Pośród
bagien i moczarów
Prawdziwy turysta przeszkód się nie boi, nawet w padającym deszczu, wśród mazowieckiej dżungli. |
W
wysokich górach najbardziej efektowne szlaki turystyczne wiodą
skalnym terenem i są zaopatrzone w różne żelazne ułatwienia,
drabinki, łańcuchy, klamry. Na nizinach podobną role spełniają
bezdroża i szlaki bagienne, te przede wszystkim. W Holandii
wędrowałem takimi trasami. Przy wejściu na nie umieszczono
tablice z ostrzeżeniem o trudnościach i zalecające wycofanie się
ze szlaku, jeśli w pierwszych minutach wędrówki uznamy trasę za zbyt trudną. Również w Polsce przez mokradła i
bagna są prowadzone znakowane szlaki, najczęściej pobudowano na
nich kładki turystyczne, aby móc wędrować bezpiecznie. Są takie
kładki na wielu ścieżkach i szlakach dydaktycznych w różnych
polskich lasach, a najbardziej atrakcyjne są w parkach narodowych,
w Biebrzańskim, Kampinoskim, Poleskim, Wigierskim. Nie da się
ukryć, że prawdziwą przygodę przeżyć można jednak tylko na
takich trasach, gdzie kładek nie ma. W Parku Biebrzańskim są takie
szlaki. Tak jak szlaki narciarskie w górach, tyczkami z namalowanymi
na nich znakami, oznakowane są niektóre szlaki w
rejonie nadbiebrzańskich Grzęd.
Na
biebrzańskich szlakach wielokrotnie spotykałem fotografujących z
marszu Duńczyków, Holendrów, Niemców i Francuzów, niekiedy w
wieku już solidnie dojrzałym. Wędrowali po dwadzieścia kilometrów
przez bagna, w gumiakach na nogach, objuczeni statywami, aparatami,
wymiennymi obiektywami. Pytani, czy są zadowoleni, odpowiadali, że
tak, że oczywiście, że wspaniale, lecz że są bardzo bardzo trés
fatigue... Aby na takim szlaku móc się znaleźć, trzeba jechać daleko, bo aż nad
Biebrzę. Co prawda fragmenty tamtejszych bagien leżą również na Mazowszu, ale na jego peryferiach. Niestety, nie ma takich znakowanych tras, wiodących
bagiennymi łąkami i lasami podwarszawskiego Mazowsza.
Są
turyści, którzy tego rodzaju turystykę ekstremalną uprawiają
wybierając się na trasy nieoznakowane, nawet w okolicy
podwarszawskiej można takie szlaki odnaleźć. Z gromadą takich
zapaleńców spotykam się od czasu do czasu wśród bagiennego lasu,
zapraszam ich na tego rodzaju wędrowanie i to najlepiej wczesną
wiosną. Wtedy na bagnach wody jest najwięcej i ta dodatkowa
trudność bywa dla wędrowców atutem. Niektórzy ze znanych mi
bagiennych turystów ma już swoje lata, a nie straszne im żadne
przeszkody. Ba! Wręcz się o nie dopominają. „Zaraziłeś
mnie bakcylem bagiennym i tak już zostało, leczyć się nie będę”
po ostatniej z organizowanych przeze mnie takich wycieczek napisała
mi jedna z takich zarażonych, skądinąd już babcia, ale jakże
żwawa jest ona ta babcia. Różni
są albowiem ludzie na tym świecie.
W gumiakach na nogach, z kijem w ręku, miłośnicy bagiennych szlaków wkraczają w przepastne olsy. Fot.L.Herz |
Ścieżynką pośród szuwarów, byle do przodu. Fot.L.Herz |
Kilka
lat temu taką wytężającą i odludną trasą wędrował ze mną
przyjaciel. Nie było łatwo. Na plecy założyliśmy plecaki, na
szyjach zawisły lornetki, bo spodziewaliśmy się spotkać po drodze
dzikiego zwierza i dobrze by było przyjrzeć się bestii w znacznym
zbliżeniu. Na nogi wciągnęliśmy wodery, gumowe buty z cholewkami,
okrywającymi i łydki, i uda. Zwykłe gumiaki nie starczyłyby,
błota i wody na planowanej trasie było aż nadto.
Ruszyliśmy
w głąb bagien. Szło się wolno, Kilometr w ciągu godziny.
Szło się wolno. Było pięknie. Po godzinie gałąź jakaś nieproszona rozdarła
przyjacielowi gumowy but. Zmyślnym sposobem próbował
temu zaradzić, niewiele pomogło, woda w bucie mu chlupotała
nieprzyjemnie. Martwię się, że wrócisz zaziębiony –
powiedziałem. Miałem prawo tak sądzić. Była połowa kwietnia,
rankiem bagienne wody ścięte były jeszcze cieniutką warstwą
lodu. No to co z tego – odparował mi Andrzej – do domu wrócę
zaziębiony, ale szczęśliwy.
Bagiennym bezdrożem wśród turzyc pośród olsu. Fot.L.Herz |
Piękna sprawa, bardzo bym kiedyś chciał się z Panem na mazowieckie bagna wybrać.
OdpowiedzUsuńMiłośników klimatów bagiennych jest więcej. Gdyby Pan organizował taką wyprawę - piszę się :)
OdpowiedzUsuń