O łakomym dzwońcu
Serdeczna
znajoma, Maria, przez najbliższych zwana Isią, pisała mi
ostatnio o swoich zdrowotnych kłopotach, a ma niemałe. Bardzo
współczuję, zwłaszcza, że niewiasta bardzo zawsze mobilna i do
wszystkiego i na wszystko ochotna, teraz przez swoje ortopedyczne
cierpienia skazana jest na przyzwyczajanie się do zupełnie innego
stylu życia. Ale ma swoje radości. Siedzi w swoim ogrodzie w
Mrozach, obserwuje przyrodę i o tym pisze w swoich listach, ilustrując je przysyłanymi drogą
elektroniczną zdjęciami.
”Zielsko
tej wiosny rośnie jak szalone, chociaż niewiele było na razie deszczu, pewnie
wkrótce wszystko zarośnie już na amen. Ale teraz jest
najpiękniej, soczysta zieleń i wiele kolorowych punktów: tulipany,
pigwy, srebrniki i moc niezapominajek. Sikorki zostały prawie
zupełnie wyparte przez żarłocznych intruzów. Jak się okazało,
to dzwońce, no i jeszcze grubodziób, żarłok największy. Sikorka
porywa jedno ziarenko, podfruwa wyżej i dzieli je na drobniejsze
kawałki, a taki dzwoniec (dzisiaj policzyłam) siedzi w karmniku i
ładuje w siebie ponad 60 sztuk! Gdzie się to mieści w jego
żołądku?! Zarówno dzwońce, jak grubodziób mimo swoich dorodnych
dziobów gardzą wyłuskanym słonecznikiem w całości - każde
ziarenko obierają starannie z drobnej błonki, które zręcznie
wypluwają. Potem w karmniku zostają same plewy. A ja zamiast
pracować, siedzę jak w kinie i gapię się na to widowisko.”
Dzwoniec w całej swojej okazałości. Fot.M.Kaniewska |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz