Bywają na Mazowszu miejsca, rzeczy i sprawy
niezwyczajnie fascynujące. Takie miejsce jest około Kołbieli, gdzie niedaleko
wioski Głupianka pośród ugorów stoi niewielka murowana kapliczka. Wartości
architektonicznej też nie ma żadnej, a
jednak to jest zabytek niemały, to – zabytek miejsca. Przed wiekami w
tym miejscu, gdzie teraz stoi
kapliczka, mieszkańcy okolicy obchodzili pierwszy dzień przesilenia
wiosennego, jeszcze zanim Polska chrzest przyjęła. Był tam głaz ogromny, już go
nie ma, porąbano go, na kilkudziesięciu furmankach ten porąbany głaz wywozili,
schody z niego przed kościołem zrobiono. Na tym kamieniu były ślady wgłębień i
powiadają, że to wtedy powstały, jak Pan Pan Jezus podróżował po ziemi i
napotkał ten duży kamień i przysiadł by odpocząć.
To
miejsce nazywa się Joście. Ten wyraz oznacza zarówno miejsce, jak i sam obrzęd
wiosenny. Badacze i krajoznawcy, którzy zajmowali się nadświdrzańskim
uroczyskiem, powtarzali jednym głosem, iż słowo joście wywodzi się od
staropolskiego jaście, być może nazwa gwarowa «Joście» oznacza kamień z
wytoczoną miseczką, w której składano ofiarne dary z nabiału podczas świąt
wiosennych.
W
roku 1957 w czasopiśmie krajoznawczym „Ziemia”
ukazał się tekst opisujący
to, co autor tam zobaczył. Zapamiętałem obraz opisanego tam orszaku,
wynurzającego się zza wzgórza od strony wsi, idącego powolnym krokiem, w
poważnym nastroju, na czele idąca przodownicę chóru, podtrzymywaną z obu stron
pod ramiona przez dwie dziewczyny. Jeszcze do ostatnich lat przed drugą wojną w
pobliżu kamienia i tuż obok stojącej kapliczki składano od rana świąteczne pieczywo,
różne mięsiwa i datki pieniężne. Po przybyciu korowodu i odśpiewaniu pieśni,
uczestnicy udawali się do wsi na zabawę, która trwała zwykle do rana dnia
następnego. Pozostawioną przy kamieniu żywność i pieniądze dzielił jeden ze
starszych gospodarzy wsi pomiędzy licznie gromadzących się tu żebraków.
Bardzo
to była podniecając opowieść dla takiego jak ja krajoznawcy. Pod koniec lat
sześćdziesiątych XX wieku wysiadłem z autobusu na kołbielskim rynku i poszedłem
kilka kilometrów ku Jościom. Po wsiach stały wtedy nie murowane, jak teraz, a
drewniane domostwa, samochodów ludzie nie mieli, zaprzężone w konie furmanki na
zaśnieżonej drodze mnie mijały mnie, do kościoła na sumę jechali miejscowi z
Sufczyna, z Radachówki, siedzące na wozach kobiety były okutane w wełniane
chusty. Szedłem wśród egzotycznego dla mnie krajobrazu wsi mazowieckiej.
Jeszcze wtedy nie wiedziałem, że z roku na rok tego krajobrazu będzie coraz
więcej ubywać, że znikną wpierw strzechy, potem znikną drewniane ściany
niosących je domów, a jeszcze potem furmanki gdzieś znikną, koni pociągowych
też już nie będzie.
Kilka
lat zaledwie upłynęło, nie zobaczyłem już wiele z tego, co opisano w „Ziemi”.
Zwyczajnie, wcale nie procesyjnie, gromadą nadeszli około południa ludzie z Głupianki, odśpiewali kilka religijnych pieśni, potem się rozeszli.
Tylko para wiekowych gospodarzy została
na dłużej, on w okazałym kożuchu i baranicy, ona ubrana tradycyjnie, na ludowo,
okryta wełnianą chustą w kratę. Specjalnie na Joście przyjechali. Upływały
lata, wydawało się, że pamięć o Jościach zginie całkiem. Głupianka poczęła się
wyludniać, młodych ubywało i chociaż asfalt połączył wioskę z gminną i
parafialną Kołbielą, młodzi poczęli się budować gdzie indziej, blisko kolei, bo
nie już rolnictwo było ich głównym
zajęciem, pewnie i całkiem słusznie, piaszczysta jest gleba na Jościach i
nieurodzajna, więc już nie orna pola rozciągają się wokół kapliczki, lecz
ugory, na których panoszą się chwasty, a z samosiewu rodzi się na nich las,
więc już nie widać od kapliczki dachów
Radachówki i Majdanu na drugim brzegu Świdra.
Nie tak dawno mieszkańcy Głupianki postanowili
wskrzesić tradycję, korzystając z unijnych środków finansowych Europejskiego
Funduszu Rolnego na rzecz rozwoju
obszarów wiejskich. Pośrodku wsi postawiono tablicę, na której pomieszczone zostały
wszelkie informacje o Jościach, a w Wielkanoc znów ze wsi wyrusza ku niej
procesja i przyodziane w regionalne stroje kołbielskie kobiety śpiewają nabożne
pieśni odszukane w starych śpiewnikach.
Magicznym są miejscem te Joście, gdzie w
przedziwny sposób się spotykają echa
czasów pogańskich z ludową religijnością, a wszystko to wpisane jest w
sympatyczny krajobraz i jeszcze gdzieś tam pośród niego znajduje się cmentarzysko
z młodszej epoki kamienia, bagatela! Ponad cztery tysiące lat temu mieszkali
tutaj ludzie, kto wie, może już wtedy kamień na Jościach miał dla nich
znaczenie religijne, chociaż zapewne nie nazywali tego miejsca Jościami, ale –
w gruncie rzeczy- kto to wie i czy to jest aż tak bardzo ważne? Ma w sobie
jakąś magię cała ta okolica znajdująca się
w ujściu Sienniczki do Świdra. Gdzie, jak gdzie, ale znaki przeszłości
są tutaj szczególniej odczuwalne...
Najczęściej omijamy te znaki z przeszłości, pozostawione na
naszej ziemi przez tych, których już nie ma. Przecież jednak, wpisane w pejzaż
ojczysty, są jego ważną, istotną częścią. Albowiem o
obliczu każdej ziemi najczęściej decydują rzeczy małe...
Najlepiej być na Jościach w dniu dla nich
najważniejszym, w Wielkanocny Poniedziałek. Komunikacja publiczna tam dojechać
nie można, najlepiej samochodem, na drodze od Kołbieli przez Wolę Śufczyńską do
Głupianki położono asfalt, powrócić należy w ten sam sposób. Parkować najlepiej
we wsi w okolicach tablicy informacyjnej. Stamtąd do kapliczki jest około pół
kilometra, każdy we wsi wskaże jak tam dojść.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz