W jesiennym krajobrazie Konstancina
Ma swoją historię ta zabytkowa lokomobila hrabiów Potulickich z Obór. Służyła pracowicie w dworskim gospodarstwie, napędzała młóckarnie, sieczkarnie i inne urządzenia. Po wojnie władza ludowa zrezygnowała z jej usług. Przed wyrzuceniem na złom uratowali ją polscy literaci z Domu Pracy Twórczej im. Bolesława Prusa w Oborach. Wykupili ją od pracownika PGR-u za litr wódki i cztery piwa. Póki literaci tamtejszy dwór zajmowali, lokomobila przed nim stała i pisarskie oczy cieszyła. Ale czasy się zmieniły, dwór z oporami i dość długo do Potulickich powracał, a lokomobila zawędrowała do centrum Konstancina. Urząd miasta Konstancin Jeziorna wykupił ją i odrestaurował, stoi teraz tuż obok przystanków autobusowych przy deptaku, wiodącym poprzez park zdrojowy ku tężni solankowej. Jest dzisiaj głównym punktem dla zaczynających zwiedzanie miasta turystów, przy tej lokomobili zaczyna się lub kończy każdą włóczęgę po najbardziej urodziwym z polskich miast-ogrodów.
Pod koniec tegorocznego października zawiało mnie do tej lokomobili. Był dzień powszedni i dość chłodny, poranna mgła ustąpiła dopiero około południa. Miało być słonecznie, ale nic z tego nie wyszło, choć pogoda zdecydowanie pogodna. Przyjaciel chciał zobaczyć kolorową jesień pod Warszawą. Chciał gdzieś daleko, w jakiś leśny rezerwat na przykład, a ja mu na to: a może gdzieś bliżej. na przykład do Konstancina. I tak już po raz kolejny znalazłem się obok lokomobili, aby przez konstanciński park zdrojowy powędrować ku innemu fenomenowi współczesnego Konstancina, ku Villi La Fleur w Konstancinie, w której znajduje się prywatne muzeum sztuki Marka Roeflera, biznesmena i właściciela największej w Polsce prywatnej kolekcji obrazów École de Paris, który z kolekcjonowania sztuki zrobił zajęcie niemal równorzędne z prowadzeniem biznesu. Co dla nas, zwykłych zjadaczy chleba najważniejsze, swoje zbiory udostępnia społeczeństwu, a robi to w sposób imponujący.
Doskonale się tam czuję w tej Villi, w tym artystycznym, po części bałaganiarskim, ale z przemyślanym rozsądkiem urządzonym anturażu, nowocześnie mieszczańsko pięknym, trochę i wzruszającym, ukazującym zachłanność kolekcjonerskiej pasji właściciela tego urodziwego zjawiska, tak mocno ubierającego współczesny Konstancin. A gdy już nasyciłem oczy wrażeniami, jakich dostarczyły mi wiszące we wnętrzach Villi obrazy, ugrzązłem w urodzie znajdującego się tam plenerowego ogrodu rzeźb, ogrodu stylowego, jak wszystko ram w tej Villi przemyślanego w każdym szczególe, z którego zupełnie, ale to zupełnie nie chciało się wychodzić.
Powędrowaliśmy potem z przyjacielem nad rzekę, rozdzielającą dwa organizmy miejskie, Konstancin i Jeziornę. Ta druga powstała pierwej, nazwę wzięła od rzeki, rzeka od przypominających jeziora rozlewisk, które wciąż istnieją, od dziesiątków lat. W górnym biegu rzeczka zwana jest zdrobniale Jeziorką i ostatnimi laty ta lekko pieszczotliwa forma nazewnicza coraz bardziej wypiera dostojną Jeziornę. W czasach stanisławowskich w wieku XVIII było nad rzeczką osławione miejsce pojedynków, dla których przyjeżdżano tutaj z Warszawy. Ziemia na południe od Jeziorny nie podlegała władzy marszałka wielkiego koronnego, można się więc było pojedynkować do woli. To stara anegdota, na ogół znana, ale że smakowita, dlaczegóżby jej tutaj nie przypomnieć? Te pojedynki zwano „apelacją nad Jeziorną” i popularna była wtedy pogróżka: czy wiesz, gdzie Jeziorna? Gdzie się pojedynkowano, w którym miejscu? Wyobraźnia podsuwa mi teren dzisiejszego parku zdrojowego w Konstancinie, gdzieś tam, gdzie meandrująca mocno rzeczka o nazwie Mała, rzeczywiście niewielka, wpadająca do rzeczki Jeziorny, która rozdziela zabudowę Jeziorny od zabudowy Konstancina. Duża frajdą dla zwiedzaczy przyrodniczych osobliwości są kładki turystyczne, wprowadzające chętnych przygody wędrowców w głąb trzcinowisk i rozlewisk nadrzecznych. Bez śpiewającego ptaszywa, bez kolorowych ważek, ale i bez dokuczliwych wieczorami komarów, teraz, o jesiennej porze ładnie jest tam, że aż !
Kolorową
jesienią tam teraz mnie zawiało. Pominąłem tym razem te wszystkie wille
i pałacyki, z których Konstancin słynie, tylko do Villi La Fleur
zaszedłem, a potem utonąłem nad rzeczką, w nadrzecznych krajobrazach
parku zdrojowego. Nadzwyczajna sprawa, gospodarzom miasta udało się w
harmonijną całość połączyć dwa oblicza przyrody, powstał krajobraz nad
Jeziorką, który smakuje jak najbardziej wyrafinowane danie.
Kolorową jesienią tam teraz mnie zawiało. Pominąłem tym razem te wszystkie wille i pałacyki, z których Konstancin słynie, tylko do Villi La Fleur zaszedłem, a potem utonąłem nad rzeczką, w nadrzecznych krajobrazach parku zdrojowego. Nadzwyczajna sprawa, gospodarzom miasta udało się w harmonijną całość połączyć dwa oblicza przyrody, powstał krajobraz nad Jeziorką, który smakuje jak najbardziej wyrafinowane danie.
......................................................................
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz