czwartek, 30 stycznia 2020



Stacja w Celestynowie

To zdjęcie wykonałem w grudniu 2018 roku, przedstawia budynek drewnianej stacji kolejowej w Celestynowie. Niemal dokładnie rok po moich tam ostatnich odwiedzinach tej stacji, 10 grudnia 2019 roku dowiedziałem się, że wczoraj, tuż przed północą zaczął płonąć drewniany, zabytkowy budynek dworca kolejowego w Celestynowie, zbudowany w roku 1900. Aż do rana na miejscu trwała akcja gaśnicza. Podczas prac w zniszczonej ogniem siedzibie dworca kolejowego, strażacy znaleźli ciało mężczyzny. Mimo reanimacji, nie udało się go uratować. W akcji gaszenia pożaru uczestniczyło 45 strażaków i 11 zastępów straży pożarnej. Na miejsce przyjechały też trzy karetki pogotowia ratunkowego i policja. 
    Ogromny żal tego budynku. Niewiele mu podobnych na Mazowszu. Na linii do Dęblina jeszcze tylko budynek stacyjny w Falenicy, i podobnie okazały jak w Celestynowie budynek w Życzynie, a i jest jeszcze drewniany budynek stacyjny w Gąsocinie koło Ciechanowa, ale to na trasie z Warszawy do Mławy po drugiej stronie Warszawy, budynek ten w roku 2019 był nieużywany i zaniedbany. 



Siostrzane budynki stacyjne w Życzynie (r.2015) i Gąsocinie (r.2019)

 
Wszystkie te drewniane budynki stacyjne powstały na zbudowanej w nieprawdopodobnie szybkim tempie Drodze Żelaznej Nadwiślańskiej, której budowę po czterech latach ukończono w 1877 roku. Trasę kolei, wiodącej z Mławy przez Warszawę, Lublin i Chełm do Kowla, z odgałęzieniem z Dęblina do Łukowa, a łącznie było to ok.517 km, w tym nasypy i przekopy,  189 mostów i przepustów, własnymi rękami budowały tysiące robotników, a wg niektórych danych aż 25 tysięcy jednocześnie. Wszystkie prace ziemne były wykonywane ręcznie, do transportu używano ciężkich, drewnianych taczek. Zbudowano wtedy mosty, które - odbudowane po zniszczeniach w II wojnie światowej - nadal służą: w Warszawie pod Cytadelą i w Modlinie.
    Patrząc na tę budowę z perspektywy czasu należy stwierdzić, że dzieło to wykonane głównie przez rodzimych robotników i projektantów zadziwia trwałością konstrukcji i poziomem niektórych rozwiązań inżynieryjnych. Budowę tej linii - zważywszy środki jakimi dysponowano - można uznać za poważny sukces ówczesnej techniki i organizacji pracy. To wydaje się nieprawdopodobne, ale Centralną Magistralę Kolejową z Zawiercia do Warszawy o długości 223 km budowano pięć lat; o połowę krótsza trasa powstawała w czasie dwukrotnie dłuższym, mimo zmechanizowanych robót! 
   Kilka dziesiątek razy wsiadałem lub wysiadałem w Celestynowie, bo okolica zawsze mi miała coś ciekawego do zaoferowania. Ja również coś tam jej ofiarowałem, m.in.szlaki turystyczne, zaczynające się na tej stacji, wybiegające w sąsiadujące z Celestynowem lasy. Zaprojektowałem te szlaki w połowie lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku i chociaż przeszły ich trasy kilka modyfikacji, wciąż z Celestynowa tam prowadzą, dokąd iść im nakazałem. Ten drewniany budynek stał tam jakby na straży tej całej okolicy. Nie sądzę, aby zdecydowano się go odbudowywać, bo niby kto to ma robić? Powinny koleje, ale chyba bardziej powinno zależeć na tym budynku miejscowej gminie. Czy znajdą się na to pieniądze? 
   W okolicy Celestynowa w czasie II wojny światowej rozgrywana była prawdziwa „bitwa o szyny” i w wielu miejscach przy torach znajdują się dzisiaj pomniki, upamiętniające te wydarzenia. Transporty hitlerowskie były kilka razy atakowane na tej przebiegającej przez lasy linii kolejowej. Akcja najbardziej znana została przeprowadzona w Celestynowie. Opisał ja później Aleksander Kamiński w książce "Kamienie na szaniec". 20 V 1943 r. tu uwolniono z transportu 49 więźniów politycznych przewożonych z Lublina do Oświęcimia. Akcję przeprowadził Oddział Szturmowy "Kedywu" Komendy Głównej Armii Krajowej pod dowództwem kpt. Mieczysława Kurkowskiego "Mietka" i Tadeusza Zawadzkiego "Zośka".  Ten drugi był bohaterem m.in. akcji pod Sieczychami w Puszczy Białej, gdzie zginął. Nie pamiętam dlaczego po raz pierwszy przyjechałem do Celestynowa. Podejrzewam jednak, że przyprowadziła mnie tu opowieść o tej akcji, a szczególnie Tadeusz Zawadzki. bohater mojego pokolenia. 
     Ostatnim razem, jak tam byłem, trasa mojej wycieczki była o wiele lepsza od  mojej kondycji. Do stacji w Celestynowie przyszedłem z dużym zapasem czasu do odjazdu pociągu. Ale w poczekalni dworcowej nie było ławek, na których chciałem odpocząć po wędrówce. Co się stało z tymi ławkami? - zapytałem kasjerkę. A no, trzeba było je zlikwidować, bo całymi godzinami przesiadywali na nich miejscowi pijaczkowie, czasem nawet spali na nich. To i ławki zostały usunięte. Teraz już całkowicie kłopot jest z głowy, nie tylko ławek, budynku także brakuje.  
    Będę wdzięczny Czytelnikom bloga za wszelkie aktualne informacje, nie mam szans, aby tam w najbliższym czasie znowu się pojawić. Nie mam nawet aktualnej fotografii z Celestynowa.  

środa, 22 stycznia 2020




Kapliczki z Ponurzycy 

Na południe od Otwocka i Celestynowa znajduje się Ponurzyca. 
Od ponad czterdziestu lat ją  odwiedzam. Najbardziej lubię tam zimę; zdjęcia, którymi tutaj okolicę ilustruję, z zimowych wędrówek właśnie pochodzą. Ostatnio jakoś nam takie zimy się nie zdarzają. A szkoda, bardzo wtedy bywa malownicze nasze podwarszawskie Mazowsze przy porządnym śniegu. 
Ponurzyca jest wioską rzuconą w mazowiecki, leśny krajobraz, za górami, za lasami położoną, dotrzeć do niej niełatwo.  Nie dojeżdżają do Ponurzycy autobusy, najbliższy przystanek kolejowy jest oddalony o kilka kilometrów leśnej wędrówki (teraz nawet pociągi w tamte strony  nie docierają, bo właśnie przerabiają linię kolejową), a w tym lesie pełno gór piaszczystych i bagiennych torfowisk, nad głowami wędrowcy ponuro kruki kruczą i nawołują się myszołowy, przenikliwie, niczym tolkienowskie Nazgule. Samochodem dojechać też niełatwo, droga zawiła, a w zimie  po kilkudniowych opadach śniegu  Ponurzyca jeszcze bardziej oddala się od świata.
Ciągnie mnie tam ogromnie. Niby blisko od miasta, a daleko, bo wioska zagubiona pośród lasów i okoliczny krajobraz  jakiś taki nie całkiem tradycyjnie mazowiecki, tu przypomina odległą tajgę, tam jest pogarbiony i rozfalowany całkiem nie podwarszawsko, strumyki przez ten krajobraz płyną, tu i tam widnieją głazy polodowcowe, piaszczystych wydm też nie brakuje, po lasach kryją się torfowiska o magicznej prezencji, łosie po mokradłach kroczą dostojnie, przy drogach i dróżkach, na wiejskich i leśnych rozdrożach i przydrożach moc kapliczek strzeże Ponurzycę przed czartami, bo miewały one tutaj swoje interesy i jak zwykle szło im o ludzkie dusze.
     Ponurzyca wioską jest niewielką, lecz rozległą, to kilka kolonii, rzuconych w krajobraz mazowieckiego lasu. Jest    wymarzonym terenem dla badań krajoznawczych, etnograficznych, kulturowych, mogłaby być świetnym  tematem niejednej pracy naukowej.  Nawet tego, dlaczego wieś Ponurzycą nazwano, nie wiadomo dokładnie. Czy dlatego, że ten odludny, leśny krajobraz ponuro się przedstawiał tym, którzy tu jako pierwsi zamieszkali? A może dlatego, że  wieś ukryta jest "po norach",  w zagłębieniach terenu ładnie tam ukształtowanej krawędzi polodowcowej równiny, opadającej ku dolinie Wisły. 
       Cała ta pofałdowana okolica obejmowana jest  wspólną nazwą Ponurzyckich Gór, a poszczególne wzniesienia noszą jeszcze  wdzięczne nazwy indywidualne: jest tam Bycocha i Zawiatrak, są Przydawki, Góra Czyżankowa, Żółwiowa i Żółwikowa,  jest Grabinowa Góra oraz Regucka, Biała Góra i Góra Wywiana zwana też Dworską Górą, jest Góra Ślepota i wzniesienie zwane Nad Czarcim Dołem, a całkiem blisko tego ostatniego jest  Bielna lub Podbielna Góra.
Ponurzyckie Góry są porozcinane dolinkami,  płyną nimi wąskie strumyczki o czystej wodzie i piaszczystym lub żwirowym dnie. Najładniejsza struga nosi nazwę Ślepota i malowniczo pośród wzgórz meandruje. Jest jeszcze Maćkowa Woda, która często wysycha, ale jak o przedwiośniu płynie, to na całego, tworząc miniaturowe wodospadziki. Pośród pól i na przydrożach tkwią piaszczyste wydmy i polodowcowe głazy, osiągające niekiedy znaczne rozmiary.
Ogromne tutaj bogactwo krajobrazów. Bo to i uprawne pola, chłopskie borki, olszynki i brzezinki, ale i niemal puszczańskiego charakteru wilgotne i bagienne bory, będące pozostałościami historycznej Puszczy Osieckiej. Na południe od wioski jest  Czarci Dół, który – jak mówią –  powstał za diabelską sprawą, bo z niego czart wyrywał  kamienie, aby z nich zbudować kościół i w ciągu jednej nocy miał to zrobić, a gdyby tak się stało, nagrodą dla czarta  byłyby dusze nawiedzających świątynię. Kur jednak zapiał, nastał świt i diabeł jak niepyszny musiał przerwać pracę, a kościół się rozsypał, i tak po okolicy zostały leżące te rozsypane przez czarta kamienie. 
Cała okolica pełna jest kapliczek, najczęściej są to typowe kapliczki nadrzewne. Wewnątrz jest jakiś obrazek, najczęściej jest zwykłą reprodukcją z kolorowego, katolickiego pisemka, czasem z kalendarza. Niekiedy te kapliczki umieszczone na ścianach domostw, czasem na jakimś słupie, od razu widać i to na pierwszy rzut oka, że ani chybi mają przed tymi czartami zabezpieczać lud ponurzycki.
W latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku  zaprojektowałem tam "szlak czartów mazowieckich", wyznakowany został zielonym kolorem, sporo kapliczek jest na tym szlaku, niemal na każdym rozstaju dróg jak nie krzyż przydrożny, to kapliczka. Śnieżną zima tam lubię zachodzić najchętniej. Egzotycznie jakoś, chociaż przecież tak bardzo blisko od ogromnego miasta.... Z radością stwierdzam, że mój szlak wciąż jest chodzony, i bardzo słusznie, bo jest to niewątpliwie jeden z ładniejszych szlaków podwarszawskich.     

 
  
 


wtorek, 7 stycznia 2020

O Mazowszu 
w kilku pytaniach i odpowiedziach

Kilka interesujących pytań na temat Mazowsza zadał mi Tomasz Leszkowicz z internetowego magazynu historycznego https://histmag.org. Być może moi czytelnicy nie trafili do tego blogu historycznego, tutaj więc, u siebie, w "Mazowszu z sercem" wszystko to podaję, kilkoma fotografiami tekst pytań i odpowiedzi ubarwiając. 


Wspomnienie wielkich chwil księstwa mazowieckiego: ruiny zamku w Czersku. Fot.L.Herz




- Mazowsze w średniowieczu posiadało swoją odrębność państwową, było "obok" Wielkopolski i Małopolski. Czy odrębność tę widać do dzisiaj?

Przez całe wieki Mazowsze było inne, niż reszta Polski. Decydował o tym przede wszystkim zamieszkujący je lud. Miał odrębną władzę, obyczajowość, ubiór, budownictwo. Ale krajobraz Mazowsza niewiele się różni od sąsiadujących z nim od zachodu Kujaw i Wielkopolski, Podlasia od wschodu.
Ta nizina to typowy rolniczy krajobraz kulturowy i oglądając te ziemie na satelitarnej mapie, łacno się o tym można przekonać, że taka sama gęsta siatka prywatnych własności polskich rolników znajduje się niemal wszędzie. Mazowsze było zawsze krainą rolniczą. Miast wielu tutaj nie było, mieszczaństwa prawie w ogóle. 


Całe wieki trwało to w stanie niemal niezmienionym i chyba odrębność polityczna książąt mazowieckich nie zaciążyła na tej ziemi, gdy władza książąt odeszła już w przeszłość. Jak i całej Europie, tak i tutaj wszystko tak naprawdę zaczęło się poważniej zmieniać dopiero pod koniec wieku XVIII. A gdy upadła Rzeczpospolita, Mazowsze znalazło się pod panowaniem rosyjskim i rosyjskość padła cieniem nie tylko na zewnętrznym obrazie Mazowsza, ale i na obyczajowości. Już niemal wiek temu odzyskała Polska niepodległość, a wciąż trwa to, co zaborcy po sobie pozostawili; różnice między Mazowszem, Wielkopolską i Małopolską są widoczne. Obyczajowość także jakby nieco inna. Poznaniak, Krakus i Warszawiak to trochę inne nacje.
Obie światowe wojny mocno nam krajobraz i obyczajowość przeorały, Polska Ludowa też sporo od siebie dołożyła,  unifikując krajobraz i ludzi. Drewniana  wieś odeszła w przeszłość w latach siedemdziesiątych poprzedniego wieku  i dzisiaj regionalna odrębność budownictwa wiejskiego widoczna jest już tylko w skansenach, a powszechny do niedawna eternit zastąpiły już dachówki i w nowo budowanych domach są takie same na całej polskiej ziemi. Komuna po miastach  pozostawiła nam w spadku  blokowiska, a po wsiach pegeerowskie bloki. Ale wciąż jeszcze czaruje niezwykłą atmosferą willegiatury zaludniona letniskowo (i to jeszcze przed 1939 rokiem) dolina Liwca koło Urli. Pól uprawnych jest jednak coraz mniej na Mazowszu, rolnictwo na lichych zwłaszcza glebach przestało się opłacać, pewnie dlatego z okien pociągu można zobaczyć coraz więcej nieużytków i wkraczające na nie forpoczty lasu oraz żerujące wśród nich stadka zgrabnych  saren i coraz liczniejsze dostojne żurawie. 


- Warszawa jest stolicą Mazowsza, ale gdyby miał Pan wskazać alternatywne "serce" tego regionu, to które miasto by Pan wskazał?

Płock, to oczywiste. Ze względu na swoje położenie, zabytki i historię,a  i to również, czym miasto jest nadal, żywym i prężnym ośrodkiem kulturalnym. Ma swój wyraz i dumę.  Jakże żałuję, że książęta mazowieccy nie wybrali na swoje centrum plemienne okolic ujścia Narwi do Wisły,  pięknie położone byłoby to miasto, dokładnie w samym środku regionu. Ale mazowieccy książęta  byli kłótliwi, za wielu ich było, każdy ciągnął w swoją stronę, jeden w stronę Płocka, inny ku Ciechanowu, jeszcze inny ku Czerskowi, albo Rawie. Tak to ci widocznie ci Piastowie mieli, nie tylko na Mazowszu, jak wiemy na Śląsku również. Mazowieccy Piastowie przynajmniej wyrwali przy Polsce.





Co łączy te miasta?  Od góry - Płock, Pułtusk, Mława, Łowicz, Mińsk Mazowiecki. Fot.L.Herz 

  - Mazowsze to Płock i Ciechanów, Ostrołęka, Rawa  i Łowicz. Czy jest coś, co łączy te miasta i miasteczka? 

Niekoniecznie. Nie ma w nich niemal niczego, co można by określić jako specyficzną "mazowieckość". Niemal każde z nich ma coś innego, inną szatę architektoniczna, inną duszę. Płock do Ciechanowa całkiem niepodobny. Mława, Grójec i Pułtusk są par excellence mazowieckie, choć każde jest inne; wystarczy pobyć w nich choćby chwilę i już się tę inność wyczuwa. Rawę i Łowicz przydzielono dzisiaj do województwa łódzkiego, stricte mazowiecka Łomża znalazła się w województwie podlaskim, zasię mazowieckie województwo wzbogaciło się o podlaskie Siedlce i historycznie małopolski Radom; na naszych oczach został dokonany kolejny zabór Polski i już pozostawia trwały ślad w ludzkiej świadomości. Opolszczyzna umiała wywalczyć swoją odrębność, w środkowej Polsce wyszło nam z tym nie najlepiej. Łowicz od lat ciąży ku Łodzi, mieszkańcy otaczających go księżackich wiosek - takie odniosłem wrażenie po licznych rozmowach z miejscowymi - nie czują specjalnego związku z Warszawą, chociaż ich ludowa kultura, stroje przede wszystkim, są tak mazowieckie, jak i mazowiecka jest Warszawa. Rawa Mazowiecka jest mazowiecka w nazwie,  a autobusowych kursów (połączeń kolejowych nie ma) jest stamtąd więcej do Łodzi, niż do Warszawy.

- Czy pojawienie się kolei na Mazowszu w XIX wieku  zrewolucjonizowało ten region?

Bezwzględnie tak. Niemal wszędzie tam, gdzie pojawiły się tory kolejowe w ślad za nimi szła zabudowa, tak mieszkalna, jak i przemysłowa. Droga Żelazna Warszawsko-Wiedeńska dotarła do Grodziska w 1845 roku i zanim zadomowił się w nim przemysł, Grodzisk Mazowiecki był letniskiem i uzdrowiskiem. Mało kto o tym pamięta, prócz grodziszczan oczywiście. Gdyby nie ta kolej żelazna nie byłoby mazowieckiego przemysłu, na przykład lniarskiej potęgi Żyrardowa, swoimi produktami obsługującej całą Rosję, aż po Ocean Spokojny.
W roku 1877  w kierunku Lublina ruszyła z Warszawy linia kolejowa, zwana Drogą Żelazną Nadwiślańską. Rozniosła się wtedy w Warszawie sława wspaniałego  mikroklimatu sąsiadującej z koleją okolicy. Letniskowa sława podwarszawskich okolic  tam się zaczęła, w Aninie, Radości, Otwocku. Tamte  letniskowe osiedla pośród rosnących na piaszczystych wydmach sosnowych borach wciąż trwają, zmienione dzisiaj w podmiejskie podwarszawskie osiedla sypialniane, złożone głównie z jednorodzinnych domów i willi.
Na wschodnich przedpolach Stolicy, za rogatkami warszawskiej Pragi, zbudowana w roku 1862 Droga Żelazna Warszawsko-Petersburska zaraz po uruchomieniu uruchomiła boom budowlany. Do Zielonki i Wołomina zrazu przybywali letnicy, bo okolica była ładna, lecz wkrótce potem zaroiło się od robotników, bo w Wołominie powstała huta szkła. A że gleby wokół kolei nie najlepsze, z czasem do osiedli koło kolei ściągnęli rolnicy, zmieniając się niebawem w nieznaną przedtem klasę społeczną, zwaną chłoporobotnikami. Nie tyko tam i nie tylko dawniej.
Kolej jest nadal motorem zmian. Exodus ludności wiejskiej ku kolei trwa nadal. Jednym z klasycznych przykładów tego zjawiska jest Osieck na południowo-wschodnim Mazowszu. Miał w przeszłości prawa miejskie, od dziesięcioleci jest już wioską, ale charakter miasteczka wciąż zachowuje. Jest rynek obszerny i ulice wychodzą z jego rogów jak trzeba, ale mieszkańców  ubywa. W 1997 roku miejscowy proboszcz, ks.Eugeniusz Matyska załamywał nad tym ręce. "Dzieci jest coraz mniej. Obecnie więcej umiera, niż się rodzi. Parafia się gwałtownie starzeje. Pełno domów już wymarłych. Wykupują je warszawiacy na domki wypoczynkowe na lato. Często młodzi ledwie pobiorą się, a już budują sobie domy w Pilawie lub w Celestynowie w zależności, z której strony mieszkają". Ta ucieczka ku kolei trwa nadal. Osieck powoli umiera. W weekendy do Osiecka nie dociera żaden autobus, do stacji kolejowej w Pilawie jest 10 km. Najbliższe taksówki są w Garwolinie.




Zmienia się wieś mazowiecka. Na dachach słoma, eternit, dachówki. Zdjęcia z lat 1994-2016. Fot.L.Herz

- Wiele dziś mówi się o tym, że wbrew "blaskowi Warszawy" Mazowsze to region biedny i wymagający pomocy. Czy zgodzi się Pan z tą opinią?

Od czasów budowy kolei terespolskiej - pisała mi niedawno znajoma, mieszkająca w Mrozach przy tej linii - wszyscy zapragnęli mieszkać jak najbliżej kolei, ale koniecznie na południe od niej. Tak więc tak położone  Podciernie, niedawno uboga wioseczka, teraz pysznią się potężnymi domiszczami, natomiast na północ od Mrozów i Kałuszyna, w  tej samej mniej więcej odległości od kolei, 5-10 km, krajobrazy są uroczo wiejskie i sielskie, wioski z rzadko rozrzuconymi chałupami, stare krzyżyki na rozstajach, bocianie gniazda, płoty ze sztachet, stare sady, polne drogi... I ani jedno przydrożne drzewo nie okaleczone piłą. Pewnie się tam żyje biedniej, ale może godniej?
Jechałem niedawno tą trasą. Prowadzi przez powszechnie uchodzące za ubogie tereny wschodniego Mazowsza. Nowoczesny podmiejski pociąg był naszpikowany elektroniką, a za jego oknami  widniał krajobraz pełen nasyconej deszczem zieleni, zaś pośród niego imponowała jednorodzinna zabudowa. W żadnym razie nie był to widok ubogiego, wschodniego Mazowsza. Wioski zmieniły się już w osiedla, a domy w nich porządne nad wyraz, nakryte dobrą dachówką, otoczone zadbanymi ogrodami, ogrodzone świetnymi ogrodzeniami. Polska jawiła się nam jako kraj może nie bogaty, ale bardzo dostatni. Ta dostatniość rzucała się w oczy. Jakoś nie bardzo ten widok kojarzył się nam z powszechnym, narzekaniem. Niedawno ze zdumieniem przeczytałem, że ok.70 % Polaków uważa się za szczęśliwych. Na tym jakoby biednym Mazowszu również. Zadziwiające.
Przecież jednak są okolice, w których żyje się niełatwo, są jeszcze części Mazowsza, które domagają się pomocy i wciąż szukają swojego sposobu na życie, bo gleby są kiepskie, rolnictwo sensu wielkiego nie ma, przemysłu w okolicy żadnego nie ma, do miasta daleko i publiczna komunikacja jest beznadziejna.

- Wycieczkę w które miejsce zaproponowałby Pan typowemu "warszawskiemu słoikowi" z innego regionu na "dobry początek" przygody z Mazowszem?

Według przeprowadzonych ostatnio badań zdecydowana większość tzw."słoików" przybyła do Warszawy z mazowieckiej prowincji. Swoją przygodę z Mazowszem zaczęli więc już w dzieciństwie, jakże swojakom tę prowincję pokazywać? Że: swego nie znacie? Albo że: najciemniej jest pod latarnią? Od czegoś jednak zacząć trzeba. Może więc zacząć od tego, czego na pewno obok siebie nie mieli. 






Dwa mazowieckie hity: Żelazowa Wola i Kampinoski Park Narodowy. Fot.L.Herz

Na początek polecam wycieczkę do muzeum w domu urodzenia Fryderyka Chopina w Żelazowej Woli i potem odwiedziny w sąsiadującym z nią  Kampinoskim Parkiem Narodowym; w Granicy koło Kampinosu jest wygodny leśny parking, interesujące puszczańskie muzeum w plenerze (w l.2019-20 częściowo w remoncie i przebudowie) i są trasy  przechadzkowe, a dużej urody żółto znakowany szlak dla pieszych po godzinie wędrówki wśród starych sosnowych borów doprowadza od Granicy do zabytku przyrody i historii, do wiekowego Dębu Powstańców Styczniowych.