W kolorach jesiennych
Jedną z największych przyjemności wszystkich, co uwielbiają włóczęgę w pięknych okolicznościach przyrody, jest brodzenie w opadłych kolorowych liściach o jesiennej porze. Mój niezrównany mistrz, Józef Nyka, w swoim przewodniku po Gorcach wspominał przy opisie Szczawy o szlaku z Mogielicy, na który jesienną porą specjalnie przyjeżdżają miastowi z Krakowa, aby przez buczyny zbiegać do doliny Kamienicy brodząc po kolana w żółtych i czerwonych liściach. U nas buczyn nie ma, mamy natomiast kolory jesieni w niektórych warszawskich parkach. W mieście również można brodzić w opadłych, barwnych liściach.
Nie darowuję sobie nigdy odwiedzin brodzić w królewskim parku łazienkowskim w Warszawie. Zanim służby parkowe barwnych kobierców opadłych liści nie zgarną z alejek (zdjęcie górne). Jeszcze przed początkiem listopada zachwycająco jesienny bywa rezerwat w lesie bielańskim (zdjęcie niższe). To drzewostan dębowy, dęby gubią liście później od innych gatunków drzew liściastych. Zanim zacznie się październik zachwycająco jesienny bywa rezerwat w lesie bielańskim. To drzewostan dębowy, dęby gubią liście później od innych gatunków drzew liściastych.
Mam też szlaki kampinoskie, które lubię odwiedzać w czasie, gdy przyodziewają się w jesienne kolory. Do odwiedzin najbardziej urodziwego szlaku kolorowej jesieni zachęcam w swoim przewodniku "Puszcza Kampinoska". Napisałem tam, że do najbarwniejszych wycieczek jesiennych należy wędrówka piesza za zielonymi znakami Północnego Szlaku Krawędziowego, prowadzącego ku zachodowi z przystanku autobusowego w Nowych Grochalach w stronę Piasków Królewskich. Obfitość rosnących w sosnowym borze krzewów i drzew liściastych podszycia i dolnego piętra leśnego, szczególnie w barwach jesiennych nadaje wędrówce wyraz o skali gdzie indziej w Kampinoskim Parku Narodowym niespotykany. Od lat o godzinie 9-ej rano odjeżdża w tamtą stronę autobus sprzed dworca Gdańskiego. Najprzyjemniej jest tam pod koniec października, wtedy o wybraniu się na ten szlak warto pomyśleć; wtedy można brodzić w opadłych na ziemię liściach i jest to miłe doznanie. Zapraszam na wędrówkę tym szlakiem. Może się tam nawet spotkamy...
Niestety, lasów bukowych u nas na
Mazowszu nie ma. Ono jest usytuowane poza strefą naturalnego
występowania buka. A tam, gdzie rosną buki, o kolorowej jesieni tam jest jeszcze ładniej, niż ładnie.
Takich bukowych lasów trzeba szukać poza granicami historycznego Mazowsza. |
Pierwsza połowa tegorocznego października nie była zbyt łaskawą. Jednego dnia zimno, drugiego zimo i pogodnie, trzeciego wcale ciepło i dżdżyście. Lasy wciąż zielone i wygląda na to, że nie będzie polskiego babiego lata. Nie ma mgieł o porankach, malowniczo snujących się nad łąkami. Brakuje wokół Warszawy lasów liściastych, dębiny wycięto, buczyny nie rosną, dominują drzewostany sosnowe, nie liściaste. A jeśli liściaste, to głównie wilgotne olszyny, rosnące w niższych położeniach, a liście olchy nie zmieniają kolorów.
W podwarszawskich okolicach najwięcej barw dostarczają dęby czerwone, ale to nie jest gatunek rodzimy, dąb czerwony jest sprowadzonym z Ameryki egzotem. Fakt, że bardzo jest malowniczy. I niezwykle agresywny. W Kampinoskim Parku Narodowym dęby czerwone się wycina; park narodowy powinien być jak żywe muzeum gatunków roślin rodzimych, a nie cudzoziemskich. Te widoczne na zdjęciu szpalery dębu czerwonego na szlaku koło Dziekanowa już nie istnieją. Ta fotografia jest już dokumentem historycznym.
Po leśne barwy jesienne prawdziwe, a i polskie, jak należy, zawsze jeździłem daleko, najchętniej w takie lasy, w których rosną buki. Tak więc zdradzałem moje Mazowsze na rzecz lasów świętokrzyskich. Ich północne fragmenty od ostatniej reformy administracyjnej, chociaż nie leżą na obszarze historycznego Mazowsza, znajdują się w granicach województwa mazowieckiego.
Buczyna w lasach kolo Przysuchy |
Wyjazdy ku tamtym bukowym lasom wymagały wysiłku i samozaparcia. Jechało się na jeden dzień, zazwyczaj w niedzielę, wolnych sobót jeszcze nie było. Przed świtem trzeba było dotrzeć na warszawski autobusowy dworzec zachodni. Wyjazd raniutko, powrót o późnym zmierzchu, czasem już nocą, nazajutrz trzeba było iść do pracy. To się dawało zrobić przy pomocy publicznej komunikacji. Więc trasy wycieczkowe były atrakcyjne, to nie były trasy okrężne, wymagające powrotu do samochodu. Szło się z Suchedniowa przez Wykus do Wąchocka albo z Bliżyna przez Świnią Gorę do Zagnańska, po 25. km za każdym razem. Dla tych jesiennych, leśnych kolorów bylo się zdolnym na wszystko. No i było się młodym. Teraz młodym już się nie jest, a z komunikacją coś się powyrabiało, bo albo jest z nią kiepsko, albo w ogóle jej nie ma.
Stosunkowo łatwo dostępny jest rezerwat „Bukowiec” na Wyżynie Łódzkiej, oddalony o godzinę marszu od stacji Lipce Reymontowskie na Ziemi Łowickiej. Rezerwat utworzono w 1934 r , oficjalnie zatwierdzono w 1954 r., ale nie jest wielki, ma zaledwie 6,5 ha powierzchni. Przed I wojną światową był prywatną własnością carskiej rodziny Romanowów. Dojazd koleją nie jest skomplikowany, do stacji Lipce Reymontowskie jedzie się pociągiem. wpierw kolei mazowieckich z Warszawy, od Skierniewic pociągiem kolei łódzkich.
Bukowiec
to las nie byle jaki. Rośnie w lekko pofałdowanym terenie, jest
bardzo dorodny, buki wszechobecne, buczyna miejscami niemal o górskim
charakterze. I tak jak należy, pod nogami idących szeleszczą opadłe,
barwne liście, Potężne buki mają tam ponad dwieście lat. To pośród
nich odbywały się przyjęcia na wolnym powietrzu w czasie galowych
polowań carskich. Z tym lasem sąsiadują pola, pełne ozimin i bardzo
wiejski, bardzo polski krajobraz, wioseczka Bobrowa jest tam jak
malowanie, nie podrabiana, nie podrajcowana na pokaz w żadnym foto
szopie. Gdy byłem tam po raz ostatni, trafiłem na słoneczną pogodę
złotej polskiej jesieni, nie chciało się stamtąd odchodzić.
Jesienne kolory w rezerwacie "Bukowiec" koło Lipiec Reymontowskich |
...a gdy już bardzo zatęsknię za kolorami jesieni, a tak się złoży, że nie będę mógł ku tym kolorom wyruszyć ze swojego warszawskiego mieszkania, wówczas otworzę szeroko okno i spojrzę na swoje tonące w barwach jesieni domowe osiedle na Sadach Żoliborskich. Brodzić w opadłych liściach nie będę, ale co sobie popatrzę, to moje. To zdjęcie zostało wykonane trzy lata temu w dniu 25 października.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz