wtorek, 27 września 2022

W zachodniej części Puszczy Kampinoskiej
U stóp Góry Świętej Teresy

..........................................................


    W zachodniej części Puszczy Kampinoskiej wznosi się Góra koło Świętej Teresy. Jest jedną z najładniejszych wydm kampinoskich,  wzorcowo wykształconą parabolą wydmową o wysokości 97,4 m npm. Niełatwo się w jej okolicę dostać. Komunikacji publicznej w pobliżu brak, a okoliczne szlaki są  długie i wymagające. Żeby wejść na jej wierzchołek idzie się ok. 7 km
z parkingu w Granicy. To prawda, że ta kampinoska góra to nie tatrzańskie Rysy, przecież jednak okolica jest nadzwyczajna i bardzo ma zajmujące dzieje. 

    Na wierzchołku stoi wysoka wieża obserwacyjna i na niej pełnione są dyżury przeciwpożarowe  w okresie zwiększonego zagrożenia. Pół wieku temu wdrapałem się na szczyt stojącej tam wtedy wieży.  Drzewostany rosnące na wydmie miały wtedy po około pięćdziesiąt lat, teraz te sosny znacznie podrosły, bo są już stuletnie. Wieża była wtedy inna, niższa niż teraz, to była zwykła, choć dość wysoka wieża triangulacyjna. Na takie wieże turyści mojego pokolenia drapali się wszędzie, gdzie się dało, od Beskidów na południu po Mazury Garbate na północy. Na taką wieżę każdy mógł wtedy wejść, chociaż chyba nie do końca było to wejście legalne. A jak wszedłem na wieżę na tej kampinoskiej górze  w zachwyt wtedy wpadłem, proszę państwa. Co tu mówić, widok przepyszny! Schodzić się na dół nie chciało.  

    Narysowałem wtedy taką panoramę, jak na tej rycinie powyżej. Sposób podpatrzyłem w przewodnikach słowackich. Ta  panorama widoku z tej wydmy została umieszczona w moim Przewodniku po Puszczy Kampinoskiej (wyd.Sport i turystyka 1971).   


    Przez wierzchołek tej wydmy przebiega jeden z najładniejszych szlaków turystycznych Kampinoskigo Parku Narodowego,  wyznakowany zielonym kolorem Południowy Szlak Leśny, prowadzący od Żelazowej Woli do Dziekanowa Leśnego. Na tej długiej trasie -  nie na jeden dzień wędrowania! - można zobaczyć to wszystko, co najładniejsze w krajobrazie podwarszawskiej puszczy.


    Na tym zdjęciu powyżej jest  rok 1967, a ja w okolicach Góry koło Świętej Teresy maluję
właśnie zielony znak turystyczny nowego szlaku łączącego Żelazową Wolę z Puszczę Kampinoską. 

W miejscu urodzenia Fryderyka Chopina miał  się odtąd zaczynać  szlak wyjątkowo ładny szlak turystyczny o randze ponad regionalnej, przebiegający w niezwykłej scenerii puszczańskiej przyrody. Niewiele jest podobnych rangą krajoznawczych tras na polskich nizinach!   

Na trasie tego szlaku znajduje się wiele ważnych obiektów przyrodniczych i historycznych, wśród historycznych jest m.in. kilka  miejsc, związanych z  z powstaniem styczniowym w 1863 roku. To  powstańcza mogiła koło Zaborowa Leśnego i  dwa wiekowe drzewa, na których carscy kozacy wieszali ujętych w puszczy młodych powstańców z oddziału Dzieci Warszawy: jednym jest Dąb Powstańców nieopodal Granicy, drugi rośnie  jest niemal dokładnie u podnóża czoła wydmowej „góry”. To rozłożysty Dąb koło Świętej Teresy.

Ten dąb jest 16-metrowej wysokości dębem szypułkowym o dwóch pniach, zrośniętych do wysokości około 4 metrów.  Jego wiek oceniam na około trzysta lat, raczej mniej niż więcej. W latach panowania komunizmu z nazwy góry i dębu  zniknęła „święta”,  albowiem były to czasy, w których także nazewnictwo geograficzne było poddane cenzurze.  Dąb nosi ślady ludzkich interwencji, wiele bocznych konarów ucięto. O ile rozumiem tę potrzebę w przypadku konarów, które zwisały nad drogą, więc spadając mogły stanowić zagrożenie, o tyle nie umiem zrozumieć wszystkich innych cięć pielęgnacyjnych. 

 



                     

Najważniejsza jest w tej okolicy kapliczka Świętej Teresy od Dzieciątka Jezus, ustawiona na rozdrożu kilku dróg na terenie nieistniejącej już wioski Bromierzyk. Dzisiaj jest to  jedna z wsi, których nazwa nadzwyczaj podnieca warszawskich turystów. Dla współczesnego pokolenia młodych wędrowców są te wioski tym, czym dla pokolenia mojego były wyludnione wioski Bieszczadów i Beskidu Niskiego.
    O wsi Bromierzyk po internecie krążą przeróżne opowieści odwiedzających tę okolicę turystów. Bo w Bromierzyku podobno straszy. Mówi się, że to wioska wisielców, że wieszali się tu nie tylko miejscowi, ale także osoby z innych wsi, nawet tych oddalonych. Potem, oczywiście, tacy wisielcy straszą, wszak to całkiem naturalne, nieprawdaż? Dziwne rzeczy podobno dzieją się tutaj. Nagle gasną silniki pojazdów mechanicznych, znikąd pojawiają się duchy żołnierzy, zza pleców słychać jakieś szepty, odgłosy i  to  nie tylko w nocy, co ostatecznie zrozumiale, ale i za dnia i to nawet podczas słonecznego lata!  Nawet książka o tym powstała, „Widziadła” Janusza Szostaka. Było, nie było, tam się coś dzieje i lepiej tam nie chodzić samotnie, bo to jest miejsce przerażające i  tam zawsze było coś takiego, że ludzie stawali się jakby opętani. 


      Jeszcze w latach sześćdziesiątych XX wieku tak wyglądały okoliczne wioski. Na tym zdjęciu są Famułki Łazowskie, znajdujące się kilka kilometrów od kapliczki.  Niestety, nie sfotografowałem wtedy Bromierzyka. Siedliska w obu tych wioskach (w kilku sąsiednich również) zostały wykupione przez park narodowy,  domy rozebrano, na dawnych ornych polach rośnie dziś las, a okoliczne łąki zmieniły się w bagniste turzycowiska. Teraz jest w tej okolicy największy podwarszawski matecznik faunistyczny, bytują tu łosie, w zimie trzymają się sośnin na wydmach, potem trzymają się liściastych lasów i bagien, wiosną ścielą tu swoje gniazda żurawie, letnimi nocami tokują derkacze, jesienią w tych okolicach odbywa się rykowisko jeleni.

    Przez wiele lat okoliczne lasy należały do majątku Łazy rodziny Karnkowskich. Dla historii tego miejsca najważniejsza jest Izabela Karnkowska. Urodziła się  w Łazach w roku 1883. Nauki pobierała na pensji klasztornej i zapewne lata tam spędzone zaważyły na jej dalszej drodze życiowej. Od wczesnej młodości miała bowiem powołanie zakonne. Niemniej, po powrocie z pensji klasztornej, jak na grzeczną córkę dziedziców przystało, włączyła się w prowadzenie majątku w Łazach i  prowadziła wśród dzieci wiejskich tajne lekcje języka polskiego i historii. 

Była  ukochaną Panienką służby, oficjalistów i ludności. Jej pierwszy wyjazd do klasztoru został udaremniony przez ludność Łaz, która zatrzymała wyjeżdżający powóz, wyprzęgła konie a powóz ręcznie zaciągnęła pod ganek.  Na żądanie rodziców Izabela ukończyła wyższe studia w Warszawie i dopiero później wstąpiła do zakonu Sacré Coeur. Po kilku latach spędzonych w klasztorze we Lwowie przeniesiono ją do Francji, gdzie przebywała do śmierci w roku 1966.

 


 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Gdy w roku 1936 dziedzic majątku Łazy Stanisław Karnkowski wydzielał posag swoim siostrom, Izabeli przypadły bory sosnowe koło wioski Bromierzyk. Pośrodku tego lasu powstała osada leśna o nazwie Izabelin Leśny. Już istniał park narodowy w Puszczy Kampinoskiej, a tam wciąż stała leśniczówka. I jej już nie ma. Tylko betonowe fundamenty zostały po tym domu. Zostało też kilka starych, okazałych dębów, takich jakie niemal zawsze otaczają mieszkania leśników. Została tez nazwa: Izabelin Leśny. Umieszczana na mapach jest dzisiaj jedyną pamiątka po Izabeli. 


    A ona została  mniszką, mieszkała w klasztorze, dobra doczesne nie były jej potrzebne,  sprzedała więc  swoją część, ale  na pamiątkę poleciła wybudować mały kościółek na skrzyżowaniu dróg. Stawiano go sposobem gospodarskim, budowę zakończono w marcu 1937 roku, a do wybuchu wojny jesienią roku 1939 odprawiano tam nabożeństwa dla mieszkańców. 


    Kaplicę posadowiono na rozstaju kilku dróg prowadzących do kilku różnych wiosek w różnych częściach puszczańskich lasów, należących do majątku w Łazach. Kaplica została poświęcona św.Teresie od Dzieciątka Jezus, nazywanej „małą Tereską”, zmarłej młodo w wieku lat 24? Gdy w aurze świętości umierała ona w klasztorze w Lisieux w roku 1897, mała Izabela z dworu w Łazach miała  lat 14. Rok później zostały wydane drukiem spisane przez karmelitankę z Lisieux „Dzieje duszy”. 

    Można przypuszczać, że  Izabela je czytała, że wywarły na niej wrażenie, może ta lektura zdecydowała o jej zakonnym powołaniu? Że domniemywam właściwie, tylko mogę przypuszczać, mogę się tylko domyślać, że istniał jakiś związek, jakieś duchowe pokrewieństwo pomiędzy francuską małą Tereską z Liseux, a Izabelą z Łaz w Puszczy Kampinoskiej. Kto wie – myślę  – może więc to jest powód, dla którego zawędrowała św.Tereska do kaplicy u stóp puszczańskiej wydmy, w miejsce w którym spotykają się drogi z kilku stron łazowskich włości wiodące,  od Łaz, od Izabelina, od Bromierzyka i od Karolinowa. 


 


    Po wojnie zrujnowaną kaplicę zastąpiła nowa, murowana, ale pięć razy mniejsza od pierwotnego kościoła. Chociaż niewielka (a może dzięki temu) jest w swoim rodzaju zachwycająca. W zasadzie nic wielkiego, bo architektura żadna i dzieł sztuki w niej nie ma, religijnego kiczu nie brakuje, ale cała jest wypełniona polską pobożnością  i czy się komuś to podoba, czy nie, to jest tutejsze, w tej naszej ziemi zakotwiczone, jest jej częścią niezbywalną i wzruszającą. Jest wewnątrz kapliczki jej wizerunek i na tablicy z drewna jest piękną czcionką  wykonany apel do odwiedzających to miejsce.  
    „Przechodniu, odmów modlitwę, westchnij do Św.Teresy – mniszki z zakonu karmelitów bosych w Lisieux-Francja. Żyła 24 lata 1875-1897. Dzięki niej  Kościół odnalazł całą prostotę wołania Ojcze Nasz! Od prawie wieku lud tutejszy obrał ją Patronką okolic. Wędrując dalej szanuj i chroń skarb przyrody – Puszczę Kampinoską.”  
    Ostatni raz byłem tam teraz, we wrześniu 2022 roku, na samym początku tegorocznej jesieni i – z powodu na te duchy, co straszą po okolicy, na wszelki wpadek nie sam, lecz w towarzystwie przyjaciela. Zimno było, przelatywały przez okolicę deszcze, nawet obfite, ale krótkie na szczęście. Chowałem się przed nimi pod drzewami, potem pojawiało się słońce, szedłem więc dalej, krajobraz łasił się do mojego obiektywu, trudno mu było tej przyjemności odmówić, niektóre zdjęcia okazały się nie najgorsze. Było późne popołudnie, od Famułkowskich Łąk dobiegały miłosne porykiwania jeleni.

…..............................
Nieco więcej krajoznawczych informacji o okolicy i innych miejscach Puszczy Kampinoskiej będzie można przeczytać w mojej nowej książce p.t. „Puszcza. Opowieści kampinoskie”,którą  wydają >Iskry< i  w październiku roku 2022 powinna już być dostępna w księgarniach.



czwartek, 1 września 2022

 

Odwiedziny u Bartka Mazowieckiego nad Mienią

Z fantazją płynie rzeczka Mienia przez pasmo nadwiślańskich wydm, kręci się  i zatacza łuki, obficie meandrując i czasem wielce zadziwiająco. Jej  brzegi są miejscami urwiste i wysokie na kilka metrów, wokół  rośnie wielogatunkowy las, dorodne w nim rosną graby, nie byle jaki wiąz się zdarza, są  tam imponujące dęby, a wśród nich królem jest Bartek Mazowiecki, 400-letni dąb szypułkowy o średnicy ponad 5 m, „uważany powszechnie za najładniej położony zabytek przyrody na wsch. od Wisły” (jak podają to przewodniki).  Dzięki ochronie, znajduje się bowiem w w granicach rezerwatu przyrody, ma szanse jeszcze wiele pokoleń cieszyć swoją urodą. Wschodnim brzegiem dolinki prowadzi tam czerwony szlak turystyczny z Mlądza do Wiązowny. A dzikość imponująca towarzyszy tam wędrowcy, jest prawdziwie rezerwatowa.

 



Dolinka ma tylko dwa kilometry, wijąca się jej brzegami wąska ścieżynka ma o kilometr więcej. Widoki z niej są malownicze. W Puszczy Kampinoskiej niemal nie ma  takich szlaków,  jak ten właśnie, wiodący tą wąską, niekiedy szeroką najwyżej na metra ścieżynką. Pod Kampinosem szlaki są dość licznie uczęszczane. Tutaj turystów nie ma tak wielu, jak w Puszczy Kampinoskiej. Tam występują  wody o ciemnym zabarwieniu,  są to albowiem wody płynące lub stagnujące na podłożu torfowym, na torfowiskach. A tutaj, w tej otwockiej okolicy królują wszechobecne piaski. Także w korycie tej rzeczki. 

Woda w Mieni jest zadziwiająco czysta i chciałoby się powiedzie, że krystalicznie czysta, co w tej wcale ludnej, podwarszawskiej okolicy wydaje się być niemożliwym.  Gdy patrzy się na rzeczkę z wysokości skarpy, po której biegnie ścieżka, woda Mieni wydaje się brudnawa,  ale to zmyłka, piaszczyste dno  przebija się przez przezroczystą wodę.  Jak się lepiej przyjrzeć widać na tym piasku wyraźne zmarszczki ripelmarków, to ripelmarki falowe, podobne do ripelmarków wiatrowych, jakie dobrze znamy z lotnych piasków, nie tylko z oglądanej na filmach Sahary, ale także i z naszego, podwarszawskiego Mazowsza. 

    O Bartku Mazowieckim pierwszy raz dowiedziałem się z przewodnika Województwo warszawskie, wydanego przez Sport i Turystykę w 1961 roku. Przez wiele lat był on dla mnie mazowiecką biblią krajoznawczą i tak naprawdę właśnie ten opasły przewodnik wprowadzał mnie w krajoznawczy świat, otaczający Warszawę. Świetny znawca nadświdrzańskiej okolicy, Tomasz Chludziński w swoim przewodniku Dolina Świdra z 1982 roku pisał, że sędziwe to drzewo wpisało się już w historię podwarszawskiego wędrowania. Od wielu lat jest celem wędrówek, tym bardziej, że uważane było niesłusznie za najstarsze drzewo w okolicach Warszawy, a nawet na całym Mazowszu. Należy jednak do tych do wiekowych dębów w okolicach podwarszawskich, które są wyjątkowo ładnie usytuowane. 

    Od kilkudziesięciu lat ten stareńki dąb ma lat czterysta, przynajmniej w publikacjach. Jakby się zupełnie nie starzał, od lat wciąż tyle samo mu dają wszystkie przewodniki, jakie znam. W przewodnikach, jakie ja napisałem, też taki jego wiek podawałem, chociaż  bardziej prawidłowym byłoby podawanie wieku około 300-400 lat. Chociaż daleko mu do wieku Bartka spod Kielc, ale in ten wiek zasługuje na ogromny szacunek. W roku 1622 ten dąb zaczął wzrastać w lesie nad Mienią. Oczywiste, że był samosiejką, w tamtych czasach, przed czterystu laty, nie sadzono lasu poza patkami, należącymi do władców i ludzi ze sfer wyższych.  Sadzić drzewa w lesie? Fi donc, w głowie by się to wtenczas nie mieściło. A więc w roku 1622, przed czterystu  laty, w Polsce panował uwikłany w wojny Zygmunt III Waza, władcą nie był dobrym, wplątał kraj w rozliczne wojny, jedna klęska goniła drugą, ale to dzięki niemu Warszawa od dwudziestu lat była już stolicą państwa. 

    Nie sprawia ten dąb  wrażenia szczególniej wysokiego drzewa, acz jego wysokość ocenia się na niebagatelne 25 metrów. Obwód pnia  podawany jest różnie, większość źródeł daje mu 560 cm obwodu w pierśnicy, jedno aż 587 cm (w 2011 r.). Przeczytałem też w internecie spostrzeżenie, że szeroka rana w pniu pochodzi być może  od uderzenia pioruna i że pień jest prawdopodobnie całkowicie w środku wypróchniały. Ale to jest bardzo piękne drzewo. 

Masywny pień tego drzewa jest jak poradlona twarz wiekowego wieśniaka, na której wypisane są wszystkie przeżyte przez niego lata życia, ciężka praca, troski dnia codziennego. Bywałem u stóp tego dębu w różnej pogodzie,  najczęściej w porze zimowej, niekiedy przy lekkim mrozie i w śniegu, najrzadziej w środku bujnej letniej zieleni. Teraz mi się to zdarzyło, w ostatnią sobotę lipca roku 2022.  Odwiedzałem go teraz  w samym środku lata. Akurat trafiłem w okno pogodowe w przechodzącym nad Polska chłodnym frontem deszczowym. Bartek czekał na mnie cierpliwie. Dobrym przykładem na życie jest ten dąb: taki stary, a jeszcze się trzyma.