVII wieku pośród puszczy osiedlano Kurpiów, sprowadzanych z okolic Myszyńca. Byli ludźmi obeznanymi z pracą w lesie. Posadowieni zostali na polanach śródleśnych, sami sobie owe gołocie wyrąbali wśród puszczy. Chociaż niektórzy z dzisiejszych mieszkańców tych wiosek, do których i Wielgolas należy, trochę już nie chce przyznawać się do swoich kurpiowskich korzeni,  las wciąż jest obecny w ich życiu. Widzą go za oknami domostw, jak ich ojcowie i dziadowie korzystają z leśnych dobrodziejstw, uprawiają pola pod las podchodzące. Żurawie wyjadają Wielgolasianom dopiero co zasiane przez nich ziarnoziarno, dziki buchtują w zasiewach, jesienią trzęsą się szyby w oknach od głosu zakochanych jeleni w czasie rykowiska, gdy przyjdą mrozy chmary jeleni przychodzą z lasu ku ludzkim sadybom. 



     To zdjęcie, które pomieszczam powyżej, zrobione jest jednak nie w Białej, a w Białowieskiej Puszczy. Wykonał je Adam Wajrak; mam nadzieje, że mi wybaczy ściągnięcie go bez uzgodnienia do tego blogu. W okolicach Wielgolasu zimą na wiejskie pola wychodzą chmary liczące nawet i około stu jeleni; opowiadał mi o tym miejscowy podleśniczy. 

    Puszcza Biała to nie tylko las. I zwierza tu też niemało. Nie darmo  jest też ta puszcza prawnie chronionym obszarem specjalnej ochrony ptaków rangi europejskiej. Obecność starych drzew w puszczy umożliwia bytowanie wielu gatunków pożytecznych ptaków, których obecność sprzyja nie tylko zdrowotności lasu, lecz również zapobiega nadmiernemu rozmnożeniu się szkodników na sąsiadujących z lasem polach uprawnych. Tutaj mają swoje miejsca lęgowe puszczyki, muchołówki, sikory i kowaliki. Większość dębów tutejszych, wielgolaskich, ma gonny pień i wysoko noszą swoją koronę, co świadczy, że przez wiele lat rosły w otoczeniu innych, równie wysokich drzew, musząc walczyć o dostęp do życiodajnego światła słonecznego. Na takich wysokich drzewach, pozostawionych na zrębach, otoczonych nowinami i młodnikami, lubią przesiadywać czyhające na zdobycz ptaki drapieżne, np. myszołowy, a śladami ich bytności są widoczne pozostałości ptasich odchodów pod drzewem.  
    Ale – zawsze przecież jest jakieś ale – dlaczego ich tam mało? Nie mogli zachować tych dębów więcej?

   Ostatnio byłem w Wielgolesie przy świeżej, majowej zieleni. Też nie najgorzej ten las się prezentował.  Podobno aż  pięć gatunków dzięciołów odnotowywali w tym lesie ornitolodzy: dzięcioły czarny, zielony, pstry duży i średni oraz dzięciołek. Świadczy to o urozmaiceniu piętra drzew rezerwatu, bowiem dzięcioły są bardzo wyspecjalizowane i każdy z gatunków "obsługuje" na ogół inny rodzaj drzew; im drzewa starsze, większe i tęższe, tym większy jest dzięcioł, bo potrzebny jest do pracy większy dziób i siła. Gniazduje też w rezerwacie lub jego okolicy maleńki mysikrólik oraz wcale bardzo nieczęsta sowa pójdźka, którą wieczorami łatwiej usłyszeć, niż w dzień zobaczyć, a głos ma charakterystyczny i on właśnie nadał tej sowie nazwę.

      Teraz, w dzisiejszych czasach, niemal każdy ma ze sobą smartfona, to sprytne i usłużne urządzenie, więc dzięki satelitarnemu połaczeniu znalazłem pośrodku puszczy zdjęcie pójdźki, aby moc je tutaj pomieścić. A że w smartfonie ukryto dla mnie asystenta, wystarczyło powiedzieć mu dwa słowa, np. pójdźka głos i zaraz potem na ekranie wyskoczył mi link do głosu pójdźki. Kliknąłem sobie i wysłuchałem z zadowoleniem. 

        Przecież jednak zdaję sobie sprawę, że to trochę nie za bardzo, że powinienem tu przyjechać o zmierzchu kwietniowym, w czas pójdźkowych godów, aby wtedy wysłuchać samczyka, nawołującego swoją wybrankę. Być może w jednym z tych ogromnych dębów mości pójdźka swoje gniazdo lęgowe, być może więc tutaj bym ją usłyszał, ale być może raczej jednak nie, bo jest to naprawdę rzadki ptak w naszym kraju, ocenia się jego liczebność na najwyżej tysiąc sztuk. Więc słucham ja sobie pójdźki w swoim telefonie. Znalazłem w nim nawet takie wyjątkowo intymne nagranie, którego dokonał jeden z ornitologów, w którym po pełnym męskości głosie sowy słychać głos zachwyconej samicy w czasie kopulacji.    


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz