sobota, 19 września 2020


Nadrzewne kapliczki z magicznej Bartnicy   

Moja pierwsza wycieczka przez Puszczę Bolimowską prowadziła tamtędy. To była długa, wytężająca, całodzienna  wycieczka. Później, w latach następnych, gdy coraz mocniej zacząłem  wsiąkać w krajoznawstwo, dowiedziałem się, że ta droga, nosząca nazwę Drogi Łowickiej,  jest historycznym traktem, przez wieki wiodącym od Łowicza przez Puszczę Bolimowską  ku Rawie Mazowieckiej. W czasach książąt mazowieckich i długo jeszcze potem był to trakt bardzo ważny, o znaczeniu dorównującym dzisiejszym głównym szosom. 
Podróżowali Drogą Łowicką wojewodowie, książęta, królowie i prymasi. Tym traktem szła  zapewne małopolska armia Władysława Jagiełły pod przewodem samego króla, zdążającego ku polom Grunwaldu. Najczęściej jednak podróżowała szlachta, przeważnie do grodu na roki sądowe "bo nie było prawie szlachcica, który by nie chadzał do prawa, nie potrzebował oblatować jakiegoś przywileju, munimentu, intercyzy; aktykować czegoś ku wiecznej rzeczy pamięci, obdukować, manifestować się lub protestować" (Władysław Łoziński, 1907 r.). Tędy wreszcie, jeszcze w 2 połowie XVIII w. ciągnęli sprzedawcy i kupcy na słynny łowicki jarmark koński "na świętego Mateusza". W ostatnich latach drogę zmodernizowano i poszerzono, przystosowując do ciężkich pojazdów, które obecnie są używane do transportu dłużyc, wyciętych w lesie. 
      W czasach swojej młodości wcale często z plecakiem wędrowałem tą drogą. Wędrówkę zaczynałem w Nieborowie, czasem jeszcze wcześniej, na stacyjce kolejowej w Mysłakowie koło Łowicza, zanim zanurzyłem się w lesie, zwiedzałem Arkadię i Nieborów. Wędrówkę kończyłem na przystanku kolejowym Rawka koło Skierniewic, Rawka wtedy nie była jeszcze skierniewicką dzielnicą.  W latach mojej młodości, a przypadły one na lata sześćdziesiąte ubiegłego wieku, tak się wtedy chodziło. 
    Od strony Nieborowa las był ogrodzony, to była pozostałość jeszcze z czasów radziwiłłowskich, a ogrodzenie zapobiegało wychodzeniu leśnej zwierzyny na uprawne pola. Do lasu wchodziłem przez bramę. Bylem akurat świadkiem, jak furmanka wjeżdżała do lasu. Chłop otworzył bramę i potem, jak już tam wjechał, zamknął za sobą.Tak było, chociaż trudno w to dzisiaj uwierzyć. W tamtych czasach takie ogrodzenia z bramami także i w innych większych kompleksach leśnych. Takie były wtedy zwyczaje. Przedwojenne one były...
    Za bramą zaczynała się leśna droga. Szło się nią i szło, trwało to i trwało, wokół rósł las, nic, tylko las. Z Mysłakowa do Rawki ł szmat drogi, ponad 27 km jednym ciągiem, skrócić trasy się nie dało. W sumie jednak to był szlak dość nudnawy,  las po obu stronach drogi, żadnych polan, bez przerwy sosnowe bory, porastające równinne, sandrowe piaszczyska. Jedno tylko miejsce się wyróżniało. Wyróżnia się nadal, byłem tam dość niedawno. To skrzyżowanie Drogi Łowickiej z poprzecznym duktem, w którego otoczeniu rośnie sporo dębów. Najładniejsze dwa rosną przy samym skrzyżowaniu, jeden z nich jest pomnikiem przyrody. Na dębach umieszczono kapliczki nadrzewne, a okolica zwana jest Bartnicą i zdaje się wskazywać na to, że kiedyś znajdował się tutaj bór bartny.
   

W Bartnicy wśród Puszczy Bolimowskiej
     
 
    To miejsce przy Drodze Łowickiej w Bartnicy jest miejscem przedziwnym, magicznym. Nadrzewne kapliczki tego rodzaju są w Polsce dość powszechne. W niektórych regionach, np. w Karpatach, szczególnie na Podhalu, przybierają wyrafinowaną niekiedy formę artystyczną. Zawsze są wyrazem religijności wiejskiej. Często są wyrazem wdzięczności za otrzymane łaski, jako wota dziękczynne za uzdrowienie, ocalenie, szczęśliwe narodziny. Jednocześnie mają zapewnić dalsze łaski i opiekę. Najczęściej, tak jak i tutaj zapewne, strzegą tych, którym wypadła droga przez las, a w lesie – jak wiadomo – czai się moc niebezpieczeństw.
        Opowiadają, że w tym miejscu straszy Zły. Dlatego więc na drzewach umieszcza się kapliczki i wianki. Kapliczek musi być pięć, a wieńców siedem, razem dwanaście, i dopiero wtedy Zły do człowieka przystępu mieć tutaj nie będzie. Dlaczego akurat dwanaście i dlaczego kapliczek pięć, a wianków siedem, tego informatorzy powiedzieć autorowi nie umieli. Warto więc powiedzieć, iż te wszystkie liczby mają nie tylko ukrytą symbolikę, lecz mają czasem znaczenie również magiczne. Dwunastka z dawien dawna, zarówno wśród pogan, także Żydów i chrześcijan, była liczbą szczególnie cenioną. Dwunastka może posłużyć za wieloraką miarę, ponieważ stanowi pewien środek między wiele, a mało. Siódemka w Starym Testamencie jest liczbą świętą, ponieważ Bóg po stworzeniu świata odpoczął właśnie dnia siódmego. Tajemnicze wizje Apokalipsy mówią o siedmiu pieczęciach, siedmiu grzmotach, siedmiu trąbach, plagach, jest siedem cnót i siedem grzechów głównych, siedem demonów wypędzał Jezus z Magdaleny I o symbolice liczby pięć wiele można powiedzieć. Werdług pitagorejczyków liczba pięć oznacza wesele, zaślubiny. Św. Augustyn odnosił liczbę pięć do zmysłów człowieka, pięć panien mądrych to te, które powstrzymują się od uciech zmysłowych. Ale, rozważania rozważaniami, czy ci co owych pięć kapliczek w Bartnicy wieszali, wiedzieli coś o pitagorejczykach i kim oni byli? Albo chociaż o Św.Augustynie? Więc, a może, kto wie? zapewne wszystko to spekulacje i tyle...
W czasie swojego pobytu w Nieborowie Puszczę Bolimowską odwiedził znakomity polski pisarz, niezrównany artysta reportażu Ryszard Kapuściński (1932-2007). Zanotował w „Lapidarium II”: „O świcie (słońce, wreszcie słońce!) poszedłem do Puszczy Bolimowskiej. Idąc z pałacu, najpierw mija się pochylone, ciężkie od rosy łany zboża, potem jakieś podmokłe, wysrebrzone łąki, wreszcie jest las, od razu wysoki, stary, dawno tu zasiedziały, władczy. Przeszedłem obok gajówki Siwice, minąłem gajówkę Polesie, przesieki, rowy, aż w końcu dotarłem do środka puszczy. Rosły tu dwa wiekowe, rozłożyste dęby, do jednego przymocowana była kapliczka. Pod obrazem stały w słoikach dwa pęczki konwalii - plastikowych. Spotkałem chłopa z sąsiedniej wioski - Borowiny. Urodził się w tych lasach i tu przeżył życie: ma 67 lat. (...) Powiedział mi, że miejsce, w którym stoimy, nazywa się Sarnia Linia i że stała tu [w tych lasach; przypis LH] kiedyś leśniczówka Kaczew (bo niedaleko były bagna, a na nich roje kaczek). Teraz „poszła melioracja", ale i tak niedawno widział dwa łosie. Wielkie.
Poprawia coś przy swoim rowerze i mówi: „Czasem jak se jadę tą drogą, takie mnie myśli nachodzą, że to się w głowie nie mieści". Ale jakie są to myśli, czego dotyczą, a przede wszystkim dlaczego nie mieszczą się w jego głowie - tego już nie powiedział.” .

    Przy opracowywaniu tej opowieści korzystałem m.in. z następujących pozycji literatury: Baranowski Bohdan – W kręgu upiorów i wilkołaków, Wyd.Łódzkie 1981; Forstner Dorothea – Świat symboliki chrześcijańskiej, Pax 1990; Kapuściński Ryszard – Lapidarium II, Czytelnik 1995; Kopaliński Władysław – Słownik symboli, Wiedza powszechna 1990. Wykorzystałem w tej opowieści fragmenty mojego przewodnika "Bolimowski Park Krajobrazowy", wyd.Rewasz, 2011; w niewielkiej na szczęście części, ale jednak trochę się zdezaktualizował. 



3 komentarze:

  1. Panie Lechosławie,
    w piękny sposób opisuje Pan nasze Mazowsze. Bardzo często wracam do Pańskich książek (mam cały cykl mazowiecki, mam nadzieję, że to nie koniec) Chciałbym mieć do Pana prośbę - czy mógłby Pan napisać coś na temat okolic jezior Rydwan i Okręt? Często tam bywam i tak naprawdę niewiele wiem o tym miejscu.
    Załączam pozdrowienia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo lubię Pana blog, zwłaszcza gdy daje Pan stare zdjęcia, w tym nieistniejących wsi jak np Karolinów Dziękuję, pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
  3. PS Zapomniałem się podpisać - Jerzy Trammer, wychowany na Pana przewodnikach

    OdpowiedzUsuń