czwartek, 5 września 2024

Upalny sierpień: nad rzeką Wkrą

Na początku tegorocznego sierpnia, zaproponował mi przyjaciel wycieczkę. Pogoda była upalna niemożebnie, w lesie i nad rzeką tego się nie czuło, ale w terenie otwartym jednak tak, w mieście stawało się katorgą. Zaciągnęło nas nad Wkrę, do Kosewka pośrodku Lasów Pomiechowskich. Miejsce dobre, sprawdzone, znane od lat.


Przed czterdziestu laty projektowałem szlaki w tych  lasach. Atrakcyjne i  malownicze, różnorodne w charakterze, zbiegały się w Kosewku właśnie. Były  tam wtedy domki kempingowe, w których można się było przespać, była niewielka restauracja „Młynarka” do której się zachodziło na herbatę, jak do schroniska.  Za „moich” czasów, wtedy gdy tam zachodziłem w latach siedemdziesiątych XX wieku, młyna już nie było.  A "Młynarki" nie sfotografowałem, niestety. W tamtych czasach prawie w ogóle się nie fotografowało. Nie to, co teraz.

Ten młyn był drewniany, stał na kamiennej podmurówce i miał  osobliwe, drewniane młyńskie koło, umieszczone na pionowej osi. Na taki układ być może miał wpływ niezbyt wysoki poziom spiętrzenia wody. Zapora była dość prymitywna, na tej pocztowce widać to bardzo dobrze; przy takiej konstrukcji wymagała częstych napraw. Ale ja tego już nie widziałem, ten opis zawdzięczam innym. Pamiętam natomiast  ośrodki wypoczynkowe koło "Młynarki", jeden należał do ministerstwa spraw wewnętrznych. Wciąż nie mogę się nadziwić, że tego wszystkiego już nie ma. Jak i ośrodka wypoczynkowego Fabryki Samochodów Osobowych na Żeraniu, był poniżej młyna. Jego też już nie ma. I fabryki też nie ma. Niemal nic już z tego wszystkiego nie zostało, ta część naszej, polskiej cywilizacji odeszła już w przeszłość, tylko jakieś nędzne jej pozostałości kryją się wśród ogarniającej je roślinności, tylko czekać jak pojawią się tutaj archeolodzy, aby rozpocząć wykopaliska z głębokiej epoki Peerelu.




Szlaki w całej okolicy są nadal, jedne w lepszym, inne w gorszym stanie, nieźle się trzyma szlak żółty, świetnie najważniejszy ze wszystkich szlak niebieski, wiodący wzdłuż rzeki  turystyczny kręgosłup okolicy, kto nigdy w życiu go nie przeszedł, nie wie jak ładne potrafią być mazowieckie szlaki piesze. Odcinek tego szlaku między Kosewkiem, a Goławicami jest rewelacyjnym, wielkiej urody szlakiem leśnym, ścisła mazowiecka czołówka, sama radość dla wytrawnego piechura. 



Warszawa obchodziła osiemdziesiątą rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego, na kładce nad Wkrą  przypominały o tym biało-czerwone flagi. Zanim kładkę w Kosewku postawiono, saperzy w ramach ćwiczeń stawiali niemal co rok kładkę drewnianą, która niemal co rok była niszczona przez krę i wielką wodę. Niedawno kładkę przebudowano kosztem ponad  2. milionów złotych, z czego 90 proc. ze środków unijnych (w ramach projektu o uroczej nazwie:  „Rozwój zrównoważonej multimodalnej mobilności w gminie Pomiechówek i obszarze funkcjonalnym Warszawy”).  

Dzień był powszedni,  a że roboczy, turystów tyle co na lekarstwo  i  na rzece tylko jeden kajak wypływał z gardzieli leśnego rezerwatu przyrody „Dolina Wkry".  W 1991 roku został utworzony dla ochrony wyjątkowego, naturalnego krajobrazu doliny Wkry. Nie byle jaki to krajobraz, chroniony nie tylko prawem polskim, także europejskim.

 



Jak kładka w Kosewku ogranicza najefektowniejszy odcinek doliny Wkry od południa, tak od północy ogranicza go wiszący most między Śniadówkiem, a Goławicami, ten najstarszy pylonowy most w Polsce powstał w roku 1985, jego pylon ma 26 m wysokości.  Wielekroć go fotografowałem, najbliższe sercu jest to poniższe zdjęcie z roku 1996, krajobraz okoliczny prezentował mi się wtedy jakoś tak najbardziej serdecznie, a prócz tego to zdjęcie przypomina mi że byłem kiedyś młodszy, mobilniejszy – było, nie było, to zdjęcie robiłem 28. lat temu,  pod tym mostem sporo wody Wkrą upłynęło od tego czasu. 



Ten most jest zmniejszoną, niezrealizowaną wersją Mostu Grota Roweckiego w Warszawie; most warszawski w tej wersji nie mógł powstać, zdecydowano się na mniej kosztowną wersję tradycyjną. Dla tej okolicy nad Wkrą jest ten most dobrodziejstwem. Również wizualnym, bo jest po prostu – ładny. 

 


Na moście w Goławicach pomiary prowadzili inżynierowie budujący Most Świętokrzyski w Warszawie. Jak wyczytałem, most goławicki był w swoim czasie  bohaterem wszystkich podręczników do nauki jazdy dla kierowców na kategorie A i B.




 O kilka minut od wiszącego mostu jest oddalony  klimatyczny Bar Koza. widać go na zdjęciu powyżej. Dowiedziałem się o nim  po raz pierwszy z majla od znajomego: „Panie Leszku, spieszę donieść o wyjątkowym miejscu, w które trafiliśmy z rodziną właściwie przypadkiem, choć trochę z polecenia. Miejsce znajduje się w Śniadówku koło Pomiechówka i nazywa się Chata nad Wkrą i Bar Koza - jest czymś na kształt knajpki pod gołym niebem, ukrytej wśród sosen, o klimacie trochę jak kemping sprzed lat, z dostępem do Wkry, żeby można było też z kajaka, ale przede wszystkim z pysznym jedzeniem, piwem, kawą, lodami i wszystkim innym co potrzeba . Działa to od majówki aż do października i to już od iluś tam lat.  Może się Panu przyda kiedyś jako przystanek w trakcie wycieczki?”




Przydało się i to kilkakrotnie. Tego roku nie raz jeden i nie tylko w sierpniu. Tego upalnego lata spotkałem się tam także z gronem przyjaciół z turystycznych szlaków. Przywędrowaliśmy z różnych stron, różnymi trasami i na różny sposób, przywitali się jak należy z tamtejszymi kozami,  a potem siedzieliśmy sobie wygodnie z widokiem na rzekę. Niektórzy smakowali pstrąga, inni ograniczali się do jakiegoś napitku, sporym wzięciem cieszył się chłodnik,a cośmy sobie pogadali o tym i owym, to było nasze. Przed nami płynęły rzeką tabuny kajaków, nieprawdopodobnie ukajaczona jest ta rzeka.



Lato przecież w końcu odejdzie, nadejdzie w końcu jesień, znikną z wody kajaki, w lasach pojawią się kolory. A są ne w Lasach Pomiechowskich nadzwyczajne. Siedliska są tu lepsze, niż w Kotlinie Warszawskie, więc i lasy bogatsze; jak i gdzie indziej w drzewostanach dominuje sosna, ale towarzyszy jej sporo gatunków liściastych drzew i krzewów.  W październiku, w barwach pogodnej jesieni jest najlepiej. Zapewne więc znowu tam będę. Może się nawet spotkamy ? Może na żółtym szlaku, może akurat na tej drodze z tego zdjęcia, niespełna dwa kilometry od stacji w Pomiechówku ?


 

.....................................................

 

 

 


środa, 24 lipca 2024

 Kapliczki i krzyże przydrożne

Okolice Szulmierza na Ziemi Ciechanowskiej

Z krajobrazem polskim ściśle są złączone kaplice i kapliczki przydrożne. Mnogość ich wielka wszędzie, małych i większych, drewnianych i murowanych. Nawet wypróchniały pień dębu zamieniano na kaplicę, jakby pozostałość pogańskiej czci. Okazji bywało dość: pobożny uratowany od pioruna, od koni, które poniosły, w miejscu cudownego objawienia, dla ochrony przed powodzią, morem, zbójcami, wznosił kaplicę lub kapliczkę — pisał Aleksander Brũckner.

Grzegorzewice na Ziemi Mszczonowskiej


Do swoich kapliczek polska wieś była i jest bardzo przywiązana. Gdy przed laty muzeum etnograficzne z Warszawy chciało zabezpieczyć jedną z przepięknie rzeźbionych kapliczek z Kurpiowszczyzny, przenosząc ją do swoich zbiorów, musiało prowadzić długie pertraktacje ze społecznością wiejską, zakończone ustawieniem w tym samym miejscu dokładnie takiej samej kopii. Przeniesienie zabytków do muzeów sprawy jednak nie załatwia. Kapliczki przydrożne  są nieodłącznym elementem polskiego pejzażu. Bez nich byłby uboższy.

Dańków na Ziemi Grójeckiej
Czachówek na Ziemi Czerskiej
Brzuza w Nadbużańskim Parku Krajobrazowym

Żelechów w powiecie garwolińskim

Kapliczka św.Teresy w Puszczy Kampinoskiej

Podobno — tak twierdzą wszyscy „słownikarze" — nazwa kaplicy wywodzi się od osobnej celi, w której przechowywano płaszcze św. Marcina: łacińska capella ma być zdrobnieniem od wyrazu cappa, oznaczającego płaszczyk. Stąd też i kapelan, i kapelmistrz, to zupełnie jednak już inny temat. Z Italii nazwa przeszła do innych krajów, już jako określenie każdego małego budynku, przykrycia lub daszku, chroniącego jakiś obiekt kultu religijnego. 

Niektóre są okazałe, np. te z epoki baroku mają często kształt kolumny, stojącej na cokole, zwieńczonej niewielkim domkiem o stromym dachu czterospadowym, ukazującym przez prześwity figurę. Tego rodzaju  urodnych kapliczek najwięcej na południowym Mazowszu w regionie wareckim. W okolicach Węgrowa jest kapliczka, która jako żywo zdaje się naśladować kościółek, ma nawet swoją wieżę. Dziewiętnastowieczne kapliczki o niepospolitej urodzie wzniesiono na pograniczu Mazowsza i Podlasia, zwłaszcza w Wyszkowie nad Liwcem, a szczególną estymę mam dla pełen prostoty wiejskiej kapliczki na Jościach koło Kołbieli. Najbardziej oryginalne spotykałem na Urzeczu Garwolińskim nieopodal Sobieni-Jezior, ale ze wszystkich kapliczek domkowych najbardziej ulubiłem drewnianą kapliczką brogową, kryjącą drewnianą figurę św.Jana Nepomucena nad Bojewką koło Sadownego. 

Powielin w okolicach Pułtuska, kapliczka kolumnowa z 1842 r.

Lesznowola koło Grójca, wielopiętrowa kapliczka z 1891 r.

Chruszczewka Włościańska na Ziemi Węgrowskiej
 
Mariew w Puszczy Kampinoskiej   

Okolice Mariańskiego Porzecza na Urzeczu Garwolińskim

Uroczysko Joście na Ziemi Kołbielskiej


Kapliczka brogowa w Nadbużańskim Parku Krajobrazowym 

Najpiękniejsze są kapliczki drewniane. Tych nie jest zbyt wiele, tym serdeczniej więc ogarniam je wzrokiem, gdy mijam, a jak się da, to się zatrzymuję.  Przy drogach leśnych znajdują się kapliczki nadrzewne. Niektóre z nich prawdziwie poruszające, umieszczone na kikucie starego, obumarłego już drzewa, zapewne z tym drzewem od lat nierozerwalnie związane, ich drzewo starzało się coraz bardziej, a one trwały i trwały, aż drzewo całkiem już obumarłe, a one  dotrwały do naszych, współczesnych czasów. Jaka historię opowiadają? Czyją niosą modlitwę ?

Okolice wsi Sadykierz w Puszczy Białej

Okolice Miedniewic w Bolimowskim Parku Krajobrazowym

Okolice wsi Granica w Puszczy Kampinoskiej

Ponurzyca w Mazowieckim Parku Krajobrazowym

 

Zarzetka w Nadbużańskim Parku Krajobrazowym

Stara Dąbrowa w Kampinoskim Parku Narodowym.

Najczęściej są w formie niewielkich domków z daszkiem, w których wnętrzu umieszczane są święte obrazki, rzadziej figurki, żadne tam dzieła sztuki, ot, po prostu, obrazki wycięte z kolorowej katolickiej prasy, figurki kupione na odpuście, może w sklepie z dewocjonaliami przy którymś z odwiedzanych sanktuariów. Mają swój wdzięk i opowiadają nieupudrowaną prawdę o polskiej, wiejskiej religijności. Która jest, jaka jest i nie wolno jej lekceważyć. Króluje w nich, oczywiście, czasem nawet zwielokrotniony (jak w kapliczce spod Broku) wizerunek Matki Boskiej. Wieczorami majowymi często spotykają się przy nich na modlitwie kobiety i śpiewają .„Chwalcie łąki umajone”.  Pisałem już o tym w tym blogu.

Okolice Czaplińca w Puszczy Kampinoskiej

Krzyży przydrożnych jest więcej od kapliczek. Są drewniane, żeliwne, betonowe. Ładne, bądź tylko takie sobie. Stare krzyże drewniane bywały zazwyczaj bardzo wysokie, a to dlatego, iż stawiający je przewidywali, iż część zakopana w ziemi gnić będzie, krzyż więc z upływem lat zmniejszy się znacznie, wciąż wkopywany na nowo, wciąż krótszy. Ten postawiono przy skrzyżowaniu dróg jezdnych na wsch. krańcu wsi Miszory w Puszczy Kampinoskiej.  Na tym zdjęciu poniżej ten krzyż stoi ponad wiatą przystankową, był czas gdy zatrzymywały się tu autobusy z Sochaczewa, ale to już czas zaprzeszły dawno temu dokonany. A krzyż jeszcze sobie postoi, po jego z wysokości sądząc. 

Stara Dąbrowa w Puszczy Kampinoskiej

Jednym z najważniejszych zdjęć w tym zestawie jest to  pomieszczone powyżej. Obok nowego krzyża, postawionego dopiero co, stoi ten, który cale lata był tutaj najważniejszy. Pamiętam go, mijałem go przez ponad pół wieku. Co kilka lat krótszy, bo niszczała ta jego część, która była wkopana w ziemie. Więc dokonywano jej amputacji i krzyż wkopywano znowu, o jakiś tam jego fragment krótszy. Postawiono wreszcie nowy, ale starego nikt nie zniszczył, bo jest poświęcony, a więc święty. Musi umrzeć w sposób naturalny, nie może być poddany eutanazji z powodu swojej starości. Bo jakże to? wziąć taki krzyż i co z nim zrobić? Wyrzucić na śmietnik? spalić? poświęcony ?

Krzyż przy Trakcie Napoleońskim opodal Brańszczyka

A o tym krzyżu z tego zdjęcia nie wiem niczego. Gdyby nie magiczna pogoda, jaka mi towarzyszyła w czasie odwiedzin okolic Brańszczyka, zapewne minąłbym ten krzyż bez wrażenia. Choć pewnie i on z jakiegoś powodu został postawiony. Takich wysokich i do tego drewnianych krzyży jednak niewiele. Coraz mniej spotyka się krzyży cholerycznych, zwanych karawakami, jakie stawiano dla ochrony okolicy przez zarazą. To podwójnie kreślone krzyże, w których oba ramiona są poziome, a górne jest krótsze od dolnego (wspomnijmy tutaj, że w krzyżach prawosławnych dolne z ramion jest skośne),  stawiano je przy drogach  na granicach polskich wiosek. Postawienie takiego krzyża było poważnym przedsięwzięciem i wiązało się z określonym rytuałem. Po pierwsze krzyż musiał być wykonany z jednego drzewa. Po drugie wszystko powinno odbyć się w jedną noc, a więc ścięcie drzewa, wykonanie zeń krzyża, zawiezienie go na miejsce i ustawienie. 

Karawaka z Morzyczyna Włościańskiego kolo Sadownego

Większość mazowieckich przydrożnych krzyży nie jest  drewnianych, a żelaznych, najczęściej osadzone są w cokole kamiennym, bardzo często barwnie otynkowanym. Czasem - a to już niezbyt częsta częstość - bywają to krzyże kowalskiej roboty, niekiedy naprawdę dobrej, artystycznej roboty. I wtedy to już jest coś!

Gać koło Głuska na powiślu kampinoskim.
 
Dolina Bugu w Nadbużańskim Parku Krajobrazowym 

Przyjmy w Puszczy Białej

Górki pośród Puszczy Kampinoskiej

Okolice Brańszczyka w Puszczy Białej


Każda z mazowieckich kapliczek, każdy  z krzyży, ma swoją historię. W swoich wędrówkach spotykamy je wszędzie.  Ich małe i wielkie historie są częścią naszych wspólnych, polskich dróg. Wędruję mazowieckimi drogami od kilkudziesięciu lat i nie wyobrażam ich sobie bez przydrożnych krzyży i kapliczek. Czasem je fotografuję, wtedy gdy zainteresują mnie swoim kształtem, usytuowaniem, historią. Gdybym wszystkie ich zdjęcia zgromadził w jednej teczce lub albumie, byłyby zapewne mocno pękate.

Na zakończenie jeszcze trzeba wspomnieć o jednym, o świątkach. Z kapliczkami przydrożnymi wiążą się nierozerwalnie.  Świątkami nazywa się  drewniane rzeźby o tematyce religijnej, wykonywana przez twórców ludowych – samouków. Dzisiaj można je zobaczyć najczęściej w muzeach lub prywatnych galeriach, także zagranicą, bo bardzo cenione przez koneserów ludowej sztuki, w plenerze raczej rzadko.W latach 60. i 70. XX wieku produkowane były w celach komercyjnych na masową skalę przez twórców pracujących dla Cepelii. W mazowieckich kapliczkach przydrożnych ich nie spotkamy.

Chrystus Frasobliwy z Anielowa

Dopiero po II wojnie światowej  odkryto najstarszą zachowaną w Polsce drewnianą kapliczkę słupową w Anielowie koło Żelechowa. tamtejszy Chrystus Frasobliwy powstał w 1650 r. We wsi jest dzisiaj kopia rzeźby (odwiedzałem ją w tym blogu), oryginał znajduje się w Muzeum Etnograficznym w Krakowie. Jest wielką ozdobą tego muzeum,. Specjalnie, aby go zdjąć, jechałem do tego muzeum na Wolnicy na krakowskim Kazimierzu. Ale tego św.Onufrego fotografowałem w plenerze, w kapliczce w Soszycach koło Rawy Mazowieckiej, rzeźba powstała w XVIII wieku. Tylko Ukrzyżowany z Porządzia był fotografowany zdejmowany za specjalną wizytą i to o stosownej dla zdjęcia porze roku. Pozostałe zdjęcia zdejmowałem zwyczajnie, po drodze, czekały tam na mnie.

Św.Onufry z Soszyc z XVIII w. na Ziemi Rawkiej

Dzieciątko Jezus błogosławi światu, rzeźba z 1831 r.na wysokiej kolumnie w Pęcławiu

Św.Jan Nepomucen z XIX w. z Grabin k.Sadownego

Współczesna rzeźba Św.Floriana we wsi Sieczychy w Puszczy Białej

Najświętsza Maria Panna, opiekunka przyrody, współczesna rzeźba  wśród Puszczy Białej

Matka Boska we współczesnej kapliczce z Izabelina w Puszczy Kampinoskiej

Współczesna figura Chrystusa Ukrzyżowanego w Porządziu pośród Puszczy Białej


Wdawało się przez kilka dziesiątków lat, że zupełnie już znikną świątki na przydrożnych, mazowieckich drogach. Te, co najbardziej oryginalne, dotknięte twórczym duchem artysty, zawędrowały do muzeów. Skomercjolizowana, ucepeliona twórczość ludowych artystów wypchnęła je do prywatnych domów.  Przecież jednak można spotkać w terenie krzyże i kapliczki urokliwe, a do tego  całkiem współczesne, na których wzrok zatrzymuje się na dłużej, a ręka sięga po aparat fotograficzny. Kilka z nich w tym poście pomieściłem. Tak się składa, że prawie wszystkie |"świątki" nie są dziełem tzw.artystów ludowych, naiwnych, są dziełami profesjonalistów, dla których  rzeźbienie było ich rzemiosłem. Artyści też się wśród nich zdarzyli, starczy spojrzeć, widać od razu. Tak mi wyszło akurat na zakończenie tej blogowej opowieści. I zapraszam na mazowieckie drogi, aby wypatrywać następnych...

A na sam koniec, tutaj akurat zupełnie niespodziewanie w tym miejscu. Ale nie za bardzo wiedziałem w którym miejscu tej opowieści powinna się ta kapliczka znaleźć. Trafiłem ją przy bocznej szosie w okolicach Makowa Mazowieckiego. Nawet nie zanotowałem jak się nazywa miejscowość, w której ją zdejmowałem. Chyba jednak stała przy tej drodze sama samotna, w oddali od jakichkolwiek obejść ludzkich. Wielki artysta ją ukształtował. Tak i uwiodła mnie swoją strzelistością i wdziękiem. Jest tradycyjna, zabytkowa i nowoczesna  jednocześnie. I świetnie się czuje ta kapliczka w tym mazowieckim, równinnym krajobrazie. Piękna ona jest i tyle....

......................................................................................................