poniedziałek, 23 czerwca 2025

 

Kampinoskie góry

 

Na tym zdjęciu, które tę opowieść rozpoczyna, sfotografowana jest szczytowa część Zdrojowej Góry koło Truskawia w Puszczy Kampinoskiej. Zdejmowałem ją w roku 1964, robiła wrażenie, była ogromną, piaszczystą i bezleśną górą. To, co na niej rosło, to samosiejki, kolonizujace wydmę jałowce i nieliczne sosny. Puszcza Kampinoska jest pełna takich gór. Wszystkie są piaszczystymi wydmami, reliktami sprzed tysięcy lat, zachowanymi  do naszych czasów. W Puszczy Kampinoskiej w zdecydowanej większości porasta te wydmy bór sosnowy. Utrwalił te wydmy, dzięki niemu głównie przetrwały.

Niektóre mają nazwy, na mapach można wyczytać ich wiele: Wilcza Góra i Krzywa Góra, Góry Czerwińskie, Łyse Góry i Góry Piaszczyste, Jakubowskie. Większość lasów w okolicach podstołecznych tylko dlatego ocalała -  Puszcza Kampinoska przede wszystkim! - że piaszczyste tereny wydmowe nie nadawały się do uprawy niczego innego, krom lasu. I ten las, zresztą, był niemiłosiernie trzebiony, a pozbawione szaty roślinnej wydmy, zmieniały się w pustynie. Dowodnym tego świadectwem są liczne Białe i Łyse Góry wokół Warszawy. 

Cała niemal Puszcza Kampinoska rośnie na górach. Są wśród nich i Wierzejna Góra, Góra Ojca i Łużowa Góra. I są owiane legendami Ćwikowa Góra i Góra Wywrotnia. Są nawet Karpackie Góry.  Do Puszczy Kampinoskiej wprowadzała mnie prof. Jadwiga Kobendzina, matkowała parkowi narodowemu, a mnie zechciała mnie wziąć pod swoje pełne przyjaźni skrzydła. Powiedziała mi kiedyś, że gdy opowiadała o puszczy dzieciom jednej ze szkół w którejś z puszczańskich wsi, jedno z dzieci zapytało ją: proszę pani, a czy Tatry to też takie góry z piasku? Nie było wówczas telewizji, a z nazwami gór dziecko się spotykało na co dzień, wznosiły się wszak w sąsiedztwie; duży łańcuch wydm na północ od Leszna nosił od lat nazwę Karpackie Góry, bo jak Karpaty zdawały się być wielkie te wydmy.

Okazałe wydmy, miejscami dosięgające trzydziestu metrów wysokości względnej, usypał wiatr z piaszczystych płycizn płynącej przed tysiącami lat gigantycznej rzeki; te wydmy rozwinęły się na piaskach, naniesionych przez wody topniejącego lądolodu. Mają najczęściej kształt łuków, są przepięknie wykształcone w zgrabne rogale i rogaliki, niekiedy łączą się w skomplikowane morfologicznie zespoły. 

W podwarszawskiej Puszczy Kampinoskiej pojawiłem się na początku lat sześćdziesiątych XX wieku. Młody byłem wtedy nieprzytomnie i nie zdawałem sobie sprawy z jakim skarbem mam do czynienia. Miałem lat dwadzieścia sześć i nawet na myśl mi nie przyszło, że kiedyś Puszcza Kampinoska stanie się tak ważną dla mnie w moim życiu. Fotografowałem już, to oczywiste, ale niewiele, to były inne czasy, a robienie zdjęć związane było z kosztami, a wywoływanie papierowych zdjęć z i kłopotem, nie  to co teraz. Zdjęcia robiłem radzieckim aparatem marki Smena, przyzwoite urządzenie, chociaż nie zanadto. 

Poznawałem krajobraz Puszczy Kampinoskiej żarłocznie, a on, jak mi się wydawało, wcale zadowolony był z tego i odwdzięczał mi się nadzwyczajnie. Niedaleko od Palmir zobaczyłem wtedy ten niezwykły krajobraz piaszczystych gór i nie mogłem się oprzeć, aby ich nie zdjąć. Zrobiłem im więc kilka fotografii, wiem już teraz, że stanowczo za mało. Tan krajobraz niebawem miał zniknąć. Nie dlatego, że powstał park narodowy i tak nakazywały jego plany ochrony. Ale dlatego, że te rozwiewane wydmy piaszczyste wedle przepisów państwowych były nieużytkiem, a nieużytki musiały zniknąć. Wszak były tylko nieużytkami. A lesistość kraju powinna wzrastać i basta, tego chciała partia, przodująca siła narodu. Drewno zawsze było w cenie. 

 

Wdrapałem się wtedy  ma wysokie wzniesienie wydmowe, wedle tych, co wiedzą lepiej, był to nieużytek, ale jakże wspaniały! Miejscowi zwali ten  nieużytek Zdrojową Gorą, swoją wielkością zwracał uwagę. Widok z niego był nadzwyczajny. Zdjąłem go wówczas. Poniżej ta fotografia. Zrobiona na kiepskiej błonie polskiego Fotonu, wiele lat później zdygitalizowana. Jest, jaka jest, na pewno nie jest fotografią wybitną, ale - jest. I to jest najważniejsze. Tak to wyglądało w roku 1964, dopiero co został  powołany park narodowy w Puszczy Kampinoskiej, młoda jego administracja nie wszystko jeszcze zdołała wtedy ogarnąć. 

Na tym zdjęciu ze Zdrojowej Góry widok ku południowi. Poniżej wydmy obniżenie Niepustu, rozlegle Paśniki, na których jeszcze niedawno pasły się truskawskie krowy, u stóp wydmy pokryte zaśnieżonym lodem rozlewiska, bo pejzaż jeszcze zimowy. Z prawej ciemna plama lasów Niepustowego Boru, dzisiaj starodrzewy obszaru ogromny ścisłej "Cygnaka"; jakie szczęście, że przetrwały.  To wszystko, co widzicie na zdjęciu, to już jest historia. Poza tym starodrzewem po prawej stronie zdjęcia. No i samo wzniesienie, ono trwa. Ale widoku żal. Grzbiet  Zdrojowej Góry wygląda zupełnie inaczej. Jak na tym zdjęciu poniżej. Ten drzewostan dosięga lat siedemdziesiątych, zaczyna nim rządzić natura, nie człowiek, powalone drzewa pozbawiło pionu potężne uderzenie wichury.  

Zdrojowa Góra jest jednym z najwyższych wydm o 102 metrach wysokości bezwzględnej (gdzieś tutaj, pod tymi powalonymi rzewami jst kopula szczytowa Zdrojowej Góry) i wyjątkowo sporej wysokości względnej. Jakby się uprzeć to i dwie bramki narciarskiego slalomu udałoby się na jej stoku ustawić. Za mojej młodości z wierzchołkowego grzbietu widać było wieś na horyzoncie, przed nią rozciągała się sporej wielkości nizina, w znacznej części zajęta przez łąki. Korzystali z niej mieszkańcy pobliskiego Truskawia, na Paśnikach wypasali swoje krowy. Dzisiejszy Truskaw to w zasadzie przedmieście Warszawy o charakterze wiejskiej ulicówki. Do czasu powstania Kampinoskiego Parku Narodowego krowy na Paśnikach pasły się  od kilku setek lat, wieś powstała na początku XV wieku. Te krowy korzystały z wodopoju u stóp wschodniego stoku Zdrojowej Góry, nazywano to miejsce Zdrojem, było naturalnym źródliskiem z sączącą się z wnętrza ziemi wodą.   

 Dzisiaj niekiedy utrzymuje się tam  woda, a nawet w suche lato jest to teren wilgotny, wiosną rosną tam kosaćce żółte i i kaczeńce, woda bywa nawet i owszem, ale zdroju w tym Zdroju dopatrzeć się już nie można. A na Zdrojowej Górze rośnie już las, bór sosnowy, którego najstarsze fragmenty przekraczają już wiek siedemdziesięciu lat. Na czarno-białym moim zdjęciu z 1964 roku już je widać, ale królują przede wszystkim jałowce pospolite, pionierskie rośliny lasu, poczęły wzrastać kilka lat przed moimi tam odwiedzinami. Dlaczego zdjęć zrobiłem wtedy tak mało? Jakiż był ze mnie tępak bez wyobraźni. Chyba nawet nie zdawałem sobie w pełni sprawy co mi umyka, jak ważnym byłyby te zdjęcia dokumentem. 

 
 Na Zdrojową Gorę nie prowadzi żaden szlak, znakowane trasy wiodą tylko obrzeżem wzniesienia. Fragmenty tych szlaków są znakomite, jak na tym zdjęciu powyżej, pokazują prawdziwą puszczę! Z wydmy widoku zresztą już żadnego się nie uświadczy. Ze znajdujących się na wydmie ścieżynek nielegalnie korzystają rowerzyści o sportowym zacięciu, dla których  żadne przepisy o konieczności ochrony przyrody nie mają znaczenia, bo liczy się tylko ich egoistyczna satysfakcja z pokonywania trudności. A jest co chronić na Zdrojowej Gorze, wydma jest ostoją cennych  gatunków roślin (poniżej goździk piaskowy) i o ich życie idzie gra. 

Służby parku narodowego jak mogą tak próbują powstrzymać napór tych jeźdźców na swoich wypasionych rowerach. Jak powszechnie wiadomo, dla prawdziwego Polaka  przepisy są głównie po to, aby ich nie przestrzegać.   W dni weekendów czekają na nich patrole służby leśnej, utrudnia się jeźdźcom jazdę rzucanymi na ślad drogi gałęziami, wieszane są tabliczki z objaśnieniami o co  chodzi z tą ochroną. I jakby to pomaga. Więc może nie jest tak całkiem źle z naszym społeczeństwem? 

......................................................