Nadrzewne kapliczki z magicznej Bartnicy
Moja pierwsza wycieczka przez Puszczę Bolimowską prowadziła tamtędy. To była długa, wytężająca, całodzienna wycieczka. Później, w latach następnych, gdy coraz mocniej zacząłem wsiąkać w krajoznawstwo, dowiedziałem się, że ta droga, nosząca nazwę Drogi Łowickiej, jest historycznym traktem, przez wieki wiodącym od Łowicza przez Puszczę
Bolimowską ku Rawie Mazowieckiej. W czasach książąt mazowieckich i
długo
jeszcze potem był to trakt bardzo ważny, o znaczeniu dorównującym
dzisiejszym głównym szosom.
Podróżowali Drogą Łowicką wojewodowie, książęta, królowie i prymasi. Tym traktem szła zapewne małopolska
armia Władysława Jagiełły pod przewodem samego króla, zdążającego ku
polom Grunwaldu. Najczęściej jednak
podróżowała szlachta, przeważnie do grodu na roki sądowe "bo
nie było prawie szlachcica, który by nie chadzał do prawa, nie
potrzebował oblatować jakiegoś przywileju, munimentu, intercyzy;
aktykować czegoś ku wiecznej rzeczy pamięci, obdukować,
manifestować się lub protestować" (Władysław Łoziński,
1907 r.). Tędy wreszcie, jeszcze w 2 połowie XVIII w. ciągnęli
sprzedawcy i kupcy na słynny łowicki jarmark koński "na
świętego Mateusza". W ostatnich latach drogę zmodernizowano i
poszerzono, przystosowując do ciężkich pojazdów, które obecnie
są używane do transportu dłużyc, wyciętych w lesie.
W czasach swojej młodości wcale często z plecakiem wędrowałem
tą drogą. Wędrówkę zaczynałem w Nieborowie, czasem jeszcze wcześniej,
na stacyjce kolejowej w Mysłakowie koło Łowicza, zanim zanurzyłem się w lesie, zwiedzałem Arkadię i Nieborów. Wędrówkę kończyłem na przystanku kolejowym
Rawka koło Skierniewic, Rawka wtedy nie była jeszcze skierniewicką
dzielnicą. W latach mojej młodości, a przypadły one na lata
sześćdziesiąte ubiegłego wieku, tak się wtedy chodziło.
Od strony Nieborowa las był ogrodzony, to była pozostałość jeszcze z czasów radziwiłłowskich, a
ogrodzenie zapobiegało wychodzeniu leśnej zwierzyny na uprawne pola. Do
lasu wchodziłem przez bramę. Bylem akurat świadkiem, jak furmanka
wjeżdżała do lasu. Chłop otworzył bramę i potem, jak już tam wjechał,
zamknął za sobą.Tak było, chociaż trudno w to dzisiaj uwierzyć. W
tamtych czasach takie ogrodzenia z bramami także i w innych większych
kompleksach leśnych. Takie były wtedy zwyczaje. Przedwojenne one były...
Za
bramą zaczynała się leśna droga. Szło się nią i szło, trwało to i
trwało, wokół rósł las, nic, tylko las. Z Mysłakowa do Rawki ł szmat drogi, ponad 27 km jednym ciągiem, skrócić trasy
się nie dało. W sumie jednak to był szlak dość nudnawy, las
po obu stronach drogi, żadnych polan, bez przerwy sosnowe bory, porastające równinne,
sandrowe piaszczyska. Jedno tylko miejsce się wyróżniało. Wyróżnia się
nadal, byłem tam dość niedawno. To skrzyżowanie Drogi Łowickiej z
poprzecznym duktem, w którego otoczeniu rośnie sporo dębów.
Najładniejsze dwa rosną przy samym skrzyżowaniu, jeden z nich jest
pomnikiem przyrody. Na dębach umieszczono kapliczki nadrzewne, a okolica
zwana jest Bartnicą i zdaje się wskazywać na to, że kiedyś znajdował się tutaj bór bartny.
W Bartnicy wśród Puszczy Bolimowskiej |
To
miejsce przy Drodze Łowickiej w Bartnicy jest miejscem przedziwnym,
magicznym. Nadrzewne kapliczki tego rodzaju są w Polsce dość
powszechne. W niektórych regionach, np. w Karpatach, szczególnie na
Podhalu, przybierają wyrafinowaną niekiedy formę artystyczną.
Zawsze są wyrazem religijności wiejskiej. Często są wyrazem
wdzięczności za otrzymane łaski, jako wota dziękczynne za
uzdrowienie, ocalenie, szczęśliwe narodziny. Jednocześnie mają
zapewnić dalsze łaski i opiekę. Najczęściej, tak jak i tutaj
zapewne, strzegą tych, którym wypadła droga przez las, a w lesie –
jak wiadomo – czai się moc niebezpieczeństw.
Opowiadają,
że w tym miejscu straszy Zły. Dlatego więc na drzewach umieszcza
się kapliczki i wianki. Kapliczek musi być pięć, a wieńców
siedem, razem dwanaście, i dopiero wtedy Zły do człowieka
przystępu mieć tutaj nie będzie. Dlaczego akurat dwanaście i
dlaczego kapliczek pięć, a wianków siedem, tego informatorzy
powiedzieć autorowi nie umieli. Warto więc powiedzieć, iż te
wszystkie liczby mają nie tylko ukrytą symbolikę, lecz mają
czasem znaczenie również magiczne. Dwunastka z dawien dawna,
zarówno wśród pogan, także Żydów i chrześcijan, była liczbą
szczególnie cenioną. Dwunastka może posłużyć za wieloraką
miarę, ponieważ stanowi pewien środek między wiele, a mało.
Siódemka w Starym Testamencie jest liczbą świętą, ponieważ Bóg
po stworzeniu świata odpoczął właśnie dnia siódmego. Tajemnicze
wizje Apokalipsy mówią o siedmiu pieczęciach, siedmiu grzmotach,
siedmiu trąbach, plagach, jest siedem cnót i siedem grzechów
głównych, siedem demonów wypędzał Jezus z Magdaleny I o
symbolice liczby pięć wiele można powiedzieć. Werdług pitagorejczyków liczba pięć oznacza wesele, zaślubiny. Św. Augustyn odnosił liczbę pięć do zmysłów człowieka, pięć panien mądrych to te, które powstrzymują się od uciech zmysłowych. Ale, rozważania rozważaniami, czy ci co owych pięć kapliczek w Bartnicy wieszali, wiedzieli coś o pitagorejczykach i kim oni byli? Albo chociaż o Św.Augustynie? Więc, a może, kto wie? zapewne wszystko to spekulacje i tyle...
W
czasie swojego pobytu w Nieborowie Puszczę Bolimowską odwiedził
znakomity polski pisarz, niezrównany artysta reportażu Ryszard
Kapuściński (1932-2007). Zanotował w „Lapidarium II”: „O
świcie (słońce, wreszcie słońce!) poszedłem do Puszczy
Bolimowskiej. Idąc z pałacu, najpierw mija się pochylone, ciężkie
od rosy łany zboża, potem jakieś podmokłe, wysrebrzone łąki,
wreszcie jest las, od razu wysoki, stary, dawno tu zasiedziały,
władczy. Przeszedłem obok gajówki Siwice, minąłem gajówkę
Polesie, przesieki, rowy, aż w końcu dotarłem do środka puszczy.
Rosły tu dwa wiekowe, rozłożyste dęby, do jednego przymocowana
była kapliczka. Pod obrazem stały w słoikach dwa pęczki konwalii
- plastikowych. Spotkałem chłopa z sąsiedniej wioski - Borowiny.
Urodził się w tych lasach i tu przeżył życie: ma 67 lat. (...)
Powiedział mi, że miejsce, w którym stoimy, nazywa się Sarnia
Linia i że stała tu [w tych lasach; przypis LH] kiedyś leśniczówka
Kaczew (bo niedaleko były bagna, a na nich roje kaczek). Teraz
„poszła melioracja", ale i tak niedawno widział dwa łosie.
Wielkie.
Poprawia
coś przy swoim rowerze i mówi: „Czasem jak se jadę tą drogą,
takie mnie myśli nachodzą, że to się w głowie nie mieści".
Ale
jakie są to myśli, czego dotyczą, a przede wszystkim dlaczego nie
mieszczą się w jego głowie - tego już nie powiedział.”
.
Przy
opracowywaniu tej opowieści korzystałem m.in. z następujących
pozycji literatury: Baranowski Bohdan – W kręgu upiorów i
wilkołaków, Wyd.Łódzkie 1981; Forstner Dorothea – Świat
symboliki chrześcijańskiej, Pax 1990; Kapuściński Ryszard –
Lapidarium II, Czytelnik 1995; Kopaliński Władysław – Słownik
symboli, Wiedza powszechna 1990. Wykorzystałem w tej opowieści fragmenty mojego przewodnika "Bolimowski Park Krajobrazowy", wyd.Rewasz, 2011; w niewielkiej na szczęście części, ale jednak trochę się zdezaktualizował.
Panie Lechosławie,
OdpowiedzUsuńw piękny sposób opisuje Pan nasze Mazowsze. Bardzo często wracam do Pańskich książek (mam cały cykl mazowiecki, mam nadzieję, że to nie koniec) Chciałbym mieć do Pana prośbę - czy mógłby Pan napisać coś na temat okolic jezior Rydwan i Okręt? Często tam bywam i tak naprawdę niewiele wiem o tym miejscu.
Załączam pozdrowienia.
Bardzo lubię Pana blog, zwłaszcza gdy daje Pan stare zdjęcia, w tym nieistniejących wsi jak np Karolinów Dziękuję, pozdrowienia!
OdpowiedzUsuńPS Zapomniałem się podpisać - Jerzy Trammer, wychowany na Pana przewodnikach
OdpowiedzUsuń