piątek, 21 lipca 2023

 Młociny. Lipowa aleja w dzień lipcowy

Powoli kończy się lipiec. Jak dotąd był bardzo upalny, były taki dni, że zdzierżyć było trudno, w moim telefonie komórkowym pojawiały się ostrzegające alerty, apelujące do mojego rozsądku, nalegające aby bez powodu nie wychodzić z domu.  „Za waszego życia nie będzie już tak chłodnego lata jak obecne i nie należy tego traktować jako żartu. To jest przerażające - ostrzegł Peter Kalmus, zajmujący się zmianą klimatu naukowiec amerykańskiej agencji kosmicznej NASA. - Jedynym sposobem na zakończenie koszmarnych upałów jest rezygnacja z paliw kopalnych" – dodał.

Potem schłodniało. To znaczy było nadal gorąco, tyle że już nie upalnie. Kilka dni temu padał deszczyk, nie za wielki, potem przeszły nad Polska burze, ulewy pozalewały wsie i miasteczka w Małopolsce, ale u nas na Mazowszu tak źle nie było. ale pada. Mimo deszczu powędrował z otwartym parasolem  nad sobą, włóczyło mnie po Parku Młocińskim. Kiedyś było to dla mnie daleko za miastem, jechało się tam tramwajem linii nr 28. Pętla znajdowała się mniej więcej tam, gdzie dzisiaj jest McDonald. Młociny są już wchłonięte przez  miasto, ale linię zlikwidowano i nawet numer jej przepadł bez wieści.

Wędrowałem teraz przez park młociński, była świetna ekspozycja do fotografowania. Wyszło mi niezwykłe zdjęcie, zrobiłem je oszałamiająco pięknej alei lipowej na młocińskiej promenadzie. Światło było świetne, obiektywy lubią deszczową pogodę w tonacji dur, a nie moll. A zdjęcie jest fascynujące, oglądająca je moja zona twierdzi, że zdjęcie jest kłamstwem, że zastosowałem jakiś zabieg fotograficzny, jakiego foto-szopa użyłem, który spowodował, że fotografia jest nieprawdziwa. 

Otóż, zieleń na tej fotografii jest w tej lipowej alei  nadzwyczaj bujna,  bardzo świeża, niemal jak w pełni wiosny, jak młodym latem. A przecież już o koniec lipca się zbliża, czas gorącego lata. Na ziemi jednak zieleni nie ma, a być powinna. Pamiętam przecież, nie raz jeden zdejmowałem tę aleję, tam się bywa, mam tylko pół godziny jazdy autobusem spod mojego żoliborskiego domu. Na ziemi u stóp lip ścieliła się jesień, dywan z liści jesiennych. 

A przecież do jesieni jeszcze trochę. Na cale szczęście zresztą. Zapewne efekt kilkunastu dni okrutnych upałów, które dopiero co nad nami przeleciały. I ten obfity, konsekwentnie padający deszcz, który teraz przyleciał do nas, w młocińskim parku spowodował, że drzewa ożyły,  że rozkwitły zielenią swojego listowia i jak młode panny zaczęły się do mnie wdzięczyć. I z tą rudością u swoich stop stworzyły obraz jedyny w swoim rodzaju.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz