Długodzioba czarodziejka
Turyści i spacerowicze nic o niej nie wiedzą. Może nie wszyscy, ale prawie. Niemal nikt jej nie widział. A jeśli nawet, najczęściej nie wiedział co zobaczył. Słonka
jest ptakiem fascynującym i tajemniczym. Praktycznie tylko
zapamiętali ptakolubcy wiedzą o jej istnieniu. Oraz myśliwi, ci przede wszystkim.
Zawsze stanowiła albowiem podniecająco trudny cel łowiecki. Słonkę po
wielekroć malowano, a swój pędzel dla jej wizerunku zatrudniali
niejednokrotnie wybitni malarze. Na ostatnio prezentowanej w
Warszawie wystawie biograficznej malarstwa Józefa Chełmońskiego
mogliśmy oglądać słonkę na obrazie mistrza, którego reprodukcja otwiera ten post.
O słonce pisano, wiele pięknych zdań poświęcali jej świetni pisarze, a w sławnej powieści Józefa Weyssenhoffa "Soból i panna" w czasie polowania na słonki rozwija się flirt pary głównych bohaterów. Słonka nazywana jest czarodziejką długodziobą, a Julian Ejsmond pierwsze na słonki wieczorne polowanie na wiosennym ciągu nazywał pierwszą miłosną schadzką myśliwego z dziką przyrodą. Ci, którzy nie polują, rzadziej spotykają się ze słonkami i rzadko tych spotkań szukając, nie wiedzą co tracą, tracą zaś bardzo wiele.
Ptak ten w Polsce posiada trzy nazwy: słomki, słonki i słąki – pisał Leopold Pac-Pomarnacki w Łowcu polskim z 1935]r. – Pierwsza ma rzekomo pochodzić od wyrazy >słoma< i zdrobniała >słomka<, do której jest podobny dziób ptaka i stąd nazwa. druga - ma związek ze >słonkiem<, po zachodzie którego i przed wschodem zwierzyna ta odbywa swoje ciągi, i wreszcie trzecia, stara nazwa, najmniej odpowiednia, wznowiona przez Jana Sztolcmana, pochodzi od >łąki<, czyli jest to >ptak z łąki<"
Widuje się najczęściej tylko samce słonek w czasie lotów tokowych. W ciepłe i ciche wieczory, a w mniejszym stopniu również o świcie, rozpoczyna się "ciąg" słonek. Samce oblatują swój teren, ciągnąc powoli i równomiernie nad wierzchołkami drzew, najchętniej wzdłuż leśnych duktów i nad strumieniami, zazwyczaj trasą o kształcie trójkąta i długą na 5 km. W czasie lotu słonki wydają chrapliwy głos "chru chru chru", przeplatany wysokim w tonie "psip". Ponieważ trudno to ustalić, specjaliści nie są pewni czy ptaki chrapią dziobem, czy też w inny, mniej przyzwoity sposób. Po ciągu, na ziemi odbywa się spotkanie z samicą i właściwy akt miłosny.
Ptakiem rzadkim słonka nie jest, a jednak nie należy do tych, o których się mówi. Przez innych, niż myśliwi, jest nie zauważana. Skądinąd bardzo się o to stara, prowadząc skryty tryb życia i czyni to najpewniej słusznie, gdyż ma wielu wrogów, a spośród nich najważniejszym jest człowiek, który wycinając najbardziej przez słonkę lubiane lasy, pozbawia ją naturalnych ostoi, a przede wszystkim na nią poluje. "Ponieważ słonka nie dorównuje wagą gołębiowi domowemu, ubicie jej nie przynosi prawie żadnych zysków i myśliwi uprawiają polowanie na te ptaki jedynie ze względu na piękne przeżycia. Trzeba przyznać, że w cichy wieczór, bezpośrednio po zachodzie słońca, kiedy olchy przeglądają się w rozlanej wodzie, z daleka rozbrzmiewają pierwsze gwizdy kosa, ziemia pachnie, a lasem idzie pierwsze tchnienie wiosny, polowanie na słonki ma przedziwny urok" [Jan Sokołowski."Ptaki ziem polskich. 1973].
Wspominany już tutaj poeta i bard myślistwa, Julian Ejsmond, pozostawił w polskiej literaturze najwspanialsze, jak dotąd, opisy spotkań ze słonkami.
"Jeżeli spojrzymy wstecz na wspomnienia nasze z ciągów słonek, to zachwyci nas przede wszystkim muzyczne piękno tych wspomnień ...Zięby, sikorki i drozdy śpiewaki żegnają pieśnią wieczorną słońce zachodzące za czarnymi borami. W gęstwinie drze się kraska, przelatując jak zielony duch leśny z drzewa na drzewo... Gdzieś w głębi puszczy szczeka zajadle urywanym głosem spłoszony kozioł...
Powoli cienie poczynają gęstnieć w dole. Czuby olch pociemniały na purpurowem tle zachodniego nieba. Umilkła pieśń melodyjna drozda... Wielki żuk przeleciał z brzękiem huczącym... I oto nagle w borze powstał głos cichy i nieuchwytny, jak złudzenie... To słonka zachrapała... Z ponad lasu między czarnemi wierzchołkami drzew dość szybko przeleciał ptak długodzioby sowim lotem, jak duch...
Kworr, kworr – pswt..."
Przeżyłem wiele spotkań ze słonkami. Polowałem na nią, tyle że bez myśliwskiej broni, ale w wielkie chęci uzbrojony. Poznałem słonkę w Puszczy Augustowskiej, zaprzyjaźniłem się z nią na Bagnach Biebrzańskich, w Puszczy Kampinoskiej została moim ptakiem domowym. Wiosennymi przedwieczorami okrążała polane, na której stała moja leśniczówka w Krzywej Górze, tuż przed zmierzchem wychodziłem na środek polany czekałem. Wpierw się ją słyszało, to charakterystyczne pochrapywanie (złośliwcy twierdzą, że pochrapuje zadkiem, nie pyskiem), potem dopiero widziało, przemykała nad głową, już jej nie było. A ja byłem szczęśliwy. Na ciągi słonek o przedwieczorze prowadziłem entuzjastów przyrody, najczęściej były to spotkania udane, bo wiedziałem już w jakim środowisku mam na lecącą słonkę oczekiwać i znałem już jej zwyczaje i preferencje. A ptak w sumie niewielki, najwyżej 440 gramów wagi, rozpiętość skrzydeł wcale jednak pokaźna 55-60 cm, dziób 7-8 cm długości.
Gdyby ktoś z czytelniczek i czytelników tego tekstu chciał uczestniczyć w tym niezwykłym przyrodniczym misterium – zapraszam do Puszczy Kampinoskiej. Jest kilka miejsc, nad którymi mogą ciągnąć słonki. Przypominam jednak, że chcąc odnieść sukces, miejsce trzeba naprzód rozpoznać i zapewne nie raz jeden, czasem kilka kwietniowych wieczorów trzeba na to poświęcić.
Myślę, że z dużym prawdopodobieństwem można zobaczyć słonkę ciągnącą nad innym szlakiem żółtym, oddalonym niespełna pół kilometra od parkingu koło wsi Truskaw, tam gdzie są bagienne obniżenia po obu stronach szlaku; zanim usypano wyższy teren pod drogę, tam turyści mieli zawsze kłopoty w mokrych latach. Miejsce niebrzydkie, bliskie, ale lepiej jest szukać słonek na ciągu jak najdalej od miasta, tak aby hałasy tego miasta nie były słyszane. W Puszczy Kampinoskiej na przykład koło kapliczki św. Teresy pod Bromierzykiem na przykład.
Zalecam samotnicze zasadzanie się na słonkę. Oczekiwanie kwietniowym zmierzchaniem to uczestnictwo w tajemniczym teatrze przyrody, a samotność w tym mocno sprzyja. Nie przejmujecie się, że za pierwszym razem za późno się zorientujecie, że słonka już nad wami przeleciała, najczęściej usłyszycie ją już wtedy, jak się oddala. Ale czuwajcie, być może jeszcze powróci. Albo za jedną chwilę, albo dopiero po kilku minutach. Czuwajcie, bo kolejny raz tego wieczoru to się już nie zechce powtórzyć !
................................................
Włodzimierz Korsak w "Roku myśliwego" (1922) rozpoczął miesiąc kwiecień własną ilustracją słonki i tak pisał o ciągu - konkretniej niż Ejsmond, choć z nie mniejszym przejęciem: "Oto stoi się już na stanowisku; widno jeszcze zupełnie: słońce dopiero co zaszło. Różne ptaki dzienne odzywają się jeszcze, a najwięcej hałasu sprawiają drozdy, skrzecząc i przelatując wciąż z drzewa na drzewo. Lecz zmierzch zagęszcza się, powoli milkną te głosy, natomiast inne zaczynają się rozlegać. Żaby rozpoczęły pieśń chóralną w kałużach nagrzanej przez słońce łąkowej wody, a z niezmierzonych głębin czystego błękitu ozwało się warczenie kszyka. Z ciemniejącego lasu doleciały ostatnie trele drozda-śpiewaka, żuk zahuczał i oto gdzieś w głębi lasu powstał dźwięk, cichy zrazu i niewyraźny, zbliżający się i rosnący. To ona, to ciągnie długodzioba słonka. Pierwsza gwiazdka zamigotała na zenicie, za nią druga i trzecia, gdzieś z oddali nadleciał daleki bełkot cietrzewia, zapowiedź pogody. [...] Polowanie na ciągu nie daje specjalnie silnych i emocjonujących wrażeń, wytwarza natomiast często czarujący nastrój, porównać się nie dający do żadnego innego i zostawiający w duszy człowieka świetlistą smugę, podobną do tej, jaką zostawia słuchanie przepięknej muzyki." Korsak pisał, że zna niejednego myśliwego, który na ciągi chodzi bez broni, dla samego nastroju.
OdpowiedzUsuńBezcenne są Pana informacje o miejscach możliwych spotkań ze słonką w Puszczy Kampinoskiej. Szkopuł w tym, że w Parku nie wolno przebywać po zachodzie słońca, a trzeba przecież po tych późno-wieczornych wrażeniach jakoś się z lasu wydostać. Kampinoski Park Narodowy zrobił się ze swoimi zakazami skrzyżowaniem muzeum z ochronką dla przedszkolaków. Wobec tego przenoszę się coraz częściej do innych lasów - mniej utytułowanych, ale za to dostępnych. Robię to głównie dzięki nieocenionym książkom i innym pismom Pana, za co dozgonna wdzięczność. W przewodniku wydanym 24 lata temu napisał Pan, że na zawilce to tylko do Rudki Sanatoryjnej. Dziś wreszcie tam byłam. Człowiek wchodzi w te miliardy zawilców i przylaszczek, kamienieje ze zdumienia, a potem śmieje się i płacze równocześnie. Ręce całuję.