wtorek, 26 marca 2024

 

                             Bobrowe zgryzy  

Niewielka struga pod wsią Chorchosy na skraju Puszczy Białej

Byłem tam wczesnym przedwiośniem, nad strugą fotografowałem bobrzą robotę. Poszły tam zwierzątka na całość, jakby bez umiaru. Nie da się ukryć, mamy kłopot z bobrem. A tak za jego obecnością tęskniliśmy. Dwieście lat nie było ich z nami na Mazowszu. Zaczęły powracać od lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Ich powrót należy do największych osiągnięć człowieka w dziedzinie ochrony przyrody w naszym regionie. W roku 1980 wpuszczono bobry na bagna Puszczy Kampinoskiej, wkrótce potem znalazły się nad Wilgą i nad Rawką. A teraz całkiem rojno się  porobiło od bobrów nad mazowieckimi  wodami. Nie tylko rzeki bobry zasiedliły, spotykane są także  nad kanałami melioracyjnymi, a ślady ich żerowania nie są niczym nadzwyczajnym na Wiśle w granicach Warszawy, okazałe żeremie wybudowały w Lesie Bemowskim.  Dzisiaj  bóbr wydaje się być uratowanym dla naszej przyrody, acz nadal jest gatunkiem zagrożonym.

Nieźle mają się na Mazowszu bobry.  Ich obecność w przyrodzie znacznie podnosi wartość emocjonalną terenu. Przede wszystkim jednak są to zwierzęta nadzwyczaj dla człowieka pożyteczne! Budując tamy hamuje spływ wód roztopowych i opadowych tworząc naturalny system retencyjny. Bardzo to w naszym kraju potrzebne, jak bowiem wiadomo powszechnie, Polska cierpi na poważny niedobór wody. I jeszcze teraz, gdy o letniej porze klimat coraz bardziej zatrąca o tropik.

       Bobrza robota nad Diabelskim Błotem w Puszczy Kozienickiej. 

Rzadko mamy możliwość ich zobaczenia. Bobry pracują na ogół tylko nocami, jak wytrwali drwale umieją położyć pokotem znaczne powierzchnie zagajników, sąsiadujących z ich wodnym terytorium. Ale wcale często  można zobaczyć ogromne nieraz drzewa, które zwierzątka usiłują ściąć, potężne topole i nawet dęby. Już na pierwszy rzut oka widać, że to zabieg daremny, że za żadne skarby tych olbrzymów bobrom nie uda się powalić. Po co to one robią? Albowiem to, co najsmaczniejsze, znajduje się na górze drzewa, ta młoda kora, te młode gałązki, świeże listki. 

Sporo radości z obecności bobrów mamy, mnóstwo pożytków takoż, ale i kłopotu co niemiara. Mamy zgryz z bobrzymi zgryzami. Trzeba więc u dołu metalową siatką owijać drzewa, bo innej rady nie ma, a jak tego nie uczynimy to niechybnie najpiękniejsze drzewa nam padną. Tak, tak, proszę państwa! Musimy się przed naszymi małymi braćmi bronić! Nie wszędzie chcemy, nie wszędzie możemy, a już niemal wszędzie można spotkać ślady ich działalności. Nie trzeba daleko schodzić ze szlaków turystycznych.

Najczęściej są te bobrowe zgryzy bardzo  malownicze i fotogeniczne nadzwyczaj. Na ogół tylko o szarówce wieczoru lub świtaniem można zobaczyć ich autorów. Wtedy najczęściej w plenerze nas nie ma. Pozostaje nam więc oglądanie tylko tego, co nocami zrobiły. Jak na poniższym zdjęciu. Jest ono sprzed kilku lat. Więc i jest pytanie: czy te napoczęte dęby jeszcze żyją, czy już na ziemię upadły i napoczęły je kolejne gatunki naszych małych braci, pieszczotliwie zwanych przez nas robalami? One też należą do okoliczności przyrody. I żeby przeżyć, one też zjadać coś muszą. Jak i chętne na te dobrze odżywione robale leśne ptaszywo, umilające nam życie swoim śpiewem...

 

Stuletnie dęby w grądzie nad Rawką w Puszczy Bolimowskiej.
 
Post scriptum. Że bobry są pożyteczne, wiadomo dość powszechnie. Że bywają szkodnikami, też wiadomo. Ale z bobrami to jest chyba mniej więcej tak, jak z nami, z ludźmi. Dla siebie, dla innych i dla świata w ogóle, pożyteczni bywamy i owszem bardzo. Czasem jednak niekoniecznie. I to chyba jednak niekoniecznie bardziej, niż nasi mali bracia...