sobota, 5 listopada 2022

Opowieść o wsi Polesie i Poleskich Dębach

    

  Jedno z najładniejszych zdjęć rolniczego pejzażu w okolicach podstołecznych, jakie mi się udało wykonać, zrobiłem w latach siedemdziesiątych XX wieku we wsi Polesie na kampinoskim Powiślu. To był slajd, znacznie później ten slajd zdygitalizowałem. Sympatyczny pejzaż wciąż oko cieszy. I jakby trochę go żal, że już trochę jest nie taki, że dzisiaj już jest inny...  Dla warszawiaka, przyjeżdżającego w tę okolicę na wycieczkę przed półwieczem, ta okolica wydawała się istnieć jakby w innym wymiarze czasowym. 

    Tegorocznej jesieni znowu się tam wybrałem. Pojechałem autobusem do Puszczy Kampinoskiej w okolice Polesia. Są dwie siostrzane wioski tej nazwy na kampinoskim powiślu, na zachód od gminnego Leoncina. Jest tam  Polesie Stare i jest obok niego Polesie Nowe. Obie wioski powstały jako jedne z ostatnich w XIX w. kosztem lasu, czyli na terenach  „po lesie”. Kilka małych wydm przetrwało w tamtejszym krajobrazie, na nich rosną takie sobie i bardzo chłopskie sośniny. W obu wioskach nie ma praktycznie zwartej zabudowy, to nie są typowe ulicówki, zabudowa jest tam raczej rozproszona. 

    Domostwa w całej tej okolicy z roku na rok ładniejsze, murowane, na wielu dachach baterie słoneczne, o słomianych strzechach w Polesiu zapomniano, ale eternit jeszcze tu i tam budynki gospodarcze przykrywa.  Zanim do Nowin przedłużono linię autobusową PKS z Warszawy przez wiele lat był  przystanek końcowy w Starym Polesiu, tu docierały autobusy z nieistniejącego już dworca PKS Marymont. Przez wiele lat po zakończonej wojnie jeździły też do Polesia ciężarówki z ławkami dla pasażerów, wożące miejscowych mężczyzn do pracy w mieście. A w wolne od pracy niedziele, te same ciężarówki z tymi ławkami, woziły wycieczki warszawskich robotników na grzybobrania w Puszczy Kampinoskiej.     

   Przez wiele lat pętla tej linii z Marymontu znajdowała się w samym środku Leoncina, na pasażerów autobusów, przyjeżdżających tam z Warszawy, wcale często czekali ziomkowie z furmankami, aby podwieźć przybyłych do co odleglejszych sadyb. To już od dawna czas przeszły, furmanek w okolicy praktycznie już nie ma, kursów autobusowych coraz mniej, chyba że w dzień szkolny, wtedy ich więcej. Większość tutejszych mieszkańców ma własne samochody. Ale nadal kursują na tej linii autobusy, teraz w Warszawie zaczynają jazdę przed kolejowym Dworcem Gdańskim. Jak wtedy, gdy wsiadało się do pekaesu na warszawskim Marymoncie,  tak  i teraz kurs dla turystów najdogodniejszy zaczyna się o godzinie dziewiątej rano.


    Przy skrzyżowaniu obok  przystanku w Nowym Polesiu. stoi dziewiętnastowieczna kapliczka przydrożna. Jakiś czas temu niezbyt szczęśliwie okryto ją białym sajdingiem, taka bowiem moda zapanowała, że kapliczki też trzeba unowocześniać. Szczęściem ta uniknęła obłożenia jej ceramicznymi płytkami, jak ściany w łazienkach. Takie dziwa w kampinoskich osadach mamy również i to wcale często.  Przy kapliczce w Nowym Polesiu od  lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku zaczyna się żółty szlak znakowany do Kampinosu; miałem przyjemność projektować jego trasę. 

    Przejrzałem internet, niewiele w nim informacji o tym Polesiu; trochę ogłoszeń o sprzedaży działek i  przypomnienie, że 17 września 1939 roku w Polesiu Starym miała miejsce bitwa między oddziałami polskimi i hitlerowskimi, że w walce o Polesie Stare poległo 12 ułanów i kilkuset żołnierzy Armii Poznań oraz około 250 żołnierzy nieprzyjaciela. Z inicjatywy jednego z mieszkańców wsi w roku 2020 miała miejsce rekonstrukcja tej bitwy. „Dzięki pasjonatom historii   – czytam w internecie  –  przeszłość można poczuć, usłyszeć i zobaczyć. Podmuch wybuchów, świst strzałów, żołnierskie hurra. Żywe obrazy pozwoliły poczuć przeszłość, zrozumieć historię Polesia Starego i okolic. Rekonstrukcja to hołd dla polskich żołnierzy, którzy walczyli o wolność naszej ojczyzny, ale i hołd dla ofiar, którymi byli zwykli ludzie.”


     Nie wspomina już internet o tym, ze w pobliżu przystanku w Starym Polesiu trwają jeszcze pozostałości  uroczej brzeziny, której  piękno docenił Andrzej Wajda, realizując tu część plenerów swoich znakomitych filmów: Brzeziny według opowiadania Jarosława Iwaszkiewicza (powyżej kadr z tego filmu)  i Pana Tadeusza  wedle poematu Adama Mickiewicza; w tym drugim posłużyła za tło sceny w „świątyni dumania” i urokliwej sceny grzybobrania. Przejeżdżając obok tej brzeziny ze smutkiem obserwuję jak tę brzezinę otoczyło już ogrodzenie, zapewne niedługo za nim zacznie powstawać jakaś rezydencja, coraz więcej ich w okolicy. 

    W odda;onym od autobusu o półtora kilometra puszczańskim uroczysku o nazwie Denny Las rośnie czternaście zabytkowych, ponad dwustuletnich Poleskich Dębów. Są znakomitym celem niedługich wycieczek pieszych lub rowerowych z Polesia, Wilkowa lub Leoncina. Najtęższy dąb ma ok. 4 metrów obwodu w pierśnicy.  Pokrój drzew wskazuje, że nie w gęstym lesie wzrastały, lecz na polanie. Są rozłożyste, gdyż nie musiały piąć się w górę, walcząc o światło, jak drzewa wzrastające w gęstym lesie.   



 Półtora kilometra od autobusu jest puszczańskie uroczysko o nazwie Denny Las. Rośnie w nim czternaście zabytkowych, ponad dwustuletnich Poleskich Dębów. Są znakomitym celem niedługich wycieczek pieszych lub rowerowych z Polesia, Wilkowa lub Leoncina. Najtęższy dąb ma ok. 4 metrów obwodu w pierśnicy.  Pokrój drzew wskazuje, że nie w gęstym lesie wzrastały, lecz na polanie. Są rozłożyste, gdyż nie musiały piąć się w górę, walcząc o światło, jak drzewa wzrastające w gęstym lesie. 

    Przed kilkudziesięciu laty istniała tu leśna osada służbowa. Nic o tej osadzie nie wiem. Odnalazłem w terenie jej ślady, ale to ślady materialne, mnie jednak interesuje coś więcej. A to coś więcej to tylko spekulacje. Bo przecież ten, co tutaj mieszkał, to musiał być Ktoś, i temu Ktosiowi te dęby były obok potrzebne. Rosły w morzu otaczających to miejsce borów sosnowych na piaszczystych wydmach, dodawały rangi jego siedlisku, posadowionym w kotlince między wydmowej, nie darmo zwanej Dennym Lasem. 

    Nie byłem teraz o dobrej do fotografowania porze. Kolory jesieni były już wcale, wcale, ale miejsce z którego drzewa dają się sfotografować, kazało zdejmować dęby pod słońce i gąszcz podszycia innych możliwości fotografującego pozbawiał. A poza tym, jak wiadomo, najlepsze zdjęcia, szczególnie lasu, robi się o magicznej godzinie zbliżającego się wieczoru i w dodatku na czas, najchętniej ze statywu,  a ja wybrałem się w środku dnia, fotografie nie mogły być udane. Inna sprawa: wiem, że prawdziwych turystów tutaj nie za wielu, tylko grzybiarze zapewniają frekwencję Poleskim Dębom, ale oni nie po to tutaj przychodzą, aby te drzewa podziwiać. U nie ma znaczenia, No i co z tego że to park narodowy i że schodzenie ze szlaków turystycznych jst zabronione? Że grzybów zbierać nie wolno?  W okolicznym lesie grzyby zbierano od zawsze i żadne zakazy nie są przyjmowane do wiadomości. W autobusie którym teraz jechałem, o niczym innym się nie rozmawiało, wyłącznie o grzybach. 

    Zapewne nie opłaca się leśnikom kampinoskim odsłanianie tych drzew, wyciąganie ich z gąszczu na widok podziwiających. Skoro tych podziwiających nie aż tak wielu. Ale może wtedy, gdy zaczęły by być te Poleskie Dęby bardziej widowiskowym celem, wtedy trochę bardziej i frekwencja by się tu przydarzyła. Może i dobrze by było gdyby ludziska dowiedzieli się ile tu piękna do oglądania! Ale  –  w gruncie rzeczy  –  czy nie lepiej pozostawić tak jak jest? 

    W puszczańskim lesie w sąsiedztwie Polesia oddział  konspiracyjnej Armii Krajowej od dowództwem por. Jana Raczkowskiego, w czasie wypadu  z kwater w powstańczym obozie koło Wierszy  stoczył walkę z Niemcami we wrześniu 1944 roku. Poległo 7 partyzantów, których na miejscu pochowano. Jest tam dzisiaj niewielka ich mogiła i wznosi się nad nią krzyż, dziś jest to już mogiła symboliczna, po wojnie zwłoki ekshumowano  na cmentarz w Wierszach. A  ku zachodowi idąc za znakami zielonymi drogą Maślarką (o nazwie tej drogi sporo powiedzie można, ale pozostawmy to na inną okazję), po 2,5 km osiąga się kolejny krzyż, umieszczony na cokole z tablicą, na której autorzy umieścili tekst obrazujący wszystko, co im w duszy gra i w tych kilku zdaniach sporo ważnej historii zawarto.

 

    Niemal tuż obok tego krzyża przebiegały  tory wąskotorowej  kolejki leśnej, śladu ich już nie ma. Tory tej kolejki zbudowały w latach 1916-17 okupacyjne wojska pruskie. Miały ułatwić transport masowo wycinanego starodrzewu, w Niemczech bowiem było potrzebne drewno, a to najlepiej było zdobywać w krajach okupowanych, aby nie niszczyć własnych lasów.  Po odzyskaniu niepodległości Polacy kontynuowali budowę kolejek leśnych, kraj był wszak biedny, a drewno miało swoją cenę.  

    Wszystko, co najważniejsze, znajdowało się w pobliskich Piaskach Królewskich: trójkąt do obracania parowozów, rampa przeładunkowa i budynek stacyjny, oraz charakterystyczna dla tego rodzaju stacji studnia do naboru wody do parowozów. Śladu już nie ma po tym wszystkim, a w otaczających Piaski lasach niewiele jest starodrzewu, bo przy okazji okoliczną puszczę niemiłosiernie wyrąbano.

    Gdy bywałem w Polesiu pół wieku temu, nie było we wsi centymetra asfaltu. Tylko szosa była brukowana polnymi kamieniami, na które mówiło się, że to kocie łby. Ale nadal rosną przy niej stare wierzby głowiaste obok przystanku w Starym Polesiu. Wiata przystankowa taka jak dawniej, blaszana, taka bardziej byle jaka. Jak dawniej przyklejane są w niej rozkłady jazdy kursujących tu autobusów. I jak dawniej ledwo zostaną przyklejone, zaraz jakaś niepoczciwa ręka zaczyna je zdzierać, zdziera je dość niechlujnie, byle jako, ale pracowicie, bo nie da się z odczytać na tych strzępach karteczek żadnej informacji. 


    Właściwie to i po co przyklejanie tych rozkładów jazdy? Przecież wszyscy i tak mają teraz smartfony i o której godzinie autobus odjeżdża to można na ekranach tych telefonów wyczytać. A poza tym, po co tutaj  te całe rozkłady jazdy. Przecież każdy we wsi doskonale wie o której godzinie ma autobus do pracy w Warszawie, albo do gminy lub na targ do Leoncina. A te zdarte karteczki  to zjawisko znane z całego kraju. Ot, taka specjalność nasza... jakiś rys naszej polskiej, wiejskiej obyczajowości.

..............................…..


 

1 komentarz:

  1. Fakt, po kolei leśnej śladów już nie ma, ale pod warstwą ziemi i mchu można jeszcze znaleźć pojedyncze drewniane podkłady kolejowe.

    OdpowiedzUsuń