wtorek, 18 lutego 2025


Naprawdę są takie krajobrazy w Warszawie. 

Oto Macierowe Bagno, ozdoba północnej części Mazowieckiego Parku Krajobrazowego, naprawdę są takie krajobrazy w Warszawie. Chociaż na jej dość dalekich peryferiach. W sąsiedztwie Starej Miłosny, Międzylesia, Radości. To zdjęcie zrobiłem  połowie lutego 2022 r. , tak wtedy było, pachniało przedwiośniem.

 


Dla takich krajobrazów tam jeżdżę, ostatnimi laty zawsze w połowie lutego. Na pewno dlatego, że dnie jeszcze krótkie, a publiczna komunikacja w okolicy jest doskonała, co 20 minut kursują autobusy linii 525 sprzed dworca centralnego do usytuowanej pośród lasu pętli w Międzyulesiu i także co dwadzieścia autobusy linii 502 przy stacji Metra Politechnika, dokładnie z jezdni ul.Waryńskiego na tą stacją, kończąc jazdę na krańcowej pętli Graniczna w Starej Miłośnie. I tam lasem już pachnie, jest tuż tuż...

Dla takich pejzaży Macierowego Bagna tu przychodzę. Każdy bywa inny. Fakt, niektóre bywają bezbarwne. Tym bardziej się cieszę, gdy zastanę w terenie takie właśnie jak na tych dwóch powyższych zdjęciach. Nie trzeba być przyrodnikiem, aby docenić tutejsze piękno. Nie wszyscy ze spacerowiczów to wszystko dostrzegą. Ale wiedzieć warto. Przyrodnicy najbardziej cenią torfowisko Macierowego Bagna. Występuje na nim około 140 gatunków roślin, w tym kilka objętych ochroną ścisłą. Niektóre z siedlisk są uznane za rzadkie i wymagają specjalnej ochrony prawnej. Bagno jest też miejscem występowania wielu grzybów i porostów, w tym mąkli tarniowej i płucnicy modrej, których obecność oznacza bardzo niski (najniższy w Warszawie) stopień zanieczyszczenia powietrza. To świetne środowisko dla ważek, których obserwowano kilkanaście gatunków, w tym żagnice, szablaki, łątki, łunicę, zalotkę większą i torfowcową. Chcieli przyrodnicy zrobić to torowisko rezerwatem, ale się nie dało, jest własnością prywatną i jeszcze od przedwojny, należy do wielu właścicieli.

Większości tego wszystkiego o zimowej porze możecie nie zauważyć. Ale – znając drogę – możecie przecież kopsnąć się tutaj o innej porze roku, w pełni wiosny lub młodym latem na przykład.

Zielony Ług

 Zielony ług też niebrzydki. Tam zachodzi się najczęściej, bo jest tam rozstaj trzech szlaków znakowanych, blisko od niego do pętli autobusowej w Międzylesiu. Dla turystów pieszych wymyśliłem te znakowane szlaki dla tej okolicy, trzymają się lepiej ode mnie, pół wieku temu je zaprojektowałem, a sąsiadującemu z Macierowym Bagnem bezimiennemu torfowisku, obok którego jest węzeł tych szlaków, dałem nazwę Zielony Ług i konsekwentnie używałem jej w swoich publikacjach, nazwa się przyjęła. 


Pośród wydm Mazowieckiego Parku Krajobrazowego znajduje się kilka bardzo interesujących krajobrazowo i przyrodniczo torfowisk. Te, które znajdują się najbliżej Warszawy nazywane są "ługami". Słowo „ług" jest wyrazem prasłowiańskim i oznacza bagno lub mokradło. Stąd też wzięła się nazwa Łuże w najbliższej Warszawy części Puszczy Kampinoskiej. Stąd też nazwa słowiańskich Łużyc, znajdujących się już na zachodnim brzegu Nysy zwanej Łużycką na terenie dzisiejszych Niemiec. 

 Na otaczających ługi wydmach rosną bory sosnowe, najbardziej wartościowe występują jednak w niższych położeniach, gdzie tworzą jedyny w swoim wyrazie zespół siedliskowy lasu, zwany borem wilgotnym. Tutaj jest on wcale powszechny. W tym lesie, ubogim w gatunki drzew i krzewów towarzyszących sośnie, a mimo to nie pozbawionym przedziwnego piękna, spotkamy również krzewinki bagna zwyczajnego, a prócz nich bagienną borówkę, zwaną łochynią.

Podwarszawskie ługi i ich najbliższa okolica są wielkim skarbem dla Warszawy, o której natychmiast się zapomina, gdy wkroczyć w ten spokojem tchnący świat wydm, lasów i ługów. I tam, pośród zwykłego podwarszawskiego boru znajduje się cel, ku któremu pomykam ochoczo, aby w uroczej, schroniskowej, prawdziwie turystycznej  atmosferze spędzić kilka dobrych chwil z przyjaciółmi z różnych turystycznych szlaków... 

Barek na Dakowie

 

Zimno się zrobiło tegorocznym lutym. Dalsze trasy już mi nie po drodze, mój pesel ostro przeciw takim pomysłom protestuje. Ale dla takich starszych panów, jak ja, wypad nad Macierowe Bagno jest w sam raz, I jest tam niepowtarzalny Barek ba Dakowie. Znakomite miejsce dla wędrowców w pewnym wieku, usytuowane w środku lasu, świetnie od lat prowadzone przez państwa Bednarskich. W barku na Dakowie wnętrze przyjemne, na kominku ogień płonie, ceny umiarkowane (pierogi 25 zł, barszczyk 10.-, rogaliki i paszteciki po 4.-, piwo 15.-, herbata 10,- płatność gotówką). Wśród klientów przede wszystkim weterani leśnych spacerów, wszyscy z plecakami, niektórzy z kijkami, średnia wieku wysoka, a nawet bardzo.Ma bardzo schroniskową atmosferę, we wnętrzu zawsze pełno jest turystów, którzy przywędrowali tu pieszo, z kijkami lub bez, w grupkach jak my, lub pojedynczo, z dziećmi lub bez, którzy zrobili tu sobie przerwę w footingu, przyjechali na rowerach latem, zimą ma nartach. Niewątpliwie jest to najbardziej sympatyczna knajpka, jaka można spotkać na podwarszawskich szlakach. Czemuż nie podobnej przystani dla wędrowców w Puszczy Kampinoskiej ?

                                       ..............................................

 

sobota, 1 lutego 2025

 Cisowe z Puszczy Kampinoskiej.

Za górami, za lasami, usadowiło się  Cisowe. Pośrodku Mazowsza o niespełna 50 kilometrów od Warszawy. Na piaszczystych wyniesieniach otoczonych torfowiskami, około 1765 r. jako osada budników zostało założone pośrodku Puszczy Kampinoskiej. To zdjęcie zrobiłem w latach sześćdziesiątych XX wieku.  Kiedy poznawałem Cisowe, była to wieś drewniana,  domy znacznej jej części  posadowiono na gołym piachu wydmowym.

Na marnej jakości gruntach egzystencja nie była łatwa. W latach tzw.Polski Ludowej mieszkańcy zarabiali na życie nielegalnym ubojem bydła; mięso sprzedawano własnymi sposobami, a to, co do sprzedawanie się nie nadawało, upychano w puszczańskim lesie. 

 W roku 1975 weszła w życie uchwała rządowa w sprawie przejęcia przez Państwo gruntów położonych w granicach parku kampinoskiego. Najważniejszym zadaniem parku jest ochrona przyrody, a tylko pełna własność państwowa może ją zapewnić. Jak wiadomo,  własność prywatna jest na ogół wrogiem ochrony przyrody. Wykup prywatnych nieruchomości rozwiązuje także problemy mieszkańców, umożliwiając im osiedlenie się poza terenem puszczy, tam gdzie warunki życia są zdecydowanie łatwiejsze. Dla Warszawy zwiększenie powierzchni lasów puszczańskich też ma znaczenie niebagatelne i argumentów „za” jest o wiele więcej niż „przeciw”, przeciw „przeciw” zresztą nie ma po prawdzie żadnego.  

Cisowe mieszkańcy opuszczali  bez większych sprzeciwów, wsi już w zasadzie nie ma, ruiny opuszczonych domostw kryją się po lesie; ochoczo przystąpił do powracania na swoje, około trzystu lat tu go nie było.  

Śmiały pomysł wykupienia wiejskich terenów wewnątrz puszczy zawdzięczamy w znacznej mierze cudzoziemskim dziennikarzom, którzy przyjechali relacjonować któryś ze zjazdów Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, wówczas przewodniej siły narodu, jak głosiła komunistyczna propaganda. Przewodnia siła nie zauważyła, że w sąsiedztwie stolicy jej państwa naród wiejski egzystuje w okropnych warunkach, w nędznych wioszczynach na lichych piaskach pośród bagien i puszczy. W wolnej chwili kilku dziennikarzy postanowiło na swoją rękę zobaczyć jak wygląda park narodowy, jedyny wówczas narodowy park w bezpośrednim sąsiedztwie jakiejkolwiek stolicy europejskiego państwa. W zagranicznej prasie pojawiły się zdjęcia i opisy kampinoskich wiosek. Partia się zdenerwowała. Zdenerwowanie partii wykorzystali wówczas naukowcy, wśród nich współinicjatorka utworzenia tego parku, prof. Jadwiga Kobendzina. Poszła z wizytą do ówczesnego premiera Piotra Jaroszewicza, jej argumenty okazały się trafione, więc aby na przyszłość wstydu sobie oszczędzić, w dobrze rozumianym interesie ludowego państwa, na rządowym szczeblu podjęta została decyzja o rozpoczęciu akcji wykupywania puszczańskich wiosek. Grunty odkupywano na zasadzie dobrowolności od osób, które zgłosiły chęć sprzedaży. W momencie rozpoczęcia wykupów szacowano, że w parku kampinoskim zamieszkiwało około 16 500 osób, dzisiaj już tylko około 1800 osób.

Przez tereny Cisowego prowadzi główny szlak puszczański, wyznakowany czerwonym kolorem. Na rozdrożu piaszczystych dróg pośród sośnin stoi przy tym szlaku kapliczka przydrożna. Postawiono ją zapewne pod koniec wieku dziewiętnastego.


Od pierwszego wejrzenia ujęła  mnie ta kapliczka swoją prostotą i poruszała serce gipsowa, jarmarczna w gruncie rzeczy -  Pieta.  Żaden to Michał Anioł, a przecież,  jako żywo, jest ta figura echem tamtej z Watykanu, słynnej i marmurowej.


Po remoncie, przeprowadzonym w roku 2007,  kapliczka z Cisowego została przyodziana w łazienkowe kafelki i jej obecny widok skłania do zadumy nad zmiennością gustu polskiego ludu i jego przewodników duchowych. Ale jednak - hola! - nie wydawajmy zbyt chybko naszych opinii. Przybył albowiem kapliczce żelazny krzyż kowalskiej roboty, dzieło sztuki wiejskich kowali. W pobliskich Górkach widziałem podobny. Zapewne dzieła jednego twórcy. Chętnie poznałbym jego nazwisko......  

 
W okolicy malownicza mozaika krajobrazów.  Po sąsiedzku łańcuchy piaszczystych wydmowych gór, a na nich pyszniące się swą urodą dwustuletnie sosny. Na gruntach porolnych Cisowego sosnowe młodniki i olszyny, mokradła turzycowisk, wilgotne łąki.
 
 

Jakiś czas temu, jeden z ostatnich mieszkańców Cisowego przygotował obok swojego siedliska niewielkie, dobrze pomyślane pole namiotowe. Nic specjalnego, ale w sam raz dla niewymagających turystów. Aktualizując kolejne wydanie swojego przewodnika wprowadziłem tam o nim informację. Ale już jest nieaktualna. 
 

Cisowe najpewniej wzięło swoją nazwę od cisów. Cis nosi łacińską nazwę Taxus baccata. Taxus znaczy łuk, baccata natomiast pochodzi od łacińskiego bacca - jagoda i znaczy: mający jagody. Kiedyś, dawno dawno temu, słynące z elastyczności i sprężystości drewno cisowe używano do wyrobu kuszy i łuków, na ziemiach polskich to zastosowanie znane było już około 60 tysięcy lat przed naszą erą. Jagiełło wydal zakaz wycinania cisów: Jeśliby kto, wszedłszy w las, drzewa, które znajdują się być wielkiej ceny, jako cis albo im podobne podrąbał, tedy może być przez pana albo dziedzica pojman”. I cóż z królewskiego zakazu,lud polski od dawien dawna wiedział, iże zakazy są po to, aby je łamano. No i na koniec cis stał się niespotykanym rarytasem w lasach polskich.

Służby Kampinoskiego Parku Narodowego próbują przywrócić cisy tej puszczy. Jeśli z Cisowego pójdziecie czerwonym szlakiem ku zachodowi, miniecie dwa kolejne rozwidlenia czerwonego z żółtym, na grzbiecie Kozich Gór, którymi wiedzie szlak przez obszar ochrony ścisłej "Krzywa Góra", zobaczycie ogrodzenie za którymi rosną  introdukowane cisy. Wygląda na to, że mają się dobrze. Strzeżcie się jednak i zwieść  nie dajcie!   
 
Czerwone jagody, te które znalazły się w łacińskiej nazwie cisa, wyglądają apetycznie, ale nie daj Bóg ich skosztować, śmierć niemal na miejscu, za sprawa pestek głównie zresztą. Nic dziwnego, że wieńce żałobne pleciono z niego, że na cmentarzach cis jest sadzony. Słowianie igliwiem cisa posypywali izby, w których zmarły przebywał, a to po to, aby jego duch tam nie powracał. Sen w cieniu cisa śmierć przynosi. Dzieci w las idące nie powinny zbliżać się do cisa, bo może on zamienić je w kozy, albo sarny, albo choćby w zające, a dlaczego akurat w te zwierzęta? ano dlatego, że cis je lubi, więc nie truje i one ze spokojem mogą igliwie cisowe spożywać. Dziwy nad dziwami z tym cisem są ogromne. 

Pięknieje nam podwarszawska puszcza z każdym rokiem. Tylko te bezśnieżne zimy, ten katastrofalny brak opadów, te suche, gorące lata! Bez specjalnej zachęty dziabią nas niemiłosiernie komary, jesienią ryczą zakochane jelenie, gdzie tylko mogą bobrują bobry, mroźnymi, zimowymi nocami  wyją do księżyca kampinoskie wilki. Tak naprawdę ta puszcza to niewielki, oderwany od innych kompleks leśny. Jak te wszystkie jelenie, bobry i wilki wytrzymują nasze sąsiedztwo?  
..........................................