piątek, 19 marca 2021

Frasobliwy...

......................................................................................................................................

 


Nie ulega wątpliwości, że rzeźbiony "świątek" Chrystusa Frasobliwego z przydrożnej kapliczki, jest jednym z symboli naszego, polskiego krajobrazu. W Polsce świątki kojarzą się przede wszystkim z tymi figurkami.

Przywołałem teraz Frasobliwego do swojego blogu, bo pora jest akuratna, zbliża się czas Wielkiego Tygodnia i coraz dramatyczniejsza jest pandemia, z jaką się zmaga świat, a żyć z nią coraz trudniej. Z racji swojego senioralnego wieku jestem już zaszczepiony i to dwoma dawkami, więc powinienem być o siebie spokojnym, ale mój lekarz powiada, że bezpieczny jestem tylko teoretycznie i uważać nadal muszę, również kaganiec na gębie nosić, dystans zachowywać i spotkań z nieszczepieńcami na wszelki wpadek unikać. I jak się tu nie frasować.  

Wróćmy jednak do Frasobliwego, bo o nim ma być w tym poście. Znawca folkloru, prof.Józef Grabowski pisał, że powtarzając w swoistej interpretacji spotykany w kościołach wzór nieludowy, artyści ludowi znaleźli własne rozwiązania formalne i nasilili go spotykanym jedynie u ludowych świątków wyrazem. Powstał więc  twór na wskroś ludowy i tak charakterystyczny, że może być w pełni uważany za symbol polskiej sztuki ludowej. To Polacy ponieśli swojego Frasobliwego na Litwę i z wygnańcami politycznymi przedostał się on do niektórych okolic Rosji.

Z różnych powodów stawiano kapliczki przy wiejskich drogach. Okazji bywało dość: pobożny uratowany od pioruna, od koni, które poniosły, w miejscu cudownego objawienia, dla ochrony przed powodzią, morem, zbójcami, wznosił kaplicę lub kapliczkę — pisał Aleksander Brũckner. Figury Matki Boskiej stawiano w podzięce za opiekę, albo po to, aby jej pomoc sobie zapewnić.  Święty Jan Nepomucen był stawiany przy brodach i mostowych przeprawach, strzegł od powodzi, ale i przed suszą również. Od pożarów był św. Florian, a św.Roch od zarazy, ale był też patronem urodzaju.

 


Ten  z powyższego zdjęcia znajduje się obok kościoła we wsi Jeruzal na skraju Puszczy Bolimowskiej. Widocznie dlatego, że pleban uznał, że go nie może zabraknąć obok świątyni we wsi Jeruzal. Jak powiadają ci, co się znają, z powodu upadku Jerozolimy rzeźbiony polski Chrystus się frasuje. Tutaj jest więc całkiem na miejscu, chociaż chyba z nim coś nie tak, ze wszystkich, jakie znam, jest to jedyny Frasobliwy  w rozmiarze XXL.

Z jakiego powodu pojawiał się na polskiej wsi kapliczny Chrystus Frasobliwy? I dlaczego ta  rzeźba została wzorcowym polskim świątkiem?  Myślę, że ten Frasobliwy jest po prostu jednym z nas, chociaż to Bóg, nasz pan i władca w koronie, ale w cierniowej. Jak i my umęczony, zatroskany. Bo my tacy jesteśmy w tej naszej ojczyźnie: umęczeni. Pańszczyźniani. Jak nie dziedzic i jego ekonom, to przemarsz wojsk, najeźdźca i okupant albo i władza zła, chociaż nasza. Zawsze jest  ktoś nad nami. W pobożnych kościelnych pieśniach słychać to nasze umęczenie, w słowach i melodiach.  Frasobliwy opuścił jednak polskie, wiejskie drogi. Spotkać go dzisiaj możemy w galeriach sztuki ludowej i muzeach, zawędrował w sąsiedztwo kościołów, na skraju wiejskich dróg spotkać go już bardzo, ale to bardzo trudno...  



W świetnym albumie Sztuka Kurpiów Jacka Olędzkiego z 1970 roku znalazło się to zdjęcie z  Puszczy Zielonej.  Kurpiowskie piaski były galerią sztuki - pisano. Często nie ustępującą uznanym ekspozycjom, tak jak w przypadku tego Chrystusa Frasobliwego z końca XIX w. przy drodze w Durlasach koło  Lelisa. Nieprzypadkowo użytkowe wytwory wiejskich bogorobów awansowały do miana sztuki dopiero w początkach XX w., gdy uczona sztuka stylowa "dorosła" do odchodzenia od realizmu. Frasobliwego z Durlasów rzeźbił legendarny Łukasz Raczkowski, którego dzieła zdobią najprzedniejsze galerie sztuki i kolekcje nie tylko w naszym kraju.

W tym obrazie z Kurpiów Zielonych jest zawarte to wszystko, o czym tutaj mówimy. Frasobliwy jest jednym z mieszkańców tej ziemi, który zatrzymał się na poboczu piaszczystej drogi (pamiętam z lat dawnych, że tam były wyłącznie piaszczyste drogi. Taką ziemię z Kurpiów zapamiętałem ze swoich pierwszych tam wypraw przed pięćdziesięciu laty. Pamiętam też takie pojedyncze stare sosny na skrajach wiosek, pozostałości ogromnej niegdyś puszczy, która miała nas strzec od północy przed najazdami sąsiadów z ziem nadbałtyckich). Na tym zdjęciu fotograf uchwycił klimat tamtego czasu. Przyznam się, że ze wzruszeniem się tej fotografii przyglądam.


Wiesław Myśliwski w jednym z numerów Twórczości pisał o kresie kultury chłopskiej.  Że z natury rzeczy kultura chłopska to kultura bytu i miejsca, zamknięta w kręgu człowiek – ziemia – przyroda. Że motywacją istnienia było jedynie trwanie i przetrwanie. Kultura chłopska – kontynuował pisarz -  „to kultura zgody z losem, afirmująca życie takie, jakie przypadło człowiekowi w udziale, odpowiadająca na pytanie, jak żyć, kiedy żyć się często nie dawało, jak odnaleźć pył swojego istnienia w chaosie wszechrzeczy, jak przemijać z pokorą. (...) Chrystus Frasobliwy, to arcydzieło polskiej sztuki przestrzennej, jest przecież chłopskiej proweniencji. To Bóg z chłopskiej doli, zatroskany jak chłop i bezradny jak chłop. Synteza losu, nie tylko rzeźbiarska forma. Kto ją pierwszy wyrzeźbił, składał Bogu w ofierze swoje poniżenie, swoją nadzieję”. Dzisiaj – konstatuje Myśliwski – Frasobliwy został „utowarowiony”, stał się przedmiotem handlowym, jako wyraz tzw. kultury ludowej, a owa kultura ludowa nie jest jednoznaczna z kulturą chłopską. 
 

Jakoś tak się ułożyło, że na naszym Mazowszu  nie ma zbyt wielu Frasobliwych. A stąd właśnie, z okolic Garwolina pochodzi znakomity, pełen wyrazu Chrystus Frasobliwy, który na dodatek jest najstarszym z przydrożnych, jakie się zachowały w Polsce. W roku 1650 umieszczono  go w kapliczce przydrożnej we wsi Anielów na poludnie od Garwolina.  Pierwsze informacje o tej wiosce pochodzą dopiero z lat osiemdziesiątych XIX wieku. Figura została wyrzeźbiona ponad trzysta lat wcześniej. Jak to się stało, że tam się znalazła? nie we wsi, lecz na odludziu? czy wtenczas było to odludzie?                     

Dopiero po II wojnie światowej odkryto wartość tej figury. Jak wiele innych zabytków sztuki na Mazowszu, tak i ten w czasie ich inwentaryzowania odkryły panie Izabella Galicka i Hanna Sygietyńska. W terenie, na miejscu w Anielinie jest dzisiaj kopia rzeźby, oryginał znajduje się w Muzeum Etnograficznym w Krakowie. Specjalnie tam pojechałem, aby rzeźbę zobaczyć i sfotografować. Jest wielką ozdobą tego muzeum, było nie było jest to najstarsza zachowana w Polsce drewniana kapliczka słupowa. Wyciosana jest w pniu, na frontowej ścianie umieszczono napis będący fragmentem popularnej do dziś pieśni suplikacyjnej: Święty Jezu, święty i mocny, święty a nieśmiertelny, zmiłuj się nad nami. 

Oryginalna rzeźba jest niepolichromowana, wykonana z surowego, spękanego przez lata drewna. Kopia z Anielowa w zasadzie jest wierna oryginałowi, ale nie wiadomo dlaczego pomalowano ją na różowo. Gdy dokładniej się przyjrzeć i porównać zdjęcia obu, na pierwszy rzut oka widać, że kopia wyrazu oryginału nie ma zupełnie.  W Anielowie też byłem, a jakże. Pośród zieleni mazowieckiego pejzażu nie najgorzej  tam wygląda ten na różowo pomalowany Frasobliwy. 

Inwentaryzacja krajoznawcza z czasów PRL odnotowywała  figury Frasobliwego w kilku wioskach Kurpiów Zielonych, we wsi Sul koło Kadzidła, w Brzozowym Kącie... Nie bylem tam całe lata, czy one tam jeszcze stoją? Dobrze byłoby wiedzieć. A były tam kapliczki z Frasobliwym przepiękne. Jak ta poniżej, ona jest z Gąsek koło Ostrołęki, sfotografował ją Jacek Olędzki i w czarno białej reprodukcji pomieścił w swoim albumie z 1970 roku.


Przyglądam się temu świątkowi w zachwyceniu. Kurpiowskim zwyczajem postać Frasobliwego jest obleczona w szatę jakby zakonną, w zakrywającą całe ciało suknię, inaczej niż na środkowym Mazowszu, gdzie Frasobliwy jest półnagi, odziany tylko w przepaskę biodrową, jak ten z Sierpca, ze zdjęcia zaczynającego ten blog, albo jak ten z Anielowa. Największe wrażenie w tej kurpiowskiej  rzeźbie robi na mnie twarz! Zwyczajna, kurpiowska i mazowiecka. Ot, usiadł sobie sąsiad przy drodze i się zadumał. Po prostu, zwyczajnie, jak każdy. Ten usiadł pod dachem pośród krajobrazu wiejskiego w kurpiowskich Gąskach. Taką twarz mógł wyrzeźbić naprawdę wielki artysta. Chociaż nie kończył żadnej szkoły, ani kursów. Jak i kowal, który tak pięknym krzyżem własnej, kowalskiej roboty, przyozdobił szczyt domku, skrywającego głównego kapliczki bohatera. Takie i jeszcze ładniejsze  żelazne krzyże były specjalnością Kurpiowszczyzny. 


Czasem, zupełnie przypadkowo, na Mazowszu wciąż można trafić na kapliczkę, w której skrywa się Frasobliwy. Najczęściej nie jest to żadne dzieło sztuki, ot taki sobie, najzwyklejszy wiejski Chrystus Frasobliwy. Jednego takiego sfotografowałem nie tak dawno we wnętrzu kapliczki na wschodnim Mazowszu.  Ileż ludzkich modlitw  unosi się wewnątrz tej kapliczki! Z każdym świętym obrazkiem związana jest jakaś intencja, podziękowania za okazane łaski, prośba o pomoc w strapieniu. Jaka kryje się za tym Chrystusem Frasobliwym? Dlaczego on się tutaj znalazł, kto go tutaj umieścił i dlaczego?  Tę kapliczkę trafiłem w okolicach Siennicy. Pstryknąłem zdjęcie i swoim małym fiacikiem pojechałem dalej. Nie zapisałem obok jakiej miejscowości ona kapliczka stoi. Nie mam zdjęcia całej kapliczki. Mam do siebie żal.

 

W całkiem sporej wielkości murowanej przydrożnej kapliczce we wsi Lesznowola koło Grójca znajduje się wnęka, a w niej skrywa zachwycający Chrystus Frasobliwy, skromny, taki jak należy. Jest na fotografii poniżej, nie moglem się mu oprzeć, na zdjęciu mieć  go musiałem. Kapliczka w której jest umieszczony, jest wysoką, kilkupiętrową budowlą, wystawioną w roku 1891 i najprawdopodobniej w intencji ustąpienia epidemii cholery; ustąpiła dopiero pięć lat po wystawieniu kapliczki. 

W wieku XIX kilka razy cholera nawiedzała Mazowsze, ostatnia w swoich końcowych latach, zabierała tysiące ofiar. W epidemiach powinniśmy więc być biegli. Dlaczego więc teraźniejsza zaraza tak bardzo  spokoju nie daje? Dziewiętnastowieczna cholera została w jednym z najbardziej popularnych polskich przekleństw: o żesz ty, cholero jedna. Ciekawe, jak wśród polskich przekleństw umości się koronawirus, albo covid. Ty, kowidzie jeden?

Na środkowym Mazowszu kapliczki z Frasobliwym stawiał czasem nie tzw. lud z potrzeby serca, ale dziedzic. Bo przy jego dworze ten symboliczny polski świątek być powinien i basta. Piękna latarniowa kapliczka z figurką Frasobliwego stoi w Żelazowej Woli. Wysiadający z aut i autokarów turyści pędzą do muzeum chopinowskiego, na kapliczkę mało kto zwraca uwagę. Obok dworu w Tułowicach wznosi się tamtej bliźniacza, obecny dziedzic jest artystą malarzem, odbudowywał z ruin zabytkowy dwór, urządzał okolicę jak trzeba, na szlachecką modłę, o kapliczkę zadbał, sam jest zresztą herbowym szlachcicem z dziada pradziada. 

Inny dziedzic Frasobliwemu kazał strzec skrzyżowania dróg w Pilaszkowie koło kampinoskiego Zaborowa; jest na zdjęciu powyżej. Kilka lat temu zbudowano rondo na tym skrzyżowaniu i w jej obecnym usytuowaniu – piszą autorzy tekstu na stronie internetowej pt. Wirtualne Muzeum Ożarowa Mazowieckiego – figura nie wygląda na uszanowaną ani jako obiekt kultu, ani jako leciwy obiekt malej architektury, ani jako ozdoba krajobrazu wsi mazowieckiej. Kapliczka pochodzi z lat 80-tych XIX wieku. Fundatorem był Teodor Ostrowski, o czym świadczy wyryty w kamieniu napis. Figura Chrystusa nie jest rzeźbą o szczególniejszych walorach artystycznych, to praca rzemieślnika, który obsługiwał także cmentarze. przecież jednak nie można jej odmówić wyrazu. 

   Ustawiono kapliczkę z Frasobliwym w parku otaczającym siedzibę Zespołu Pieśni i Tańca "Mazowsze" . Zapewne  to praca artysty, a nie wiejskiego świątkarza (chociaż kto wie, nie zasięgałem języka). Wyciosany w pniu, bardzo sympatycznie prezentuje się pośród parkowego otoczenia, przygląda się czasem mazowszańskiej młodzieży, prawie tuż obok są budynki w których zespołowicze mają swoje kwatery i tam są miejsca, gdzie ćwiczą. Park jest teraz otwarty dla zwiedzających, można się po nim przechadzać i przypatrywać miejscu, gdzie powstawała legenda Zespołu, jako najbardziej znanej wizytówki polskiej kultury ludowej. To wspaniałe, że nie zabrakło tu tej kapliczki. Przy mazowieckich drogach takich już nie spotkacie. Jedźcie więc, drodzy państwo, do Karolina koło Otrębusów! 

Niewiele dzisiaj przy wiejskich, mazowieckich drogach kapliczek z wprawiającymi w zachwyt rzeźbami Chrystusa Frasobliwego. Gdyby nie muzea, w których znalazły schronienie przed kradzieżą, nie mielibyśmy żadnej szansy o nich wiedzieć. Niektóre pozostały nadal na Mazowszu, jak te, a najbardziej ze wszystkich wstrząsający naturalizmem Frasobliwy, który znalazł schronienie  w Muzeum Diecezjalnym w Płocku. 

Albo ten  ze zdjęcia otwierającego post, Frasobliwy z sierpeckiego Muzeum Wsi Mazowieckiej, gdzie prócz drewnianych, wiejskich domostw, takich jakie się w każdym skansenie znajdować powinny, znajduje się również zachwycająca galeria sztuki ludowej. Frasobliwy z mazowieckiego Anielowa zawędrował do muzeum w Krakowie, a do muzeum etnograficznego w Toruniu  dzieło Józefa Soboty z Reguta (pisałem o nim m.in. w poście Lipa Czesława Łaszka). Takich wspaniałych rzeźb, całkowicie osobnych, niepowtarzalnych, ukazujących ogromny talent twórców, na pewno nie spotkamy już w przydrożnych kapliczkach mazowieckich...

 

    Na koniec chciałbym wspomnieć jeszcze o jednej rzeźbie z piękniejszych, rzeźbionych, kaplicznych figur Chrystusa Frasobliwego, którą oglądałem przy leśnej drodze o pół kilometra od Karczewa, jest współcześnie wykonana z drewna przez rzeźbiarza Stefana Lisowskiego z Góry Kalwarii. Na urokliwym obiekcie, nazywanym kapliczką leśnych rowerzystów, umieszczono tabliczkę z mottem: "W nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy; leśni rowerzyści". Bardzo to mądre zdanie. Wzruszające, że powstają takie rzeźby. Ta jest pełna wyrazu, zarówno tradycyjna, jak  i  nowoczesna w formie, jest po prostu świetna!  


.................................................................... 

  








środa, 3 marca 2021


Przygoda krajoznawcza: Lipa Czesława Łaszka.

 

To świetne zdjęcie jest z portalu ndl.Celestynów


Ta ogromna lipa drobnolistna jest pomnikiem przyrody i Ozdobą Mazowieckiego Parku Krajobrazowego. Z Celestynowa idzie się do niej 5 km, zrazu niebieskim szlakiem do wsi Regut, a od Żółwiowego Stawu dalej prosto ku południowi. Drzewo jest oznaczone na mapie tego parku wydawnictwa Compass, można ją znaleźć na internetowej mapie Googli, trzeba tylko wywołać nazwę wsi Regut i z niej powędrować ku południowi drogą gruntową. Drzewo jest w wieku ok.400 lat i ma charakterystyczny, mocno rozgałęziony pień, nie przypominam sobie innego zabytkowego, wiekowego drzewa o podobnym wyglądzie na Mazowszu. Rośnie na prywatnej działce leśnej p. H. Szuchnika, w pobliżu Maćkowej Strugi w uroczysku Majdan, pośród sosnowego boru, na stoku wydmy o dość łagodnym nachyleniu. Obwód pnia wynosi 820 cm,  a wysokość około 19 metrów. 

Wyjątkowo urodziwa jest ta pozostałość dawnej Puszczy Osieckiej, której starodrzewy zostały tak dokładnie wyrąbane, że pozostał po nich tylko potężny dąb w Górkach koło Osiecka i właśnie ta lipa.  Chwalą ją w Internecie, pisząc, że wrażenie robi nie tylko obwód pierścienicy jak i kształt pnia, który daleko odbiega od typowego dla drzew walca, sprawiając przy tym wrażenie drzewa wyciągniętego wprost z baśni. Niełatwo trafić do tego drzewa, które nosi imię wieloletniego wojewódzkiego konserwatora przyrody na Mazowszu, Czesława Łaszka.

Jego imię zyskał też Mazowiecki Park Krajobrazowy, w którym ta lipa rośnie. Park został utworzony z jego inicjatywy. Zmarł 28 czerwca 2000 r., przeżywszy niepełne 70 lat. Został pochowany na Cmentarzu Powązkowskim w kwaterze nr 28c. Nawet nie ma swojego hasła w Wikipedii ten najlepszy konserwator przyrody w historii Mazowsza. I ja nigdy nie zrobiłem mu zdjęcia, chociaż dziesiątki razy się widywaliśmy, zarówno w terenie i na różnych konferencjach. Muszę więc skorzystać tutaj z fotografii dość kiepskiej technicznie, ściągniętej ze strony internetowej parku, który nosi jego imię. 

Był mazowszaninem z krwi i kości, urodził się w Mińsku Mazowieckim  i dla mazowieckiej przyrody okazał się być darem niebios.  Doprowadził do powstania nie tylko tego parku, także i innych, jego dziełem jest również kilkadziesiąt rezerwatów przyrody i dziesiątki pomników przyrody. On także ratował Las Bielański od rozcięcia trasą Wisłostrady bo i taki pomysł był mocno forsowany przez władze. Bardzo pana Czesława brakuje, a właśnie szykuje się kolejna autostrada, tę również, jak koło radości, chcą prowadzić w bliskiej okolicy, przecinać ma ten park właśnie.

Tak już jakoś jest, że cele swoich wędrówek umieszczamy najczęściej w podwarszawskich fragmentach Kampinoskiego Parku Narodowego. Nie tylko teraz, w czasie pandemii, wędrujemy koło Izabelina, Truskawia, Wólki Węglowej, tam najchętniej. I ja często gęsto ulegam tej pokusie, skądinąd nawet jestem autorem przewodnika po tamtej okolicy, ale – przyznam się bez bicia – zawsze mnie pociągał teren mniej znany, rzadziej uczęszczany. Na przykład okolice Celestynowa i Ponurzycy, której poświęciłem cały rozdział w jednej ze swoich książek. Najpiękniejszą ze swoich zimowych wycieczek po Mazowszu odbyłem w jej krajobrazie.

Aż trudno mi uwierzyć, że w swoim archiwum nie mam wciąż jeszcze fotografii Lipy Czesława Łaszka. A tyle razy tam łaziłem, szlaki projektowałem, wycieczki prowadziłem, samojeden się tam błąkałem, bo przecież lubię tę okolicę. A przy tej lipie z aparatem fotograficznym mnie nie było. Zdjęcia jej nie zrobiłem. Po prostu: krajoznawcza porażka.

Dawno mnie nie było w tamtych stronach. Ostatnim razem pod koniec listopada 2017 roku, wędrowałem wtedy z Grzegorzem. Dwie godziny w pociągach tam i z powrotem, cztery w terenie, w sam raz na krótkie dnie przedzimia. Gdy szukałem tras do wyznakowania w tej okolicy, w połowie lat siedemdziesiątych XX wieku zawędrowałem do wsi Regut w regionie kołbielskim. Słownik geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich, wydawany w latach 1880–1902, podaje w tomie IX hasło Regut, albo Regały. Ta druga, wcześniejsza chronologicznie forma nazwy wiąże się z faktem, że to była wieś królewska. Regut powstał w XVI wieku i należał wtedy do starostwa osieckiego, to była królewszczyzna. Według zapisków z 1660 roku Regut został całkowicie spalony podczas wojen szwedzkich. 

W Regucie, jako pierwszej miejscowości w starostwie osieckim, zmieniono mieszkańcom pańszczyznę na czynsz. Dzisiaj obok wsi śmigają samochody tranzytową szosą nr 50, zasuwają nią ogromne ciężarówki, a szykuje się tuż obok jej śladu nowy ślad dwujezdniowej, szerokiej na sto metrów autostrady A-50. Zapewne wyrosną koło niej wysokie ekrany, zbuduje się nad autostradą szerokie przejście dla zwierząt. Tak to nasza cywilizacja sobie poczyna, jeden jej element wymusza następny, nieuchronnie kończy się krajobraz sielski i anielski w okolicach Warszawy. Co będą z tego mieli mieszkańcy wioski Regut? Niewiele dobrego będą mieli. Co pan na to, panie Czesławie?

W czasie pierwszych swoich odwiedzin tej wioski zobaczyłem niewielkie, skrzynkowe kapliczki, przybite do drzew. W wnętrzach znajdowały się sceny Ukrzyżowania, postacie były przedstawione bardzo prymitywnie, wręcz symbolicznie. Bardzo mnie ujęła wtedy ich symboliczna prostota. Znacznie później dowiedziałem się z lektur, że reguckie kapliczki są dziełami Józefa Soboty (1984-1979). Był miejscowym rolnikiem, podejmował się też różnych zajęć sezonowych, pracował w lesie, w tartaku. Z powodu wypadku na wiele lat stracił czucie w nogach. Nie umiał czytać i pisać, prawie osiemdziesięcioletni począł rzeźbić wierząc, że wyzdrowieje realizując wolę Bożą, przekazaną mu we śnie przez anioła. Warunkiem było rozwieszenie i ustawienie we wsi, w której mieszkał, kilku kapliczek. Takich, jak ta poniżej.

 

Kapliczka Józefa Soboty z Reguta.

Dziś jego dzieła znajdują się u prywatnych kolekcjonerów, m.in. u prof. Mariana Pokropka, który w swojej książce "Życie i twórczość rzeźbiarska Józefa Soboty" odkrył go dla miłośników sztuki ludowych prymitywistów. Prace artysty można też oglądać w muzeach etnograficznych, np. w Toruniu lub Krakowie. A sam Sobota, wskutek wielu pomyślnych zbiegów okoliczności i pomocy ludzi z miasta, którzy dostrzegli i zachwycili się jego sztuką, wrócił do zdrowia. Rzeźbienie do końca życia było jego wielką pasją.

Cztery lata temu, gdy  o pandemii nikt z nas jeszcze nie myślał wtedy, że coś takiego może się zdarzyć, a więc dwa lata temu,   listopadową sobotą zawędrowałem do dawno nie odwiedzanego Reguta. Nim wszedłem do wioski zatrzymałem się z przyjacielem na chwilę odpoczynku nad Żółwiowym Stawem wśród sosnowych borów na południe od wioski. Opowiadałem przyjacielowi o moim spotkaniu z kapliczkami Józefa Soboty. Potem, w naszej wędrówce ku stacji w Celestynowie, mijając boisko Reguckiego Klubu Sportowego "Bór", wyasfaltowaną ulicą Turystyczną weszliśmy do wsi Regut. Przy pierwszym domu po lewej stronie drogi, zobaczyłem przybitą do drzewa niewielką szafkową kapliczkę, a w niej scenę Ukrzyżowania, dzieło Józefa Soboty. Kilka miesięcy potem znalazłem się w etnograficznym muzeum na krakowskiej Wolnicy i tam przyglądałem się uważnie jednej z jego kapliczek. Ta, która w Regucie jeszcze przetrwała (chwała tym, co o to zadbali!) jest niemal tamtej bliźniaczą.

Niby niczego wielkiego nie odkryłem, przecież jednak w Regucie zawrzała we mnie z radości krew krajoznawcy. Kto wie, czy nie największe wrażenie czyni na mnie załamująca ręce w smutku i rozpaczy postać Matki Boskiej, której świętość rzeźbiarz podkreślił absolutnie niebanalnie przedstawionymi promieniami, okalającymi postać. Absolutnie doskonały przykład sztuki naiwnej. Jak mówi encyklopedia PWN, najważniejszą cechą sztuki naiwnej jest szczerość i prostota wypowiedzi plastycznej. Nie usiłuje zbliżyć się do uznanych wzorów artystycznych, lecz odnajduje własny sposób przedstawiania świata.

Wpuściłem opowieść o kapliczkach Józefa Soboty do swojego internetowego blogu i doczekałem się komentarza. "Pan Józef Sobota ma w pewnym sensie następcę – napisał mi w blogu nieznany z nazwiska HobbyHouse.pl.  –  Od kilku lat wokół Ponurzycy pojawiają się nowe kapliczki. Rzeźbione w jednym kawałku drewna. Przeważnie Chrystus Frasobliwy. Widać, że wykonane tymi samymi rękami. Znalazłem już około dziesięciu, m.in. przy Lipie Łaszka, nad Maćkową Wodą i nad Ślepotą". 

Wiem teraz, że czeka na mnie kolejna przygoda, trzeba pójść w tamte strony, sfotografować tę lipę, poszukać tych wszystkich rzeźbionych Frasobliwych.  Bardzo mi brakuje Lipy Łaszka w swojej fototece. Bardzo chętnie poszukałbym sobie w terenie onych Frasobliwych. Wrócę tam chętnie, to przecież i moje lubiane strony, oby tylko sił starczyło. Nie wiem więc, czy prędko tam pójdę, jeśli w ogóle pójdę, bo mój pesel właśnie zaczął mi mocniej dawać się we znaki. W tej sytuacji liczę na Was. Przygoda krajoznawcza na Was czeka. Co Wy na to?