czwartek, 29 listopada 2018


Sosna kandelabrowa

W sąsiedztwie Wólki Węglowej, niemal tuż przy granicy z Warszawą zaczyna się dla warszawiaków Puszcza Kampinoska. Młode tam rosną lasy i nie dziwota, większość zasadzono dopiero po drugiej wojnie światowej. Niemal przez cały wiek dziewiętnasty znajdowały się tam tylko pachy. Resztki starych drzewostanów wycięli hitlerowcy na budowę lotniska bielańskiego, które było tam, gdzie dzisiaj rosną bloki osiedla na Wrzecionie. A tutaj, na tych piachach, przez lata pojedyncze drzewa walczyły o życie. Przetrwały do naszych czasów, widać je ze szlaków turystycznych, skarłowaciałe, przybierają różnorakie kształty. Zwłaszcza sosny. Niektóre mają kształty zgoła fantastyczne, powykręcane konwulsyjnie konary wyciągają dramatycznymi gestami ku niebu. Okoliczny bór ma wdzięk nie podrobienia, więc od autobusów i parkingów wiodące tutaj szlaki turystyczne od autobusów i parkingów w Wólce Węglowej, są o każdej porze roku ulubionymi trasami przechadzek warszawiaków i zwłaszcza dla wielu starszych z nich właśnie tutaj jest Puszcza Kampinoska. 
W uroczysku Łuża, niedaleko rozstaju szlaków żółtego i niebieskiego, tuż obok żółtego, przy bocznej dróżce odchodzącej w prawo, przez kilkadziesiąt lat rosło najbardziej charakterystyczne z drzew tej okolicy: karłowata sosna kandelabrowa o trzech konarach,  swój oryginalny kształt zawdzięczająca temu, iż po ścięciu głównego pnia rolę wierzchołka wzięły naraz trzy jego boczne gałęzie. 
Niestety, z prawdziwym smutkiem zawiadamiam, że drzewo już jest nieżywe. Drzewa umierają stojąc. I to drzewo taki los spotkał. Sosna kandelabrowa umarła nie doczekawszy swojego stulecia, ale niewiele mu do tego zabrakło, chociaż na swój wiek to drzewo nie wyglądało. Jeszcze możemy tę sosnę oglądać, jeszcze możemy ją fotografować. Jak długo jeszcze? Bo przecież w końcu w proch się obróci. Jak po ludziach, tak i po drzewach niektórych żal jest większy... 


sobota, 24 listopada 2018

Jesień listopadowa nad Świdrem i Mienią

Powoli listopad zmierza ku końcowi. Kilka dni temu zaczęło się właśnie przedzimie, dokładnie w minioną sobotę 15 listopada.Na ogół przedzimie nie głaszcze, dni krótkie, szare chmury wiszą tuż nad głową, jest dżdżyście i błotniście. Na żadną wycieczkę do lasu iść mi się nie chce.A ja z gronem znajomych i przyjaciół wybrałem  się na wycieczkę nad Świder i Mienię. No i pogoda nam się wydarzyła bardzo akuratna tej wycieczkowej soboty, złapał mazowiecką ziemię pierwszy mrozek nadchodzącej zimy, szron pobielił ziemię, a niebo było niebieskie. Do wędrowania w sam raz, ale do zdjęć nie najlepsza jest taka pogoda, obiektyw raczej nie lubi takiej, ale cóż robić, bez fotografowania teraz się już obejść nie sposób. 



Świder płynie pod Otwockiem płytkim, piaszczystym korytem. Latem w tunelu zieleni listowia nachylających się nad nim gałęzi drzew, teraz wśród drzew już bezlistnych. Błyszczą na zakolach małe piaszczyste plaże. W weekendy tłum zalega brzegi rzeki, teraz cisza głucha, tylko moc tropów ludzkich na tych plażach przypominała, że bywa tam ludnie.  Ścieżka jest wąska, sympatyczna, szlak oznakowany doskonale, przyjemnie było nadzwyczajnie. A później czekał na mnie jeszcze jar rzeczki Mieni koło Emowa. 

Mienia jest węższa, brzegi wyższe, niby do Świdra podobna, a jednak inna. Około Emowa rzeczka Mienia z fantazją przerzyna się przez pasmo nadwiślańskich wydm, kręci się, zatacza łuki, meandruje. Jej brzegi są miejscami urwiste i wysokie na kilka metrów, wokół rośnie wielogatunkowy las, w nim dominują imponujące dęby, a wśród nich królem jest Bartek Mazowiecki, 400-letni (niektóre źródła podają, że ma lat tylko 300) dąb szypułkowy o średnicy ponad 5 m, „uważany powszechnie za najładniej położony zabytek przyrody na wsch. od Wisły” (jak podają przewodniki). Dzięki ochronie, znajduje się bowiem w w granicach rezerwatu przyrody, ma szanse jeszcze wiele pokoleń cieszyć swoją urodą. 
Wschodnim brzegiem dolinki prowadzi nad Mienią  czerwony szlak turystyczny, ścieżynka jest wąska. Dolinka ma tylko dwa kilometry, wijąca się jej brzegami ścieżynka ma o kilometr więcej. Widoki z niej są malownicze. Po obu stronach dolinki, w pewnej odległości od rzeki, najczęściej od niej niewidoczne, bo schowane za lasem, stoją domy Emowa. 

 
Bartek Mazowiecki jest  drzewem o dostojnej prezencji, sławę nosi zasłużoną, chociaż ani to najgrubsze drzewo mazowieckie (w pobliskiej Wiązownie w parku rosną dęby tęższe), ani najbardziej urodne (bo w pobliskim sąsiedztwie są ładniejsze). Ale ten dąb rośnie w wyjątkowo magicznym miejscu, dojść do niego trochę trzeba, jest świetnym celem wycieczkowym. Nadmiernej ilości odwiedzających pod dębem się nie spotyka, a jednak tej pogodnej przedzimowej soboty minęło go kilka grupek turystów z plecakami, wędrujących szlakiem ku Wiązownie. 
.................................................