poniedziałek, 12 maja 2025

 Kampinoskie Debły


Jednym przyrodniczych klejnotów Kampinoskiego Parku Narodowego są Debły. Jeśli ktokolwiek wątpi, że ta podwarszawska puszcza rzeczywiście na miano puszczy zasługuje, tutaj może się o tym przekonać. Bronią dostępu do jej wnętrza powalone na ziemię wiekowe olchy i jesiony, sterane wiekiem dęby, u ich stóp gęstwa krzewów podszycia albo łany wysokich pokrzyw. Od lat na torfowiskach Debeł nie ma już żadnej drogi. Przyroda jest tu pozostawiona sama sobie, sama ma się tam rządzić, wedle swoich, odwiecznych praw. Leśnicy nie mają tam nic do roboty, prócz tego, aby ją chronić przed intruzami, którzy - nawet nieświadomie – mogą tam zanieść coś niepożądanego ze swojego świata, co zaburzy naturalność przyrody, odbudowującej się w parku narodowym po latach bezwzględnego wyzysku ze strony człowieka. 

Nazwa Debły pochodzi od ludowego słowa debrza – wertep, dół, błotniste zagłębienie. W  II poł. XIX w. torfowiska zostały zmeliorowane, wycięto znaczną część lasu, pocięto teren siecią kanałów odwadniających i osuszono. Jeszcze w powojennych latach XX wieku pasły się stada krów z PGR w Zaborówku. Po upadku ludowego socjalizmu upadły też w Polsce państwowe gospodarstwa rolne, krowy się z łąk wyniosły, a wypasane przez nie dotąd kośne łąki poczęły zmieniać się w turzycowiska. Dla przeciętnego zwiedzacza krajobrazów takie otwarte, niezalesione turzycowiska łąkowe to najbardziej spektakularna część wszystkich torfowisk puszczańskich. Te niemałe często obszary łąk i turzycowisk są pośród sosnowych borów na wydmach niczym jezioro pośród skalistych zboczy tatrzańskich. Oczywiście, że z zachowaniem wszystkich proporcji.

 

Praktycznie całe Debły są dzisiaj niedostępne i nie z powodu, że tako rzecze prawo ochronne parku narodowego, ale dlatego że na Debłach nie ma żadnych dróg. W pierwszych latach po utworzeniu parku narodowego kilka jeszcze istniało, jedną z nich poprowadziłem nieoznakowany szlak nr 27 w swoim "Przewodniku po Puszczy Kampinoskiej|, wydanym w 1971 r. Ten szlak dzisiaj już jest nie do odnalezienia w terenie, inne drogi również pochłonęła przyroda, kleszczy tam mnogość, trudno się dziwić, że na Deblach i w ich okolicach znalazła miejsce dla swojego bytowania jedna z wilczych rodzin, jakie od kilku lat zamieszkują podwarszawskiej puszczę. 

W lasach Debel dominują bagienne drzewostany olszowe, a pośród torfowisk znajdują się piaszczyste wyspy grądów, najokazalszym jest Grabowy Grąd, tam gdzie rośnie typowy grąd dębowo grabowy. Przy okazji warto wspomnieć, że wyraz >grąd< to także nazwa typu biocenozy leśnej. W przeszłości lasy grądowe zajmowały znaczną powierzchnię puszczy, zapewne na takim siedlisku powstała wieś Grądy koło Leszna. 

Przed laty prowadziłem badania toponomastyczne w Puszczy Kampinoskiej i wiele z dawnych nazw udało mi się przywrócić czasom współczesnym. Jedne powynajdywałem na archiwalnych mapach, inne uzyskałem od miejscowych. Nie najgorszą księgę opowieści o tych nazwach mogłyby zapełnić. Źródłosłów niektórych już jest nie do odnalezienia i nie wiem więc dlaczego nazwę Szalonka nosi kotlinka między wydmami, znajdująca się na północ od Debeł w pobliżu nieistniejącej już wioski Ławy i porośnięta ładnym starodrzewem sosnowym. Dlaczego mocno przetrzebiony las olszowy w sąsiedztwie Ław był nazywany Babią Łąką? W tym przypadku można snuć przypuszczenia, że jakaś kobieta tam pasła swoje krowy i jest to bardzo prawdopodobne, jeszcze w pierwszych latach istnienia parku narodowego było powszechnym zwyczajem wganianie wiejskich krów w państwowe olszyny. Po zachodniej stronie Babiej Łąki w Debłach rozsiadł się wydmowy rogalik Nartowej Góry, porośnięty sosnowym starodrzewem. 


Niewielu z nas współczesnych wie o tym, że to bardzo stare miano, mające podobny źródłosłów, jak i narty, do jazdy po śniegu służące. Narty – to staropolskie określenie lasów. Leśnych ludzi Nartami też zwano. W naszej puszczy w dwóch miejscach nazwa Narty się pojawia. Blisko Kampinosu i Granicy w zachodniej części puszczy są pozostałości wsi Narty, tylko kilka domostw. I pobliski im obszar ochrony ścisłej nosi nazwę "Narty".  Oba te kampinoskie Narty, oddalone od siebie o wiele kilometrów. 
Miejsce, gdzie dzisiaj ta wydma styka się z bagnami, należy do najbardziej fotogenicznych miejsc w całej puszczy.  Jest blisko mostku na Kanale Zaborowskim, przez który przebiega żółto znakowany szlak z Leszna do Truskawia.Tak naprawdę, tylko z tego fragmentu szlaku można oglądać Debły, wejście bezdrożem w debelską przyrodę może skutkować spotkaniem z kleszczami. Na wilki liczyć nie ma co, w przeciwieństwie do kleszczy one unikają spotkań z człowiekiem, mają to zaprogramowane.
 

Ogromne laki i turzycowiska są na Debłach najważniejszym akcentem krajobrazowym dla przeciętnego turysty. To zdjęcie z drona (które udostępnił mi p.Mirosław Golonko z Koczarg Starych) ukazuje ogrom tamtejszych turzycowisk. U dołu widać na fotografii mostek na żółtym szlaku i wzdłuż lasu prowadzącą wyznakowaną dla turystów ścieżynkę (poniżej ona sama i rozkoszne jej otoczenie o wiosennej porze). 


 

Dzisiaj jest ona w zasadzie tylko jedynym miejscem z którego turysta może debelskie łąki, turzycowiska i szuwary sfotografować z bliska, najbardziej efektowny w sąsiedztwie Kanału Zaborowskiego i znajdującego się nad nim mostka, pobliskich kładek i ścieżynki na żółtym szlaku dla pieszych. To prawda, brakuje wygodnej turystycznej ambony obserwacyjnej, ale czy miałaby sens przy tak znikomym ruchu turystycznym, jak obecnie? 



W latach sześćdziesiątych XX wieku wędrowałem tamtędy po raz pierwszy, droga była tam na tyle szeroka, że wjeżdżały w nią od Leszna jadące samochody. Park narodowy wtedy jeszcze raczkował, a lud polski nie za bardzo wiedział do czego ten Park ma służyć. Służył ludowi miast i wsi jak należy, na grzybobrania przede wszystkim.  Spotykałem wtedy na tej drodze ciężarówki różnych zakładów pracy, pod plandekami umieszczone były drewniane ławki, na nich przyjeżdżali siedząco uczestnicy wycieczek, organizowanych przez rady zakładowe. Jakże żałuję, że tego nie obfotografowałem. Nie przypuszczałem, że to będzie tak egzotycznym wspomnieniem dokumentem czasów minionych. Ale grzybochęci w narodzie nie wyginęły, jak sypną się grzyby naród rusza na łowy i nic go nie powstrzyma, ochrona przyrody niestety również... 
W połowie tegorocznego maja przyszedłem nad łąki Debeł. Jak zawsze usiadłem na zwalonym drzewie, wciąż tam czeka na mnie. A ja, jak już usiądę, odchodzić stamtąd nie mam ochoty. Tylko raz jeden widziałem tam łosie, były dwa, ale daleko, bez lornetki bym ich nie zauważył. Oprócz mnie żadnego człowieka. Był dzień powszedni, roboczy, wtedy tam jest tak zawsze. Na Debły zachodzą teraz łowcy krajowidoków. Raczej wycieczkowicze z plecakami, przemierzający  kilkugodzinne szlaki, niż spacerowicze. Wiedzą, po co tu zachodzą. Właśnie po te widoki. Jak się spotkamy, pozdrawiamy się, jak to górołazy mają w zwyczaju na odludnych szlakach. Czasem rozmawiamy. Czasem powadzę większą grupę, opowiadam im wtedy o okolicy, najchętniej pod Starym Dębem Debelskim, jak wtedy, gdy zrobiono to zdjęcie. 
 

Od kilkunastu lat nie odwiedzałem tego dębu. Schorowany był, choć  niespełna trzystuletni. Teraz go nie odwiedziłem. Jakoś  mi nie wyszło. A on?  Żyje jeszcze? Kilku wycieczkowiczów z tego zdjęcia już po innych, niebieskich szlakach wędruje. Ja się jeszcze trzymam. I jeszcze tu powrócę. W  okolicach Debeł
jest, wszystko co najlepsze w Puszczy Kampinoskiej. Wysokie wydmy i bagna, kłaniające się niebu sosny w borach, dęby w dębinie i gęste świerczyny, pełne wody olsy, dziki las i otwarty pejzaż niesamowicie urodziwych turzycowisk.
 

Jakże nie być szczęśliwym, mając to wszystko pod bokiem i mogąc to wszystko oglądać. Ponad sześćdziesiąt lat ochrony zrobiło swoje. Pod Warszawę powraca dawna puszcza. Hosanna! I to zaledwie 30 kilometrów od centrum dwumilionowego miasta! Dla miłośników przygody i pierwotnych krajobrazów gratka nie lada. Przez ostatnie lata Debły bardzo wypiękniały. Pejzaż debelski bije po oczach z tak ogromnym wdziękiem, że po powrocie do warszawskiego domu bardzo długo nie da się zapomnieć tego obrazu, łąk i turzycowisk ogromnych, rozległych, ciągnących się pod horyzont jeszcze dalszy, niż daleki. I nie da się zapomnieć tych szuwarów wysokich, i szumu wody przewalającej się przez bobrzą tamę, widoczną o kilka metrów od mostku na Zaborowskim Kanale. Z trudem można ją wypatrzeć na tym zdjęciu. Ale ona tam jest! I bardzo jest potrzebna naszej podwarszawskiej puszczy. Szczególnie ostatnimi laty, w bezlitosnych czasach co rok powtarzających się długich okresach suszy...


 


..........................................................

 



1 komentarz:

  1. To rzeczywiście wyjątkowe miejsce. A ile zwierza! Przed eksterminacją dzików wybiegały stamtąd całe watahy. Kiedyś opublikował Pan zdjęcie wilczych odchodów w Debłach. Jakiś czas potem na drogach wokół rezerwatu z radosnym biciem serca spotykałam te piękne obiekty przyrodnicze, trochę zaskoczona nowym tematem swoich zainteresowań. W lesie przylegającym do OOŚ mają swoją dzienną ostoję jelenie, które zimą wychodzą na ten przepiękny obszar, któremu przygląda się Pan na zdjęciu. Mieszkaniec Kępiastego mówił mi, że pewnego razu jesienią obudziło go rąbanie drewna. Wyszedł przed dom i w szarym brzasku zobaczył na łące dwa jelenie walczące potężnymi porożami. Jego oczy gdy to opowiadał, błyszczące a jakby nieobecne, patrzące wciąż na tamte jelenie, świadczyły o tym, ile daje człowiekowi dotykanie przyrody, odnajdywanie się w swoim naturalnym domu. Pamiętam, jak Pan kiedyś napisał po jakichś życiowych trudnościach: wszedłem do lasu, odezwały się żurawie "i już wszystko było jak należy". A całe te Debły na dodatek są przecież w tej bliższej Warszawy części Puszczy, na wschód od "gilotyny", podczas gdy pisze Pan słusznie, że prawdziwa Puszcza zaczyna się na zachód od tej paskudnej drogi.

    OdpowiedzUsuń