piątek, 20 marca 2015

Magiczne Joście

 
Kapliczka na Jościach na Ziemi Kołbielskiej. Fot. L. Herz


     Bywają na Mazowszu miejsca, rzeczy i sprawy niezwyczajnie fascynujące. Takie miejsce jest około Kołbieli, gdzie niedaleko wioski Głupianka pośród ugorów stoi niewielka murowana kapliczka. Wartości architektonicznej też nie ma żadnej, a  jednak to jest zabytek niemały, to – zabytek miejsca. Przed wiekami w tym  miejscu, gdzie teraz stoi kapliczka,  mieszkańcy okolicy  obchodzili pierwszy dzień przesilenia wiosennego, jeszcze zanim Polska chrzest przyjęła. Był tam głaz ogromny, już go nie ma, porąbano go, na kilkudziesięciu furmankach ten porąbany głaz wywozili, schody z niego przed kościołem zrobiono. Na tym kamieniu były ślady wgłębień i powiadają, że to wtedy powstały, jak Pan Pan Jezus podróżował po ziemi i napotkał ten duży kamień i przysiadł by odpocząć.  
To miejsce nazywa się Joście. Ten wyraz oznacza zarówno miejsce, jak i sam obrzęd wiosenny. Badacze i krajoznawcy, którzy zajmowali się nadświdrzańskim uroczyskiem, powtarzali jednym głosem, iż słowo joście wywodzi się od staropolskiego jaście, być może nazwa gwarowa «Joście» oznacza kamień z wytoczoną miseczką, w której składano ofiarne dary z nabiału podczas świąt wiosennych.
W roku 1957 w czasopiśmie krajoznawczym „Ziemia”  ukazał się tekst opisujący to, co autor tam zobaczył. Zapamiętałem obraz opisanego tam orszaku, wynurzającego się zza wzgórza od strony wsi, idącego powolnym krokiem, w poważnym nastroju, na czele idąca przodownicę chóru, podtrzymywaną z obu stron pod ramiona przez dwie dziewczyny. Jeszcze do ostatnich lat przed drugą wojną w pobliżu kamienia i tuż obok stojącej kapliczki składano od rana świąteczne pieczywo, różne mięsiwa i datki pieniężne. Po przybyciu korowodu i odśpiewaniu pieśni, uczestnicy udawali się do wsi na zabawę, która trwała zwykle do rana dnia następnego. Pozostawioną przy kamieniu żywność i pieniądze dzielił jeden ze starszych gospodarzy wsi pomiędzy licznie gromadzących się tu żebraków.   
Bardzo to była podniecając opowieść dla takiego jak ja krajoznawcy. Pod koniec lat sześćdziesiątych XX wieku wysiadłem z autobusu na kołbielskim rynku i poszedłem kilka kilometrów ku Jościom. Po wsiach stały wtedy nie murowane, jak teraz, a drewniane domostwa, samochodów ludzie nie mieli, zaprzężone w konie furmanki na zaśnieżonej drodze mnie mijały mnie, do kościoła na sumę jechali miejscowi z Sufczyna, z Radachówki, siedzące na wozach kobiety były okutane w wełniane chusty. Szedłem wśród egzotycznego dla mnie krajobrazu wsi mazowieckiej. Jeszcze wtedy nie wiedziałem, że z roku na rok tego krajobrazu będzie coraz więcej ubywać, że znikną wpierw strzechy, potem znikną drewniane ściany niosących je domów, a jeszcze potem furmanki gdzieś znikną, koni pociągowych też już nie będzie.  
Kilka lat zaledwie upłynęło, nie zobaczyłem już wiele z tego, co opisano w „Ziemi”. Zwyczajnie, wcale nie procesyjnie, gromadą nadeszli około południa ludzie z Głupianki, odśpiewali  kilka religijnych pieśni, potem się rozeszli. Tylko para  wiekowych gospodarzy została na dłużej, on w okazałym kożuchu i baranicy, ona ubrana tradycyjnie, na ludowo, okryta wełnianą chustą w kratę. Specjalnie na Joście przyjechali.    Upływały lata, wydawało się, że pamięć o Jościach zginie całkiem. Głupianka poczęła się wyludniać, młodych ubywało i chociaż asfalt połączył wioskę z gminną i parafialną Kołbielą, młodzi poczęli się budować gdzie indziej, blisko kolei, bo nie już rolnictwo było  ich głównym zajęciem, pewnie i całkiem słusznie, piaszczysta jest gleba na Jościach i nieurodzajna, więc już nie orna pola rozciągają się wokół kapliczki, lecz ugory, na których panoszą się chwasty, a z samosiewu rodzi się na nich las, więc  już nie widać od kapliczki dachów Radachówki i Majdanu na drugim brzegu Świdra. 
Nie tak dawno mieszkańcy Głupianki postanowili wskrzesić tradycję, korzystając z unijnych środków finansowych Europejskiego Funduszu Rolnego  na rzecz rozwoju obszarów wiejskich. Pośrodku wsi postawiono  tablicę, na której pomieszczone zostały wszelkie informacje o Jościach,  a  w Wielkanoc znów ze wsi wyrusza ku niej procesja i przyodziane w regionalne stroje kołbielskie kobiety śpiewają nabożne pieśni odszukane  w starych śpiewnikach.
Magicznym są miejscem te Joście, gdzie w przedziwny sposób się  spotykają echa czasów pogańskich z ludową religijnością, a wszystko to wpisane jest w sympatyczny krajobraz i jeszcze gdzieś tam pośród niego znajduje się cmentarzysko z młodszej epoki kamienia, bagatela! Ponad cztery tysiące lat temu mieszkali tutaj ludzie, kto wie, może już wtedy kamień na Jościach miał dla nich znaczenie religijne, chociaż zapewne nie nazywali tego miejsca Jościami, ale – w gruncie rzeczy- kto to wie i czy to jest aż tak bardzo ważne? Ma w sobie jakąś magię cała ta okolica znajdująca się  w ujściu Sienniczki do Świdra. Gdzie, jak gdzie, ale znaki przeszłości są tutaj szczególniej odczuwalne...
Najczęściej omijamy te znaki z przeszłości, pozostawione na naszej ziemi przez tych, których już nie ma. Przecież jednak, wpisane w pejzaż ojczysty, są jego ważną, istotną częścią. Albowiem o obliczu każdej ziemi najczęściej decydują rzeczy małe...


Najlepiej być na Jościach w dniu dla nich najważniejszym, w Wielkanocny Poniedziałek. Komunikacja publiczna tam dojechać nie można, najlepiej samochodem, na drodze od Kołbieli przez Wolę Śufczyńską do Głupianki położono asfalt, powrócić należy w ten sam sposób. Parkować najlepiej we wsi w okolicach tablicy informacyjnej. Stamtąd do kapliczki jest około pół kilometra, każdy we wsi wskaże jak tam dojść.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz