Przedwiośnie
Śnieżyczki. Fot.L.Herz |
Na żurawiowym szlaku
U
końca zimy tęsknie wypatruje się powrotu bociana. Zanim jednak bociany z powrotem przybędą
tutaj na dobre, do Polski wpierw powracają
żurawie. Większe od bocianów i bardziej dostojne. Pojawiają się jak
zwykle, niespodziewanie i dyskretnie, Ni stąd, ni zowąd, wtedy gdy jeszcze
śnieg leży w lasach i często nawet wtedy, gdy bagna skute są lodem. Termin
przylotu zdaje się zupełnie nie zależeć od pogody.
Kto
raz usłyszał żurawi klangor i hejnał żurawi, ten tego głosu nie zapomni już
nigdy. Żurawie to ptaki symbole, ptaki
nieskażonej przyrody, budzące z nas tęsknotę za tym, co zdaje się być
niedostępne, „Stójmy! - jak cicho! -
słyszę ciągnące żurawie, / Których by nie dościgły źrenice sokoła”. To Adam
Mickiewicz w sonecie „Stepy akermańskie”. Któż o nich nie pisał. Któż do nich
nie wzdychał. Nie tylko wielki Mickiewicz.
To
bardzo piękny ptak. Kto wie, czy ze wszystkich polskich ptaków nie
najwspanialszy. Na pewno najbardziej dostojny.
I głos ma jak żaden inny. Do przyrody trzeba mieć słuch polifoniczny. W
wiosennym lesie o poranku rozgwar ptasi
jest ogromny i bardzo trudno się w tym wszystkim połapać, głosy nakładają się
na siebie, ze sobą mieszają, wszystko to bardzo harmonijne, ale dla nieobytego
z teatrem przyrody laika praktycznie niemożliwe do usłyszenia, odróżnienia, do
wyróżnienia.
Druga
połowa marca jest na Mazowszu najlepszym czasem na wędrówkę ku żurawim ostojom,
aby posłuchać koncertujących ptaków,
ekscytującego klangoru i donośnych fanfar, dobiegających z głębi
mazowieckich bagien. Rzecz nadzwyczajna, lecz prawdziwa: są także w najbliższym
otoczeniu Warszawy, zakładając gniazda w miejscach oddalonych zaledwie o kilka
kilometrów od granic miasta. To wielki dla tego miasta zaszczyt.
Chcąc posłuchać żurawiowego klangoru o
przedwiośniu powinno się odwiedzić Kampinoski Park Narodowy, najlepiej pieszo wędrując dobrze oznakowanym, acz dość niełatwym o tej
porze roku, niebieskim szlakiem turystycznym, wiodącym od autobusu (linia 719)
w Zaborowie do Zaborowa Leśnego. Z
wędrówką tą należy się spieszyć, gdy bowiem żurawie zasiądą na gniazdach,
zamilkną. Będą się odzywać tylko o świcie i zmierzchu, pogodnymi dniami witając
i żegnając dzień.
Palmowa Niedziela w kurpiowskiej wsi
Łyse
Niedziela Palmowa w Łysych na Kurpiach. Fot. D.Herz |
Na
północy Mazowsza znajdują się Kurpie, jeden z najbardziej interesujących
regionów etnograficznych w kraju. Na Kurpiach rozciągają się pozostałości
wielkiej niegdyś Puszczy Zielonej. Jest za Myszyńcem najlepiej zachowany
fragment tej puszczy, chroniony w rezerwacie „Czarnia” wiekowy bór sosnowy. W
Nowogrodzie nad Narwią jest skansen etnograficzny i są tam zachowane przykłady
ludowego budownictwa kurpiowskiego. W Kadzidle znajduje się Zagroda Kurpiowska,
ją też powinno się zobaczyć. W Niedzielę Palmową należy być w kurpiowskiej wsi
Łyse. Przez jeden dzień w roku Łyse stają się jedną z ważniejszych miejscowości
w Polsce. Zjeżdżają tu wielotysięczne rzesze z całego kraju i z zagranicy,
politycy i ambasadorowie, aby być świadkami pięknej uroczystości religijnej i
folklorystycznej.
Obchody Palmowej Niedzieli w Łysych
zobaczyć trzeba. To jedno z największych doznań, jakie oferuje Polska. Dojechać
tam trzeba własnym sposobem, komunikacją publiczną nie jest to możliwe. Do Łysych jest z Warszawy
ok.160 km w jedną stronę. Wyjazd szosą
nr 61 przez Pułtusk 110 km do Ostrołęki, tam w kier. Myszyńca tylko 25 km do
Kadzidła, a stamtąd przez Lipniki 15 km do Łysych.
Na
ogromnym parkingu przed frontonem drewnianego kościoła (bo jest we wsi i nowy
kościół murowany) powinno się być ok
g.9.00, zanim przyjadą liczne wycieczki autokarowe z całej Polski. Wtedy zrobi
się tłoczno. Wcześniej jest możliwość wygodnego zwiedzania i fotografowania
wnętrza. drewnianego kościoła, zamienionego w muzeum. Są tam zgromadzone palmy,
biorące udział w konkursie Palma Kurpiowska. Młodzież w strojach chętnie pozuje
do zdjęć. Po obu stronach świątyni trwa kiermasz wyrobów rękodzieła ludowego i
wypieków wielkanocnych. Sporo się tam daje zostawić pieniędzy.
Ok.
g.11 przed drewnianym kościołem odbywa się poświęcenie palm i stamtąd procesja
pod przewodem biskupa wyrusza do nowego kościoła, w którym jest odprawiana
uroczysta Msza Św.
Mazowieckie wilki
Wilk jak się patrzy. Fot. L.Herz |
Ostatnimi laty
pojawiły się na Mazowszu dwie watahy wilków; jedna w kurpiowskiej Puszczy
Zielonej, druga w Puszczy Białej. Niełatwo być w Polsce wilkiem. Lęk przed nim jest zakorzeniony w nas bardzo
głęboko. O złym wilku można nieskończenie. Karmimy strachem przed nim nasze
dzieci. Wilk jest dziki, wilk jest zły, wilk ma bardzo ostre kły. Tym strachem
karmimy swoje dzieci. Wilk chciał zjeść Czerwonego Kapturka. A tak naprawdę to
wilk nigdy nie był groźny dla człowieka, chociaż zawsze zagrażał hodowanej
przez ludzi trzodzie i bydłu. Był naszym konkurentem i to niezwykle
uzdolnionym. Dzisiaj do walki z wilkami nawołują ci, którzy jego konkurencją są
najbardziej zagrożeni – myśliwi. Jelenie dla wilka? Wara mu. Tylko my mamy
prawo je ubijać.
Wilk jest dobrym zwierzęciem. Ma silnie
rozwinięty instynkt rodzinny Przez lornetkę obserwowałem kiedyś wilczą rodzinę;
przedtem nie miałem możliwości oglądania tak wielkiej porcji rodzinnej miłości
pośród zwierząt.
Przez wieki uczyliśmy się nienawiści do wilka.
Czy uda się tę nienawiść usunąć z umysłów człowieka? A jeśli się uda, czy nie
nastąpi to dopiero wtedy, gdy „ostatniego poniosą już wilka”? „Nie taki wilk
strasznym jak go malują” mówi stare przysłowie. Obecność wilków dla
zdrowotności zwierzyny leśnej jest wręcz niezbędna, dla człowieka praktycznie
niegroźna. Niezwykle jednak wzbogaca ta
obecność nasz stosunek do przyrody.
Podniecająca może być wędrówka leśnymi
duktami rozległej Puszczy Białej w okolicach Broku i Długosiodła, to tam bytują
nasze mazowieckie wilki. Prawie na pewno
ich nie zobaczymy, są zbyt
ostrożne, aby nam się bez powodu pokazywać. Nie da się ukryć jednak, że
świadomość ich tam obecności znacznie wzmacnia emocjonalną wartość tej puszczy.
Bo przecież gdzieś tam, obok nas, niemal o krok od przebywanego przez nas
szlaku, żyją swobodnie te wspaniałe drapieżniki. I to wcale nie tak daleko od
Warszawy.
Ligawka
z Sadownego
Ligawka z Sadownego. Fot.L.Herz |
W
dolinie Bugu jest wieś Sadowne, a w niej
Muzeum Ziemi Sadowieńskiej, gromadzące wszystko, co tyczy się okolicy, w tym imponujący zbiór żeliwnych
żelazek „na dusze,, i „na węgle". Muzeum to jest niezwykłe. To zbiór
rzeczy wszelakich. Założone zostało przy szkole, większość zgromadzonych tam
rzeczy została przyniesiona przez szkolne dzieci.
W
Sadownem można obejrzeć m.in. obejrzeć m.in. zbiór interesujących ligawek z
okolicy. Ligawka to już całkowicie zapomniany instrument, a zapewne – jak
przypuszczał Zygmunt Gloger – „najstarsze to z narzędzi muzycznych” w Polsce.
Pisał Oskar Kolberg, że jest to trąba „z drzewa za pomocą toporka i cyganka
wystrugana, zwykle z dwóch połówek dla łatwiejszego wewnątrz wyżłobienia
złożona, chrapliwym głosem przeraźliwie razi uszy, z bliska; z odległości zaś
dochodzące uszu naszych, ton jej jest, jak powiedziano, wieczorną modlitwą
pasterzy, trwożącą drapieżnego zwierza, a polecającą Bogu straż i opiekę
dobytku ubogiego wieśniaka”.
Wraz
z wytępieniem wilka i postępującym zmniejszaniem się obszarów puszczańskich gra
na ligawce stała się przede wszystkim jednym z najoryginalniejszych zwyczajów
adwentowych, charakterystycznym dla całego Mazowsza i Podlasia i Litwy. Gra na
ligawce miała być „symbolem trąby Archanioła, mającego zwiastować światu rychłe
przyjście Zbawiciela. Ligawek w sadowieńskim muzeum jest kilka.
Do
Sadownego z Warszawy ok.90 km, najlepiej jechać przez Marki, Wyszków, Łochów,
wpierw szosą nr 7, potem 62, na koniec nr 50, Muzeum jest otwarte we wtorki i
czwartki w g. 8-16, w piątki do 12, tel: 603 51 00 90, email: muzeumsadowne@poczta.net.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz