Zawilce w Mrozach...
Od wielu lat swoich przyjaciół z turystycznych wędrówek zapraszam na wspólną wycieczkę w podwarszawskie okolice. Staram się dobierać miejsca wycieczek do pory roku i prognozowanej pogody. Ostatnimi laty coraz z tym trudniej, klimat zaczął nam brykać niemożebnie, o śnieżnych zimach powoli zapominamy, lato bywa afrykańskie. Dawno tak nie musiałem główkować gdzie jechać teraz, w kwietniu roku 2025, pogoda na początku kwietnia zupełnie nie była zdecydowana. Akurat do swojego blogu Mazowsze z sercem wrzuciłem temat o ciągach słonek. Słonki w kwietniu ciągnąć poczynają. Komentarz pod moim internetowym tekstem pomieściła nieznana mi osobiście pani Małgorzata Szafrańska. Miły dla mnie ten komentarz, ale i cenny. A napisała tak:
„Kampinoski Park Narodowy zrobił się ze swoimi zakazami skrzyżowaniem muzeum z ochronką dla przedszkolaków. Wobec tego przenoszę się coraz częściej do innych lasów - mniej utytułowanych, ale za to dostępnych. Robię to głównie dzięki nieocenionym książkom i innym pismom Pana, za co dozgonna wdzięczność. W przewodniku wydanym 24 lata temu napisał Pan, że na zawilce to tylko do Rudki Sanatoryjnej. Dziś wreszcie tam byłam. Człowiek wchodzi w te miliardy zawilców i przylaszczek, kamienieje ze zdumienia, a potem śmieje się i płacze równocześnie.”
Podpowiedziała mi więc temat kwietniowej wycieczki pani Małgorzata. Dawno w Mrozach nie byłem, w porze kwitnienia zawilców jeszcze dawniej, niż dawno, a więc – hajda na zawilce do Mrozów!
Nazwę miejscowości Mrozy etymolodzy wyprowadzają od nazwiska Mróz, ale tradycja miejscowa mówi o tym, że nazwę wieś wzięła od tego, iż zamarzli tutaj na śmierć żołnierze napoleońscy w czasie odwrotu spod Moskwy ostrą zimą 1812-13 r. Jest faktem, iż okolica charakteryzuje się swoistym mikroklimatem: chłodniejsze jest lato, a zimą śnieg zalega dłużej, niż w pobliskim Mińsku Mazowieckim, o Warszawie nie wspominając.
W
okolicach Mrozów dla przyrodoznawców najbardziej interesujący jest
rezerwat
przyrody "Rudka Sanatoryjna",
w roku 1964 objęty ochroną dla ochrony urozmaiconego lasu z
dorodnymi grądami. Wielkiej urody jest przedwiosenne runo, a w nim kwitną w kwietniu zawilce. I po to tam się w kwietniu przejeżdża. Po ich widok !
W opinii
warszawskich turystów tutejsze przylaszczki i zawilce są
nadzwyczajne, więc w porze, gdy rozkwitają, zapamiętali ich
admiratorzy ze Stolicy od lat i co roku specjalnie tutaj
przyjeżdżają, aby przebywać wśród tych kwiecistych kobierców. Chyba
nigdzie indziej w stosunkowo bliskiej okolicy podwarszawskiej nie ma
takiej ich ilości. Wespół z przyjaciółmi wędrowałem teraz przez ocean zawilcowy, a
wszystko wokół było „na tak” i to z przytupem. Po kilkunastu
dniach pogody zmiennej i kapryśnej, dręczącej suszą, potem
zimnem, tej soboty jakby zupełnie o swoich kaprysach zapomniała. I
w ten dzień nadzwyczajnie piękny, zapraszał las zupełnie inny,
niż ten, jaki nas otacza w udomowionej, podwarszawskiej Puszczy
Kampinoskiej, bo w innym siedlisku, na innych glebach urosły. I akurat tego dnia, w tę naszą sobotę wycieczkową,
12 kwietnia 2025 roku, swoją czarodziejską różdżką Pani
Przyroda postanowiła zmienić nam na Mazowszu porę roku.
Wpisani w magiczny teatr przyrody byliśmy częścią tego spektaklu. Przedwiośnie przechodziło właśnie w pierwiośnie. Jak zaczną kląskać słowiki, będzie już wtedy pełnia wiosny. Ale to jeszcze nie ich czas. Drzewa witały się z błękitnym niebem hen! wysoko nad naszymi głowami, a ja prowadziłem przyjaciół przez zawilcowy kobierzec, ogromny, nie do ogarnięcia. Czyś nie byliśmy dziećmi szczęścia, mogąc przeżywać takie widowisko ?
Ot, ciekawostka. Wiedzieć nie trzeba, ale się dowiedzieć – czemuż nie?
Przylaszczki pod Mrozami giną trochę wśród szalejących zawilców, chociaż nie są rzadkie i często rosną całymi gromadkami. W przeszłości była rośliną leczniczą, zbierały ją zielarki, współcześnie już nie, z powodu odkrycia właściwości toksycznych. Esencja z przylaszczki używana jest w homeopatii. Przylaszczki koło Mrozów rosną wszędzie, ale powiem uczciwie: najwięcej ich widziałem, tam gdzie rosną całymi połaciami, na zboczach wysoczyzny w pobliżu ujściowego odcinka doliny Skrwy Prawej na terenie Brudzeńskiego Parku Krajobrazowego koło Płocka. W sąsiedztwie Mrozów tak naprawdę w oczy rzucają się właściwie tylko przy najbardziej popularnej trasie, wiodącej przez rezerwat wzdłuż torów słynnego tramwaju konnego, łączącego Mrozy z sanatorium w Rudce. Tramwaj ten był ogromną atrakcją turystyczną jeszcze wiele lat po skończonej drugiej wojnie światowej. Dla niego specjalnie się przyjeżdżało na wycieczki z Warszawy. I teraz, choć kursuje tylko w dni świąteczne i tylko w letnim sezonie, zabytkowy wagonik ongiś konnego tramwaju, wciąż jest atrakcją dla turystycznych wycieczek.
Ogólnodostępny teren tego sanatorium, które powstało na początku XX wieku, wciąż służy społeczeństwu, choć już nie jako sanatorium przeciwgruźlicze lecz jako Samodzielny Zespół Opieki Zdrowotnej im. dr Teodora Dunina w Rudce. W znacznej części zachowany w niezmiennym stanie, jest ważnym elementem kultury materialnej związanym z dziejami lecznictwa uzdrowiskowego w Polsce. Na jego terenie znajdują się też cenne zabytki przyrody.
Na dziedzińcu sanatoryjnym można obejrzeć niezwykły pomnik przyrody: na zabytkowym, wysokim i potężnym dębie rośnie okaz chronionego bluszczu pospolitego, oplatającego pień dębu, a zakwitającego we wrześniu i październiku. To jedyna, najprawdziwsza krajowa liana. Prawnej ochronie gatunkowej podlegają wyłącznie kwitnące okazy, a zakwitają tylko stare osobniki i te są jeszcze rzadsze.
Sensacją przyrodniczą okolicy Mrozów jest jodła, na naszym Mazowszu zupełnie nieobecna, tutaj występująca na naturalnym, wyspowym stanowisku poza granicami swojego zasięgu. W sąsiedztwie głównej bramy do sanatorium, już na gruntach sanatoryjnych zobaczyć można zarówno podrost jodłowy, jak i najokazalszą z tamtych jodeł, uznaną za pomnik przyrody. Dopiero, gdy ustawi się obok postacie widać, jak drzewo to jest tęgie.
- Do Mrozów jeszcze w tym blogu powrócę na pewno. Bardzo są interesujące. No i jest tam jeszcze jedno drzewo, któremu należy się opowieść specjalna! To słynna Samotna Sosna w Gołębiówce. Teraz tylko jej zdjęcie z lat siedemdziesiątych XX wieku.