wtorek, 5 maja 2015

O łakomym dzwońcu


Serdeczna znajoma, Maria, przez najbliższych zwana Isią, pisała mi ostatnio o swoich zdrowotnych kłopotach, a ma niemałe. Bardzo współczuję, zwłaszcza, że niewiasta bardzo zawsze mobilna i do wszystkiego i na wszystko ochotna, teraz przez swoje ortopedyczne cierpienia skazana jest na przyzwyczajanie się do zupełnie innego stylu życia. Ale ma swoje radości. Siedzi w swoim ogrodzie w Mrozach, obserwuje przyrodę i o tym pisze w swoich listach, ilustrując je przysyłanymi drogą elektroniczną zdjęciami.

          ”Zielsko tej wiosny rośnie jak szalone, chociaż niewiele było na razie deszczu, pewnie wkrótce wszystko zarośnie już na amen. Ale teraz jest najpiękniej, soczysta zieleń i wiele kolorowych punktów: tulipany, pigwy, srebrniki i moc niezapominajek. Sikorki zostały prawie zupełnie wyparte przez żarłocznych intruzów. Jak się okazało, to dzwońce, no i jeszcze grubodziób, żarłok największy. Sikorka porywa jedno ziarenko, podfruwa wyżej i dzieli je na drobniejsze kawałki, a taki dzwoniec (dzisiaj policzyłam) siedzi w karmniku i ładuje w siebie ponad 60 sztuk! Gdzie się to mieści w jego żołądku?! Zarówno dzwońce, jak grubodziób mimo swoich dorodnych dziobów gardzą wyłuskanym słonecznikiem w całości - każde ziarenko obierają starannie z drobnej błonki, które zręcznie wypluwają. Potem w karmniku zostają same plewy. A ja zamiast pracować, siedzę jak w kinie i gapię się na to widowisko.”
Dzwoniec w całej swojej okazałości. Fot.M.Kaniewska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz