sobota, 22 stycznia 2022

W krainie łosi: Sieraków w Puszczy Kampinoskiej

Obok autobusowej pętli  w Sierakowie wznosi się foremna, zabytkowa kapliczka z XIX wieku. Dokładnie nie wiadomo kiedy ją postawiono, przyjmijmy że w ostatnim jego ćwierćwieczu. Na tym zdjęciu utrwaliłem ją w roku 1967, już wtedy miała około stu lat.  Nadal stoi w tym samym miejscu, lata całe minęły, przeszło pół wieku z ta kapliczką się znamy, odwiedzam ja co jakiś czas, a ona wciąż trwa, piękna w swoim kształcie, jest prosty i wyrafinowany zarazem, znakomite świadectwo doskonałego gustu ludzi z przeszłości. Stawiano ją wtedy, gdy wokół wsi nie było lasu. Sto pięćdziesiąt lat temu aż po Warszawę ciągnęły się stąd piaszczyste nieużytki, na piaskach walczyły o życie nieliczne sosny, tam gdzie ich było najwięcej, tam powstała osada Laski. Zmienił się pejzaż tej okolicy od tamtego czasu. Dzisiaj tu lasów, a lasów. 



W połowie lat sześćdziesiątych odwiedzałem w Sierakowie pana Henryka Sucharskiego. Niestety, nie fotografowałem wtedy tak jak dzisiaj, po prawdzie to ja nie fotografowałem w ogóle. Nie mam więc jego fotografii, a twarz miał do zdjęcia wspaniałą, chłopską, pooraną wiekiem i leśnym powietrzem. Zawsze nosił leśny mundur, który, tak jak jego właściciel, miał już swoje lata. Pan Henryk był strażnikiem parku, człowiekiem stąd, znał swoje strony, jak nikt. Dawał się namówić młodemu człowiekowi, więc zabierał mnie ze sobą w ten swój las i  prowadził w różne miejsca.

Dowiadywałem się gdzie co się znajduje, dlaczego tak, a nie inaczej to miejsce nazwano, a ja nanosiłem te nazwy na mapy i wypytywałem skąd one wzięły swoje nazwy wszystkie te miejsca. Możecie część z tych nazw zobaczyć na mapach, mili Czytelnicy, albowiem w tamtym czasie współpracowałem z Państwowym Przedsiębiorstwem Wydawnictw Kartograficznych przy opracowywaniu mapy Puszczy Kampinoskiej. Wprowadzałem te nazwy na tę mapę, wtedy po raz pierwszy zostały wydrukowane i podane do publicznej wiadomości!


Ze wszystkich najbardziej mi się podobała nazwa Wierzejnej Góry, ta wydma była rzeczywiście jako wierzeje, jako brama, za którą zaczynało się to, co najwspanialsze w przyrodzie okolicy, a co dzięki państwu Kobedzom zostało pierwszym w naszej puszczy rezerwatem przyrody; rezerwat Sieraków powstał w roku 1937. Mówiła mi prof.Jadwiga Kobendzina, że gdy razem z mężem zaczęli przemyśliwać nieśmiało o powołaniu parku narodowego w tej podwarszawskiej puszczy, zrazu myśleli, że powinien on powstać tylko w tej okolicy, z sierakowskim rezerwatem, jako jego trzonem. To miało być coś w rodzaju parku narodowego koło Białowieży, tamten też tylko nieśmiały kawałeczek całej puszczy przyrodnikom ofiarowała przedwojenna władza, czegóż innego po władzy mona się było spodziewać tutaj po władzy powojennej. A jednak, co by złego o tej komunistycznej nie mówić, park narodowy powstał nie na tym skrawku tylko, ale w całej puszczy.   

Gdy na tej wydmie byłem po raz pierwszy, widok się ciągnął od niej aż ku Truskawiowi. Podobno generał Abraham  dowodził z niej bitwą pod Sierakowem, wyobrażam go sobie jak Jagielłę pod Grunwaldem na płótnie Matejki, tyle że bez łopocących chorągwi nad głową. Z Wierzejnej Góry widział niemieckie czołgi, jak pełzły przez okoliczne pola od Truskawia ku polskim stanowiskom bojowym na sierakowskich wydmach. Dzisiaj już żadnych pól nie widać, u stóp wzniesienia kilka dachów sierakowskich domostw, a dalej las i las, nic tylko las, sosnowe morze tam się rozciąga, aż po Truskaw.  To stara nazwa ta  Wierzejna Góra, spotkałem ją na odręcznie malowanych mapach sytuacyjnych rządowych lasów, znajdujących się w warszawskim Archiwum Akt Dawnych. Samo słowo jeszcze starsze, wierzeje czyli skrzydła wrót to wyraz prasłowiański.

 




Szedłem sobie teraz przez Sieraków i fotografowałem. Jaki on jest teraz?  W okresie międzywojennym Sieraków był jedną z najuboższych wsi podstołecznych. W porze zimowej, gdy mróz ściął sierakowskie bagna, kobiety chodziły zbierać susz i  odłamane przez wiatr gałęzie drzew w bagiennych olszynach. Jeszcze je spotykałem te kobiety, widywałem na lodzie zamarzniętych zimą kanałów melioracyjnych, którymi pocięto bagna. Okutane w chusty sierakowskie kobiety ciągnęły  za sobą  sanki, załadowane tymi gałęziami, którymi potem paliły w piecach.

Miejscowość przewidziana jest do wykupu,
w ostatnim półwieczu mieszkańcy zaniechali utrzymywania się z rolnictwa i podjęli pracę najemną, głównie w Warszawie. Obecność tego rodzaju sypialni dla Warszawy jest w tym miejscu szkodliwa dla przyrody parku narodowego. W roku 1975 weszła w życie uchwała Rady Ministrów w sprawie przejęcia przez Państwo gruntów położonych w granicach Parku. Grunty zaczęto odkupywać na zasadzie dobrowolności od osób, które zgłosiły chęć sprzedaży.  Idzie to wolno, środki na wykup są niewystarczające, część mieszkańców z decyzją się wstrzymuje, może coś się w przepisach zmieni, a kto to wie? Mało się w ostatnich latach zmieniało?  A jeśli by jednak, to można by odsprzedać swoje siedliska za większe  pieniądze, ale nie państwu, ono ubogie, do ochrony przyrody jakoś mu chyba niespieszno.  


Sieraków egzystuje na pograniczu bytu i niebytu.  Dla jego mieszkańców czas jakby stanął w miejscu – pisano we Wspólnej sprawie, piśmie gminy Izabelin, której częścią jest Sieraków. Dla ochrony przyrody całości Puszczy Kampinoskiej pierwokup ze strony Kampinoskiego Parku Narodowego, a więc skarbu państwa, jest bardzo dobrym rozwiązaniem. Ba! Gdyby nie to, że stawki, proponowane mieszkańcom przez państwo polskie. Są nieprawdopodobnie nieadekwatne do realnej wartości tej ziemi.  Bo czy 2 zł za metr można porównać z ceną, jaką uzyskują sprzedający identyczne działki, ale już na terenie Izabelina?  A nie brakuje chętnych na wystawienie okazałych willi w Sierakowie, uliczki w sąsiednim Izabelinie są takich pełne. To nie przelewki, tu chodzi o grube miliony! 

Ja wiem, że nasze państwo ostatnio grube miliony różnych kar płaci to za to, to za tamto, albo za chybione inwestycje, wiem że pieniądze bez sensu wyciekają hurtem z naszego, polskiego budżetu. Czy nie dałoby się tak jakoś urządzić, aby część tego wyciekła wreszcie na wykup tego Sierakowa? Ludziom się to należy. Wszystkim. Mieszkańcom Sierakowa przede wszystkim. Ale i ojczystej przyrodzie. Łosiom z okolic Sierakowa również..


W początku tegorocznego stycznia nad Mazowsze spłynęła łagodna zima, przysypało nas z lekka śniegiem, mróz był taki jak należy, mroźny on był, ale nie za bardzo. Szedłem sobie przez Sieraków niespiesznym krokiem, co kilkadziesiąt metrów pstrykałem kolejną fotografię. Wcale sympatycznie mi się ten Sieraków zapamiętał w moim smartfonie...

Zaciekawiające jest pochodzenie nazwy wioski. Skąd się wziął ten Sieraków? Podobnej nazwy miasto wielkopolskie  swoją nazwę zawdzięcza jakoby osobowej nazwie Sierak, utworzonej od średniowiecznego, słowiańskiego imienia Sirosław. Szukając przypuszczeń w sprawie pochodzenia nazwy  naszego Sierakowa,  sięgnąłem po Aleksandra Brücknera Słownik etymologiczny języka polskiego i odnalazłem hasło: sierak, siermięga, 'sukmana', od koloru, patrz siara (szary). Może tak być? A dlaczegóż by  nie. Ten Sieraków powstał przy końcu wieku XVIII, na pewno istniał na początku XIX, ale kto go założył i po co? I to w dodatku na wydmowych piaskach i bagiennych torfowiskach w sąsiedztwie. Dzisiaj wioska jest otoczona lasami, a przecież, gdy Sieraków zakładano, powstawał w terenie bezleśnym. Co widać na poniższej mapie z roku 1839. Aż po Warszawę nie było wówczas lasu i trudno w to uwierzyć wędrującym po okolicy turystom, dzisiaj albowiem jest to najliczniej przez warszawiaków odwiedzana część Puszczy Kampinoskiej. 




Gdzie, jak gdzie, ale w tych starych drzewostanach za Sierakowem to straszyło. Nie wiem, czy dzisiaj jeszcze straszy, dzisiaj w takie rzeczy już się za bardzo nie wierzy, przecież w każdym domu są telewizory, taksówki ludzie po domach mają, ale kiedyś, przed półwieczem, gdy łaziłem po wsiach, zbierając różne opowieści, to dowiadywałem się różnych rzeczy.

Dziadek Bieńkowski miał wtedy już sto lat, jak go z Boguckim odwiedzałem. Opowiadał tylko o jednym, o tym jak był w carskim wojsku i że aż „na Szyber” zajechał, a zimno tam było, mróz okropny. Ale jak o strachy w tej puszczy pytałem, to mówił że tak, że straszy, ale nic więcej.  Więcej mówili inni, chociaż w sumie też niewiele. Kułakowski i Urbanek, jak chodzili „na Kiełpin” do dziewczyn, to ich straszyło koło gruszki na Czuplu i Dębowej Górki. Raz to pies leciał, to coś hukało lub migało.  A na Spalonej Gajówce to jeden gajowy siedział, nazywał się Włodyński, przystojny chłop był z niego. On uli i barci pełno po całym lesie trzymał i krów miał pełno, taki był bogaty. Ale potem nagle rozum mu pomieszało i po wsiach chodził, a dzieci to śmiały się z niego.  

A teraz? Czy są teraz takie miejsca w puszczy? Kto wie? Spytać by trzeba...  Może się kto z sierakowian w komentarzu do tego bloga odezwie? Przyznam się, a to nie po cichu, że bardzo na to liczę...


Ale, jak się o zmierzchu taką leśną drogą idzie, bo się wędrowanie nieco przedłużyło, a na drodze ni stąd, ni zowąd wyrosną takie dziwne stwory, pełno ich w okolicy,  czasem można się nawet przestraszyć. Tyle, że to nie żadne strachy, tylko obgryzione przez kampinoskie łosie sosenki.

Zanim jeszcze powstał Kampinoski Park Narodowy, w lasach koło Sierakowa utworzono w 1951 r. rezerwat łosi. Jego zwiedzanie należało do żelaznych punktów programu wycieczek podwarszawskich. Był licznie odwiedzana, dyżurował tam strażnik mający pieczę nad żyjącymi za płotem zwierzętami, on prowadził zwiedzających do miejsca, skąd można było łosie oglądać. 

Rezerwat otoczony był podwójnym ogrodzeniem. Częściowo udostępniono go zwiedzającym, którzy mogli obserwować zwierzęta z drewnianej, dużej ambony. Łosie stały się atrakcją. Jak żubry w Białowieży. Wśród dzieci szkolnych kolportowane były dydaktyczne broszurki z wierszykami.


 "Czy wiecie, gdzie mieszkają łosie?
Łosie mieszkają w Kampinosie.
Kampinos to las pod Warszawą,
podmokły, zarośnięty trawą."


W roku 1959 uznano, że można już rozebrać ogrodzenie rezerwatu, który spełnił swoje zadanie. Łosie zostały stałymi mieszkańcami Puszczy Kampinoskiej, a potem rozeszły się po całej Polsce. Obecnie mamy w kraju coś około dwudziestu tysięcy łosi. To wiele, lecz trzeba wiedzieć że np. w Szwecji jest łosi kilkaset tysięcy. .  

Była tam w rezerwacie Łosiówka, budynek z drewnianych, grubych bali, drewniana, stylowa, składała się z dwóch budynków ze sobą połączonych, w tym drugim znajdowała się stodoła z paszą dla łosi, ten pierwszy krył w środku salonik recepcyjny, obok kuchnia, salonik był bardzo sympatyczny, taki jaki powinien być w leśnej chatce. Byłem w nim kilka razy. Zapamiętałem kominek, łosiowe poroża w roli świeczników na ścianach, na podłodze olbrzymie skóry żubrów. Łosiówka niestety spłonęła, pożar był efektem zabawy tzw. czerwonej młodzieży, a ojciec winowajcy był ważnym, komunistycznym generałem,  oficjalnie więc sprawcy pożaru nie można było ustalić. Został po Łosiówce przykryty ziemią pagórek z gruzu, pojedyncze kawałki podmurówki, kamienne kręgi studni, gdy była używana i one zakrywał stylowy budyneczek studzienny.  

Nie mam żadnej fotografii tego drewnianego budyneczku. Odwiedzałem go w czasach, gdy fotografowało się rzadko, albo wcale. Niestety, takie one też miało swoje strony. Dzisiejszym trudno w to uwierzyć.  Znalazłem kiepską reprodukcję  w książeczce Janusza Bobińskiego i Leonarda Chociłowskiego W ostępach podstołecznej puszczy (PWRiL Warszawa, 1967).  Stamtąd jest ta reprodukcja, którą pomieszczam powyżej. 


Przy leśnej drodze, którą wiedzie zielono znakowany szlak turystyczny, służby parku umieściły tablicę z informacjami o zagrodzie łosi, są zdjęcia, jest portrecik Zygmunta Boguckiego, długoletniego opiekuna łosi puszczańskich, potem leśniczego sierakowskiego, a przedtem, w czasie wojny, partyzanta Armii Krajowej o pseudonimie Lis. Na zdjęciu jest taki, jakim go zapamiętałem, na tej twarzy wypisana jest dobroć i uczciwość. Komuś z przechodzących nie podobała się ta twarz, wyraził to przy pomocy noża.  Od tablicy wydeptana ścieżynka doprowadza do  ruin piwniczki i to jest jedyne, co z całego gospodarstwa Łosiówki się zachowało. Ma zresztą lokatorów, Kampinoski Park Narodowy przeznaczył ją na zimowisko dla nietoperzy.  Ciekawe, ile ich tam jest teraz, pomyślałem. Ile by ich tam nie było, pozdrowiłem je serdecznie i poszedłem dalej w styczniowy, ośnieżony las trzeciego roku zarazy...  

...a tam dalej, niemal tuż obok drogi, sto metrów od turystycznego szlaku, leżała sobie na śniegu autentyczna łosza. Najprawdziwszy łoś, żywy jak należy. I jakże tu nie lubić tego Sierakowa... 



 



..................................................

5 komentarzy:

  1. Jeżeli chodzi o stanowisko dowodzenia generała Romana Abrahama podczas bitwy o Sieraków, to jeszcze w 2008 roku przy tej wydmie była tabliczka informująca o tym. Widać ją było z zielonego pieszego szlaku. Teraz jej już tam nie ma. Tak wyglądała:

    http://przyrodai.blogspot.com/2008/09/miejsca-historyczne.html?m=1

    OdpowiedzUsuń
  2. Już wróciła owa tabliczka, jest tak jak kiedyś!

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo dziękuje za super artykuł, aż miło mi się go czytało, sącząc gorącą kawę siedząc w pracy. Powiem tak, po przeczytaniu "aż chce się wyjść...." i iść do puszczy.
    Gratuluje!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń