Pośrodku podwarszawskiego Izabelina, na niewielkiej wydmie wśród sosen, stoi niezwykły Izabeliński Łoś. Jest imponującym rozmiarami bykiem o rozłożystym porożu. To olbrzym o ponad 600-kilogramowej wadze. Stanął na tej wydmie rok temu, 11 czerwca 2022 r. Odlana w brązie rzeźba jest dziełem wspaniałego polskiego artysty Józefa Wilkonia. Stoi ten potężny łoś dokładnie naprzeciw Urzędu Gminy Izabelin i przystanku autobusowego linii 210, 20 minut jazdy od stacji metra w warszawskich Młocinach.
Otoczony lasami Puszczy Kampinoskiej Izabelin coraz bardziej staje się powoli dzielnicą Warszawy w ostatnich latach. Jest pełen lasu, o utopionej w zieleni niemal wyłącznie jednorodzinnej zabudowie. Zachodzę często w izabelińskie strony. Odwiedzam przyjazne mi dusze w gmachu dyrekcji Parku Kampinoskiego, a potem idę w las. Izabelińskie bory dają się lubić, są tak bardzo oswojone, typowe dla tych podwarszawskich okolic, żadne tam dzikości, niemal same sosny i dużo jałowca i on jest jakby jedynym elementem podszycia.
Od czasu do czasu, nie za często, ale jednak, spotykam tam łosie. Przyzwyczaiły się do ludzkiego sąsiedztwa, spotykałem je zaledwie o dwieście metrów od zabudowań. Spokojnie sobie leżą, skryte w krzewach jałowca.
Któregoś dnia bezśnieżnej zimy przed dwoma laty szedłem czarnym szlakiem od dyrekcji KPN ku wsi Sieraków. Gdybym uważniej nie przepatrywał otoczenia, nie zauważyłbym tych uszu. Niemal tuż obok izabelińskich willi pośród jałowców leżał sobie łoś. Nie podchodziłem bliżej, choć pokusa była, bo nie miałem przy sobie aparatu fotograficznego z teleobiektywu i tylko zwykłym smartfonem moglem sfocić te sterczące uszy. Być może była to ta słynna izabelińska łosza, którą tutejsi nazywają Lucyną. Być może była w ciąży, do porody były jeszcze trzy miesiące, po co miałem ją niepokoić. Dla jednego zdjęcia?
Zapewne w kwietniu lub początkach maja przyszedł na świat piękny łoszak. Być może to ten, którego razem z matką oglądałem późnym listopadem też z czarnego szlaku i zaledwie o kilkaset metrów od tego miejsca, w którym fotografowałem uszy jego matki. Zapewne
tę samą łoszę z łoszakiem spotkałem kilka lat temu, Było nas kilkanaścioro, oba zwierzęta dawały się
fotografować, prawie nie zwracając na nas uwagi. Obżerały się
igliwiem z nielicznych i akurat tam rosnących świerków i
podejrzewam, że były dla nich smakołykiem, jak dla nas markowa,
szwajcarska czekolada.
Łosie zdają się być w Izabelinie codziennością. Chociaż wędrując po okolicy, co czynię zresztą dość systematycznie, nie potykam się o te zwierzęta, ale że są łosie mieszkańcami tej okolicy, przekonują się jednak często. Na początku lutego 2023 roku zobaczyłem minutowy filmik z You-tuba. Coś nieprawdopodobnego. Filmik nakręcony jest przez kamerę, umieszczoną przy przedniej szybie samochodu. Sporo ludzi takie coś montuje w swoich autach. Zapewne na wszelki wypadek, jakby się co zdarzyło, to mają dowód. No i się zdarzyło.
Auto
jedzie od Lasek w kierunku Izabelina. Dojeżdża do jedynego w
Izabelinie ronda o nazwie
„Rondo łosia”. A na rondzie dwa najprawdziwsze, żywe łosie,
jeden z nich to młodziak. Drugi to zapewne matka. Zwierzęta
zażerają się posadzoną tam kosodrzewiną i zupełnie, ale to
zupełnie nie przejmują się tym, co się dzieje. Auta ruchem
okrężnym okrążają rondo, swoimi telefonami fotografują
zwierzęta. Jakiś facet zaparkował tam, gdzie nie można, zostawił
auto i podbiegł do łosi. I tak sobie myślę: zupełnie możliwe,
że to Lucyna, która od lat swoje młode wprowadza do wielkiego
świata i teraz z kolejnym przyszła po swoje. Ona zawsze lubiła iglaki. Sosną nie gardziła, ale na tym rondzie e posadzono niezwykły dla niej rarytas: nisko płożącą się tatrzańską kosodrzewinę.
Dwa łosie na Rondzie Łosia w Izabelinie
..............................................
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz