wtorek, 21 lipca 2015

Błękitna Anna



Ilekroć jestem w nieborowskim pałacu, tylekroć jak magnes przyciąga mnie ten portret. Patrzy zeń piękna kobieta. Pół Francuzka, pół Niemka. Regularne rysy, doskonałość linii nosa i brwi, uroda niemal klasyczna. Patrzy na mnie wyniośle, uwodzicielskie i kocie oczy są przerażająco zimne. Wąskie usta zastygłe w półuśmiechu, bezlitosne jak bezlitosnym był los dla niej, przedtem, przed szczęśliwym dniem, który stał się cezurą w jej życiu. Anna z portretu wie, że jest piękna. Pozwala się kochać, uwielbiać, adorować. I tylko tyle.

Lewa ręka zwisa wzdłuż sukni, nieco tylko uniesiona, usztywniona. Dotyka palcami fałdów sukni dziewczęcym nieco gestem, tutaj jakby nie na miejscu. Druga ręka trzyma niewielkiego psa. Pies nie wydaje się być zadowolony, Anna trzyma go mocno, pewnie.

Na portrecie tym główną rolę gra suknia. Już nie jest to portret Anny w sukni. To portret sukni, okrywającej Annę. Niebieskiej, jak niebieskim był dach Błękitnego Pałacu. Nakazała, aby był niebieski, błękitny jak kolor pogodnego nieba.

Dramaty i komedie w XVIII wieku często opowiadały o zagubionych dzieciach, które wychowywały się w najskromniejszych warunkach, nim odnaleźli je rodzice” – pisał Mieczysław Smolarski. I takim był los pięknej królewny.

Otóż, Henryka Duval była Francuzką, córką kupca handlującego winem. Przypadła do gustu Augustowi Mocnemu. „Całe moje życie było jednym nieustającym grzechem” – podobno krótko i zwięźle wyznał na spowiedzi przed śmiercią. Jednym z owoców tego grzechu była Anna. Grzeszny ojciec szybko zapomniał o przygodzie. Henryka niebawem umarła i mała Anna pozostała w zupełnej nędzy. Szczęściem dowiedział się o tym jej brat przyrodni i ubraną w oficerski mundur wziął ze sobą na dokonywany przez Sasa przegląd swego pułku.

Dalej zaczyna się bajka. August wzruszył się mocno rozpoznając w dziewczęciu rysy jej matki, wziął na dwór, wychował jak dziecko najukochańsze, przydając nazwisko hrabiny Orzelskiej. Odbierała hołdy jak królewna. Król darował jej Pałac Błękitny. Wydał za mąż za saskiego księcia. A ona nosiła niebieskie suknie, liberię miała niebieską, pojazdy, uprząż i pomieszkanie ulubione, wszystko było niebieskie.

Portret Anny jest ozdobą Czerwonego Salonu nieborowskiego muzeum wnętrz pałacowych. Nie mogłoby być inaczej. Zawsze musiała Anna dominować, przyciągać, gromadzić tłum adoratorów. Zalotna, kapryśna dama w błękicie. Dobrze się czuje w tym rokokowym cacku, jakim jest salon, pośród tych ścian obitych kwiecistym, karmazynowym adamaszkiem, który tak świetnie komponuje się z jej błękitem. Anna z portretu wie o tym.

Pod ścianami rokokowe mebelki. Trema w rokokowych ramach. Rozkoszne putta, igrające na malowidłach z supraport i medalionów, przedstawiających symboliczne sceny miłości i winobrania, polowań i uczt. Jedno putto trzyma w ręku maskę teatralną. Anna jawi się w tej dekoracji jak aktorka. Andrzej Banach napisał kiedyś, że w barokowym teatrze „wszystko jest pozorem, kostiumem, kłamstwem: biedny jeniec jest księciem, wygnaniec królem, kopciuszek królewną. I w życiu nie było inaczej: faworyt królewski ginął nędznie, wtrącony do więzienia, nie koronowana królowa kończyła życie w klasztorze, na jej miejsce przychodziła nieznana jeszcze wczoraj panienka. Nie wolno niczemu zawierzyć, wszystko jest ułudą, świat prawdziwy też był zakryty maską”. Anna, Anetka, jak ją nazywano, nałożyła maskę, którą jej podał bezimienny putto z supraporty. I w tej masce pozostała już na zawsze.
Błękitna Anna w Czerwonym Salonie nieborowskiego pałacu Radziwiłłów. Fot.L.Herz

Tekst opowieści o Błękitnej Annie został wcześniej pomieszczony w mojej książce „Wardęga”, wydanej nakładem wydawnictwa Iskry w roku 2010. Przypominam go, bo zapewne nie wszyscy moi czytelnicy z tekstem tym się zetknęli. W Nieborowie staram się bywać często i właśnie teraz znowu tam się wybieram i być może spotkamy się akurat w Czerwonym Salonie, przed portretem błękitnej Anny...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz