czwartek, 26 sierpnia 2021


 

Na szlakach kampinoskich partyzantów
 


Ten mural, który niedawno sfotografowałem, a o którym chciałbym teraz opowiedzieć, znajduje się w jednym z najbardziej popularnych miejsc, w których zaczyna się wędrowanie po Puszczy Kampinoskiej, tuż obok pętli autobusowej w samym środku wsi Truskaw, najstarszej osady, jaka wewnątrz puszczy powstała, w roku 1419, co pisane dokumenty potwierdzają. Mural przedstawia scenę ataku, jaki na kwaterujący we wsi Truskaw batalion z Brygady Szturmowej SS RONA, przeprowadził nocą 2/3 września 1944 roku przez partyzancki oddział z Grupy Armii Krajowej  „Kampinos".
 

W sierpniu i wrześniu 1944 r. puszczańskie Wiersze oraz sąsiednie wioski Brzozówka, Truskawka, Janówek, Krogulec i Kiścinne stały się bazą dużego zgrupowania partyzanckiego o sile 3,5 tys. żołnierzy. Stamtąd przeprowadzano akcje dywersyjne i stamtąd wyruszały oddziały na pomoc powstańcom w Warszawie. Nazywano ten puszczański teren „Niepodległą Rzeczpospolitą Kampinoską”„Zarówno leśni powstańcy, jak i tutejsza ludność przeżywali niemal przez dwa miesiące wspaniały okres szczególnej wolności, wolności powstańczej, i tego nikt nie jest w stanie zapomnieć” – pisał dowódca zgrupowania, płk Józef Krzyczkowski „Szymon”.

Miałem zaszczyt go poznać. Odwiedziłem go w jego wiejskiej sadybie koło Polesia na skraju Puszczy Kampinoskiej. Niewysoki, stary człowiek. Był dla mnie legendą. Nie ma już tej chałupki w Polesiu i legendarnego „Szymona” już nie ma, zmarł w wieku 88 lat, spoczął na cmentarzu w Laskach, pośród swojej Puszczy Kampinoskiej. Też bym tak chciał. Mam w swojej bibliotece jego wspomnienia. Pożyczył mi tę książkę Rysiek Karpiński, zaraz potem wyjechał w góry Kaukazu i tam zginął w czasie wspinaczki na szczyt Dżantugan. Książka została u mnie na stałe i Ryśka mi często przypomina, bo często do niej sięgam. Mam też w tej książce autograf płk Krzyczkowskiego. Cenną jest dla mnie pamiątką...
 

Zadanie likwidacji zgrupowania partyzanckiego w Puszczy Kampinoskiej powierzone zostało jednostkom kolaboracyjnej brygady SS RONA, uniemożliwiając tym samym komunikację między oddziałami AK w puszczy, a powstańczą Warszawą. Zakwaterowani zostali w Sierakowie i Truskawiu. I tam właśnie zaatakowali ich dowodzeni przez por. Adolfa Pilcha „Dolinę” żołnierze Grupy „Kampinos” Armii Krajowej. 
 
To był bardzo sprytnie zorganizowany wypad. Partyzanci zaatakowali nieprzyjaciół od wschodu, od strony Warszawy. Nieprzyjaciel był kompletnie zaskoczony, straty poniósł ogromne, ponad 250 zabitych. Ofiarą tego partyzanckiego zwycięstwa została była też wieś. Jak zwykle. Cywile zawsze cierpią najwięcej. Wycofujące się z Truskawia oddziały RONA wioskę podpaliły... 
 
W ciągu dwumiesięcznego swego istnienia zgrupowanie to stoczyło około 46 bitew i potyczek z niemieckimi wojskami, zadając wrogowi poważne straty.  Ale i dwie bitwy, które zakończyły się klęską, kampinoscy partyzanci mieli pomóc powstańcom warszawskim, wielkimi ofiarami opłacili próby zdobycia Dworca Gdańskiego i lotniska bielańskiego w Warszawie...   
 

Symboliczna mogiła partyzancka w uroczysku Dęby Młocińskie w Warszawie     



 

Cena, jaką ludność puszczańskich miejscowości płaciła za Niepodległą Rzeczpospolitą była poważna. Gdy u schyłku powstania grupa „Kampinos”, wycofując się w kierunku Gór Świętokrzyskich, została rozbita pod wsią Budy Zosiny koło Żyrardowa, w odwecie za działalność partyzantów hitlerowcy spacyfikowali Borzęcin i Sieraków oraz spalili dwadzieścia osad w puszczy. Można powiedzieć, à la guerre comme à la guerre. Ale... no właśnie, najważniejsze jest zawsze to, co jest  po tym ale...

Truskaw jest niewątpliwie często odwiedzaną miejscowością. Nic dziwnego. Bliskość Warszawy, dobry dojazd miejskim autobusem z miasta i zaczynające się tu szlaki turystyczne, wiodące w interesujące partie leśne Kampinoskiego Parku Narodowego. Jeden prowadzi do Palmir, do tamtejszego cmentarza, pomnika polskiej martyrologii wojennej. Drugi do partyzanckiego cmentarza na skraju puszczy we wsi Wiersze. 
 



Obok cmentarza partyzanckiego w Wierszach turyści bywają często, to niezbyt daleko, z Truskawia dociera się po niespełna ośmiu kilometrach, dla sprawnego wędrowca w niecałe dwie godziny, dla rowerzystów w godzinę. Rzadziej dociera się do pobliskiego kościoła w Wierszach, postawionego w samym centrum powstańczego obozu z 1944 roku. Ten niewielki kościół o ładnym, współczesnym wnętrzu, pełni rolę partyzanckiego sanktuarium i obok niego są umieszczone tablice z niezbędnymi informacjami o kampinoskich partyzantach. 







Niemal nikt z odwiedzających Truskaw i Wiersze,  miejsca chwały partyzantów kampinoskich, odwiedza miejsce gdzie powstańcza historia dobiegła dramatycznego kresu. To wioska Budy Zosine w gminie Jaktorów, o kilka kilometrów od Żyrardowa. Nie prowadzi tam żaden szlak znakowany, a  szkoda, bo być powinien, to ważne miejsce  na krajoznawczej mapie Mazowsza, szczególnie dla tych z turystycznej braci, którzy lubią wędrować po Puszczy Kampinoskiej i uważają, że ją znają. Różnie z tym u tych znawców bywa, wielokrotnie się o tym przekonywałem, ale skoro oni tak mówią, nie będę z nimi dyskutował.

W latach siedemdziesiątych „Sport i turystyka” wydał moje „Podwarszawskie szlaki piesze” w osiemnastu zeszytach, zeszyt 3 obejmował Grodzisk Mazowiecki i okolice. W tym wcale zresztą interesującym krajoznawczo terenie, opisałem byłem był szlak z Międzyborowa przez Budy Zosine i dalej obok stawów koło Kraśniczej Woli do Grodziska Mazowieckiego, a ów szlak, nie tylko moim zdaniem, miał prawo być interesującym, choć wiódł przez teren równinny w sposób doskonały, a do tego przez teren historycznej Puszczy Jaktorowskiej, która padła ofiarą największej zbrodni na przyrodzie, jaka dokonała się kiedykolwiek na Mazowszu. Ale o tym przy innej okazji, nie można o wszystkim naraz.
 

Pół wieku później znów się wybrałem na ten szlak do Bud Zosinych. Tak jak należy, wyruszyłem z Międzyborowa. Pośród sosen, „między borem” jest tam osiedle, zrazu miało być letniskowe, teraz już jest praktycznie dzielnicą ;pobliskiego Żyrardowa, nawet żyrardowski autobus miejski dojeżdża. Wśród płaskiego, równinnego pejzażu Równiny Łowicko-Błońskiej wyrasta tam wysoka na kilka metrów piaszczysta wydma, jak samotna wyspa. Zdaje się być przypadkową skazą w krajobrazie. Wydma jest paraboliczna, na jej grzbiecie i w misie deflacyjnej rośnie bór sosnowy, zwany od dawien dawna Czarnym Borkiem. To niewielki borek, ten z Międzyborowa, porasta chroniony dzisiaj prawnie zespół przyrodniczo-krajobrazowy „Wydmy Międzyborowskie”.

Do Bud Zosinych poszedłem pieszo według swojego opisu z przewodnika. Pięć dziesiątków lat upłynęło od czasu, gdy ten przewodnik pisałem, a rozstaje i rozwidlenia mi się zgadzały. Tylko przy jednym nie było już śladu po zagrodzie krytej dwuspadowa strzechą z naczółkami, a w pobliżu zabrakło kilka innych budynków, krytych strzechą. I w budynku szkolnym gospodarował teraz ktoś inny.







W Budach Zosinych zakończyła się historia Grupy Armii Krajowej „Kampinos” . W połowie września 1944 roku było już jasne, że powstanie warszawskie zmierza ku upadkowi. Należało się spodziewać, iż po zakończeniu walk w stolicy Niemcy zajmą się kampinoskimi partyzantami. W tych okolicznościach dalsze pozostawanie w Puszczy Kampinoskiej groziło zagładą całej Grupy „Kampinos”. Zbliżała się jesień, wioski kampinoskie wsie nie były już w stanie zapewnić licznemu partyzanckiemu zgrupowaniu odpowiedniej ilości wyżywienia, odzieży i suchych pomieszczeń. Najlepiej byłoby rozpuścić ludzi do cywila, niech się gdzieś ukryją, wtopią w tło, zapewne przecież doczekają końca Hitlera i jego armii.

Zgrupowaniem dowodził wówczas mjr „Okoń”, który poinformował szefa sztabu KG AK gen. Tadeusza Pełczyńskiego ps. „Grzegorz”, że Niemcy zaciskają pierścień okrążenia wokół puszczy oraz prosił o wytyczne w sprawie dalszego postępowania. Odpowiedź nadeszła dwa dni później i zawierała rozkaz przebicia się całym zgrupowaniem do oddziałów ppłk. „Żywiciela” na Żoliborzu. „Okoń” był jednak przekonany, iż jego oddziały nie nadają się do walk miejskich i - nie odmawiając wprost wykonania rozkazów - postanowił przebić się wraz ze swymi żołnierzami w Góry Świętokrzyskie, gdzie zamierzał we współpracy z miejscowymi oddziałami AK kontynuować walkę z okupantem. Oficerom oceniającym, że ich oddziały nie wytrzymają trudów marszu i czekających walk, dowódca polecił rozpuścić żołnierzy do domów, a sam na czele rozciągniętej na wieleset metrów kolumny ruszył ku lasom wokół Puszczy Mariańskiej i dalej w lasy świętokrzyskie.

Jak on sobie wyobrażał ten marsz? Jak myślał iść przez kraj, pełen uzbrojonych po zęby nieprzyjaciół? Decyzja jego podjęcia tego marszu bez dwóch zdań wydawała się straceńczą, a jednak ruszyli żołnierze za swoim dowódcą,  i  konni i piechota, a wraz z nimi ogromny tabor, liczący od 200 do 350 wozów wypełnionych żywnością, amunicją, sprzętem, dokumentami, a niejednokrotnie również przedmiotami osobistymi. Żołnierze zostali także niepotrzebnie obciążeni dodatkowymi przydziałami amunicji. Do pochodu dołączyło wielu cywilnych uchodźców, którzy po drodze sukcesywnie odłączali się od zgrupowania, szukając schronienia u krewnych i znajomych]. W kolumnie znalazła się także grupa ok. 100-150 jeńców niemieckich.


29 września pod Jaktorowem to wszystko znalazło się w niemieckim kotle. Partyzantów zaatakowano ze wszystkich stron naraz, na torach kolejowych linii Warszawa – Żyrardów czekał na Polaków hitlerowski pociąg pancerny, z powietrza spadły na nich samoloty bojowe. Pod Jaktorowem kończyła się historia partyzantów z Puszczy Kampinoskiej. W bezleśnym terenie dawnej Puszczy Jaktorowskiej, tej w której polscy królowie polowali na potężne tur. W tej puszczy żyły ostatnie z turów na świecie. A gdy już tutaj turów zabrakło, tę puszczę w pień wycięto.

Bitwa pod Jaktorowem była jedną z największych bitew partyzanckich na lewym brzegu Wisły w czasie drugiej wojny światowej. Było to także jedno z większych jednodniowych zmagań Powstania Warszawskiego. Wielu partyzantom udało się wydostać się z okrążenia, także i w zwartym szyku. Część nadal kontynuowała walkę. Powstańcza Grupa AK "Kampinos" pod Jaktorowem przestała jednak istnieć.
 
Na niewielkim cmentarzu we wsi Budy Zosine koło Żyrardowa spoczywa 132 powstańców, którzy zginęli w tej bitwie. Wśród nich mjr Alfons Kotowskiego, ps.”Okoń”. Ciało dowódcy Grupy „Kampinos” zostało odnalezione na polu bitwy. Okoliczności jego śmierci nie są znane – przypuszcza się, że załamany klęską mógł popełnić samobójstwo lub został zastrzelony przez jednego ze swoich podwładnych, obwiniających go o doprowadzenie do klęski zgrupowania. Wskazuje na to swoista „zmowa milczenia”, jaką kronikarze i weterani Grupy „Kampinos” otaczali okoliczności śmierci majora. Czy tak było naprawdę? Był jednym z tych nieszczęsnych polskich przywódców, którzy zawiedli, czy to w dziewiętnastym wieku w powstaniu listopadowym, czy w warszawskim powstaniu w wieku dwudziestym.
 
 
............................................................
 

 

1 komentarz:

  1. Też mam książkę Józefa "Szymona" Krzyczkowskiego: "Konspiracja i powstanie w Kampinosie". Tylko nowsze wydanie, z ubiegłego roku.

    OdpowiedzUsuń