Pokazywanie postów oznaczonych etykietą sosna. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą sosna. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 6 kwietnia 2023

Krzywulce

W podwarszawskiej części Kampinoskiego Parku Narodowego, pośród uroczysk Opaleń i Łuża koło Wólki Węglowej, w lesie o aparycji wcale nie puszczańskiej, choć jest częścią Puszczy Kampinoskiej, rosną  zabytkowe, ponad stuletnie krzywulce sosnowe. Tak naprawdę są to  mocno pokręcone   –  Sosny Waleczne.




Wzrastały te sosny na wydmowych piaskach, pozbawionych lasu. Przecz cały niemal XIX wiek i jeszcze trochę w wieku następnym, między Warszawą, a Sierakowem prawie nie było lasu! Co pokazuje zwana popularnie mapą kwatermistrzostwa „Topograficzna Karta Królestwa Polskiego”  z 1843 roku, do dziś uznawana za jedno z najważniejszych osiągnięć polskiej kartografii XIX wieku. Jeszcze w wieku XX znajdowały się tutaj niemałe piachy, na których dominowały jałowce pospolite. Pośród tych piasków  tylko niewielkie laski się znajdowały i tak powstała wśród nich osada Laski, a w niej sławny dziś na cały świat zakład dla ociemniałych dzieci... Wśród tych piachów chciano założyć osiedle mieszkaniowe, coś na kształt podwarszawskiej Radości lub Izabelina, miało się nazywać Pogórze Leśne, sporządzono nawet plany, wytyczano na nich ulice, szczęściem  dla nas, współczesnych, osiedle to nie powstało...

 



Na tutejszych piachach walczyły o przetrwanie sosny, które próbowały je kolonizować. Podobnie jak sosny na  wydmach nadmorskich, jak te znane najbardziej, w sąsiedztwie Łeby. Te nasze, podwarszawskie,  są tamtym podobne. Są pokręcone, to widać. A i są waleczne, bo przetrwały. Są tak mało puszczańskie. Nie tak sobie wyobrażamy prawdziwą puszczę.   Bo i gdzie tym sosnom  do gonnych, śmigłych, wysokich, witających się z niebem sosen masztowych. Poeci o nich nie pisali dytyrambów, a są niewątpliwie zabytkiem. Mają swoje lata, niektóre dosięgnęły już zapewne wieku  lat stu. 



 

 O każdej z nich sporo by się dało opowiedzieć. Zapewne i one same też by coś by rzec chciały o swoim pokręconym życiu, ale my jakoś nie chcemy ich słuchać, choć zapewne chciałyby powiedzieć nam, że walczyć trzeba zawsze, do końca, one są tego przykładem. Tylko nieliczni się obok zatrzymają, jeszcze mniej chętnych do słuchania ich głosu. Jak wieje wiatr nad puszczą, słychać jak wtedy szepcą do nas masztowe sosny i liryczne brzozy. A te niewysokie, dziwnie pokręcone sosny? One po prostu – trwają! Tylko tyle. I aż tyle!

Jedna z tych sosen szczególnie ważną rolę odgrywała w życiu setek tysięcy turystów i spacerowiczów, którzy odwiedzali puszczańskie bory w okolicach Wólki Węglowej. Przez dziesiątki lat cieszyła swoją urodą. To Sosna Kandelabrowa na Łużach, drzewo o trzech konarach, które swój oryginalny kształt zawdzięcza temu, iż po ścięciu głównego pnia rolę wierzchołka wzięły naraz trzy jego boczne gałęzie. Rosła  na Łużach w sąsiedztwie Wólki Węglowej. Pierwszy raz zobaczyłem ją w roku 1963.  Odwiedzałem ją dziesiątki razy w ciągu minionych sześćdziesięciu lat. Nie jestem w stanie zliczyć moich przy niej odwiedzin. W moim życiu była zawsze. I zawsze się cieszyłem na spotkanie z nią.  

Sosna Kandelabrowa

Sosna Kandelabrowa już martwa

 Drzewa umierają stojąc.  Nawet sztukę pod tym tytułem kiedyś napisano, grająca w niej główną rolę, wówczas dobiegająca setki sławna Mieczysława Ćwiklińska, w tej sztuce żegnała się z widzami. Drzewa umierają stojąc.  I to drzewo taki los spotkał.  Sosna kandelabrowa umarła nie doczekawszy swojego stulecia, ale niewiele mu do niego zabrakło, chociaż na swój wiek to drzewo nie wyglądało. Jeszcze możemy tę sosnę oglądać, jeszcze możemy ją fotografować. Jak długo jeszcze? Bo przecież w końcu w proch się obróci. Jak po ludziach, tak i po drzewach niektórych z nich żal jest większy... 

A może – pomyślałem  – zanim  sosna kandelabrowa padnie w końcu na piach Łużowej Góry, na przedpolu której wyrosła,  może jednak warto odpowiednio zabezpieczyć, utrwalić jej truchło w niezmienionym kształcie i już jako artefakt umieścić ją w odpowiednim miejscu parkowego gmachu w Izabelinie.

 

 Każda z rosnących tutaj sosen ma swój wyraz, cechy indywidualne, każda ma inną fizys, inny układ konarów, a większość – gdy się im uważnie przyjrzeć  –  budzi zachwyt.  Na przykład taka „Sosna Rodzinna” , jak jej nazwę zaproponowałem. Wydało mi się albowiem, że każde bardziej charakterystyczne z rosnących w tym lesie drzew mogłoby mieć swoją nazwę. Przyznaję, że ten zabieg „uczłowieczania” poprzez nazwę obiektów przyrodniczych, podkradłem to z udostępnionych do zwiedzania utworów geologicznych, różnych skał i skałek  w Sudetach (np.Końskie Łby, Trzy świnki i Twarożnik w Karkonoszach, Fotel Pielgrzyma, Wahadło i Żółw w Górach Stołowych).   A dlaczego ta sosna zasługuje na nazwanie jej  „rodzinną”? Otóż, jak się zdaje    –  mogę tylko przypuszczać, nie jestem bowiem ani dendrologiem, ani drzewiarzem i o ile wiem fachowcy nie interesowali się jeszcze życiem przeszłym tego właśnie drzewa    –  główny pień (lub raczej jego pozostałość) znajduje się wewnątrz piasku, a nad jego powierzchnię wystają tylko jego konary, które przyjęły formę drzew osobnych. Bardzo wdzięczne to drzewo do obfotografowywania. Com czynił z zapałem. A po cichutku przyglądałem się mijających mnie turystom. Proszę sobie wyobrazić; nie dostrzegali tego drzewa. Po prostu i zwyczajnie. Szli przez las i tyle. Ą detale? Nie miały dla nich znaczenia...


Dr Janusz Bobiński, pierwszy kierownik działu naukowego nowo powstałego parku narodowego w Puszczy Kampinoskiej, jako pierwszy  zwrócił uwagę na nazwy pojedynczych drzew. W jego książeczce „W ostępach podstołecznej puszczy”, napisanej wraz z Leonardem Chociłowskim i wydanej w 1967 r. przez PWRiL czekały na mnie Topola Napoleońska, Pamiątkowa Sosna, Niepożyty Jałowiec, Płacząca Sosna, Sosna Parasolowata, Sosna-figa, Lipa-Jeleń, Rosnąca Brama, Sosny Siodlaste i wiele, wiele innych. Wśród nich także Sosna Kandelabrowa, to dr Bobiński był ojcem tej popularnej wśród turystów nazwy tego charakterystycznego drzewa. Przyciągały mnie ku sobie. Stawały się celem moich wędrówek. Jak w górach szczyty i przełęcze, tak w nizinnym lesie one właśnie. Wciąż tamtędy chodzę, najlepiej żółtym szlakiem od Wólki Węglowej, lubię tę trasę i z sympatią patrzę z niego na boki ku tym wszystkim malowniczym krzywulcom sosnowym, rosnącym w otaczającym szlak lesie uroczyska Łuże ... 

Często wędruję przez łużową okolicę, ten las jest bardzo akuratny dla starszego pana, jakim się stałem w ciągu tych swoich sześćdziesięciu pięciu lat kampinoskiego wędrowania. Chodzę teraz spokojnie, nie za szybko, mam czas, by rozglądać się po otoczeniu. Którejś zimy zobaczyłem stojącą w śniegu niezwykłą grupę sosen. Wiele razy musiałem ją mijać, a przecież dopiero tamtej zimy, w otulającym jej konary śniegu, zawołała do mnie. A gdzie tak biegniesz, gdzie ci tak spieszno? Zatrzymaj się, popatrz na mnie. Czyż nie jestem urodna? Nie chciałbyś mnie sfotografować? Taką ośnieżoną? No i zdjąłem ją, nawet nie musiałem schodzić z udeptanej przez turystów Łużowej Drogi, z  żółtego szlaku. W domu przyjrzałem się zdjęciu. Była to rzeczywiście bardzo piękna kompozycja. Jakby dalekie, mazowieckie echo antycznej rzeźby, sławnej Grupy Laokoona z muzeów watykańskich...

.......................................
 



środa, 26 maja 2021

Wielki las w Wielgolesie
   

  Na początku tegorocznego maja pojechałem do Wielgolasu w Puszczy Białej. Do dziś pamiętam jakie wrażenie wywarł na mnie tamtejszy las, gdy go po raz pierwszy zobaczyłem, a było to prawie pół wieku temu. W latach siedemdziesiątych projektowałem szlaki turystyczne w tamtej puszczy. Wtedy serce  mi silniej dla tego lasu zabiło. To i wracam tam co lat kilka. Ostatni raz byłem w Wielgolesie dziewięć lat temu, w kwietniu. Długo mnie tam nie było, za długo...

  Rosną tam sosny ogromne, kłaniają się niebu, a gdy się do nich podchodzi, wtedy kolana same z siebie zginają się do uklęknięcia. Dla ochrony tych sosen w roku 1981 powołano rezerwat przyrody, nosi nazwę " Wielgolas" i jest to fragment lasu naprawdę wielkiego, chociaż nieduży obszar zajmuje, zaledwie 6.73 ha. Niektóre z rosnących tam sosen zdają się nie mieć  sobie równych na podwarszawskim Mazowszu. Gdyby nie ochrona rezerwatowa, nie zobaczyłbym tych 210-letnich sosen. 

     

         Zawsze starałem się odróżniać bór od lasu i w swoim pisaniu o przyrodzie  przypominałem, że w borach najwyższe piętro tworzą drzewa iglaste, a w lasach liściaste. Tutaj to się zupełnie nie zgadza. Chociaż w górnym piętrze dominują sosny, w żadnym wypadku nie jest to bór. Te drzewa rosną na siedlisku lasu świeżego, tu powinien rosnąć typowy subkontynentalny grąd, czyli las dębowo grabowy.

         Potężne sosny w rosnące w rezerwacie, dożywają już swojego kresu i może będą jeszcze żyły lat kilkadziesiąt i  raczej już mniej, niż więcej lat im pozostało. Żyć mogą nawet lat 400, ale takie przypadki zdarzają się wyjątkowo. Najstarsza polska sosna pospolita dosięga właśnie lat 350.  Ile jeszcze lat żyć będą tutejsze?  I co będzie tu rosło potem? Gdy umrą naturalną śmiercią sosny ostatnie, będzie to zupełnie inny las. Niemal zupełnie nie ma tu podrostu sosnowego. Sosny się tutaj nie odnawiają!        

        Jest to jeden z najstarszych fragmentów Puszczy Białej ten rezerwat. Niedaleko stamtąd, przy granicach Pułtuska rośnie typowy mazowiecki bor sosnowy w rezerwacie Popławy, od tego w Wielgolesie starszy o trzy lata. W dokumentach powołujących ten  rezerwat napisano, że jest to drzewostan o cechach zespołu naturalnego,  dwupiętrowy drzewostan z sosną w górnym i grabem w dolnym piętrze, bogatym podszytem i bogatym nie zniekształconym runem, a zbiorowiskiem panującym w rezerwacie jest grąd Tillo-Carpinetum, w którego runie występuje rzadki gatunek turzycy orzęsionej (Carex pilosa). 

        Można wnosić, że te olbrzymie, iglaste drzewa, dzisiaj nadające wyraz rezerwatowi, zostały zasadzone w miejscu, w którym -  być może -  przedtem  sosny nie rosły. Rósł zapewne liściasty grąd dębowo-grabowy.   Te olbrzymie iglaste drzewa, dzisiaj nadające wyraz rezerwatowi, zostały tu zasadzone. Przypadkiem? W niższym pietrze grabów i dębów jest moc, sosen żadnych! Może one tylko czekają, aż sony umrą i wtedy dopiero przystąpią do tego, do czego zostały powołane: do rośnięcia w górę, ku niebu. Ciekawe: czy pozostawi się los tego rezerwatu naturze, gdy nie będzie tu już głównego przedmiotu ochrony?


 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

    W uroczysku Wielgolas leśnicy zachowali sporo okazałych dębów, a niektóre z nich są prawdziwie imponujące, np. zespół trzech dębów, chronionych jako zbiorowy pomnik przyrody, można je zobaczyć tuż przy drodze w bliskim sąsiedztwie wsi Gładczyn  Rządowy, fragment jest na powyższym zdjęciu. I one mogą mieć po lat trzysta. Uświadamiają patrzącemu jak wspaniałym i jak wielkim mógł być ten las okoliczny.   

        Jest jeszcze jeden dąb, rośnie pojedynczo, blisko południowej granicy rezerwatu, przy szerokiej leśnej drodze gospodarczej, ale już poza rezerwatem, po drugiej stronie tej drogi. Nie mierzyłem go, tak na oko ten olbrzym ma co najmniej 450 cm obwodu w pierśnicy i blisko 30 metrów wysokości, a wydaje się być drzewem zdrowym i na schwał.Fotografowałem go z daleka i z bliska, z ustawionym obok przyjacielem, aby zobaczyć przez porównanie, jak ten dąb jest potężny. Dopiero na zdjęciu zobaczyłem, jak bardzo przewyższa okoliczny drzewostan, też zresztą swoje lata mający, bo ponad 80-letni. Jakże piękny tu kiedyś las musiał rosnąc i jak dobrze, że gospodarze tego lasu zostawili dla nas przynajmniej te kilkanaście dębów, mamy co podziwiać! 

    W okolicy Wielgolasu, w otoczeniu czerwono oznakowanego szlaku turystycznego rosną lasy o zupełnie innym charakterze, niż w bliskich okolicach Warszawy, niż innych częściach Puszczy Białej. Znacznie tutaj mniej litych sosnowych borów. Zwraca uwagę siedliskowy typ lasu, zwany lasem świeżym, sporo też lasu wilgotnego, uwagę zwracają stare przestoje dębowe. Drzewa imponują rozmiarami, niektóre objęto ochroną jako pomniki przyrody. Są nie tylko atrakcyjnym urozmaiceniem krajobrazowym, lecz przede wszystkim ostoją ptaków "dziuplaków", które chętnie zakładają gniazda w dziuplach starych drzew. Pozostawianie takich drzew w lesie należy do obowiązków leśnika.             


Za każdym razem moich  bytności w Wielgolesie starałem się odwiedzić także sąsiadujący z rezerwatem zabytkowy dąb. Ogromny, z powodu swojego kształtu przez lud okoliczny zwany Krzywielcem, albo Krzywulcem. Piękne, pociągające urodą i swoim niezwykłym kształtem było to drzewo. Często nie dawał się podejść, bronił do siebie dostępu, można go było fotografować tylko z oddali. Na tym zdjęciu powyżej lepiej go  widać na odbiciu w wodzie... To zdjęcie jest sprzed dziewięciu lat. Wiosna tegoroczna jest także mokra, wciąż pada, pojawiły się już komary i zapowiada się, że w tym roku nam nie odpuszczą i wędrowanie wśród lasu może być katorgą, a nie przyjemnością. W lasach Wielgolasu  zastałem dużo wody. Ale dębu się tak już nie sfotografuje...

 

Powyżej portret Krzywielca, jaki znalazłem na internetowej stronie z Pułtuska. Ja nie mam takiego własnego zdjęcia tego dębu w całości. Oczywiście, że zależało mi na sportretowaniu tego dębu, ale jakiś zły duch stawał mi wciąż  na przeszkodzie, gdy przychodziłem do niego. Dobrego zdjęcia zrobić nie mogłem. Pech? Może i tak, a może rzeczywiście duch drzewa miał mi coś za złe. A to aparat fotograficzny odmówił mi posłuszeństwa, a to pogoda była fatalna, więc poszedłem teraz ku niemu, kałuże wiosennej wody sforsowałem, aby wreszcie spełnić swoją powinność i zrobić upragnione zdjęcie. Zastałem kolosa powalonego. 


    To kolejny okaz zabytkowego drzewa, który umarł na moich niemal oczach; po Opalonym Dębie na kampinoskim uroczysku Żurawiowe, po Sośnie Powstańców w Górkach, Jagiellonie przy Kacapskiej Drodze, po cudownej lipie z Puszczy Białej, którą zdążyłem uchwycić na okładkę przewodnika po Puszczy Białej, po stareńkim grabie w Narcie, a on umarł dopiero co niemal...


        Dąb został wpisany na listę pomników przyrody w roku 1974,  miał w obwodzie na wys.130 cm miał 570 cm, wysoki był na 25 metrów. Był już od kilku lat martwy gdy poprzednio go odwiedzałem w roku 2012. Pomyśleć: tyle teraz wody w tym lesie wokół niego, trudno było dojść suchą nogą, a on umarł w wieku lat około trzystu pięćdziesięciu  w roku 2004 i to z powodu suszy ogromnej, jaka wtedy u nas panowała. Przewrócił się dopiero pod koniec grudnia 2016 roku. Dziewięć lat temu jeszcze stał, fotografowałem go z kłopotami, zbliżała się akurat burza, niebo już było zaciągnięte, zaczynał padać deszcz, towarzyszący mi koledzy pozakładali na siebie przeciwdeszczowe peleryny, a ja, żeby zdjąć Krzywielca musiałem używać lampy błyskowej z powodu tej zapadłej ciemności.

        Nie słyszałem o żadnych legendach, podaniach i klechdach, związanych z tym dębem. Ale dla naszego ludu dąb, to dąb, to potęga i obiekt szacunku. Dęby szanowano od prawieków. Te najwspanialsze, największe, zanim zaczęto nazywać je pomnikami przyrody,  miały status drzew świętych. W Polsce ochrona prastarych drzew była obrzędową.   Wydany w roku 1343 w czasach panowania Kazimierza Wielkiego Statut Wiślicki, przewidywał znaczne kary w naturze za kradzież drewna w lesie lub "ścinanie drzew z pszczołami". Władysław Jagiełło w Statucie Wareckim nakazał zanotować: "Jeśliby kto wszedłszy w las, drzewa które znajdują się być wielkiej ceny jako jest cis albo im podobne podrąbał, tedy może być pojman."

        Sięgnąłem teraz po  prozę Juliana Ejsmonda, po jego Żywoty drzew, bardzo mi jakoś do tego miejsca te Żywoty pasują. Pięknie  pisał i tak jakby o którymś z tych ogromniastych dębów z Wielgolasu w Puszczy Białej...

      

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

„Był w nim głos i ludzkich spraw dawnych i nowych pełnych chwały i pełnych żałości... - A choć bujnie żył tylko słońcem i chwilą, radując się po roślinnemu zdrowym krążeniem soków i smakowitą wilgotością gleby ? W nieśmiertelnej pieśni jego koronnych liści pozostało coś i z owego poszeptu świętych borów, w których  przed tysiącem lat wybujał jego pradziad...  Szum drzewa był tą skarbnicą, w którą idący czas rzucał coraz to nowe dni, smutne i promienne. Coraz to nowy dźwięk przybywał do tej odwiecznej pieśni dębu, coraz to nowy ton wzbogacał mowę drzewa... Ale jeden smutek, dawny jak samo drzewo, towarzyszył mu wiernie... Wszystko bowiem dokoła niego mijało. Lasy ginęły... „

     Teoretycznie Krzywielec mógł  dożyć 1200 lat. Umarł w wieku lat około trzystu. Dlaczego? A bo tak mu się przytrafiło. Jak ludzie, tak i dęby żyją różnie, raz dłużej, a raz nie. Teraz zobaczyłem żałosny strzęp dawnej wielkości, ogromne, leżące truchło, które sfotografować się nie daje w żaden sposób w całości. Tyle razy tu byłem, a żadnego przyzwoitego zdjęcia Krzywukcowi nie zrobiłem. I już nie zrobię, niestety. Miejmy nadzieję, że wkrótce zostanie okryty ciepłą kołderką z mchów i porostów – wyczytałem o nim takie zdanie w pułtuskim periodyku. Nie sądzę, abym to zobaczył, nie wydaje mi się, że jeszcze kiedyś przyjadę odwiedzić  Krzywielca.  Chociaż kto wie, wszak tak pięknie jest w tej okolicy, w samym środku regionu, który romantycznemu poecie zawdzięczają nazwę  Kurpie Gocie. 



    Wioski w tej okolicy przenikają się z puszczą, tworzą niezwykła mozaikę krajobrazów. W XVII wieku pośród puszczy osiedlano Kurpiów, sprowadzanych z okolic Myszyńca. Byli ludźmi obeznanymi z pracą w lesie. Posadowieni zostali na polanach śródleśnych, sami sobie owe gołocie wyrąbali wśród puszczy. Chociaż niektórzy z dzisiejszych mieszkańców tych wiosek, do których i Wielgolas należy, trochę już nie chce przyznawać się do swoich kurpiowskich korzeni,  las wciąż jest obecny w ich życiu. Widzą go za oknami domostw, jak ich ojcowie i dziadowie korzystają z leśnych dobrodziejstw, uprawiają pola pod las podchodzące. Żurawie wyjadają Wielgolasianom dopiero co zasiane przez nich ziarnoziarno, dziki buchtują w zasiewach, jesienią trzęsą się szyby w oknach od głosu zakochanych jeleni w czasie rykowiska, gdy przyjdą mrozy chmary jeleni przychodzą z lasu ku ludzkim sadybom. 



     To zdjęcie, które pomieszczam powyżej, zrobione jest jednak nie w Białej, a w Białowieskiej Puszczy. Wykonał je Adam Wajrak; mam nadzieje, że mi wybaczy ściągnięcie go bez uzgodnienia do tego blogu. W okolicach Wielgolasu zimą na wiejskie pola wychodzą chmary liczące nawet i około stu jeleni; opowiadał mi o tym miejscowy podleśniczy. 

    Puszcza Biała to nie tylko las. I zwierza tu też niemało. Nie darmo  jest też ta puszcza prawnie chronionym obszarem specjalnej ochrony ptaków rangi europejskiej. Obecność starych drzew w puszczy umożliwia bytowanie wielu gatunków pożytecznych ptaków, których obecność sprzyja nie tylko zdrowotności lasu, lecz również zapobiega nadmiernemu rozmnożeniu się szkodników na sąsiadujących z lasem polach uprawnych. Tutaj mają swoje miejsca lęgowe puszczyki, muchołówki, sikory i kowaliki. Większość dębów tutejszych, wielgolaskich, ma gonny pień i wysoko noszą swoją koronę, co świadczy, że przez wiele lat rosły w otoczeniu innych, równie wysokich drzew, musząc walczyć o dostęp do życiodajnego światła słonecznego. Na takich wysokich drzewach, pozostawionych na zrębach, otoczonych nowinami i młodnikami, lubią przesiadywać czyhające na zdobycz ptaki drapieżne, np. myszołowy, a śladami ich bytności są widoczne pozostałości ptasich odchodów pod drzewem.  
    Ale – zawsze przecież jest jakieś ale – dlaczego ich tam mało? Nie mogli zachować tych dębów więcej?

   Ostatnio byłem w Wielgolesie przy świeżej, majowej zieleni. Też nie najgorzej ten las się prezentował.  Podobno aż  pięć gatunków dzięciołów odnotowywali w tym lesie ornitolodzy: dzięcioły czarny, zielony, pstry duży i średni oraz dzięciołek. Świadczy to o urozmaiceniu piętra drzew rezerwatu, bowiem dzięcioły są bardzo wyspecjalizowane i każdy z gatunków "obsługuje" na ogół inny rodzaj drzew; im drzewa starsze, większe i tęższe, tym większy jest dzięcioł, bo potrzebny jest do pracy większy dziób i siła. Gniazduje też w rezerwacie lub jego okolicy maleńki mysikrólik oraz wcale bardzo nieczęsta sowa pójdźka, którą wieczorami łatwiej usłyszeć, niż w dzień zobaczyć, a głos ma charakterystyczny i on właśnie nadał tej sowie nazwę.

      Teraz, w dzisiejszych czasach, niemal każdy ma ze sobą smartfona, to sprytne i usłużne urządzenie, więc dzięki satelitarnemu połaczeniu znalazłem pośrodku puszczy zdjęcie pójdźki, aby moc je tutaj pomieścić. A że w smartfonie ukryto dla mnie asystenta, wystarczyło powiedzieć mu dwa słowa, np. pójdźka głos i zaraz potem na ekranie wyskoczył mi link do głosu pójdźki. Kliknąłem sobie i wysłuchałem z zadowoleniem. 

        Przecież jednak zdaję sobie sprawę, że to trochę nie za bardzo, że powinienem tu przyjechać o zmierzchu kwietniowym, w czas pójdźkowych godów, aby wtedy wysłuchać samczyka, nawołującego swoją wybrankę. Być może w jednym z tych ogromnych dębów mości pójdźka swoje gniazdo lęgowe, być może więc tutaj bym ją usłyszał, ale być może raczej jednak nie, bo jest to naprawdę rzadki ptak w naszym kraju, ocenia się jego liczebność na najwyżej tysiąc sztuk. Więc słucham ja sobie pójdźki w swoim telefonie. Znalazłem w nim nawet takie wyjątkowo intymne nagranie, którego dokonał jeden z ornitologów, w którym po pełnym męskości głosie sowy słychać głos zachwyconej samicy w czasie kopulacji.    


poniedziałek, 14 stycznia 2019



O starych sosnach...
..............................................................................................
 
Do swojego internetowego blogu wkładam teraz kilka swoich zdjęć z odbytej jakiś czas temu wyprawy do obszaru ochrony ścisłej
w  zachodniej części Kampinoskiego Parku Narodowego. Pora była  jesienna, dzień pochmurny, ale sosnowy bor w rezerwacie prezentował się imponująco.

Wśród takich potężnych, wiekowych sosen, jak te spod Wilkowa, przychodzą na myśl słowa Wincentego Pola: Gdyby człek znał po świadomu, Ile skarbów leży w domu, I co tworów Bożych w borze, To by więcej było, może Na tym świecie gwiazd szczęśliwych, Ludzi dobrych i prawd żywych.  Wielki romantyk wiedział co pisze. Czuł Polskę i jej skarby, jak niewielu. 
 
Są takie drzewostany w Puszczy Kampinoskiej, do których nie wypada wchodzić inaczej, niż na palcach, z najwyższym szacunkiem. Mają one w sobie coś, co gnie nam kolana. Przypominają się słowa poety, nazywał się Zbigniew Herbert: Wchodząc do takiego starego boru złóż ręce tak by sen zaczerpnąć, tak jak się czerpie wody ziarno.
  
O Boże, jakaż ona jest ogromna! Jakże wspaniała! Żyje od niespełna dwustu lat, a przecież sosny w naszym kraju mogą dożywać lat czterystu. Tak, jak dąb powszechnie uważany jest za groźnego monarchę, za  ojca, tak sośnie przydziela się rolę matki, u różnych ludów była drzewem świętym. W drzewostanie borowym zdecydowanie matriarchat obowiązuje. Panowie nie mają tu na ogół dostępu, co najwyżej w charakterze sług pomniejszej rangi. Tę fotografię  w starodrzewie pod Kaczubalską Górą wykonała jedna z  towarzyszek moich wędrówek i jestem jej za to bardzo wdzięczny. Nikt mi nigdy nie zrobił zdjęcia, na którym byłbym w takim towarzystwie.
  
Powalone olbrzymy. Nadszedł ich kres i teraz te umarłe drzewa, zalegające dno rezerwatowego boru, rozpoczęły już drugie życie, dziesiątki żywych stworzeń będzie się żywić ich truchłami w nieskończonym, zadziwiającym cyklu życia przyrody. Po to również istnieją rezerwaty, ale i po to, byśmy mogli sobie to uświadamiać, także i po to aby móc podziwiać to piękno. A w pobliżu znalazły miejsce na swój puszczański dom kampinoskie wilki. Wielka rzecz. Dopiero co zobaczyłem w telefonie zaprzyjaźnionego człowieka fotografię wilka zdjętego w czasie jego wędrówki przez teren dawnej wsi Ławy. Rok wcześniej w tej samej okolicy słyszał jak wilki śpiewają. Był pod ogromnym tego wrażeniem.    
Wilki przywędrowały do Kampinoskiego Parku Narodowego zupełnie niedawno. Od wielu, wielu lat ich tu nie było. Ich obecność jest  najlepszym dowodem na to, że Puszcza Kampinoska po sześćdziesięciu latach ochrony i odbudowy w Kampinoskim Parku Narodowym na powrót staje się puszczą. Prawdziwą, a nie tylko z nazwy. Puszczą, w której znajdują dla siebie miejsce do egzystencji tak wymagające zwierzęta jak wilki.  Sporo zdjęć kampinoski wilkom porobiły kamery fotopułapek. Oto jedno z tych zdjęć zrobionych prawie dokładnie trzy lata temu.